piątek, 16 sierpnia 2013

Przerwa

Bo jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz.

Niestety i ja potrzebuję krótkiej (?) przerwy od pisania - a przynajmniej od pisania o Fairy Tail. W notkach pod postami niejednokrotnie wspominałam o coraz to negatywniejszych aspektach tej mangi - narzekałam na fan-serwis, przewidywalną fabułę i tracące swoją barwność postacie. Wiecznie narzekałam, że akcja stacza się - niestety, taka prawda. Kiedyś przy FT potrafiłam spędzić godziny, a gdy dowiadywałam się o przerwie w rozdziałach, dostawałam...białej gorączki? Teraz jest inaczej - jakoś specjalnie nie zareagowałam na tydzień bez kolejnego epizodu, ani na zakończenie anime. Powiedzmy sobie szczerze - uważam, że FT swoją magię zaczęło tracić po sadze z festiwalem walk. Przełom nastąpił podczas igrzysk magicznych - mam dość tego, że uwzględniane są tylko główne postacie, a reszta robi za humorystyczne tło. Najnowsza saga nie zapowiada się na interesującą. 
Postanowiłam zrobić sobie przerwę od tego tytułu. Pisanie o czymś, do czego nie czuje się już takiej sympatii, nie jest przyjemne - w ciągu dwóch tygodni napisałam raptem dwa dłuższe fragmenty. Możliwe, że w ciągu kilku dni dodam jeden z napisanych już rozdziałów. Póki co jednak - nie piszę. Nie o Fairy Tail
Kto wie, może jeszcze kiedyś ta seria odzyska "to coś"? Mam nadzieję, że Mashima zaskoczy nas czymś w końcu i zerwie z typowym schematem "jest misja => są źli => dobrzy przegrywają => dobrzy wygrywają". Póki co jednak, muszę oderwać się od tej serii.

Ale jeszcze tu wrócę, czarodzieje!

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział XLVIII

Rozdział XLVIII "Kagura & Minerva" 
Nie zwlekała.
Do szarej torby wciskała wszystko, co tylko wpadło jej w ręce. Zapasowe ubrania. Prowiant. Nawet ten list, który rzucił nowe światło na jej obecną sytuację. Zapięła torbę i narzuciła ją na siebie. Otworzyła drzwi mieszkania, stanęła w progu...Ukradkiem rzuciła ostatnie spojrzenie na "swój dom".
Zawróciła.
Sięgnęła po coś. Coś, co leżało w zawieszonej na ścianie, szklanej gablocie. Otworzyła ją i po prostu ten przedmiot zabrała. Cisnęła go - wbrew pozorom - starannym ruchem do ledwie dopinającej się torby...i ruszyła dalej. Zamknęła drzwi. Zamknęła pewien rozdział w swoim życiu. Rozdział, w którym dominowała monotonia oraz brak celu w życiu. Właściwie...cel miała cały czas. Zemsta. Niegdyś nieosiągalna, ale teraz - możliwa.
Zachód słońca się zbliżał - kolorowe chmury zakrywały niebo, wpasowując się w barwną atmosferę Hosenki. Szła kamiennymi uliczkami, co rusz mijając ludzi - szczęśliwych, z rodzinami, z bliskimi...Kagura zapomniała prawie, jakie to uczucie. Zamknęła się na wszystko...Miała tylko jedną przyjaciółkę, której mogła powiedzieć wszystko. I właśnie ta przyjaciółka biegła w jej stroję, machając, uśmiechając się i nawołując imię panny Mikazuchi. Niskiego wzrostu kobieta, o dziecięcej urodzie - lecz w odważnym stroju. Czarne podkolanówki w fioletowe paski oraz podobny bardziej do bielizny kostium zakrywała ciemnopurpurowa peleryna ze złotymi obwódkami. Jasnobrązowe włosy były falowane i roztrzepane, ledwie sięgające ramion - część z nich przypominała nawet uszy kota. Złote oczy jakby śmiały się, a policzki pokrywały rumieńce, ledwie widoczne przez czerwone znamiona, podobne do tych zwierząt. Millianna rzuciła się na Kagurę, obdarowując ją przyjacielskim uściskiem i oddalając się. Radość zniknęła, gdy ujrzała zapełnioną po brzegi torbę.
 - Nie mówiłaś, że wyruszasz na...
 - To nie misja. - przerwała jej. Millianna spojrzała na nią z jeszcze większym zaskoczeniem. Mikazuchi uśmiechnęła się słabo, idąc na przód. Nim Millianna całkowicie straciła ją z oczu, zdążyła wyszeptać ostatnie słowa.
"To moja osobista sprawa..."
~ * ~
Potrzebowali jakiejś kryjówki na ten czas...
...i z pewnością już takiej nie znajdą.
Przygotowania sali dobiegały końca - dziewczyny, wciąż plotkując na najrozmaitsze tematy dotyczące tego wydarzenia, zajmowały się dekoracją ścian oraz sceny. W międzyczasie, przymierzając suknie. A co z chłopakami? Cóż...ukrywali się w piwniczce - jedynym miejscu, gdzie mogli swobodnie porozmawiać, przynajmniej na chwilę obecną. Pozostałe tam beczki, przepełnione alkoholem, rozłożyli tak, by ich gromadka stała się mniej widoczna. Jako, iż w pomieszczeniu panowała całkowita ciemność, co rusz dookoła rozstawione były świecie. Żaden z nich nie miał zamiaru iść na ten bal...Niestety, dawna "Demonica" nie dała o sobie zapomnieć - gdyby choć jeden z nich nie postawił nogi w kwaterze następnego wieczoru, Mirajane Strauss dopadłaby go...oczywiście, z niezbyt szlachetnymi intencjami. Elfman i Gajeel stali oparci o ścianę - z czego ten drugi co rusz odwracał spojrzenie, próbując w spokoju przerzuć garść żelaza. Natsu i Gray siedzieli rozłożeni na podłodze - oczywiście, powstrzymując się przed kolejną bójką. Laxus, Freed oraz Bickslow dyskutowali szeptem o czymś w bardziej oddalonym kącie pomieszczenia - o ile jednak pierwsza dwójka wydawała się w miarę spokojna, tak Mag w przyłbicy co rusz wystawiał język, żartując sobie z towarzystwa.
Spędziliby tu najchętniej cały "głupi bal", ale tak się nie da. Głównie dlatego, iż do piwniczki często zagląda Cana - a z nią nigdy nic nie wiadomo...Nie mieli zamiaru nikogo zapraszać - co to, to nie. Wystarczy, że muszą brać udział w tej "zabawie" Miry...
~ * ~
Droga Kaguro,
zgaduję, iż nie masz najmniejszego pojęcia o mojej prawdziwej tożsamości. I nie powinnaś - przynajmniej nie do czasu naszego pierwszego spotkania. Na chwilę obecną wiedz o mnie tyle, iż jestem...jak Wy to nazywacie? "Upadła"? Coś w takowym guście...Jestem potężnym Magiem, który ma ten sam cel, co Ty. Zastanawiasz się w tym momencie, co mam na myśli, prawda? Co...lub kogo...Wiem o nich...o nim...wszystko. Wszystko, co tylko zechcesz - od możliwego miejsca ich pobytu do tego, czym się zajmują. Zapewniam - nie jest to nic szlachetnego. Honor jest dla Ciebie ważny, prawda, Kaguro? Myślę, że tak. 
Spotkajmy się w lesie, nieopodal stacji w Crocus. Duża polana obsypana liliami - myślę, że ją odnajdziesz. Uroczo brzmi? Szkoda, że nie tak bardzo, jak temat naszej...nazwijmy to pogawędką starych przyjaciółek. Gdy tylko mnie ujrzysz, od razu mnie poznasz, na razie jednak przejdźmy do konkretów. Crocus znajduje się daleko od Hosenki - dlatego w kopercie zamieściłam bilet w jedną stronę do stolicy. Będę czekała - przez kilka dni, codziennie po zachodzie słońca...Im szybciej dojdziesz, tym lepiej.
Czekam.
 ~ Przyjaciel
Znajdowała się w umówionym miejscu. Blada poświata księżyca wysuwała się zza śnieżnobiałych chmur. Niebo miało odcień wyblakłego granatu, jakby zmieszanego z błękitem. Pierwsze gwiazdy lśniły, jakby odbijając się od ciemnej, niemalże czarnej tafli wody w jeziorku na tej polanie. Delikatne lilie o jasnym odcieniu różu latały leniwie na zimnym, wiosennym wietrze. Niektóre wpadały do wody - tylko nieznana siła utrzymywała je na powierzchni. Nie pozwalała im zatonąć. Iglaste drzewa były wysokie, a trafia soczysto zielona. To właśnie na niej siedziała teraz Kagura w tureckiej pozycji. Trzymała swój miecz. Arcywroga. Żelazna katana, skryta w srebrzystej pochwie, zdobionej złocistymi symbolami. Wokół górnej części znajdowała się bordowa gumka, zakończona kokardą. Krwistoczerwony uchwyt był prawie w całości pokryty bandażem.
Jej miecz.
Jej broń.
Jej przysięga.
Przysięga, że kiedyś Go zabije, nie ważne, jak wiele musiałaby poświęcić, jak wiele musiałaby dokonać...Zrobi to.
 - Nie spodziewałam się, że tak szybko dotrzesz... - z zamyśleń wyrwał ją głos. Kobiecy, wyrafinowany głos. Kagura nie musiała się odwracać, by wiedzieć, kto za nią stoi. "Przyjaciel" - tak ta osoba się przedstawiła. Pamiętała ten ton, ten akcent...słyszała go już kiedyś. Zerknęła na wodne odbicie - wysoka kobieta w płaszczu z kapturem, zrzuconym w tym samym momencie, w którym ją ujrzała. Mimo, iż twarz była pozbawiona charakterystycznego makijażu i nieco zmizerowana, rozpoznała ją. Czarne, rozczochrane włosy, z fioletowymi pasemkami.
 - Dawno o Tobie nie słyszałam, Minervo. Teraz tylko pytanie...od kiedy jesteśmy przyjaciółkami? - odłożyła Arcywroga na bok, przy torbie. Nie zamierzała z nią walczyć - przynajmniej nie teraz. Choć Minerva była w rzeczywistości zapatrzoną w siebie ignorantką, Kagura wolała zachować spokój. Powstała, odwracając się i stając twarzą w twarz z dawną członkinią Sabertooth. Oba spojrzenia były takie same - chłodne i bezuczuciowe. Szablozębna zaśmiała się - fałszywie, cicho, z lekkim syknięciem.
 - Zapewne od czasu, gdy wiem "coś" na temat...jak on się nazywał? - udając zastanowienie, skrzyżowała ręce na piersiach. Przez kilka sekund spoglądała leszczynowymi oczyma na niebo, palcem dotykając brody. W końcu powróciła do poprzedniej pozycji...znowu się uśmiechając. - Jellal. Jellal Fermandes.
Złote oczy Kagury powiększyły się. Jej wargi drgnęły niepewnie, sama postawiła krok, może dwa do tyłu. Zakryła dłońmi twarz, próbowała powstrzymać łzy. Łzy złości, nienawiści. I jednocześnie radości, nadziei - nadziei na spełnienie swojego planu, na pomszczenie swojego brata.
 - Mów dalej... - syknęła. Minerva zaśmiała się ciszej, zakrywając usta dłonią. Kontynuowała.
 - Crime Sorciere, moja droga... - mówiła powoli, przeciągając niektóre słowa. Z jednej strony, było to irytujące dla Kagury. Z drugiej - coraz bardziej tajemnicze. Tyle informacji o tym jednym, nędznym człowieku... - Mniejsza drużyna Mrocznych Magów, wybijająca "konkurencję"...i oczywiście mordująca zwyczajnych, "dobrych" ludzi...Nie brzmi przyjemnie, prawda, Kaguro? Dla kogoś takiego, jak Ty...podążającego za honorem, światłem, rodziną...Chcesz zemsty? Udaj się do Magnolii...sądzę, że z łatwością odnajdziesz swój cel...a przynajmniej tych, którzy go wspomagają.
~ * ~
Komnata, w której się teraz znajdowała, za nic nie przypominała podziemnej jaskini. Wręcz przeciwnie - na myśl przychodziły myśli o eleganckiej rezydencji, wręcz pałacu...Okrągłe pomieszczenie, niezbyt wielkie. Na przeciwko potężnych, pozłacanych wrót znajdowało się łoże - przykryte satynową pościelą o ciemnofioletowej barwie, z baldachimem. Obie strony po bokach różniły się od siebie. Prawa - przypominająca zbrojownię. Na ścianie wisiała zrobiona z metalu tablica, do której przywiązano kilkanaście noży - stępionych, lecz ostrych. Pod tym znajdował się stół - blaszany, na którym leżał bliżej niezidentyfikowany stos. Przykryty białym obrusem, gdzie-nigdzie pokrytym czerwonawymi plamami. Lewa zaś dopełniała całości do eleganckiego łoża - duże lustro, wokół którego znajdowały się specjalne, jaskrawe dość lampy. Oraz komoda, na której znajdowały się najróżniejszego rodzaju kosmetyki do twarzy oraz...pielęgnacji włosów. Bo to one były dla Flare najważniejsze. Kończyła właśnie przygotowania...Przeczesywała rudawe kosmyki z jak największą dokładnością, dbając o każdy szczegół. Zazwyczaj zaplecione w warkocz, teraz rozpuszczone i delikatnie falowane. Pozostawione na lewym boku, przyozdobione spinkami przypominającymi czerwone róże. Na głowie znajdowała się pozłacana tiara.
To był jeden z tych momentów, w których Flare czuła się naprawdę...ładna.
~ * ~
 - Kiedy ta Ruda Lalka przyjdzie? - spytała z wyraźnym podirytowaniem. Spowite ciemnością niebo pokryte było tysiącami lśniących gwiazd. Zazwyczaj dla takich widoków ludzie potrafią spędzać całe noce na dachach danych budynków. Mara do nich nie należała. Spacerowała z jednego kąta do drugiego, jak najdalej od dzwonu Katedry Kardia. Zrobiony z białego marmuru kościół, znajdował się dość blisko kwatery Fairy Tail - na tyle, by mogła ich wszystkich swobodnie obserwować. Magowie schodzili się wewnątrz, w większości byli roześmiani...Nie widziała jednak wśród nich swojej "kochanej siostrzyczki". Może to i lepiej? Na nią miała już swój osobisty plan...Uśmiechnęła się pod nosem, z nutą chciwości. Oparła się o ścianę, wyciągając z kieszeni spodni swoją chustę - nie mogła zostać rozpoznana, a na chwilę obecną był to jedyny sposób na ukrycie tożsamości...Wciąż pamiętała incydent z Magiem Lamia Scale. Szczerze? Była ciekawa, czy ktoś odnalazł już jego zwłoki. Narzuciła na głowę kaptur z czarnej satyny, na wzór kamizelki.
Teraz wystarczyło tylko czekać...Rozglądając się, spostrzegła w ukryciu Kurohebi'ego, Obrę oraz Nullpuding'a. Brakowało tylko "Flary", by zacząć...
~ * ~
Była w Fairy Tail wystarczająco długo, ale nigdy nie wyobrażała sobie tej gildii podczas...balu. Zwyczajnego balu, na którym powinna przeważać elegancja oraz przepych. Wchodząc na salę, nie dostrzegła codziennego widoku - pomieszczenia zapełnionego drewnianymi stolikami. Z pustą sceną, barkiem oraz tablicą ogłoszeń dla Magów poszukujących pracy. Teraz ujrzała "coś" na wzór komnaty - ściany przykryte były ogromnymi firanami o ciemnym odcieniu bordowego. Okna przystrojono pozłacanymi łańcuchami, a przy scenie zamontowano specjalne lampy, dodatkowo ją oświetlające. Wszystkie stoliki ułożono po prawej stronie od wejścia do kwatery tak, by składały się w jeden większy - nie tyczyło się to tych o okrągłej budowie, które schowano w piwnicy. Schowek Cany był szczelnie zamknięty - wyniesiono z niego raptem dwie beczki alkoholu, stojące za czystszym, niż zazwyczaj barkiem. Reszta przestrzeni budynku została wykorzystana, jako...świecący pustkami parkiet. Lucy spodziewała się innego - tego, że któryś z Magów przyniesie ze sobą własny "towar", rozda wszystkim i spokojną potańcówkę przemieni w imprezę jak każdego dnia. Tym razem było inaczej - cała męska kadra zajmowała okolice baru. Już z oddali widziała ich wyrazy twarzy - zniechęcenie, znużenie...Po prostu siedzieli tam i popijali co jakiś czas sake, regularnie nalewane im przez Mirę. Dziewczyny stały pod ścianami w kilku grupkach, rozmawiając - niektóre roześmiane, a inne zasmucone. Blondwłosa zmusiła się, by spojrzeć na swoją suknię - różniła się od tej, o którą większość czarodziejek z Fairy Tail się wykłócało. Skromna, o prostym kroju, sięgała jej za kolana. Perłowy krój współpracował ze srebrnym wisiorkiem oraz pantofelkami. Lucy nie chciała się zbytnio stroić, bo...niczego nie oczekiwała. A tymczasem otrzymała istne przeciwieństwo swoich wyobrażeń. Włosy pozostawiła rozpuszczone, z małą ozdóbką w postaci spinki o kształcie białej róży. Wzrokiem próbowała odnaleźć Natsu - tego różowowłosego Salamandra, jednego z jej bliższych przyjaciół. Na początku zerkała w stronę barku - w oczy rzucał się przede wszystkim Gray zamrażający i odmrażający co rusz swój napój, czy też Elfman, narzekający na uboczu, że taki bal "nie jest męski". Westchnęła z rezygnacją, przysiadając na jednym z krzeseł.
Nikogo nie zainteresowała tajemnicza dziewczyna, przekraczająca właśnie próg budynku. Średniego wzrostu. Jej karnacja była chorobliwie blada, a w zaczesane na lewy bok, falowane włosy o rudawym odcieniu wszczepione było kilka krwistoczerwonych kwiatów. Przypominały róże, ale takowymi na pewno nie były. Suknia sięgała aż do ziemi - jej dół układał się w szkarłatne falbany, a dekolt nie był zbytnio wyzywający. Rękawy były bufiaste, dochodzące aż do połowy przedramion. Jeżeli przyjrzeć się uważniej lewej stronie, można było dostrzec pewną bliznę - był to jednak szczegół, na który nikt nie chciałby zwracać uwagi. Dłonie przykryte były czarnymi, koronkowymi rękawiczkami bez palców - w jednej z nich trzymała uwieszoną na czarnym patyku maskę, zakrywającą górną część twarzy. Czarna, z nieco jaśniejszymi falbanami u góry oraz błyszcząca dzięki czerwonemu brokatowi. Pomalowane nieco jaśniejszą pomadką usta wykrzywiały się w uśmiechu. Pozornie delikatnym...lecz fałszywym.
~ * ~
O ile w większej części Fiore panowała radość i zabawa, tak tutaj spotkały jedynie mrok zmieszany z niepokojem. Pierwsze krople wiosennego deszczu padały na ziemię w lesie, przez który szła para dziewczyn. Jedna wysoka, druga niska - choć posturami znacznie się od siebie różniły, tak mimiką twarzy były niemalże identyczne. Obie miały włosy w odcieniu jaskrawej magenty oraz ciemnoniebieskie, roześmiane oczy. Sherry Blendy - dwudziestoczteroletnia czarodziejka z gildii Lamia Scale - wręcz promieniowała radością. Wpatrywała się w serdeczny palec prawej dłoni - ten, na którym znajdował się srebrny pierścionek z okazyjnym dość kamieniem ametystu. "Wewnątrz" wygrawerowano napis "S&R" - mimo, iż minął dopiero tydzień od zaręczyn panny Blendy z Ren'em, wciąż nie potrafiła powstrzymać swoich emocji. Niektórzy towarzysze kobiety byli zdziwieni tak nagłym "krokiem" w ich związku - wręcz zirytowani. Ren był w miarę poważnym mężczyzną, miewającym jedynie "od czasu do czasu" napady pozostałości z dawnych nawyków. Ale Sherry? Ubrana wiecznie w kusą, czarną sukienkę z przesłodzonymi ozdóbkami oraz opaską na włosy w postaci kocich uszek, nie sprawiała nawet pozorów powagi. Wiecznie roześmiana i mówiąca o niczym innym, jak o "prawdziwej miłości" - jej kuzynka, Chelia, nie była wcale lepsza. Czternastoletnia dziewczynka w kolorowym stroju, najwyraźniej odziedziczyła większość cech po swojej rodzinie - szła przed siebie hucznym krokiem, obracając wokół palca kosmyk włosów, zaplecionych w dwie, wysoko postawione kitki.
Nie zrażała ich nawet ponura atmosfera tego miejsca.
Bezksiężycowe niebo i gęsta mgła, otaczająca je z każdej strony...miewały przyjemniejsze zadania. Teraz jednak musiały odnaleźć jedną osobę - Lyon'a, który od kilku dni nie pojawiał się w kwaterze gildii Lamia Scale. Zmartwiona - co nie zdarzało się dość często - Mistrzyni zleciła kuzynkom odnalezienie Maga i przyprowadzenie z powrotem na teren stowarzyszenia. Chelia skakała właśnie z jednego większego kamyczka na kolejny. Uśmiech na moment zniknął z jej twarzy, zastąpiony wyrazem zastanowienia. Odwróciła się niepewnie w stronę rozpromienionej Sherry - tej, która widząc minę dziewczynki, przerwała zachwyty i zdała się na nią.
 - Tak właściwie... - zaczęła niepewnie, przez kilka sekund spoglądając na nocne niebo. Nie dostrzegła ani gwiazd, ani księżyca. Jedynie czerń, przykrywaną przez tak gęstą, że aż białą mgłę. Powróciła spojrzeniem do starszej członkini rodziny Blendy. - ...czego dotyczyła wasza misja? - dokończyła, zeskakując ze skałek i powracając na normalną, w miarę prostą ścieżkę - I dlaczego tylko on nie wrócił do kwatery? Przecież Lyon nie poszedł na nią sam, prawda? Zawsze idzie z Jurą, albo z wami. A z tego, co wiem, Jura miał coś do załatwienia z resztą Dziesiątki... - Sherry zamyśliła się. Skrzyżowała ręce na piersiach, spuszczając wzrok i próbując przypomnieć sobie wszystkie ostatnie wydarzenia. A każdy swój wymysł - ten w miarę "poważny" i zgodny z prawdą - przekazywała Chelii.
 - O ile dobrze pamiętam, mieliśmy schwytać miejscową bandytkę w masce. - oznajmiła spokojniejszym, niż zazwyczaj głosem - Napadała na leśne wioski, kradnąc mieszkańcom prowiant i klejnoty...W ciągu kilku tygodni odnaleziono dwa ciała - mężczyzny i kobiety. Prawdopodobnie nie byli Magami, tylko zwyczajnymi ludźmi. Równo w ich pozbawione miłości serca wbite były noże... - zamyśliła się. Ostatnie słowa wymówiła z wyraźnym zmartwieniem. Jakby współczuła ofiarom tamtej kobiety...Odkaszlnęła, powracając do typowego dla siebie tonu. - W każdym bądź razie, sprawy zaczęły się komplikować. Yuka dostrzegł spryt oraz technikę bandytki. Uważał, że uciekała przed nami, nie maskując śladów...a specjalnie tworząc nowe. - zmrużyła niebieskie oczy, rozkładając ręce. Splotła za plecami obie dłonie, idąc nieco wolniej. Chelia także przestała przeskakiwać z jedngo miejsca na drugie, przystając u boku kuzynki. - Postanowił się rozdzielić. Lyon'owi niezbyt spodobał się ten pomysł, dlatego kazał nam wracać do reszty gildii i sam poszedł wykonać misję...Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. - dokończyła niemalże szeptem. Chelia spojrzała z bólem w oczach na Sherry. Mimo wszystko, uśmiechnęła się, pocieszająco dotykając jej ramienia.
 - Lyon jest rozsądny...Nie dałby się pokonać byle kobiecie. - stwierdziła z nutką pogody w głosie Sherry już chciała odwzajemnić uśmiech, gdy z głębi lasu wydał się szelest. Głośny, niespokojny i nagły szelest, wydobywający się z krzaków, położonych około trzydzieści metrów od członkiń Lamii. Nie spodziewały się, by ktokolwiek tam był poza nimi - las powinien być opuszczony przez mieszkańców. Przynajmniej, dopóki wspomniana "zabójczyni" nie zostanie odnaleziona. Może to jakieś zwierzę? Powinny wybudzać się teraz ze snu zimowego, rozpocząć życie na nowo...Chelia wskazała starszej krewnej skałkę obok - tym samym gestem nakazała jej, by usiadła, uspokoiła się i poczekała na czternastolatkę. Długowłosa rzuciła ostatnie zerknięcie w stronę szelestów - uspokoiła się w myślach, zajmując dane miejsce i skulając się na nim. Chelia krzyknęła w biegu szybkie i niewyraźne "zaraz wracam", znikając w morzu drzew.
Wzięła kilka głębszych oddechów.
Westchnęła, nieco się rozluźniając.
To tylko zwierzę, powtarzała w myślach. To tylko małe, niegroźne zwierzę...
Takie wyobrażenia nie przyniosły zbyt wiele korzyści.
Nie, kiedy po upływie minuty usłyszała donośny krzyk Chelii. 
Zerwała się z miejsca. W porywie emocji zaczęła ją nawoływać. Przyśpieszonym krokiem ruszyła tą samą drogą, którą wcześniej wytyczyła młoda magini.
Atmosfera niepokoju rosła...
...i rosła...
...aż dotarła na miejsce.
Chelia cofała się nerwowymi krokami do tyłu - zakrywała dłońmi usta, cała drżała. Z jej niebieskich oczu leciały łzy, a sama ledwie składała najprostsze zdania. Jedyne, co mogła teraz zrobić, to wskazać na coś, co znajdowało się między skałami. Skałami znajdującymi się dokładnie na przeciwko dopiero co przybyłej Sherry - zdezorientowana czarodziejka podchodziła bliżej i bliżej...
Aż w końcu zaczynała coś dostrzegać...
Jakiś kształt, przypominający człowieka. Nie tyle człowieka...co zmasakrowane, ludzkie ciało. Wciśnięte między skały, nieco zmiażdżone. Początkowo widziała jedynie nogi - zarys ciemnych spodni i białych kozaków, pokrytych brudem ziemi. Kolejny był płaszcz, niebieski, ociekający przepychem złota oraz bieli. Niegdyś zapewne prezentował się idealnie, teraz jednak był poszarpany w niektórych miejscach i wyblakły. Postać była nienaturalnie wygięta, jednak dało się zauważyć męską posturę. Widząc klatkę piersiową ofiary, Sherry całkiem zaniemówiła. Po lewej stronie...w miejscu, gdzie powinno być serce...znajdowała się dziura. Pusta dziura, w której wciąż znajdowała się krew. Dopiero teraz skupiła się na niej - oblewała szyję mężczyzny, wyglądała na świeżą...aczkolwiek zwłoki musiały tam leżeć przez dłuższy czas. Kilkanaście godzin? Możliwe. Na płaszczu znajdowała się jeszcze jedna, ledwie widoczna plama - czerwonawa, wyschnięta i zmieszana z ogólnymi barwami stroju.
Gdy głowa była już widoczna, przyjrzała się jej.
Była wykręcona na bok - Sherry sama nie wiedziała już, w jaki sposób ten nieszczęśnik zginął. Przez ukręcony kark, czy śmiertelny cios?
Jej usta drgały.
Poczuła piekące w oczy łzy, spływające ciurkiem po zarumienionych policzkach. Właśnie wtedy, gdy Chelia wskazała na kolejną rzecz - na leżący pod drzewem organ, przypominający ludzkie serce.
A kiedy ujrzała srebrne, potargane włosy...już wiedziała.
To ciało należało do Lyon'a. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Łatwo przyszło, łatwo poszło. Chętni do zbierania zwłok?

Na początek - przepraszam, że rozdziały nie pojawiają się częściej. :< Jak wiecie, w zanadrzu zawsze mam dwa-trzy rozdziały spisane do przodu - robię tak, by mieć "zapas" na czarną godzinę. I owa godzina chyba nadeszła - "Fairy Tail" nie jest takie jak dawniej, a z brakiem chęci do poznawania dalszej fabuły tracę też chęci do pisania o tym uniwersum. Mam wenę, wiem, co pisać - ale nie potrafię się do tego zebrać. Co do "wampirzego" bloga - tam też mam (znowu) zastój. Wena nakłania mnie do spisania wszystkiego od nowa, w innej fabule - i fakt, korci mnie do tego, jednak nie wiem, czy opłaca się zostawić to, co już mam. Z drugiej strony, nie zaspokajają mnie krótkie rozdziały z płytkimi opisami i zbyt szybko wyjaśnianymi wydarzeniami. Lucynka stała się wampirem za szybko (taką, to bym pomęczyła nawet dłużej jako człowieka), za szybko pokazuję retrospekcje...nie wiem, w każdym razie nie spodziewajcie się, by na tamtym blogu coś się pojawiło w tym czasie.

Wakacje wakacjami - u mnie mijają wyjątkowo wolno i nudno. Nie ma co robić - wszyscy w domu pracują, zatem siedzę sama. Nie ma z kim wyjść...i nie ma chęci, bo upał wszystko zabiera. ;c Ale nie bądźmy pesymistami - powoli bo powoli, ale jeden z przyszłych rozdziałów jest w trakcie pisania. Nie dziwi was chyba, że nie mam ochoty na opisywanie "wielkiej rozpaczy" po śmierci Lyon'a, prawda? Tak trzeba, niestety. Wyjątkowo przyjemnie opisywało mis się zwłoki nielubianej postaci (>:3), ale z tym już skończmy. Pracuję nad kartami bohaterów od nowa - usunę opisy znanych z kanonu postaci, by te z nowymi na blogu były dokładniejsze i dłuższe. 

Swoją drogą - kończę oglądanie wszystkich wydanych odcinków serialu The Vampire Diaries (swoją drogą, czwarty sezon jest denny) i teraz zastanawiam się, czym zaspokoić nudę. Rozważam obejrzenie anime Attack on Titan - wyjątkowo popularne, jednak też krwawe. Lubię czytać i opisywać takie momenty - co innego oglądać, wtedy nie jest tak przyjemnie. T_T Dlatego też jestem nieco rozdarta. Czekam na drugą księgę Legend of Korra, która ma być pod koniec sierpnia albo we wrześniu - a jakoś niecierpliwość muszę zaspokoić, prawda? Zastanawiałam się nad kupnem książki Ciemnorodni (sto złotych za podręczniki, wreszcie się na coś przydały <3), jednak po przeczytaniu recenzji zrezygnowałam - kocham fantasy i wszystko, co z tym związane, ale fabuła wydaje się skomplikowana (z tego, co mi wiadomo) i łatwo mogłabym się w niej pogubić.  




Wyżsi Rangą