wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział XXIV

Rozdział XXIV "Ta, która kontroluje dusze"
Drogę do określonych celów rozpoczęli od razu. Podczas, gdy kilka utworzonych grup wbiegło wgłąb lasu, z zamiarem odnalezienia Mrocznych Magów, Levy rozpoczęła krótką podróż do ruin zamku. Asystowała jej Mirajane - szczerze mówiąc, nieco się zdziwiła. I nie tylko ona - wszyscy spodziewali się, że barmanka będzie czuwała przy rodzeństwie, nad którym obecnie spoczywa grupa mieszkańców. Wbiegając na polanę przy wieży, zdarzyła się kolejna dziwna rzecz - poranne słońce, oświetlające już zacienione drogi przemieniło się w księżyc, a różnobarwne chmury na powrót odsłoniły gwiazdy na nocnym niebie.
 - To pewnie skutki ich magii... - wysapała Levy, podchodząc do ściany. Erza zdążyła jej przed rozpoczęciem akcji powiedzieć, jak dostać się do środka. Dłonią przejechała pośpiesznie po ściance, osuwając do tyłu luźniej położoną cegłę. Za nią zaniknęły kolejne, tworząc wrota do schodów, prowadzących zygzakiem w dół. Nie czekając, aż przejście się zamknie, obie zaczęły iść jedynym kierunkiem. Szybko pożałowały, że nie zabrały ze sobą żadnego źródła światła. Na zamkowych korytarzach panowały egipskie ciemności, ledwie dostrzegały swoje twarze. Kroki dziewczyn odbijały się, niekiedy mijały pajęczyny, bądź pozostałości po pochodniach, nie zapalonych od wieków, z których dziwnym sposobem kapała woda. W powietrzu roznosił się zapach typowy dla piwnic. W końcu droga się urwała - jedynym śladem pomiędzy dwiema ścianami, złączonymi pajęczynami, po których krążyły równie zdeformowane pająki, była szpara. Szpara, przez którą przechodził oślepiający promień.
 - Tam na pewno coś jest. - Mirajane podeszła bliżej, przymykając prawe oko, by lewym przyjrzeć się lepiej komnacie po drugiej stronie. Pierwsze, co rzuciło się na oczy, to duża, błękitna kula, rzucająca silne światło. Podłoga posiadała zdobienia, rodem z kwiatu lotosu, nie pasowała także do sufitu, bardziej przypominającego część jaskini. Gdy nikt nie był w środku, łatwiej widać kilka wrót, wyglądających na naprawione całkiem niedawno. Przyozdobione białymi filarami, z drewnianymi, ciemnobrązowymi drzwiami. - Levy, jak się tam dostaniemy? - odsunęła się od ściany, dając pole do popisu swojej przyjaciółce. Niebieskowłosa przeanalizowała dokładnie pomieszczenie, mrucząc pod nosem kilka formuł.
 - Mam to! - rzuciła z zadowoleniem, odsuwając się na tyle, by zaklęcie zadziałało - Solidny Rękopis: Ogień! - przyciągnęła dłoń do serca, następnie szybko odrzucając ją przed siebie i rozwijając pięść. Z niej wyleciało kilka większych płomieni, lecących na każdą część ściany. Musiała wykonać czar bardzo solidnie, bo kiedy następnym razem dotknęła element budynku, dało się usłyszeć dźwięk przesuwania "czegoś ciężkiego", po którym ściana...po prostu runęła w dół. Levy i Mira podeszły bliżej krańca, mając większą dostępność do obserwowania sali, w której zebrania miała mroczna gildia. Niszcząc ich "kryjówkę" - a raczej jej część - naraziły się na kłopoty...chyba, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Zeskoczyły na dół - nie dzieliła ich wielka granica pomiędzy twardym gruntem w postaci kamiennego lotosu, a korytarzem.
 - Rozdzielmy się. Tak szybciej znajdziemy jego księgi i wrócimy do reszty. - tak, jak powiedziała Mirajane, tak zrobiły. Każda poszła w swoją stronę.
~ * ~
Wszyscy poszli, gdzie tylko się dało. Podzieleni na grupy, nie mieli nic więcej do zrobienia, jak tylko odnaleźć i pokonać tych drani z Tartaros. Ale nie - on jako jedyny praktycznie pozostał w wiosce, choć nikt tego nie zauważył. Siedział pod murem obronnym, podgryzając znaleziony w pobliżu kawałek żelaza. Z tego, co widział, Mirajane z brzdącem poszła po księgę, by uleczyć słabeu...znaczy, rannych. Odrzucił malutkie resztki po swoim pokarmie w bok, rozmyślając. Zmienił się od czasów Phantom'a, i to bardzo. Nie wiedział, czy to dobrze, czy źle. Może tamta zła osobowość dawała mu więcej siły? Jak wspomniano - sam nie mógł się domyślić. Z tego, co widział, Natsu i Lucy - jak zwykle w takich sytuacjach - poszli razem na poszukiwania. Ciągnąc tym razem za sobą Juvię, rozpaczającą nad Gray'em, który postanowił iść sam. Erza zdecydowała się iść za Mirą, w razie, gdyby pod wpływem obecnych wydarzeń nie zrobiła czegoś głupiego. Wendy ruszyła w towarzystwie Exceed'ów. Wszystko zmierzało to jednego faktu - wystawili Gajeel'a, zapominając o nim całkowicie. No chyba, że od początku miał rolę pilnowania wioski. Bo nad Lisanną i Elfman'em czuwał nie będzie...
~ * ~
Szczęście zaczęło dopisywać młodej McGarden - za pierwszym razem natrafiła na komnatę, przypominającą typowy "gabinet" kogoś, kto specjalizuje się w eliksirach. Ciemności w pomieszczeniu oświetlał wiszący na środku sufitu żyrandol, z zapalonymi sześcioma świecami. Ich światło opadało na zrobione z dębu biurko - pełne notatek i otwartych ksiąg. Ściany zakryte były przez drewniane, wysokie półki, na których - prócz fiolek z eliksirami różnej maści - znajdowały się przeróżne księgi, obszyte w skórzane okładki o ciemnych barwach. Podłoga zrobiona z kamienia, przykryta została krwistoczerwonym dywanem ze złotymi refleksami.
 - Antidotum... - mruczała pod nosem, stukając się palcem po brodzie, z jedną dłonią zatrzymaną na biodrze. Przyjrzała się dokładniej miksturom, próbując przypomnieć wygląd uleczającego. - Różowy? Nie... - sięgnęła po szklaną butelkę, w której znajdował się płyn o takowym kolorze. Unosił się nad nim granatowy brokat. Potrząsnęła przedmiotem tak, by substancje rozmieszały się nawzajem i uzyskały ciemny fiolet. Levy ponownie się rozpromieniła, chowając do kieszeni odtrutkę. - Gdyby wszystko było takie łatwe...
 - Nic nie jest łatwe. - usłyszała za sobą jadowity, dziewczęcy głos. Wraz z nim, pojawiło się chłodne, metalowe czucie przy karku. Yin z uniesioną dumnie głową, przyciskała do swojej ofiary czarny klucz. Przechodziły przez niego pnącza, dochodzące do zdobień na szczycie, co tworzyło ramkę dla idealnie wydzierganego na przedmiocie wizerunku wilka. - Zajęłam się Twoją koleżanką...naiwna, wcale nie zasługuje na miano Demona. - dodała, tworząc czarny dym, zakrywający coraz bardziej Levy. Aż całkowicie w nim zniknęła... - Gra skończona dla was, plugawe Muszki...
~ * ~
Zamrugała kilka razy, próbując przyjrzeć się rozmazanemu obrazowi, jaki widziała poprzez niebieskie oczy. Całość wydawała jej się tylko snem, koszmarem, który właśnie dobiegł końca. Czuła, jak coś się kołysze - a koszmar wcale się nie skończył. On wciąż trwał.

Wydała z siebie głośny krzyk, zauważając sytuację, w jakiej się znalazła. Wszystko widziała do góry nogami - bo tak przywiązana była ciasnymi linami do sufitu, kołysząc się powoli. Ledwie płonąca pochodnia oświetliła zrobioną całkowicie z kamienia komnatę oraz drewniane drzwi wejściowe, z zakratowanym okienkiem. To musiały być zamkowe lochy. Przypomniała sobie to, co działo się przed jej uwięzieniem. Pamięta, że weszła do biało-czarnego pokoju...pełnego kryształów, luksusowych mebli, niczym w sypialni sławnego projektanta. Z manekinami, na których idealnie leżały stroje. Niekiedy skórzane, niekiedy z futra. Później poczuła uderzenie w głowę - i tak się tu znalazła.
 - Muszę się...stąd... - ruszyła ramionami, próbując rozluźnić ramiona i otaczając się magiczną powłoką. Przy słowie "wydostać", liny zostały rozsadzone jednym ruchem. Ich resztki opadły na podłogę, a Mirajane w swojej podstawowej Duszy Szatana ustała na ziemi, kierując się do drzwi. Wysunęła do przodu dłoń, tworząc magiczną kulę - poleciała ona na wyjście, wyważając je i torując dalszą drogę. Powróciła do normalnej osobowości, rozpoczynając poszukiwania ucieczki. Zawróciła do celi tylko na chwilę - po pochodnię, oświetlającą korytarze. Były w takim samym stanie, jak całe lochy, a schody, po których biegła na samym końcu, skrzypiały przerażająco, niczym w strasznym filmie. W końcu jednak ciemne korytarze zaczęły dobiegać końca, bo z jednych wrót dochodził blask magicznej kuli w głównej komnacie. Wbiegła do niej, nawołując imię swojej przyjaciółki...ale nie było na to teraz czasu. Miała tylko nadzieję, że Levy zdołała uciec.
~ * ~
Już dawno zapomnieli o fakcie, że pora dnia nagle zmieniła się ze słonecznego poranka na bezchmurną noc. Cisza przerywana co jakiś czas szelestami pośród ich kroków wydawała się być coraz bardziej ciążąca. Jakby szli po zgubę...
 - Co to było? - Natsu na dźwięk głosu Lucy także się zatrzymał. Juvia uczyniła to samo, dokładnie przyglądając się drzewom. Każdy myślał, że tajemniczy odgłos, należący do nieznanej im osoby dochodzi z innego miejsca. Albo był to szykowany atak z góry. Bądź wróg czaił się gdzieś w krzakach. - Jestem pewna, że coś słyszałam...
 - Może panienka Lucy się przesłyszała? - spytała sarkastycznie niebieskowłosa, krzyżując ręce i patrząc w bok. Przez ten ból głowy stała się naprawdę kapryśna, wszystko, co mówiła, było przeszyte sarkazmem. Wszyscy zajęli się swoimi własnymi poszukiwaniami. Na tyle, że nikt nie zauważył tajemniczego cienia, który leciał w stronę Heartfilii.
 - Lucy! - Salamander w porę odepchnął przyjaciółkę na bok. Dziewczyna chciała podziękować, z czego zrezygnowała na widok zjawy, odpowiedzialnej za nagły atak. Była przerażająca - kobieta, w kimonie, związanym w tali ciemną kokardą. Nie miała żadnego koloru, poza bielą i czernią, odróżniającą się na jej długich aż za pas włosach, padających na twarz. A i ona pozostawała zmasakrowana. Usta, zszyte niedbale w fałszywym grymasie. Pozbawiona oczu, na ich miejscu pozostawały dwie ciemne plamy, także wyglądające na zszywane. Przekrzywiła głowę na bok, wyciągając zza pleców katanę. Wolna dłoń uniosła się do góry - zamiast paznokci, miała szpony. I widoczne żyły, wszędzie. Jedyną nieosłoniętą osobą była teraz Juvia. Duch podleciał do niej tak szybko, że nie zdążyła uciec. Przycisnął siedemnastolatkę do drzewa, trzymając za szyję i podduszając ją. W końcu stwór rozpłynął się w powietrzu, a Locksar opadła na ziemię, nabierając łapczywie powietrze do ust. Lucy podeszła niepewnie do przyjaciółki, z zamiarem sprawdzenia jej stanu. O ile wcześniej była nieobecna duchem, tak teraz nie przypominała samej siebie. Podniosła głowę powoli do góry - wydawała się, jakby bez kolorów. I przez to odróżniały się od reszty ciała oczy, z odcieniem...innym. Jakby płynne złoto zastąpiło morski granat. Natsu szturchnął Lucy w ramię, wskazując na coś, co Juvia trzymała w dłoni i o co jednocześnie się opierała. Była to srebrna katana, z czarnymi znaczeniami, przypominającymi malunek róż. Na środku obwiązano czerwony bandaż.
 - Dobrze wyszło, nieprawdaż, Muszki?
Oprawca objawił się, opierając o drzewo. Yin wymachiwała wesoło, z pełną premedytacją czarnym, metalowym kluczykiem. Lucy nie dowierzała własnym oczom - przypominał te, posiadane przez nią, które otwierały Bramy Gwiezdnych Duchów. Z tym, że posiadał...mroczniejsze przyozdobienie. Plącze przechodzące przez cały klucz, owijało się wokół znajdującej się na szycie, pękniętej w pół czaszki. Natsu zaczął popadać w złość, na widok symbolu pentagramu na ramieniu Yin.
 - Tartaros? - blondwłosa, podobnie, jak jej przyjaciel, przygotowała się do walki, wyciągając pęk ze złotymi i srebrnymi kluczami. Yin zaśmiała się, załamując ręce. Odepchnęła się nogą od drzewa, krążąc beztrosko dookoła, jakby nie miała do czynienia z przeciwną stroną mocy.
 - Oto ja. We własnej osobie. - rzuciła, podchodząc do kucającej Juvii. Złote, nieludzkie oczy obserwowały las, widząc go "po raz pierwszy". - A że zbyt wiele trudu sobie nie zadam, chyba mogę wam powiedzieć, co mnie tu sprowadza. I nie... - wskazała palcem, niczym młoda dama na Natsu, zamachującego się do ataku - ...nic Ci nie da to, że ot tak mnie uderzysz. Choćbyś próbował, rzuconych zaklęć nie cofnę siłą. Akurat tak się składa...powiedzmy, że nie mam ochoty ich jeszcze uwalniać.
 - Ich? - powtórzyła, rozszerzając brązowe oczy i układając wszystko w jedną całość - Zrobiłaś to także innym!? - wskazała na powstającą powoli rówieśniczkę, chwytającą obojgiem dłoni za katanę.
 - Być może. - odpowiedziała lekceważąco machając głową przez moment w każdą stronę, jaka tylko się dała - Miała być tylko jedna, ta druga, niska, ale skoro mam załatwić więcej robactwa, to nie miałam wyboru...
 - Co zrobiłaś Levy!? - o ile wcześniej był zdenerwowany, tak teraz cały aż ze złości kipiał. Uśmiech zniknął z twarzy Yin, bo kluczyk rzuciła za siebie. Siła rzutu była na tyle silna, że przedmiot poleciał daleko, więc w takich warunkach i w takiej ilości sojuszników raczej by go nie odnaleźli.
 - Katherine de'la Rosa. - zaczęła, prezentując opętaną przez siebie "zdobycz" - W chwili śmierci miała osiemnaście lat. Zwyczajna mieszkanka wioski, która w dziwny sposób nie tolerowała nas. Czyli Magów. Takich ludzi wykorzystywali do brutalnych obrzędów...lub gorzej. Katherine walki kataną uczyła się od małego. Była niezwykle sprawna fizycznie, no i utalentowana. Wszyscy mężczyźni uganiali się za nią, jak psy za kością. Cudowne życie, prawda? Gdy wszyscy Cię uwielbiają?
 - Dlaczego... - zdezorientowana Lucy spojrzała wpierw na Juvię, a potem na Yin - ...nam to mówisz? - domyśliła się już, jaką magią wroga czarodziejka się posługuje. Czytała o niej w książkach kilka lat temu, i zawsze się jej wystrzegała. Magia podobna do tej, której używa - z pomocą specjalnie wyrobionych przez właściciela kluczy, można przywoływać odnalezione dusze, krążące po miejscu swej zguby za życia. Yin najwyraźniej właśnie zademonstrowała swoje umiejętności.
 - To historia zjawy, którą właśnie przywołałam. - przerwała swoją opowieść dla tej informacji. Domyśliła się, że Lucy poznała ten "sekret". Ale nic z tym nie robiła. - Wracając do niej. Sielanka w jej życiu trwała do dnia osiemnastych urodzin. Wtedy bowiem odkryła u siebie magię. Próbowała to ukryć, a nawet uciec z wioski, by wieść spokojne życie. Wiedziała, co potrafią tam zrobić z Magami - niestety, przypadkowo jeden z jej "wielbicieli" zobaczył, jak korzysta z magii ziemi. Powiedział o tym wodzowi wioski...a potem skazano ją na tortury, z myślą, że posiada moc od urodzenia. I oto, dlaczego tamten duch był w stanie...w jakim był. Sęk w tym, że właściciel klucza musi swoje duszyczki znać, przynajmniej na poziomie podstawowym. A ruiny wioski z dala od Fiore skrywają w sobie wiele...A teraz na mnie czas. - nagle zniknęła.
 - Wracaj tu! - Natsu cisnął ogniem w miejsce, w którym stała. Żadnej reakcji. Teraz mieli inny problem, bo "opętana" gotowa była do wykonania zadania od swojej właścicielki. Szczerze mówiąc - w takim stanie to już zupełnie inna osoba. I naprawdę musieli z nią walczyć? Nie było innego sposobu? Najwyraźniej nie, skoro natychmiastowo powstała, od razu skacząc z wyciągniętą kataną w stronę Lucy. Dziewczyna ledwie się schyliła - Katherine musiała być naprawdę wysportowana. Skoro nawet nie używała swojej magii ziemi, tylko broń. Natsu zaczął biec tam, gdzie Yin porzuciła swój klucz. - Zatrzymaj ją, zaraz wrócę. Obiecuję! - Lucy, choć pełna zmartwień, posłuchała go. Musiała sobie poradzić z tą walką.

Natsu tymczasem biegł przez las, główkując nad tym, jak dziwną zjawę pokonać. Sama przyzywająca gdzieś zniknęła i nie miał czasu na poszukiwania. Przede wszystkim potrzebny jest klucz - jeżeliby go zniszczyli, Duch sam by zniknął. Z tym, że to nie wydaje się takie łatwe. W dodatku muszą ją jakoś unieszkodliwić, unikając tym samym dalszych kłopotów.
 - Myśl Natsu, myśl... - próbował wytężyć wszystkie szare komórki swojego mózgu...ale coś mu nie wychodziło. Zwolnił, krążąc od jednego drzewa do drugiego i odnajdując wyjście. Minęła chwila, nim ujrzał długi, wiszący most, zrobiony z lin nad rzeką. Wcześniej nie wiedział nawet, że takie coś istnieje w tym lesie - jak daleko już zaszedł? W każdym razie, most chwiał się w każdą stronę, kołysany przez wiatr. Drogę - także z pożółkłych lin - utrzymywało kilka drewnianych desek. Smoczy Zabójca uśmiechnął się, odnajdując wyjście z sytuacji. - Napaliłem się...
~ * ~
 - Opamiętaj się! W ogóle mnie rozumiesz!? - te okrzyki leciały w stronę Juvii...a raczej, Katherine...która atakowała swoją kataną towarzyszkę tak długo, póki miała jeszcze siły. Powoli zaczęła słabnąć, także ten Duch musiał należeć do jednej ze słabszych kategorii. Ewentualnie dawno nie był przyzywany, ale to powinno oznaczać, że przez ten czas zbierał siły. Ogółem ta magia miała wiele różnic od jej. Lucy nie mogła w ucieczce i unikach użyć jakiegokolwiek czaru. A Katherine właśnie odskoczyła w górę, przytrzymując katanę tak, by trafiła prosto w plecy czarodziejki. Nim jednak ostrze tknęło przynajmniej delikatnie skóry Heartfilii, ciało Juvii zostało odrzucone na bok. A to, co Lucy zauważyła, ponownie wprawiło ją w nadzieję na zwycięstwo. "Opętana" leżała na ziemi, związana za jednym zamachem ciasną, pożółkłą liną. Zza drzew wyszedł Natsu, z dumą się śmiejąc.
 - Mówiłem Ci, że wrócę. - rzucił, ignorując krzyki wydawane przez Kat. Krzyki żałości i rozpaczy, błagające o uwolnienie. Lucy przez moment było żal wszystkich Duchów w posiadaniu Yin. Jej magia była dla nich okrutna, bo gdy już zyskiwały ciało i zaczęły się do niego przyzwyczajać - nagle je traciły, wracając do żywota zagubionej zjawy bez życia.
 - Jak ją uwolnimy? - spytała, zdyszana opierając się dłońmi o kolana, oddychając szybciej. Pojedynek, choć krótki, bardzo ją zmęczył. Co dopiero z Juvią - z tego, co wiedziała, opętana osoba potrzebuje trochę czasu, by dojść do siebie po przejęciu. Na szczęście trwało to stosunkowo niedługo. Natsu zastanowił się przez moment, stukając palcem o brodę ze skrzyżowanymi rękoma. Lucy odetchnęła z rezygnacją, odskakując nagle, jak oparzona na widok Salamandra...łaskoczącego Katherine w cudzym ciele. - Co Ty robisz!?
 - Może tak wygnamy tego potwora z niej. Albo inaczej... - odsunął się na moment, przyglądając się bacznie twarzy dziewczyny. Przymrużyła oczy w geście złości, zaciskając usta i nadymając policzki. Chciała coś powiedzieć, lecz uniemożliwiło to nagłe uderzenie w policzek z otwartej ręki.
 - Myślisz, że tak coś wskórasz!? - wrzasnęła, zauważając kolejne, mniej niepokojące, lecz wciąż dziwne zjawisko. Juvia rozszerzyła oczy, już w swojej dawnej barwie. Tajemnicza zjawa dosłownie wyleciała przez jej usta, odlatując w nieznane. - Kto to zrobił? - odwróciła się. Pierwsze, co zobaczyła, to Gwiezdnego Ducha Lwa, Loke'a. Tradycyjnie ubrany w swój czarny garnitur, z dodatkiem w postaci niebieskich okularów przeciwsłonecznych oraz z idealnie zaczesanymi, rudymi włosami. Uśmiechał się w stronę swojej właścicielki uwodzicielsko, przymykając jedno oko. Drugą rzeczą - trzeba przyznać, że w tej sytuacji ważniejszą - pozostawał przydeptywany przez niego, metalowy klucz. A raczej jego resztki.
 - Lucy, ukochana moja... - ukłonił się nisko i z szacunkiem, poprawiając po tym okulary i przyglądając się bacznie obiektowi swoich westchnień - Jak zwykle, wyglądasz dzisiaj zadziwiająco olśniewająco. - niestety tym razem mijało się to z prawdą. Piżama Lucy nie dość, że postrzępiona w niektórych miejscach i brudna, pozbawiona już była tej za małej na nią, lecz dającej ciepło bluzy. Jej "szczątki" leżały pod drzewem, przykryte kilkoma opadającymi liśćmi.
 - Loke...wiem, że to nie właściwe w tej sytuacji, ale czy mógłbyś załatwić dla mnie...
 - Strój ze Świata Gwiezdnych Duchów, utrzymujący ciepło oraz idealnie leżący na Tobie, jak wszystko? - przybliżył się do Lucy aż nad to, nagle odsuwając się z powrotem do tyłu i odchrząkując - Oczywiście, że tak, moja droga. - wysunął do przodu dłoń, wyprowadzając z niej złocisty pył. Osiadł on na ciele Lucy, zakrywając ją na krótką chwilę przez złocisty blask. Gdy efekt zniknął, przebranie blondwłosej uległo całkowitej zmianie. Sama nie wiedziała, czy na lepsze, czy na gorsze...zresztą, takiego kostiumu - szczerze - nigdy by nie włożyła. Czarne, skórzane spodnie ze złotym i błyszczącym paskiem przylegały do jej ciała, podobnie jak buty o tym samym kolorze z brylancikami przy dość wysokich obcasach. Góra składała się z...kusej bluzki, bardziej przypominającej jednoczęściowy strój kąpielowy w złotym, połyskującym kolorze. Zakryty był przez za duże na nią, rudawe futro. Włosy pozostawały rozpuszczone, z wpiętymi w nie gwiazdkami.
 - Nie uważasz, że to trochę wyzywają... - po dokładnej "przymiarce" przebrania, zwróciła się z powrotem do przyjaciela z innego świata. Ale ten...zniknął. Miała świadomość, że właśnie taką chciałby ją widzieć. Co zrobił z tym Natsu? Kulał się po ziemi, w przenośni umierając ze śmiechu. Juvia natomiast leżała nieprzytomna...albo raczej, śpiąca i dochodząca do siebie. - I jak tu sobie poradzić z tą bandą?
~ * ~
Szedł przez las, czujnie wypatrując czegokolwiek, co zwiastowałoby obecność wroga. I powoli zaczynał żałować, że poszedł sam. Całość wydawała się niepokojąca, zwłaszcza, jeżeli nie ma nikogo przyjaznego w pobliżu. Nie wiedział, czy ktoś z Fairy Tail kręcił się tam, gdzie on - mimo to, cisza wszystko wyjaśniała. Pozostawał sam, zataczając wielkie koło obok miejsca, w którym znajdował się liniowy most...teraz tajemniczo zniknął.
 - Ciekawe, co znowu wymyślili... - mruknął, przyglądając się gwiazdom. Jakby na to nie spojrzeć...poza nagłą zmianą pory dnia i świadomością, że źli czają się gdzieś tam, wszystko zwiastowało spokojną noc.
 - Aż tak podoba Ci się ten twór?
Obrócił się wokół własnej osi, próbując dostrzec kogoś wrogiego, kto go właśnie wyśledził. Bo na pewno ten zimny głos nie należał do kogoś z jego gildii...Z gałęzi wysokiego drzewa obserwował go mężczyzna. Z kolorowymi włosami i w czarnej pelerynie. Z błyskiem, który wywodził się z wisiorka, zawieszonego na jego nadgarstku.
 - Yami. Mag Księżyca. - przedstawił się, wyjmując coś zza pleców. Sztylet. Srebrny, z odbijającym się w nim światłem księżyca. Z granatową, skórzaną rękojeścią oraz insygniami na broni. Wiedział już, co się święci...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
And Far Far Far Away Chapter!

Ostatnio nie czuję się na siłach, jeżeli chodzi o zdrowie - już wczoraj bolała mnie głowa, a dzisiaj w zamian za to mam ból gardła. ;-; Więc przepraszam, jeżeli w dwudziestym dziewiątym rozdziale końcówka będzie pomieszana z poplątanym. I waham się nad wyborem epilogu do Sagi Bestii - słodki i romantyczny, czy lepszy może taki, jaki zapodałam ostatnim czasem? xD *tak, kocham wsadzać postacie do psychiatryków o_o* Prócz tego ostatnio zaczęłam rysować niektóre postacie z FT - mam już Erzę (z dedykacją dla Chan Lee :3), Freed'a i Levy. Próbowałam też Canę, ale stwierdziłam, iż jej nos jest na tyle przeklęty, że mi nie wychodzi. D: 

Na pocieszenie także dodam, iż ostatnio mam napad weny na przyszłe wydarzenia - wiem już, jaka gildia się pojawi, jakie postacie wymyślę, czyje wątki rozwinę...wow. Kilka sag wyjdzie. ;-;  

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział XXIII

Rozdział XXIII "Trzecia gildia się objawia"
Pentagram.
Symbol mrocznej gildii Sojuszu Balam, Tartaros.
Trójka jej członków stała w centrum wioski, gotowa do działania - nie ważne, jakich. Mógł to być specjalny atak na wioskę, albo po prostu nastraszenie ich. A może wiedzieli, że Fairy Tail kręciło się w pobliżu ich siedziby? To teraz nie miało najmniejszego znaczenia. Napadli na Komono bez skrupułów - to nie oznaczało niczego innego, jak natychmiastową walkę. A pierwszy do niej ruszył właśnie Natsu, wyskakując przez okno. Kolejni do ataku byli Elfman i Gray, potem Gajeel. Erza została na moment, zwracając się do Lisanny i Lucy. Bowiem nie należały one do tych ludzi, którzy mogli walczyć, kiedy tylko zechcą.
 - Wy idźcie po mieszkańców! - rzuciła na odchodne, przeobrażając strój na Zbroję Niebiańskiego Koła i wylatując. Dziewczyny kiwnęły głowami na znak zgody, wraz z Happy'm i Lily'm schodząc na dół i wybiegając z domu. To, co działo się na zewnątrz, przypominało małą wojnę - ludzie wybiegali ze swoich posiadłości, krzyczeli i próbowali chronić najmłodszych. Niekiedy przelatywały tam butelki z ciemnofioletowym płynem - wywoływały one nieszkodliwy dym, w którym ukrywał się zamaskowany członek Tartaros. Tymczasem, dwie identyczne, a jednocześnie tak różne dziewczyny rozdzielały się, unikając wszelkich ataków. Nie zadziałał Niebiański Okrąg Mieczy, zaserwowanych od Erzy. W zamieszaniu widoczne było światło lodu Gray'a i ognia Natsu, blask żelaza Gajeel'a oraz ryki Elfman'a w podstawowej formie Przejęcia Bestii. Happy i Lily z pomocą skrzydeł odprowadzali młodszych mieszkańców w bezpieczne miejsce - czyli na piętro sypialne w domu gościnnym, do którego nie trafił jeszcze żaden atak. Lucy pomagała wychodzić starszej parze, gdy Lisanna bacznie przyglądała się jednej z walk. Elfman - korzystając tym razem z Ramienia Bestii: Czarnego Byka, stanął na przeciw wrogich "przyjaciółek".
 - To będzie dosyć proste...aż będę czuła niedosyt. - powiedziała do samej siebie ta o mroczniejszej charakteryzacji. Zdezorientowany Elfman, ruszył do ataku. W tym czasie, obie połączyły swoje dłonie, tworząc okrąg magiczny. Wzorem kolorów przypominał Yin & Yang, narysowane na środku. Blask spowił obie z nich, w aurach dokładnie przeciwnych do ogólnego wyglądu.
Jak mrok ze światłem
Jak światło z ciemnością
Jak Yin & Yang ciemną nocą
Oświetl nas swą mocą!
Po tej krótkiej formule, blask z obu Magów przeszedł do kręgu, a z kręgu do strzały. Atak przeszył Elfman'a na wylot, ramię Bestii powróciło do ludzkiej formy, a sam opadł bezwładnie na ziemię. Lisanna widziała to wszystko dokładnie.
 - Braciszek Elf! - przerażona i zapłakana w tak krótkim czasie, zaczęła biec do mężczyzny. Został ranny - nie krwawił, ale i tak był słaby. Lisanna wiedziała już, co jej rodzeństwo musiało czuć podczas tamtego incydentu. Co czuła teraz. Smutek i strach, że utraci kogoś tak sobie bliskiego. Zbliżała się do brata...aż sama została dotknięta nagłym atakiem. Nie magicznym, a kolejną butelką z eliksirem. Padła z boku na ziemię, obserwując trunek. W przeciwieństwie do poprzednich, ten posiadał neonowy, zielony kolor, jak na znakach ostrzegawczych noszonych w zimowe wieczory przez dzieci. Trucizna...

Zamaskowany człowiek wyciągnął ze skrytego za płaszczem pasa kilka standardowych mikstur. Rozrzucił je na wszystkie boki w tym samym momencie, w którym Yin & Yang znalazły się przy nim. Butelki uległy zniszczeniu, uwalniając szary dym. Zniknęli. Pozostawiając po sobie wielu rannych.
~ * ~
Czuła ból.
Nic, żadne inne uczucie - po prostu ból, nasilający się z każdą sekundą.
I mówiąc szczerze, ostatni raz była w podobnej sytuacji podczas tamtej pamiętnej misji, ze swoim rodzeństwem. Gdy przeniosła się do równoległego świata Edolas, a na Ziemi uznano ją za zmarłą. Kto wie, czy teraz rzeczywiście nie umrze? Na jej ramieniu bowiem znajdowała się całkiem spora blizna, z której nieprzerwanie, lecz powoli lała się krew. Lucy i Erza zmieniały warty przy niej co jakiś czas, zmieniając opatrunek. Obok łóżka leżał stos czerwonych i mokrych bandaży. A po Magach z Tartaros nie pozostało praktycznie nic, poza śladami po butlach i kilkoma szkodami na dobytku innych. Z czasem ból Lisanny się uspokoił, natomiast Elfman zamrugał parę razy, wybudzając się.
 - Co się... - próbował wstać, lecz brak sił mu na to nie pozwalał. Jedyna jego rana znajdowała się na brzuchu - i nie należała do tych poważniejszych. Podnosił się, podskakując do góry ze strachu w momencie...wejścia Natsu. Nie tak cichego, bo na to go stać nie było - z hukiem drzwi i dyszeniem, spowodowanym zmęczeniem. Białowłosy skoczył tak wysoko, że przez moment sięgnął sufitu. Wskazywał z przerażeniem na Salamandra, chowając głowę w poduszkach. - Za-zabierzcie ode mnie tego potwora! - takim tekstem i zachowaniem wkurzył dostatecznie już złego Natsu. Gdyby nie bolesna interwencja Gajeel'a, chowającego się do tej pory w cieniu, Elfman zostałby zraniony dotkliwiej. Zaraz za Dragnel'em, w pokoju pojawił się Gray.
 - Wygląda na to... - przerwał, by móc złapać oddech. Bieg z podwórza na samą górę domu nie należał do przyjemności. - ...że mamy gości.
~ * ~
Wszyscy, nie licząc dwójki najmłodszych z rodzeństwa Strauss, wyszli na zewnątrz, zastygając nagle w ruchu - zdziwił ich widok czwórki Magów z ich gildii, zwłaszcza, że w nietypowych dla nich zachowaniach. Stały przy kilkuosobowym samochodzie w barwach moro - mógł być w dobrym stanie, niestety do prowadzenia nie zachęcała drastycznie zniszczona maska, ani nieprzerywalny odgłos zaciętego klaksonu. Levy siedziała pod drzewem ze skrzyżowanymi rękoma i nadętą miną, z widocznymi efektami zmęczenia. Włosy stały we wszystkich stronach, pomarańczowa sukienka była wygnieciona i brudna, a opaska wydawała się już dawno mieć w głębokim poważaniu swoje "przeznaczenie". Gdzieś tam z boku kręciła się Juvia, pracując nad dziwnym, czarnym przedmiotem. Kilka razy kończyło się to słabym, nieszkodliwym porażeniem, a w ostateczności wyrzuceniem "broni" w krzaki, z wnioskiem, iż jest bezużyteczna. Wendy i Carla spały na wiklinowej ławce pod jednym z domostw. Mirajane jako jedyna zachowywała pozory normalności - stała z uśmiechem, lecz także lekkim zakłopotaniem. Bo jak tu być spokojnym, gdy Twoje towarzyszki marudzą bez przerwy, a Ci, do których taką drogę przebyli, stali teraz i wbijali w nich swój wzrok?
 - Witajcie! - przywitała się pogodnie, zadziwiając mieszkańców wioski. Zapewne pozwolili im wstąpić do Komono ze względu na symbole Fairy Tail. Czyżby burmistrz im nie powiedział, że z rana mają się wynieść? A może to oni wciąż liczyli na pomoc, ignorując polecenia? Mira rozejrzała się po Magach, próbując odnaleźć swoją siostrę i brata. - A gdzie Lisanna i Elfman?
Nastało milczenie. Natsu i Gray drapali się po głowach, jakby nie słyszeli pytania, Gajeel skupiał swój wzrok na wszystkich innych, tylko nie na barmance z gildii. Lucy kopała nieśmiało kamień, Erza westchnęła, chcąc wszystko wyjaśnić.
 - Grupa wrogich Magów z gildii Tartaros napadła na wioskę. Nie skrzywdzili nikogo, ale Elfman i Lisanna mają kilka ran... - ugryzła się w język, mogła nie wspominać ostatnich wydarzeń. W niebieskich oczach Mirajane pojawiły się pierwsze łzy. Przycisnęła prawą dłoń do piersi, opuszczając głowę. Krople łez opadły na ziemię, pozostawiając po sobie ślady, a do najstarszej Strauss powróciła odwaga, by mogła spojrzeć Erzie w oczy.
 - Co się z nimi stało!? - niemal to wszystko wykrzyczała prosto w twarz Tytanii, łkając. Nie pozostawało to dla niej łatwe. Nie jeden raz musiała patrzeć na ich cierpienie, nie mogąc nic zrobić. Demoniczna strona "uaktywniła" się - jasne loki dziewczyny uniosły się do góry, a w oczach pojawił się demoniczny błysk. Chwyciła szponami szyję dawnej rywalki, a drugie szykowała już na atak. - Pytałam, co się z nimi sta... - pięść Miry została zablokowana przez przywołany miecz Erzy. Stały w takiej pozycji przez minutę, dopóki czarodziejka nie uspokoiła się, wracając do normalnej postaci. - Przepraszam...poniosło mnie... - wyszeptała, klęcząc i ukrywając twarz w dłoniach. Natsu podszedł do niej, pomagając wstać.
 - Są na górze. Idź do nich. - te dwa krótkie zdania i sympatyczny uśmiech uspokoiły Mirajane, która odwzajemniła ten gest i pognała szybszym krokiem do gościnnego budynku. Levy uspokoiła nerwy, podchodząc do reszty. - Dlaczego tak właściwie tu przyjechałyście? Z tego, co wiem, to miała być tylko misja dla na...
 - Natsu! - Lucy musiała ponownie powstrzymać przyjaciela przed nagłym wybuchem - Pozwólmy im wyjaśnić... - dodała, zaglądając do wnętrza niby-działającego samochodu, przejeżdżając po przednim siedzeniu i kierownicy dłonią. Irytujące dźwięki ustały już dawno, niebo powoli jaśniało porannymi barwami, błyszcząc ostatnimi gwiazdami. McGarden wyjęła z włosów swoją pomarańczową opaskę, wkładając ją tam ponownie, tym razem - poprawniej, niż przedtem. Przetarła dłońmi oczy, pod którymi znajdowały się już cienie zmęczenia. Mimo to, uśmiechnęła się.
 - Mirajane martwiła się o was i postanowiła tu przyjechać, by sprawdzić, jak sobie radzicie. A ja postanowiłam jej pomóc... - urwała, zauważając zdumionego Gajeel'a, zajmującego jeden z dachów. Odchrząknęła, kładąc jedną dłoń na biodrze i odwracając się od chłopaka, przenikliwym spojrzeniem zerkając na bok. - Nie, żebym się martwiła, czy coś w ten deseń. - pokręciła głową, pozwalając lokom opaść na zarumienioną twarz. Smoczy Zabójca wciąż pozostawał nie wtajemniczony, jakby interesując się czymś zupełnie innym.
 - Wypadałoby naprawić ten samochód... - Lucy wskazała na stojące w miejscu "zwłoki" auta. Faktycznie, gdyby działało tak dobrze, jak to Jet i Droy zapewniali, a co mijało się z prawdą, podróż powrotna do Magnolii byłaby przyjemniejsza, niż długi chód lasem i jazda pociągiem ze zniszczonej stacji. Może nie dla Natsu, ale on mógłby polecieć za nimi na Happy'm. A Gajeel...Gajeel ma Lily'ego. Wnętrze pojazdu jest dość pojemne. Redfox westchnął ciężko, zeskakując na dół i otwierając zgniecioną maskę.
 - Da się z tym coś zrobić. - wychrypiał, krzyżując ręce. Spokojna rozmowa nie trwała długo, bo z wnętrza domu rozniósł się okrzyk. Okrzyk przerażenia, należący do Mirajane. Wendy i Carla obudziły się, biegnąc za resztą do środka. Nie było czasu na czekanie - każdy pchał się do drabiny, niektórzy próbowali doskoczyć, bądź wdrapywać się. To, co ujrzeli, przenosiło ich najśmielsze oczekiwania. W tym momencie majaczący ze strachu Elfman nie pozostawał zdziwieniem. Lisanna szeptała cicho i niewyraźnie imię Miry. Miejsce rany na ramieniu przemieniło się w coś gorszego. Cała prawa ręka, od dłoni, aż po ramię z blizną po ostatniej walce przypominała część ciała potwora. Porośnięta zielonkawymi łuskami, dodatkowo pokrytymi bordową sierścią. Pazury lśniły, niczym najczystsze złoto. Lucy i Erza podbiegły do Mirajane, klęczącej przy łóżku siostry i kładącej głowę na pościeli, chwytając tą drobniejszą, ludzką dłoń Lisanny.
 - Jaki kolor... - Levy przełknęła ślinę, zastanawiając się, czy to na pewno dobry moment na takie pytania. Mogła wiedzieć, co stało się z przyjaciółką ich wszystkich... - ...miał ten eliksir? - zapadło milczenie. Elfman wybełkotał coś, wybuchając krzykiem i płaczem. Łzy lały się praktycznie strumieniami, i to nie z powodu obecnej tragedii, której jest świadkiem.
 - Zielony... - zaczął spokojniej, dygocząc zębami, jakby z zimna - ...niczym jad! Trucizna! Zginiemy-y-y... - załkał w poduszkę, niczym małe dziecko. Wendy podeszła do mężczyzny, dotykając dłońmi jego czoła. Błękitne światło powoli go uspokajało. Levy oparła brodę o dłoń, zamyślając się. Przypomniała sobie po kolei wszystkie eliksiry z książki, którą niedawno czytała.
 - Zielony? - powtórzyła, z zadowoleniem ze swojego sukcesu - Zielony działał, jako trucizna. Zgodnie ze stopniami barw, im bardziej jaskrawy odcień ma, tym gorsze jest jego działanie. Ten, który wstrzyknięto Lisannie, musi przemieniać w bestię. Stadium "choroby" rozwija się przez kilkanaście godzin...reasumując, potrzebne jest antidotum. A takowe znajdowało się w książce... - uderzyła się dłonią w czoło, rozzłoszczona - ...której ze sobą nie wzięłam. Jest szansa, że tamten gość od eliksirów mógł korzystać z tej samej księgi.
 - Czyli musimy po prostu włamać się do ich siedziby i spuścić im łomot! Napaliłem się! - Natsu triumfalnie skoczył na posłanie, płonąc.
 - A wiesz może, co z tym gościem? - Gray wskazał na Elfman'a. Zdążył zasnąć, lecz wciąż zachowaniem przypominał nieszkodliwego człowieka, w dodatku strachliwego. - Czar rzuciły jakieś dwie identyczne do siebie dziewczyny. - streścił, co pomogło Levy w filozofowaniu. Wszystko układało się powoli w jedność...
 - Starożytny czar Yin & Yang... - usiadła w tureckiej pozycji na podłodze, wyjmując z kieszeni sukienki długopis i pisząc nim coś na ziemi. Mniejsza, że burmistrz się zirytuje - nie daje znaku życia od kilku godzin. Pierwszy malunek przedstawiał symbol Yin & Yang, z kilkoma podstawowymi informacjami na temat obu stron. - Jeżeli dwie, odmienne od siebie zupełnie osoby, lecz mające silną więź osoby go opanują, mogą przemienić osobowość danej ofiary. Każda cecha zamienia się ze swoją odwrotnością. To dowodzi, dlaczego Elfman jest...jaki jest.
 - A można to jakoś cofnąć? - spytała Mirajane, już uspokojona. McGarden zastukała kilka razy spodem długopisu o podłogę, kontynuując rozmyślania.
 - Według tego, co wiem, Ci, którzy rzucają czar, mogą cofnąć urok...
 - Więc mamy plan. - oznajmiła Erza, poprawiając ochronną część zbroi, przypiętą do lewej dłoni - Ktoś z nas musi udać się z Levy do ich siedziby i odnaleźć księgę, by móc przyrządzić antidotum. Reszta pójdzie do lasu odszukać pozostałych członków Tartaros...
~ * ~
Nad ranem, las był nadzwyczaj spokojny. Żadnych hałasów, ani spacerujących ludzi. Bez huków owiec i nieustannego dźwięku "cudownej piosenki" świerszczy. Ciszę przerwały szelesty na tutejszej, niezbyt wielkiej polanie. Tej, przy której stała wieża - pozostałości po legendarnym zamku. Z cienia wyszła grupa ludzi. Wcześniej już znany, zamaskowany mężczyzna oraz dwie tajemnicze dziewczyny. Prócz tego szły jeszcze dwie osoby - młodzieniec o kruczoczarnych włosach, z różnokolorowymi pasmami, wśród których przeważał róż. W czarnych szatach i rękawiczkach ze skóry. Wokół prawego nadgarstka zawieszony był srebrny łańcuszek. Druga kobieta przypominała jego siostrę - także miała niebieskie i bystre oczy. Bardzo długie, czarne włosy powiewały na wietrze. Na lewym ramieniu błyszczała srebrna bransoleta, z wyrytymi trzema napisami w nieznanym języku. Zrobiona z lekkiego materiału, czarna suknia posiadała lekko przyduże rękawy, odsłaniające ramiona, a twarz zakrywał welon w barwie ogółu stroju. A ta kobieta - imieniem Thalia - trzymała w dłoniach szklaną kulę lacrimy, z widocznymi sylwetkami grupy Magów. Dwoje leżało w łóżkach, rannych. Jeden - mężczyzna, o białych włosach, z blizną przy oku - kulił się ze strachu, a dziewczyna przypominająca jego damską wersję rozpoczynała etap przemiany. I jeszcze jedna wyglądała, jak oni - zdeterminowana, lecz smutna kobieta z długimi lokami, w ciemnoróżowej sukni. Thalia uśmiechnęła się na ten widok.
 - Widać, że plan idzie, jak należy... - wyszeptała, mocniej ściskając kulę. Pod wpływem siły pękła na tysiące kryształowych kawałków, unoszących się w powietrzu i opadających na ziemię. - Opadli ludzie, jak płatki śniegu, zrzuconego z nieba...Jak krople deszczu, czekające na śmierć...Pora zacząć kolejną część.
 - Mam przeprowadzić kolejny szturm na wioskę? - odezwał się ciemnowłosy, powodując pasrknięcie dziewczyny, zwanej Yin. Dopiero teraz zauważył, że przywiązała do bransoletki pełnej ćwieków linę. - Co Cię tak śmieszy? - spytał spokojnie, wkładając dłonie do kieszeni płaszcza. Yang uśmiechnęła się, odgarniając za ucho grzywkę białych włosów.
 - Chodziło jej najwyraźniej oto, drogi Yami, że za dnia Twoja magia jest bezużyteczna... - oznajmiła cicho, wciąż w anielskim nastroju. Yami prychnął pod nosem, odchodząc od pozostałych. Yin usłyszała za sobą serię głośnych warknięć, nie należących do ludzi. Zdenerwowana pociągnęła mocniej za swoją linę, najwyraźniej raniąc monstra, targane za sobą. W ciemności drzew błysnęły czerwone oczy. Zamaskowany Mag wyciągnął ze swojego skórzanego paska, do którego przypięte były eliksiry, białą kredę. Mieniła się niebieskimi iskrami. W błyskawicznym tempie ukończył rysowanie na ziemi magicznego kręgu.
Minęła minuta.
Poranne słońce zaniknęło, przemieniając się w księżyc.
Walka się zaczęła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Let's get it started, huh! Let's get it started, hey! 

Wreszcie piątek - czyli weekend, który serio jest mi potrzebny. A to dlatego, że wczoraj było zebranie z rodzicami - zmora każdego ucznia, bo nie ważne, jak dobry, i tak pozostaje pewien stres z tym związany. Tak było ze mną, bo chociaż mam dobrą średnią i oceny, to rodzice i tak byli trochę źli o trójkę z polskiego. Sama muszę się teraz z tego na czwórkę na koniec wyciągnąć, bo sobie nie wybaczę. ;_; Albo utworzę swój własny polski, gdzie liczą się moje prawa pisania i są moje typy lektur - takie najlepsze rozwiązanie! xD No ale cóż, przeżyłam, źle nie jest. :3 

Oznajmiam także, iż - jak dobrze pójdzie - dzisiaj ukończę pisanie finałowego rozdziału tej sagi i zacznę rozmyślania (bądź od razu rozpoczęcie) trzeciej. Mam już pewien pomysł, ale jeszcze poczekacie, zanim go zdradzę... >:D   

EDIT: Dodałam nową ankietę, odnośnie tych zapowiadanych od dawna one-shot'ów. Póki co mam ich cztery - a raczej pięć, lecz ten ostatni postanowiłam jakoś wykorzystać w opowiadaniu. >:D  

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział XXII

"Powrót Crime Sorciere"
Członkowie Crime Sorciere ujawnili się z cienia, wprowadzając Magów z Fairy Tail w niemałe zakłopotanie. Stali tak przed nimi, z poważnymi wyrazami twarzy. Spotykają się...znowu. Erza, choć zachowywała spokojną postawę, w rzeczywistości miała niewyobrażalną ochotę rzucić się mu w ramiona, zapomnieć o przeszłości i o tym, że - w jego własnym mniemaniu - nie może być z kimś, kto jest po stronie dobra. Ale może ona nie wierzyła w te bzdety? Może po prostu chciała dla nich obu szczęścia!? Jellal nie rozumiał...i nigdy nie zrozumie. Ale wciąż go kochała i to się nie zmieni. Gdyby teraz mu to powiedziała, przy wszystkich, może by zrozumiał i odwzajemnił uczucie na nowo? Nie - prędzej prawdopodobne jest to, że rozzłoszczony ucieknie.
 - Co was tu sprowadza? - o dziwo, rozmowę rozpoczął...Natsu. Odważnym i przepełnionym powagą tonem, rzadko kiedy stać go było na takie zachowanie. Mimo, iż Crime Sorciere byli ludźmi dobrymi i walczącymi z tymi samymi ideami o spokój od Zeref'a i mrocznych organizacji, wciąż nie mógł powstrzymać wrażenia złości na ich widok. Jellal - uciekinier, wcześniej chory umysłowo oszust, gotowy zrobić wszystko dla osiągnięcia swojego celu. Ultear i Meredy - tak samo chciwe, jak on, członkinie najsilniejszej drużyny Grimoire Heart. I nagle stali się prawymi ludźmi? Prawda. Dziwna, ale jednak. Ciemnowłosa kobieta wyszła na przód, z zamiarem wyjaśnienia wszystkiego.
 - Nie powinniśmy tu nawet powracać. - zaczęła, przymykając czarne oczy - Ale nie mogliśmy też pozostawić tej sprawy ot tak. Wiemy, że pewna gildia dostała od Rady Magii zlecenie, dotyczące wykrycia mrocznej gildii z tej wioski.
 - Nie spodziewaliśmy się, że padło na Fairy Tail. - wtrąciła Meredy, za co została skarcona wzrokiem przez przybraną matkę. Wzruszyła przepraszająco ramionami, odsuwając się do tyłu o kilka kroków. - No co? Sama mówiłaś, że Sabertooth przypadnie to zlecenie...
 - Sabertooth? - Erza podeszła bliżej gildii, mijając przy okazji Jellal'a. Niebieskowłosy zerknął na nią, natychmiastowo odwracając się w bok. - Podobno uchodzą teraz za najsilniejszą legalną gildię w Fiore. Odmienieni przez piątkę potężnych członków, zresztą, według plotek w swoich szeregach mają wielu podobnych, prawda?
 - Prawda. - odpowiedziała Ultear, kontynuując - Jednakże padło na was, Fairy Tail. Najprawdopodobniej, gdyby to Sabertooth zostało wybrane, owa piątka stałaby teraz pod tą wieżą, zastanawiają się nad tym, gdzie może skrywać się kryjówka. Szczęście, że jednak was tu napotkaliśmy... - Ul kiwnęła głową w stronę Jellal'a, użyczając mu prawa do głosu. Najstarszy z nich westchnął, zdając się na to, by stanąć twarzą w twarz z Wróżkami.
 - Kilka dni temu odkryliśmy wejście do ich kryjówki. - przeciągnął słowo "kryjówka", podchodząc bliżej pozostałości po zewnętrznej części zamku. Przejechał dłonią po kamiennej ścianie, trafiając na luźniej ułożoną cegłę. Pchnął ją do przodu, uruchamiając krótki mechanizm. Stopniowo kilka kolejnych cegieł osuwało się za "główną", tworząc wejście, ułożone tak, niczym łuk. Schody znajdujące się wewnątrz prowadziły w dół. Gajeel, Natsu i Gray chcieli wejść do środka, nie zdążyli jednak przed zamknięciem drogi na nowo. - Głęboko pod ziemią znajduje się komnata, w której omawiają swoje plany.
 - Zejście tam przed zmrokiem byłoby praktycznie samobójstwem. Poza tym, te drzwi się zamykają minutę po odtworzeniu. - dorzuciła Meredy, splatając swoje dłonie za plecami - Jellal zapamiętał sekwencję, i dzięki temu wtedy wyszliśmy. Wolałabym odczekać za dnia, i zaatakować gildię z zaskoczenia.
 - Wiemy, że to niezbyt honorowe wyjście, ale to na pewno bezpieczniejsze, niż utknięcie na pewną śmierć w tych ruinach. - Ultear oparła się o pień drzewa - Ta gildia, to Tartaros. - każdy zareagował inaczej na nazwę organizacji. Lucy i Lisanna wydawały się przestraszone, w chłopakach wzrosła furia, Erza przyjęła to bez uczuć.
 - Mroczna gildia z Sojuszu Balam? - wszyscy potwierdzili odpowiedź w pytaniu Elfman'a. Jellal, Meredy i Ultear zaczęli iść w stronę lasu. Nie mieli zbyt dużo czasu na dalszą rozmowę, bo nie mogli przebywać tak długo w jednym miejscu. Gdyby nie konieczność rozmowy z Fairy Tail, już dawno byliby daleko stąd. Crime Sorciere szło w milczeniu, z Fermandes'em wysuniętym w samotności na przód. Meredy zdziwiło zachowanie ich "lidera", szybko pojęła jego tezę.
 - Ultear, myślisz, że on zawstydził się przy Erzie? - uśmiechnęła się chytrze, podobnie, jak jej matka. Jellal zirytował się na widok knujących za jego plecami towarzyszek, aczkolwiek wolał przemilczeć sprawę. Może zapomną...kiedyś...albo znajdą pretekst do wypominania mu tego wszystkiego.

Tymczasem, drużyna Wróżek kontynuowała powrót do Kemono. Podzielili się na grupę mężczyzn i kobiet, bowiem wszyscy wydawali się już zmęczeni drogą wzdłuż i wszerz, z jednego miejsca do drugiego. W pierwszej nie obyło się bez kłótni i wymiany pięści, w drugiej przebiegała normalna rozmowa trójki "dobrych przyjaciółek".
 - Erzo? - szkarłatnowłosa zwolniła krok, z zamiarem wysłuchania przyjaciółki. Zadrżała lekko, zauważając jej jednoznaczny wyraz twarzy. - Czy Ty wciąż czujesz coś do Jellal'a? - zamiast odpowiedzi, uzyskała silne uderzenie w kark. Jeszcze chwila, a Lucy zatrzymałaby się "wspaniałym" upadkiem na ziemię. Ledwie utrzymała równowagę, podskakując na jednej nodze i chwytając dłonią zaczerwienione miejsce uderzenia.
 - Nie odpowiadam na takie pytania.
~ * ~
Kolejna noc w wiosce mogła być albo spokojna, albo nie do wytrzymania. Nikt nie spodziewał się, że parę kilometrów dalej jechał czterokołowy pojazd, w barwach moro - idealnie wtapiał się dzięki temu w klimat, niczym kameleon. Niestety to była jego jedyna zaleta, skoro nawet zwykle spokojna Levy zaczynała się irytować. Ściskała dłońmi czarną kierownicę, widząc, jak blade światło ledwie oświetla drogę przed nią. Warczenie "gruchota" stawało się nie do wytrzymania i już po raz kolejny obudziło śpiące z tyłu Wendy i Carlę.
  - Dojechałyśmy już? - dziewczynka spotkała się z negatywną odpowiedzią równie sennej Mirajane. Może podróż samochodem od Jet'a i Droy'a nie była dobrym pomysłem? Levy stała się zła na samą siebie, że w ogóle przyjęła od nich pomoc. Nie wytrzymała długo - zaczęła uderzać pięścią w klakson, jak szalona, wprowadzając wewnątrz jeszcze większy hałas.
 - Rusz się Ty złomie do jasnej cholery! - Mirajane chwyciła się dłońmi za usta, słysząc takie słowa od zwykle pokojowo nastawionej McGarden. Carla podleciała do głowy Wendy, łapkami zatykając jej uszy, żeby nie musiała słuchać napadu furii. Jak na zawołanie, samochód przyśpieszył - aż nadto. Levy zaczęła tracić nad nim kontrolę. Nerwowo skręcał z prawej strony na lewą, aż uderzył w drzewo...czy onia kogoś potrąciła? Levy i Mira spojrzały na ziemie ze strachem, natychmiastowo opuszczając pojazd i podchodząc na tyły. Leżała tam niebieskowłosa dziewczyna w płaszczu, usiłująca poprawić lewą dłonią czapkę. W drugiej trzymała jakiś dziwny przedmiot.
 - Juvia!? - zdziwiły się na widok koleżanki z gildii. Czarodziejka wody spojrzała po nie z szokiem, ściskając mocniej tajemniczą rzecz. - Nie powinnaś zostać w Magnolii? Przecież... - Mira spojrzała na nią. Faktycznie, Deszczowa Kobieta wciąż wyglądała na chorą, jednak nie tak bardzo, jak przed wyjazdem. Levy zwróciła uwagę na czarny, metalowy przedmiot ze szklanym i przezroczystym wykończeniem u góry, przez który przechodziły błyskawice.
 - Czy to jest magiczny paralizator!? - po bliższym przyjrzeniu się, zauważyła malutką, żółtą kulę wewnątrz, będącą lacrimą elektryczności. Napędzającą przedmioty takiego użytku. Juvia schowała go za plecami, zawstydzona tym wszystkim.
 - Juvia przeprasza za zamieszanie...Ale Juvia musiała iść na tą misję! - zaczęła się tłumaczyć, powoli zanosząc łzami. Czyli dawna ona wróciła, najwyraźniej odrzuciła w niepamięć wydarzenia z Torpid Nightmare, które na nowo wprowadziły w jej duszy traumę. - Martwiła się nie tylko o Gray-sama, ale o wszystkich! Ma podejrzenia, że to nie jest zwyczajne zlecenie. Zabrała nawet ze sobą Happy'ego i Lyli'ego, tyle, że oni też się gdzieś zgubili.
 - A jak nas znalazłaś? - Mirajane pomogła przyjaciółce wejść do tylnych siedzeń samochodu, zważając na nawrót bólów głowy, z którymi męczyła się dłuższy czas. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, zaniemówiła. Dla bezpieczeństwa ponownie chwyciła za magiczny paralizator, wywracając oczami i zaciskając usta, z zamiarem nagłego wybuchu.
 - No dobra, śledziliśmy was!
 - Co!? - Levy pod napływem agresji, ponownie wcisnęła klakson, pozostając w takiej pozycji przez dłuższy czas. A irytujący odgłos wciąż pozostawał. Więc "przepowiednia" Carli się sprawdzała - stało się coś złego. Za dużo osób w jednym miejscu, dlaczego w ogóle puściła Wendy na taką akcję?
~ * ~
Burmistrz nie ukrywał swojego zawiedzenia na brak śladów po zaginionych mieszkańcach wioski - był wręcz oburzony, uważając, że Magowie z Fairy Tail wcale się nie zmienili po powrocie drużyny z Tenrou. Skoro problem stanowią dla nich wizualnie proste poszukiwania - nie zdążyli nawet powiedzieć o kryjówce mrocznej gildii w podziemiach legendarnego zamku, bowiem mężczyzna opuścił dom gościnny, wymuszając na nastolatkach opuszczenie Kemono o świcie. Oznacza to także, iż nie otrzymują za to wszystko żadnej wypłaty. A to doprowadza do zdenerwowania Natsu, wiecznie niezadowolonego od początku misji. Gdyby nie natychmiastowa interwencja uspokajająca Lucy i Lisanny, meble w saloniku przemieniłyby się w popiół, a Erza znowu musiałaby używać "pięści sprawiedliwości". Kolejne godziny mijały zadziwiająco szybko i nikt nie zauważył, gdy leżał już w ciepłym i wygodnym łóżku...poza Natsu i Gray'em. Oboje mieli problemy z zaśnięciem, spychając się nawzajem na podłogę. Robili to najciszej, jak tylko się dało, ale i tak nie dawali spać Heartfilii, zaciskającej nerwowo przy piersi poduszkę.
 - Lucy? - usłyszała krótki, dziewczęcy szept, należący do Lisanny. Chociaż nie wiedziała, dlaczego mówiła tak cicho, skoro przepychanki dwóch rywali przeszły na poziom głośnej bijatyki, czym wybudzali kolejno kolejne obecne tam osoby. Blondwłosa wstała, zakrywając się dla ciepła swoją różową, trochę już za małą bluzą z kapturem. Kucnęła obok łóżka leżącej Strauss, uśmiechającej się przyjaźnie, co Lucy odwzajemniła. Co takiego do Lisanny miała? Sama nie wiedziała. Przecież była osobą miłą, z którą dało się pogadać o wszystkim, wyżalić w czasie kłopotów...
 - Czasami są nie do wytrzymania, prawda? - wyszła ze swojej dziwnej zazdrości obronną ręką. Lepiej będzie, jeżeli chociaż spróbuje zapomnieć, a z Lisą się zaprzyjaźnić. Ale czy to na pewno takie łatwe? Nie wydaje jej się.
 - Natsu zawsze taki był... - wystarczyło, by Lisanna zaczęła gadkę o dawnych czasach z Fairy Tail. Wtedy nieznane uczucie powracało, niemniej próbowała wytrzymać. - Kiedyś często wyruszaliśmy razem na misję, zwłaszcza w dzieciństwie. Ale potem...Mirajane została Magiem Klasy S. - lekko posmutniała, opierając się o ścianę i rękoma otulając kolana - Zaczęła zabierać na swoje zlecenia mnie i braciszka Elf'a...ale pogadajmy o czymś weselszym! - natychmiastowo rozpromieniła się na nowo, jakby tamta smutna Lisanna nie istniała - Na przykład o Happy'm...swoją drogą, tęsknię za nim.

Rozmowa dziewczyn została przerwana przez nagłe stukanie w okno. Było ono inne, niż te na dole - złączone z dachem, dzięki czemu Ci leżący pod nim mogli obserwować swobodnie gwiazdy, bez niepotrzebnego odchylania głowy. Taką osobą został Gajeel, niemrawo otwierając oczy i przymuszając się do spojrzenia w górę. Widział dwa latające kształty na zewnątrz. Kotopodobne, z puszystymi, białymi skrzydełkami...
 - Lily! - zerwał się na nogi, przemieniając swoją lewą dłoń, zwiniętą w pięść do żelaznej formy. Zamiast spokojnie otworzyć okno...rozbił je. Szkło porozrzucało się po ziemi, a do środka wleciały dwa Exceed'y. Niebieski, Happy - lecący w stronę Natsu, przerywającego batalię, nim Erza się wtrąciła - oraz czarny, Lily, ściskany teraz przez Żelaznego Smoczego Zabójcę. U Natsu i jego pupila było na odwrót, bo to "Szczęściarz" płakał teraz na głowie przyjaciela.
 - Happy, co Ty tu robisz? Nie powinieneś być w Magnolii? - nawet teraz Salamander pytał na "odwal się". Wolał dokończyć walkę silnym uderzeniem w szczękę Gray'a, dopiero po zwycięskim czynie wracając do rozmowy. Happy usiadł na komodzie obok dwuosobowego...przeciętego na pół łóżka, poprawiając zieloną, owiniętą wokół szyi chustę.

Trójka Przewyższających - pod kocią postacią - wkroczyła na teren gildii Fairy Tail. Mimo, iż byli niscy i mało rzucający się w oczy przy takim gronie wielobarwnych osób, zostali przywitani, jak należy. Niczym prawdziwa drużyna Magów, zajęli trzy ostatnie wolne miejsca przy barze, okupywanym - jak zwykle, zresztą - pijącą Canę. Jeszcze zabawniejsze było to, kiedy Kinana podała każdemu z nich po szklance mleka. A wiadomo chyba, w jaki sposób koty piją, prawda?
 - Kinano, a gdzie tak właściwie jest Mira? - spytał Happy, odkładając na blat opróżnione naczynie. Rozejrzał się po bokach, zauważając pewną ciszę. - I Natsu, i Lucy, i Gray, i Erza, i...
 - Są na misji. - odpowiedziała, zabierając z powrotem szklanki i powracając do ich mycia. Zastanowiła się przez moment, przypominając sobie słowa "szefowej". - Mirajane poszła gdzieś z Levy. Nie mówiła, gdzie, prosiła tylko, bym ją zastąpiła. 
 - Cooo!? - Happy chwycił się łapkami za uszy, powtarzając słowa barmanki. Wokół niego objawiła się mroczna i ponura aura, a oczy nienaturalnie się rozszerzyły. Do Lily'ego doszło, że tam był również Gajeel - i doprowadziło to do udzielenia się zachowania odpowiednia tej samej rasy. Do kwatery wbiegła Wendy, z zadowoleniem zatrzymując się z podskokiem u Carli.
 - Pani Mirajane poprosiła nas, byśmy poszły z nią i panią Levy do reszty drużyny. - tylko tyle zakomunikowała, bo z radością ruszyła na zewnątrz. Carla zareagowała z małym opóźnieniem, używając Aery do dogonienia właścicielki. Jej miejsce przy ladzie zajęła równie załamana Juvia. Wyglądała lepiej, niż wczoraj, lecz pozostawała w dalszym ciągu zasmucona. 
 - Gdyby nie ta głupia choroba, Juvia byłaby teraz z...
 - Mam pomysł! - przerwał jej Happy, nawracając swój dobry nastrój. Kinana odeszła na podwórze, dając im "chwilkę" na rozmowę. Lily i Deszczowa Kobieta przybliżyli się do niego, by wysłuchać "nagłej i inteligentnej myśli"...Na pewno takiej inteligentnej? - Skoro Mira i Levy idą za nimi...to my pójdziemy za nimi! 
 - Nie sądzę, żeby to była dobra idea... - zdanie Lily'ego nie należało do pozytywnych. Teraz mogliby być tylko piątym kołem u wozu, niepotrzebnym ciężarem, utrudniającym im misję. Nim jednak zaproponował swoje rozwiązanie smutku, Juvia i Happy już ścigali się do śledzenia drużyny Miry. Pantera mogła zostać sama w gildii albo wziąć w tym wszystkim udział.
...
Nie będzie jedynym Exceed'em, który zostanie w Magnolii.  

 - I tak to mniej-więcej było. - dokończył Happy, ze swoim tradycyjnym uśmieszkiem. Erza podmieniła piżamę z miniaturkami mieczy na zbroję - czasami Lucy zazdrościła jej tej umiejętności. I nie tylko ona. Z pewnością nikt już nie zaśnie, a nie miała najmniejszej ochoty na przebieranki. Gray usiadł pod jednym z łóżek - w samych bokserkach, także i on nie chciał nakładać na siebie codziennego stroju. W jego przypadku, na niekorzyść.
 - Więc Juvia też z wami była? - spytał, podsumowując opowieść kota - W takim razie, gdzie wam się zapodziała? - faktycznie, w wiosce ostatecznie znaleźli się tylko Happy i Lily. Gajeel wyjrzał przez okno, nie widząc swojej koleżanki z dawnej gildii. Raczej nikt nie zaprosił jej do swojego domostwa.
 - Zapodziała się gdzieś w lesie... - Happy zakłopotał się, modląc o brak ran, na wskutek porzucenia towarzysza - Ale nie martwcie się, ma paralizator! - dodał radośniej, szokując Lucy. Nastolatka spojrzała po twarzach wszystkich jeszcze bardziej zestresowana. Odchrząknęła, odtrzepując pobrudzone od nieco zakurzonej podłogi piżamowe spodenki. Przewyższający zauważył gest niepokoju, unosząc łapkę do góry, jako znak "pokoju". - To dość długa historia.
 - W każdym razie powinniś... - Erza próbowała poinformować przyjaciół o dalszych planach, gdy nagle usłyszała buchnięcie. Dym wleciał przez rozbite okno do wnętrza pomieszczenia, a włosy Tytanii przez ułamek sekundy unosiły się na wietrze, najeżone. Wszyscy, niczym stado zwierząt, podeszli bliżej, przyglądając się sytuacji w wiosce. Nad nią unosił się szarawy dym, tak gęsty, że ledwie widzieli zarysy domów...oraz trzech postaci. Na ziemi, obok studni leżały odłamki szkła, z ciemnofioletową kałużą obok. Sylwetki zamachowców zostały ujawnione, kiedy wywołane przez nich zaskoczenie opadło.

Najbardziej w oczy rzucał się wysoki mężczyzna. Złota, posiadająca miliony zdobień maska, zakrywała znaczną część twarzy, wraz z kapturem czarnego płaszczu, zrobionego z satyny. Kaptur wyróżniał się innym krojem i kolorem, dopasowanym do skórzanych wytworów. Dwie dziewczyny po jego obu bokach, choć z wyrazów twarzy podobne, diametralnie się od siebie różniły. Ta po prawej przypominała anioła. U spodu zrobionego z białego, niczym śnieg futra, wystawał fragment letniej i powiewającej, długiej sukni. Posiadała ciemniejszą karnację i białe, lekko siwe włosy. Oraz takie same oczy. Druga stanowiła całkowite przeciwieństwo - kruczoczarne włosy, jasna karnacja i ciemne oczy. Oraz bardziej wyzywający strój - kombinezon w mrocznych barwach, odsłaniający nogi, ukryte pod czarnymi rajstopami, z wyszytym różanym wzorkiem. Wzrostu dodawała sobie poprzez wysokie buty, a i czarna kurtka ze skóry była pozbawiona górnej części przy lewym ramieniu. Na tej części ciała widniał symbol pentagramu - symbol gildii Tartaros...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Będą robili chapter...Będą mieli teatralność! D: 

I tak oto na świat przychodzi rozdział XXII. Od razu można uznawać, iż Meredy i Ultear są za parą, zwaną Jerza. Nawet w Anime / Mandze coś takiego "jest", więc nie mogłam sobie tego odpuścić. Tak samo, jak Levy w postaci pirata drogowego oraz podejrzanego paralizatora. *^* Za dużo Thor'a, oj, za dużo...

Tartaros pojawia się po raz pierwszy w ataku, także możecie już sobie tworzyć taki zarys, jak ja tą gildię widzę. I jeżeli będzie bardzo odbiegał od oryginału, jak go kiedyś pokażą...Nie wiem, czy się załamać, bo nie widzę dobrze przyszłości, czy się cieszyć, bo będę oryginalna. xd 
~ Evil Queen (tak, wciąż się tak podpisuję...) 

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział XXI

Rozdział XXI "Wioska Komono"
Stacja, na której ich pociąg się zatrzymał, nie wyglądała zbyt przyjaźnie. Jakby zrobiona tylko po to, by istnieć - wysiadając, pierwsze, co ujrzeli, do zabrudzona i śliska podłoga, pełna papierków od różnorodnych produktów. Filary oddzielające perony nie posiadały jasnej i delikatnej barwy, tylko tonę napisów rodzaju graffiti, wśród wielu z nich - przekleństwa. Numerki pozdzierane, a złote szybki, na których się znajdowały, "ozdobione" kolejnymi niecenzuralnymi słowami, napisanymi mazakiem. Ławka stała tam tylko jedna, i nawet ławki nie przypominała - drewno, z której zrobiona została, wyglądało na bardzo stare, a gdyby tak cała grupa na niej usiadła, z pewnością uległaby zniszczeniu. Poza nimi, nikt nie wysiadał tutaj - jedyni ludzie, których widzieli, to dwójka mężczyzn na końcu, od których leciał dym tytoniu, jeszcze bardziej zatruwający powietrze.
 - Wygląda na to, że musimy iść tą drogą. - oznajmiła Erza, wskazując na ścieżkę przy wyjściu z niewielkiej "stacji". Nie było tam drzwi, ani ścian, równie dobrze mogli opuścić to miejsce, idąc dowolnym kierunkiem w głąb lasu. Wszyscy zauważyli, dlaczego zdecydowała się akurat na takie przejście - stała tam bowiem zrobiona ręcznie tablica z napisem "Wioska Kemono - 50 metrów". A że tam mieli się kierować, nie pozostało im nic innego, jak tylko iść...
 - Otwórz się Bramo do Zegara - Horologium! - Lucy wyjęła z pęku srebrny klucz, kierując go przed siebie. Złocisty blask otoczył ją, kryjąc w ciemnobrązowym i wszystkim już dobrze znanym zegarze. Erza i Gray przemilczeli ten fakt, Natsu nie mógł powstrzymać irytacji.
 - Lucy, czy Ty zawsze musisz go zabierać podczas takich dróg? - spytał, załamując ręce. Blondwłosa przemilczała odpowiedź na pytanie. Elfman wyskoczył nagle ze słowami "to jest męskie", Lisanna zachichotała. Lucy przejechała wzrokiem po całym towarzystwie. Dopiero teraz zauważyła brak pewnej, niewielkiej istoty.
 - "Natsu, gdzie jest Happy?" - mówi. - na pytanie, Salamander skrzyżował tylko ręce, spoglądając w bok na leśną przestrzeń. - "Gajeel, a Lily?" - mówi. - dodała, spodziewając się podobnej reakcji, co jej przyjaciel. Lisanna zerknęła na Horologium, przyprawiając Heartfilię o nawrót wybujałej wyobraźni. Co, pewnie już sobie w myślach krytykujesz "Och, jak taka Lucy może być taka niezdarna!"... skarciła się po raz kolejny tego dnia. Co w nią wstąpiło!? Zachowuje się, jak wariatka...Albo gorzej...
 - Happy ma "spotkanie" z Carlą... - odparł w końcu Natsu, dokładnie akcentując ukryte w cudzysłów słowo. Gajeel przytaknął, ukrywając twarz pod czarnym szalem. Wiatr zawiał, unosząc do góry jego podarty u spodu płaszcz. Przymknął czerwone oczy, powoli unosząc głowę.
 - Nie chcę być jedynym, który weźmie ze sobą kota... - wyszeptał. Wpierw nastąpiła cisza, by za chwilę wszyscy zaczęli niekontrolowanie się śmiać. Nawet Natsu, który nie miał przy sobie swojego najbliższego przyjaciela i za razem pupila, poprawiło to humor. Jedynym w złym nastroju był właśnie Gajeel, zdenerwowany przez rówieśników. - No co!? To poważna sprawa! - jeszcze bardziej rozweselił kolegów, popadając we wściekłość. Uspokoiła ich dopiero Erza, wciąż z ustami wykrzywionymi w przyjaznym uśmiechu. Wznowili swoją podróż, obserwując teren dookoła. Powoli się ściemniało, słońce ledwie świeciło zza szarych chmur. Już wcześniej las wyglądał na nieprzyjazny - ta pora tylko to potwierdziła. Huczenie sów i pierwsze odgłosy muzyki świerszczy dochodziły z głębi. Niemniej jednak uspokoiły ich szmery rozmów, do czego doszedł widok drewnianej bramy wioski, nie mogącej mieć więcej, niż dwa metry. Erza wyszła na przód, pukając w bramę. Na początku nikt nie odpowiadał - minęło pięć minut, nim odsunięto malutkie okienko, przez które widać było jedynie zielone oczy rozmówcy.
 - Magowie z Fairy Tail? - spytał, zauważając symbole gildii u niektórych. Wszyscy, poza Gajeel'em kiwnęli głową. Okienko zostało zamknięte, natomiast wejście - otwarte. Sprawdzał ich niski człowiek, w podeszłym wieku. Posiwiałe włosy wyglądały na świeżo ścięte, jak i broda, po której pozostały już tylko pojedyncze ślady na opalonej, pomarszczonej twarzy. Miał ubiór typowy dla mieszkańca Magnolii - dżinsowe spodnie i zapięta, lecz lekko wygnieciona, biała koszula. Lucy, odwołując Horologium dostrzegła, że inni mieszkańcy Kemono są ubrani w równie zwyczajny sposób. Siódemka Magów przekroczyła granicę, przyglądając się wszystkiemu. Drewniane domki rodzinne ustawione były w różnych miejscach, przy bramie stała duża karoca, zrobiona z tego samego "materiału", do której przypięte zostały konie, korzystające z wodnego poidła. Na środku w oczy rzucała się studnia, a obok targ z owocami i warzywami. Dorośli rozmawiali ze sobą swobodnie, a dzieci biegły dookoła, kopiąc piłkę. - Rozumiem, że jesteście zmęczeni. Mamy jeden dom gościnny, tam możecie zostawić swoje rzeczy i spotkać się z burmistrzem. - powiedział nadzwyczajnie spokojnie, prowadząc ich do jednego z wielu podobnych do siebie posiadłości. Z drewnianym dachem, ścianami oraz tarasem, na którym pozostawiono zrobioną z wikliny ławkę. Leżała na niej otwarta, dość już stara gazeta codzienna. O tym, ile już tam mogła być, świadczyły pożółkłe strony i czcionka, której ledwie można było się doczytać. Starzec wyciągnął z kieszeni zardzewiały kluczyk i otworzył nim drzwi. W chatce panowała ciemność, oświetlona dopiero przez świeżo zapaloną świecę. - Za dnia jest tu o wiele jaśniej...a w nocy i tak wszyscy śpią... - zaczął tłumaczyć, oprowadzając drużynę po wnętrzu. Na pierwszym piętrze było wystarczająco przytulnie. Kilka niewielkich okien posiadało jasnoróżowe zasłony, w kraciasty wzór. Na głównym widoku znajdowała się ciemnozielona kanapa oraz dwa fotele z kolorowymi poduchami, przy których stał także brązowy stolik, ozdobiony ręcznie malowanym wazonem z czerwoną różą. Na podłodze widniał pomarańczowy dywan. Minusem był oczywisty brak dostępu do światła oraz schodów - na wyższe piętro można było dostać się tylko dzięki drabinie, stojącej przy ścianie. - Tam znajduje się pokój do snu oraz łazienka. - wskazał na sufit, nad którym musiało widnieć owe pomieszczenie.
 - Dziękuję Ci, Tasukeru. Jestem pewien, że nasi goście domyślą się, co i jak. - do budynku wszedł kolejny mężczyzna. W czarnym garniturze, spod którego widoczna była biała koszula z kobaltowym krawatem. Sam ukazany został, jako człowiek przy tuszy, z kasztanowymi, wypadającymi włosami. Oczy mrużył tak, że ledwie widoczna była ich błękitna barwa. Staruszek ukłonił się, jakby przestraszony, w pośpiechu wychodząc na zewnątrz. - Jestem Jet Brown, burmistrz Kemono. - dłonią wskazał na kanapę, w błyskawicznym tempie zajętą przez Lucy, Lisannę i Erzę. Natsu i Gray zadowolili się fotelami, przez co to Elfman i Gajeel zostali zmuszeni do stania. - Wybaczcie takie warunki...ostatni nasi goście zajmowali ten domek bardzo dawno. Na szczęście nie jest jeszcze w opłakanym stanie... - odchrząknął, powstrzymując śmiech - Otóż od kilku dni dzieją się w mojej wiosce dziwne incydenty, o których wspomniałem w liście. Coraz więcej mieszkańców w upływie kilku godzin od przebudzenia z nocnego snu skarży się na bóle, na przykład głowy, czy też brzucha...Początkowo przymknąłem na to oko, myślałem, że napadła na nas krótka i niegroźna epidemia. Zmieniło się to, gdy kilkoro z takowych zaginęło w tajemniczych okolicznościach. Wczoraj Tasukeru - mężczyzna, który was tu wprowadził - przybiegł do mnie, mówiąc o zniknięciu jego syna i wnuczki. Od tej pory, jak widzieliście, stał się strachliwym człowiekiem, boi się o własne życie. Przed zaginięciem syna, był on na krótkim spacerze po lesie, w okolicach ruin zamku. Widział grupę podejrzanych ludzi, gdyby nie uciekł po obserwacji, najprawdopodobniej już by nie wrócił.
 - Więc mamy sprawdzić te ruiny i odnaleźć zaginionych? - podsumował Gray, wygodnie rozsiadając się na fotelu. Lucy wystraszyła się, że już zdjął ubranie...nie zrobił tego, o dziwo. Burmistrz w ponurym nastroju odpowiedział "tak", opuszczając budynek.
~ * ~
Górne piętro prezentowało się trochę lepiej, niż dolne. Łazienki były dwie - zatem mogli obyć się bez kłótni, kto pierwszy będzie z niej korzystał. Posiadały dobre wyposażenie, a dla Lucy błogosławieństwem dosłownie i w przenośni została wanna, w której swobodnie mogła spędzić wolny czas wieczorem. Sama "sypialnia" posiadała odpowiednią ilość łóżek. Dwa niestety były dwuosobowe, pozostałe trzy po drugiej stronie pomieszczenia miały dostęp tylko dla jednego. Ustalone już zostało, że razem spać będą Elfman i Lisanna - w końcu są rodzeństwem i nie będą się przy sobie "krępować", nad drugim wciąż trwały negocjacje. Lucy wykorzystała ten moment, zajmując łazienkę przeznaczoną dla dziewczyn i wchodząc do wanny, pełnej ciepłej wody, z dużą warstwą piany, powstałej na wskutek dolania swojego ulubionego olejku.
 - Takie życie, to ja rozumiem... - powiedziała do samej siebie, zakładając ręce za głowę i wesoło machając nogami. Jedyny plus tego domu, dodała już nie na głos. Cisza przeciągała się, a blondwłosa zaczęła powoli zanurzać głowę, gdy do środka wtargnęła Erza. Lucy przestraszyła się nie na żarty i prawie wyskoczyłaby ze zbiornika, gdyby nie fakt, iż nie ma na sobie ubrań. - Co Ty tu robisz!? - spytała, kiedy emocje zaczęły opadać. Towarzyszka z drużyny zaczęła zdejmować zbroję, nie zważając na koleżankę.
 - Natsu i Gray ponownie zaczęli się kłócić, Lisanna i Elfman próbują zasnąć w tym hałasie, a Gajeel....Gajeel jest Gajeel'em. - odparła, pozostając jedynie w ciemnogranatowej sukience. Zbroja leżała w kącie, a Erza wyciągnęła gumkę do włosów, związywanych w mocną kitkę. - Radziłabym Ci już wyjść z tej wody, no chyba, że chcesz wziąć wspólną kąpiel. Jak przyjaciółka z przyja...
 - Już mnie tu nie ma! - Lucy w pośpiechu wyszła z wody, zakrywając się białym szlafrokiem. Zostawiła Scarlet samą w łazience - szkarłatnowłosa zamrugała kilka razy, patrząc w zamknięte drzwi, ostatecznie wzruszając ramionami i nalewając dla siebie czystej wody. Heartfilia tymczasem myślała, że będzie bezpieczna, dopóki lecąca w jej stronę poduszka nie zaliczyła bliskiego spotkania z twarzą.
 - Pudło! - Natsu skakał z łóżka na łóżko, unikając ataków poduszkami, rzucanymi przez rozzłoszczonego Gray'a. Brunet nie poddawał się, przez co trafił w kolejną przypadkową osobę - tym razem wychodzącą Erzę. Nie skończyło się to pozytywnie, a karą dla rywali było spanie w jednym łóżku. I jak tu się spokojnie wyspać?
~ * ~
Nazajutrz, wszyscy Magowie musieli ruszyć do wykonywania zlecenia - mimo, iż wioska sprawiała póki co przyjazne wrażenie, wciąż nie mogli pozbyć się dziwnego wrażenia, że skrywa w sobie jakąś tajemnicę. Wyruszyli o poranku, bez zjedzenia przygotowanego dla nich śniadania - nie, żeby narzekali, ale nie wyglądało, jakby było w najlepszym stanie...Sam zamek nie mógł znajdować daleko. Skoro jeden z tutejszych bez problemu chodził obok podczas krótkich spacerów, nie musiał się zbyt wiele nachodzić. Najlepsze było to, że dopisywała pogoda - słońce świeciło w najlepsze, ptaki śpiewały. Jeden z ostatnich dni przed rozpoczęciem właściwej jesieni. Grupa Wróżek bardziej przypominała idących na kemping przyjaciół, niż wykonujących swoją pracę Magów. Elfman wziął Lisannę "na barana", przy czym oboje mieli mnóstwo frajdy. Nastolatka przy okazji nawoływała Natsu, by to zobaczył - on jednak zajęty był czymś innym. Zabawę w tym momencie czerpał ze złośliwego wymachiwania kluczem do Horologium, który zabrał Lucy podczas snu. Blondwłosa na próżno próbowała go odzyskać, poprzysięgając, że już nigdy podczas podróży go nie wezwie. Gajeel trzymał się na uboczu, podobnie jak Gray. Erza prowadziła, zatrzymując się.
 - Jesteśmy. - oznajmiła, stając przed potężną budowlą, którą miał być zamek. Ale nie wyglądał nawet, jak on. Była to jedynie wbita w ziemię, wysoka wieża, zrobiona z ciemnoszarego kamienia. Na jej szczycie znajdował się czerwony daszek, a pod nim balkon. Wejście na niego zostało przykryte kilkoma deskami.
 - Według tej legendy pod ziemią jest reszta...jak ona szła? - Gray zaczął drapać się po czuprynie, podchodząc do budowli. Gajeel okrążył ją, z niezadowoleniem stwierdzając, że nie ma w pobliżu żadnego żelaza. Lucy wyciągnęła z różowego plecaka oprawioną w skórę księgę, otwierając ją w połowie. Na okładce złotymi literami pisało "Legendy Fiore". Siedemnastolatka, oczekując, że będą ją wysłuchiwać, zaczęła powoli i dokładnie czytać legendę zamku w Kemono. Ale Magowie najwyraźniej bardziej interesowali się wieżą, niż samą opowieścią, co zirytowało Lucy.
~ * ~
 - Levy, dokąd mnie zaprowadzasz? - niebieskowłosa dziewczyna ciągnęła Mirajane za dłoń, biegnąc przez uliczki miasta w nieznanym jej kierunku. Przechodnie przyglądali się temu z zaciekawieniem...które upłynęło, kiedy dostrzegli na lewej łopatce McGarden biały symbol Fairy Tail. No tak - takie wydarzenia są na porządku dziennym, nie ważne, jak wielkiej skali. W końcu przyjaciółki przystanęły w pobliżu molo. Jasnowłosa stała, niczym osłupiała, wpatrując się w to, na co wskazywała Levy z okrzykiem "ta-daa". A było to...auto. Duży samochód, wyglądający na wygodną markę, w którym mogłaby się pomieścić cała drużyna. - Skąd go masz?
 - Jet i Droy znaleźli go kilka lat temu. - wyjaśniła, opierając się o drzwiczki na przednie wejście - Mówiłam im o naszych planach i stwierdzili, że z chęcią pomogą, jak tylko mogą. Specjalnie całą wczorajszą noc pracowali nad jego ulepszeniem. I trzeba przyznać, wykonali dobrą robotę. - poklepała maskę pojazdu w kolorach moro - Jest praktyczny i z łatwością dojdziemy do Kemono, by sprawdzić, czy z nimi okej. A, i nie zużywa dużo mocy magicznej. Więc sądzę, że mogę prowadzić. - przy ostatnim zdaniu zajęła miejsce kierowcy, wyciągając z kieszeni dżinsowych spodenek kluczyki - To jak Miruś, wsiadasz?
 - Chwilka, musimy na kogoś poczekać. - Mirajane spojrzała w bok, po chwili machając energicznie do idącej w ich kierunku osóbki. Była to Wendy, z latającą obok Exeed'ką, Carlą. - Pomyślałam, że przyda nam się w razie czego "lekarska pomoc".
 - To tym będziemy jechać? - granatowowłosa wskazała na samochód, w którym Mira zajmowała już miejsce obok Levy. Dziewczynka westchnęła, uśmiechając się i siadając z tyłu, gdzie znajdowało się całkiem sporo miejsca. Carla niechętnie podążyła za nią. Wiedziała już, że to przyniesie tylko kłopoty.
~ * ~
 - Nic w tym głupim pałacyku nie jest podejrzanego! - wykrzyczeli w tym samym momencie Natsu i Gajeel, dając upust swojej złości. Zero podziemnych tuneli, zagadek w ścianach i innych tego typu spraw. Na górę, do balkonu raczej nikt by się nie dostał po śliskich ścianach - więc co tu jeszcze robili? Sami nie wiedzieli. Oczekiwali jakiegoś cudu, który przyjść nie chciał.
 - Chyba nic tu po nas. - Erza, siedząca do tej pory pod wieżą, teraz stanęła, spoglądając niebo. Nie do wiary, ile czasu musieli tu spędzić. Niebo miało jasnofioletową barwę, co oznacza, że zaczyna się ściemniać. Grupa przygotowała swoje rzeczy do drogi powrotnej, i już zaczęli iść, gdy z lasu nagle wyszedł Gray.
 - A Ty gdzie byłaś, Lodowa Gwiazdko Porno? - spytał kąśliwie Natsu, o mało nie stając się ofiarą lecących w jego stronę odłamków lodu. Fullubuster włożył dłonie do kieszeni czarnych spodni, ruchem głowy wskazując na las.
 - Wygląda, że mamy gości... - na te słowa z głębin wyszły trzy postacie. Meredy, Ultear i na końcu on - Jellal.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hey! Hi! Chapter! 

Na początek oznajmiam, iż nadaję sobie przydomek Evil Queen - brzmi lepiej, niż "Troll", czyż nie? :3 I w dodatku Zła Królowa Regina będzie ze mnie dumna. No cóż...kilka dni temu były Walentynki. Zamierzałam dodać specjalny rozdział, aczkolwiek zdałam sobie sprawę, że Walentynki nie są tyle warte. W moich oczach to nawet święto nie jest. Tylko komercyjny dzień, by ludzie zebrali kasę za sprzedaż przesłodzonych ozdóbek. :/ Oczywiście bez obrazy dla tych, co Walentynki lubią. ;-) Jeżeli chcecie, to rozdział ten mogę później dodać, z tym, że nie jest on dokończony i musiałabym resztę dopisać, bo pomysł mam. xd 

Wracając do samochodu, który Levy otrzymała od Jet'a i Droy'a - zaspoileruję tak, że zbyt dobrym kierowcą nie będzie... :P 
Adios! :3

środa, 13 lutego 2013

Rozdział XX

Trójka Magów przemieszczała się korytarzami zamkowego podziemia, rozglądając się po bokach. Nie byli na bezpiecznym terenie - właściwie, w ogóle by się tu nie zapuszczali, gdyby nie plotki, słyszane w pobliskiej wiosce. Wieść gminna niosła, że dolne partie ruin zamku po środku lasu, kilka metrów drogi stamtąd zajęła jedna z mrocznych gildii. I to nie byle jaka - bo Tartaros. Sojusz Balam w ciągu tych siedmiu lat praktycznie się rozpadł. Wszyscy członkowie Oracion Seis zostali pojmani i do dnia dzisiejszego przebywają w więzieniu. Drużyna Siedmiu z Purgatorium stoi pod znakiem zapytania, z nadciągającym wyrokiem "rozwiązana". Kilkoro jej twórców bowiem już nie żyło, los innych pozostawał nieznany, a dwie czarodziejki są teraz w gronie tych "włamywaczy". Ultear i Meredy, wraz z Jellal'em na prośbę zaniepokojonych mieszkańców wioski Kemono, postanowili przeszukać tereny, na które nikt z nich nie odważyłby się nawet spojrzeć.

Z zamkiem w Kemono wiąże się smutna i niekiedy nawet przerażająca legenda. Ponad tysiąc lat temu żyła tu rodzina królewska - ojciec, matka oraz córka, która miała wkrótce przekroczyć w wieku magiczną liczbę "szesnaście", co da jej prawo do zaślubin. Dziewczyny nie zadowalał jednak piękny zamek, wysuwający się na widok bardziej, niż wioska, zamieszkiwana przez poddanych. Tak samo z przystojnym księciem z sąsiedniego królestwa. Nie. Dziewczyna kochała kogoś innego...bestię. Zamieszkującą mroczne zakamarki lasów, z którą spotykała się w tajemnicy przed rodzicami. Któregoś dnia wędrowiec dostrzegł parę i poinformował o tym natychmiastowo króla, w zamian za sporą sumę pieniędzy. Umierający władca zakazał księżniczce widywać się z bestią, a gdy się sprzeciwiła, ostatkami sił zamknął ją w wieży. Bestia nie wytrzymała tego - mordowała każdego rycerza króla, wysłanego, by go zlikwidować. Życia pozbawił także wędrowca. Powrócił do ukochanej, opowiadając jej o trudach spotkanych po drodze. Dziewczyna zraziła się na myśl, iż ktoś, kogo darzyła tak silnym uczuciem, jest zdolny do takich czynów. Nie chcąc już ucieczki i pochwalając rady nieżyjącego ojca, została dotkliwie zraniona i oszpecona. Bestia - nim uciekła z zamku - użyła całej swojej magii, by ukryć go pod ziemią. Księżniczka pozostała sama, ginąc po miesiącach walki z coraz cięższymi ranami...A po posiadłości rodziny pozostała na wierzchu tylko wieża, w której młodzianka była przetrzymywana.

Taką wersję znało Crime Sorciere. Wszystko wyglądało to na wiarygodną wersję, nie zmieniło to jednak faktu, że w pobliżu kręciła się grupa podejrzanych ludzi. Tartaros - ostatnia gildia Sojuszu Balam, obecnie uważana za najsilniejszą. Nie ma zbyt wielu członków, najważniejsze pozostawało oczywiście to, że każdy z nich był potężny w swojej dziedzinie. Sama nazwa pasowała idealnie do ich prawdopodobnej kryjówki - "Podziemne Wrota". Związało się akurat z podziemiami. Stukot butów "strażników światła" odbijał się echem po drodze. Pochodnie nie były zapalone od lat, a gigantycznych rozmiarów okna, nie wpuszczały światła, tylko ukazywały to, co znajduje się w głębi ziemi. Ściany i podłoga zrobione były z wytrzymałego, szarego kamienia, a drewniane drzwi zawalone były rozpadającymi się cegłami, wcześniej otaczającymi je. W kątach znajdowały się sporej wielkości pajęczyny, z równie dużymi pająkami, nie robiącymi na szczęście żadnej krzywdy. 
 - Ultear, naprawdę sądzisz, że oni tutaj są? - spytała cichym głosem różowowłosa dziewczyna, odgarniając do tyłu długie loki, związane w kitkę i na wpół rozpuszczone - To miejsce wydaje się opuszczone od wielu lat... -
 - Mów ciszej, Meredy. - upomniał ją niebieskowłosy Jellal, przyciskając się do chłodnej ściany. Kobiety zrobiły to samo, powoli przesuwając się w prawą stronę. Niewyraźne dźwięki przemieniały się w szepty, a szepty w głośną rozmowę grupy ludzi. Pomiędzy ścianami znajdowała się niewielka szpara, dająca maleńki promień światła. Meredy i Jellal przystanęli z boku, sprawdzając, czy przypadkiem ktoś ich nie śledził przez całą drogę tutaj. Ultear - ciemnowłosa kobieta o szczupłej budowie - podeszła do szparki, czarnym okiem ilustrując komnatę, którą dostrzegła. Znajdowała się kilka poziomów niżej i w przeciwieństwie do reszty siedziby, została oświetlona średnią, błękitną kulą na środku sali. Dach przypominał część rozpadającej się jaskini, co nie pasowało zupełnie do elegancko zdobionej wizerunkiem kwiatów lotosu podłogi. Wokół kuli światła stało pięć osób. Ledwie je dostrzegała z takiej odległości. Były trzy kobiety i dwóch mężczyzn. Jedna z nich, wraz z osobnikami przeciwnej płci miała na sobie czarny strój, dwie inne przedstawiały jaśniejszą "stronę mocy".
 - Nie rozumiem, jak taka wioska może być ważna... - stwierdziła jedyna ubrana na czarno. Ultear dopiero teraz dostrzegła, że biały, ciężki naszyjnik, noszący przez nią z niebywałą lekkością odróżniał się od reszty. Miała jasną karnację i ciemne, długie włosy. Przypominała trochę ją, gdy jeszcze podszywała się pod członkinię Rady Magii. Wyraz twarzy mógł wydawać niezadowolenie, a nawet znudzenie. - Siedzibę rozumiem - podziemne zamczysko jakiegoś tam królewicza. Ale wioska!? Thalio, naprawdę zaczynasz się starzeć...
 - Nie kwestionuj jej tak. - wtrąciła druga, całkowite jej przeciwieństwo. O ile karnacja była ciemniejsza, a naszyjnik czarny, tak włosy i sukienka miały biały kolor. Ogółem wydawały się całkiem podobne, gdyby nie te barwy... - Thalia ma swoje osobiste powody, nie musimy ich znać, wystarczy działać.
 - Przygotował już dostateczne ilości trucizny. - dodał młodzieniec o czarnych włosach, z różnokolorowymi, ledwie widocznymi pasemkami, w pelerynie. Zwracał się teraz na temat drugiego mężczyzny. Starszego, zakapturzonego, u którego w miejscu twarzy znajdowała się złota maska. - Thalio, jesteś pewna, że to ich tam zwabi, prawda?
 - Jestem pewna... - oznajmiła spokojnym i cichym, niekiedy jednak piskliwym głosem ciemnowłosa kobieta. Jako jedyna nie była ubrana na czarno lub biało. Piękna suknia miała barwę jasnoróżowej lilii, a na szyi błyszczał zrobiony z korali naszyjnik. - Niczym liść na wietrze, zostaną przywiani pod naszym wpływem, a wtedy nie pozostanie im nic innego...jak śmierć lub oddanie się w objęcia przeznaczenia...

Rozdział XX "Zlecenie od Gildii Światła"
Jasnowłosa dziewczyna jak co dzień wykonywała swoją pracę - pracowała dla gildii, śpiewała i uśmiechała się. Niekiedy ktoś przychodził do niej, z prośbą o przyjęcie zlecenia, albo by zamówić coś do picia lub jedzenia. Nim wyszła ze składzika za barem, w którym przetrzymywane pozostawały beczki z alkoholem, wygładziła swoją ulubioną, ciemnoróżową suknię, zdobioną u dołu jasnoróżowymi falbanami. Aż przypomniała sobie te dawne czasy, gdy wręcz przerażała ją myśl o włożeniu czegoś, co jest eleganckie i dziewczęce. Znacznie bardziej szanowała gotyk - krótkie spódniczki, czarne topy, mroczne ozdoby...Zaśmiała się pod nosem, zakrywając usta dłonią. To były czasy...Minęło tyle lat...

Odsunęła od myśli wspomnienia, wracając do barku z jedną beczką. Przy ladzie siedziała trójka dziewczyn. Cana, znana już, jako zdobywczyni tytułu "Największej Pijaczki Fairy Tail". Podała jej pełną beczkę - nikogo nie dziwił ten widok, bo dla Alberony to była codzienna rutyna. Druga była Juvia, popijająca ze szklanki wodę, z dodatkiem w postaci rozpuszczonej aspiryny. Mimo, iż minął dłuższy czas od ostatniej poważnej bitwy gildii, wciąż skarżyła się na częste bóle głowy. Ostatnia siedziała tam Lucy - załamana, opierała się o blat, powstrzymując płacz. Mirajane znała już jej problem - brak czynszu na ten miesiąc. Zawsze w ciągu tych dni chodziła zasmucona i zdesperowana, by przyjąć każdą pracę. Przy Tablicy Ogłoszeń stała dwójka chłopców - Natsu i Gray. Oczywiście nie obyło się bez bójki na środku sali, tym razem oto, które zlecenie wezmą dla całej drużyny. Siedząca przy jednym stoliku Erza nie miała tym razem chęci na uspokajanie przyjaciół, choć sam fakt, że powstanie z miejsca, byłby dla nich przerażający. Mira zerknęła w bok, dostrzegając schodzącego na dół Mistrza Makarov'a. Staruszek, w jednej dłoni trzymał swoją drewnianą laskę z różowym uśmieszkiem, a w drugiej kartkę, ze zleceniem. Z pomocą barmanki wszedł na ladę baru, siadając po turecku i nawołując do siebie wcześniej wspomnianą trójkę. Lucy była już obok, więc w jej przypadku problemu nie było.
 - Coś się stało, Mistrzu? - Erza zgoniła kłócących się o miejsce Magów, sama zajmując owe stanowisko. Natsu i Gray musieli zadowolić się staniem, co nie było zbyt wygodne dla nich po pojedynku. Makarov roześmiał się, podając szkarłatnowłosej dziewczynie kartkę. Zaczęła czytać na głos informację z niej.
W ruinach skryci...
Wioska Kemono prosi Magów z gildii Fairy Tail o pomoc, dotyczącą pewnej mrocznej gildii. Najprawdopodobniej skrywają się oni w ruinach naszego zamku - co jakiś czas z okolicznych domów znika złoto, coraz częściej mieszkańcy skarżą się na bóle w różnych częściach ciała...kilkoro zaginęło.
Prosimy, byście odkryli, kto za tym działa. Nagroda: Siedem milionów klejnotów.    
 - Podesłano nam to wczoraj. - kontynuował, nie zważając na zadziwione miny Natsu, Gray'a i Lucy na cenę nagrody. Dla Erzy nie miało to znaczenia. W zleceniach Klasy S jest to nawet jedna z niższych stawek pieniężnych. - Nasza gildia została wybrana do wykonania tego zlecenia. Dlatego też prosiłbym waszą drużynę o jego wykonanie. Połowa nagrody wpłynie na konto gildii, drugą podzielicie się wy. - Lucy w tym momencie zaczęła obmyślać swój "plan" zapłaty czynszu. Skoro jest ich czterech, z pewnością spora suma klejnotów jej się trafi. A co za tym pójdzie: starczy nie tylko na zapłatę za mieszkanie, ale także własne zachcianki. Niestety, jej "marzenia" legły w gruzach po kolejnych informacjach. - Oczywiście musi to być sprawa dużego kalibru, skoro wybierano z pośród gildii. Dlatego też prosiłbym, byście wzięli trzech innych Magów. - No i mój plan wziął w diabli...
 - Juvia się zgłasza! - niebieskowłosa nagle ożyła, podnosząc głowę do góry i posyłając wszystkim, poza Lucy, przyjazny uśmiech. Na jej pech - szybko to minęło, bo ponownie chwyciła się za głowę, czując w niej przeszywający ból. Mirajane zacmokała kilka razy, zabierając pustą szklankę i dolewając do niej wody.
 - Nie sądzę, by to był dobry pomysł. W Twoim obecnym stanie...cóż, te leki mają wolne działanie, wyjdziesz z bólu co najmniej za tydzień. - powiedziała, zauważając, jak do barku podchodzi dwójka jej rodzeństwa. Elfman i Lisanna. Zadowoleni, zaczęli rozmowę z Mistrzem Makarov'em.
 - Prawdziwi mężczyźni wykonają tą pracę! - zaczął białowłosy, załamując tym samym Lucy i zasługując na uderzenie w bok od Erzy, czego ostatecznie Tytania nie uczyniła. Lisanna przysunęła jedno z krzeseł, siadając na nim.
 - Od tak dawna nie byłam na prawdziwej misji... - spojrzała przelotnie na Natsu, wracając do reszty jego drużyny - W Edolas to nie było to samo. A ja i Elf chcielibyśmy na jakąś się udać. Możemy z wami. - słowa siostry niezbyt spodobały się Mirajane. Wciąż miała przed oczami wydarzenia sprzed trzech...a raczej dziesięciu lat, kiedy to dziewczyna o mało co nie zginęła. Każdego dnia bała się, że znów ją straci. Ale czy mogła zaprotestować, skoro Mistrz już się zgodził na jej udział? O Elfman'a także się bała. By znów nie stracił nad sobą kontroli...
 - Ja też się zgłaszam... - odparł ochrypłym głosem Gajeel, opierając się o biały filar ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma, wbijając w grupę wzrok czerwonych oczu. Makarov zeskoczył z baru, machając wesoło swoim "berłem szczęścia". Wszystko było zatem ustalone, jedynie Mirajane miała dziwne przeczucie, że coś się jeszcze wydarzy...Nie mogła tak tego zostawić. Do barku przysiadła się kolejna osoba - drobniejsza, także z niebieskimi włosami, z tym, że inaczej zaczesanymi, posiadającymi ozdobę w postaci pomarańczowej opaski. Levy wyglądała na zasmuconą, brązowymi oczami odprowadzając wzrokiem...Gajeel'a. Humor Mirajane poprawił się na krótki moment.
~ * ~ 
Minęła doba od podjęcia przez nich zlecenia - większych problemów z dotarciem na stację nie mieli. Całą grupą spotkali się przed budynkiem gildii, spokojnym spacerem docierając na miejsce, z czego pozostawało już tylko odczekanie kilku minut, nim pojawi się pociąg. Ale czy chociaż raz wszystko pójdzie w podróży zgodnie z planem? Nie. Na pewno nie oznaczał tego Natsu, biegnący przez perony, spiralą wokół filarów z numerkami i ziejący ogniem, czym odstraszał cywili. Za nim mknęła Erza, w Zbroi Lotu, zwiększającej szybkość.
 - Żywcem mnie tam nie weźmiecie! - wykrzyczał Salamander, szczerząc się triumfalnie do Tytanii i skręcając na schody, prowadzące w górę. A co na to pozostała drużyna? Nic. Siedzieli zdezorientowani na drewnianej ławeczce, robiąc to, na co pozwalała im ich postawa. Gray - w samych bokserkach - rzucał papierki leżące pod spodem do stojącego metr dalej kosza. Lucy próbowała odsunąć się od niego tak, jak mogła, co ostatecznie nie udało się przez Gajeel'a, marudzącego coś o przepychaniu się na miejsca innych. Elfman mówił ciągle o męskości, nawiązując się praktycznie do całego otaczającego go świata, natomiast Lisanna obserwowała Natsu, zeskakującego ze schodów na drugim końcu korytarza - tym razem tych prowadzących w dół...i ruchomych, bo prawie przez jego próbę ucieczki spadło kilkoro ludzi. To samo było w przypadku Erzy, z tym wyjątkiem, że ona przepraszała. Różowowłosy biegł, ponownie manewrem z filarami. Przy jednym biegł prosto przed siebie.
 - Peron 9 i 3/4, nadcho... - jego gonitwa zakończyła się, gdy uderzył twarzą o ścianę konstrukcji, upadając bezwładnie na ziemię - ...dzę... - Erza powróciła do codziennego ubrania, chwytając ledwie przytomnego Natsu za szal i ciągnąc do pozostałych Magów. Gajeel zaśmiał się swoim firmowym śmiechem, wstając i podchodząc do wejścia pociągu. Pojazd zdążył w tym czasie przybyć na miejsce, "zapraszając" do siebie każdego.
 - Nie wiem, co w tym takiego strasznego... - chcąc udowodnić swoją "smoczą odwagę", postawił jedną nogę wewnątrz. Nagle poczuł, jak wszystko, co ma w żołądku zamierza udać się drogą powrotną, zmuszając Smoczego Zabójcę do opuszczenia pociągu. - Nigdy więcej tam nie wrócę! - chciał udać się w ucieczkę, lecz Erza zatrzymała go w ostatnim momencie. Obu posiadaczy zapomnianej magii ciągnęła za sobą, rzucając do osobnego przedziału. Dla reszty zajęła "pokój" obok. Gray, Lucy i Elfman wpatrywali się w tą sytuację, jak w straszną scenę z dobrego horror'u - dla bezpieczeństwa usiedli ze Scarlet. Lisanna wahała się, do którego przedziału wejść.
 - Wiesz, co, Erzo? Chyba dotrzymam Natsu i Gajeel'owi towarzystwa, założę się, że przyda im się ktoś, kto uspokoi nerwy. Sama wiesz, jak Smoczy Zabójcy reagują na podróże. - kiedy Lisanna wydawała całą tą "przemowę", Lucy poczuła krótkie ukłucie...zazdrości? Pacnęła samą siebie w głowę na tę myśl. O co niby ma być zazdrosna? Lisanna jest w Fairy Tail dłużej, niż ona...znaczy...och, sama już się pogubiła!
 - A ja sądzę, że przyda im się nie towarzystwo, a kara za takie zachowanie. - oznajmiła dumnie wojowniczka, uspokajając umysłowo Lucy. Dzięki Erza, jestem Twoją dłużniczką...pomyślała, wracając do normalnych uczuć. - Poza tym, nie raźniej byłoby Ci z kimś pogadać, zamiast pilnować dwójkę dorosłych dzieci? - poklepała wolne miejsce obok siebie, przesuwając się bardziej do okna. Białowłosa westchnęła, uśmiechając się przyjaźnie, z małym przymusem i siadając na wyznaczonej pozycji.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Morning, morning...

Oto pierwszy rozdział! Tak, w końcu go dodałam. Możecie zacząć się bać. >:D Zwłaszcza, że właśnie opisałam moment związany z pewną parą...którą wielu z was tutaj na pewno wielbi, i to jak. :D Przeciwieństwa się przyciągają do siebie, prawda? Nawet, jeżeli są spore. ;3 Chwilę po dodaniu rozdziału ukażę w końcu postacie, wymyślone przeze mnie i należące do gildii Tartaros. Wracając do obecnego rozdziału - moment z 9 i 3/4 dodać musiałam. Tak mnie korciło. D:

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział XIX

Rozdział XIX "To jest moje szczęśliwe zakończenie?"
Poczuła, jak całe życie przeleciało jej nagle przed oczami.
Trzęsąc się ze strachu i niespokojnie oddychając, powoli przewróciła oczami, by spojrzeć w twarz "morderczyni". Tam jednak nie było nikogo. Miecz wirował przez moment w powietrzu, opadając następnie na ziemię z hukiem. Wiedziała już, co się stało - ktoś ją uratował...Ale kto? Wydawało jej się, że gdzieś tam przeleciało kilka płomieni...a może to strach porusza jej wyobraźnię?
 - Panicz Natsu!? - Juvia odwróciła się, widząc Salamandra, w pełni gotowości do walki. Mara została odepchnięta lecącą w jej stronę kulą ognia, zdążyła jednak zadać siostrze ranę na szyi. Gorzej, gdyby przyjaciele nie zdążyli na czas... Na dachu zjawiały się kolejno Magowie. Najpierw przybył Natsu, którego już zdążyła zauważyć na terenie bitwy, potem Lucy i na końcu...Gray!? Ledwie powstrzymała się przed nagłym przypływem radości, skokiem i w rezultacie, pogorszeniem swojego stanu. Szyja piekła ją niemiłosiernie, tak samo jak twarz, z błyszczącymi od łez policzkami. Zdała się jednak na słaby uśmiech...mdlejąc ze zmęczenia. Czasu na pomoc nie było, wpierw musieli pokonać trzymającego się jeszcze o własnych siłach wroga.

Zacięta walka w pobliżu Fairy Tail trwała w najlepsze. Erza, z pomocą Zbroi Czarnego Skrzydła, unosiła się nad ziemią, pokonując właśnie jednego z latających Demonów. Acnologia wciąż krążyła nad miastem, o dziwo - nie atakowała. Lepiej jednak nie dmuchać na zimne - wszyscy inni Magowie Fairy Tail postarali się ewakuować jak najwięcej ludzi. We wnętrzu kwatery pozostało kilka osób, a Magowie Klasy S i Mistrz starali się zabezpieczyć miasto przed potworami. Póki co - z widocznym skutkiem. Erza właśnie przebijała z pomocą Księżycowego Cięcia kolejnego demona, gdy dostrzegła wydarzenia, mające miejsce na dachu. Niezbyt dokładnie - dwie postacie, walczące ze sobą i jednocześnie fizycznie łudząco do siebie podobne. Jedną z nich była właśnie Mara. Szkarłatnowłosa zachowała spokój, podmieniając zbroję na normalną.
 - Sprawdzę sytuację w gildii, wy dalej walczcie! - choć nie wspomniała o tym, co zobaczyła, reszta Magów domyśliła się wszystkiego. Niemniej jednak nie interweniowali w te sprawy i kontynuowali. Erza wbiegła do głównej sali gildii, w której wyprawiała się jeszcze gorsza batalia, niż na zewnątrz. Było wprawdzie mniej demonów, jednak zniszczenia, wyrządzone przez ludzi...są wiadome. Na szczęście wyglądało na to, że pokonali tam wszystkie. Natsu stał na tle płonącego stolika w pobliżu barku, Gray niszczył zamrożone monstrum, zaś Lucy odwoływała znajdującego się obok Saggitarius'a. Widząc szkarłatnowłosą, zaczęli myśleć, że się udało. Że wygrali, Acnologia została zniszczona, a ta psychiczna kobieta pokonana. - Jest na dachu... - oznajmiła, dysząc ze zmęczenia. Ledwie odnajdywała w sobie resztki magii, w ciągu całego dnia wiele razy już jej używała. Oparła się dłonią o ścianę, próbując ustać na nogach. - Walczy z kimś z naszych...Musimy pomóc! Pokonać ją... - zakaszlała kilka razy, tracąc siły w nogach. 
 - Erzo! - Lucy podbiegła do niej, kucając obok i dotykając dłonią czoła przyjaciółki. Była cała rozpalona...co dziwniejsze, jeszcze chwilę temu pozostawała w swojej normalnej kondycji, a teraz ledwie mówi. - Wendy! Wendy, jesteś tam!? - zaczęła nawoływać młodszą członkinię Fairy Tail, by uleczyła Tytanię, jak najszybciej. Nikt się nie odezwał. Poza ich drużyną, dwójką na dachu oraz najsilniejszymi nie było nikogo w pobliżu kwatery. - Gdzie ona jest!?
 - Albo walczy z innymi, albo ewakuuje mieszkańców. - Gray opierał się o drewnianą ścianę - pozbawiony nie tylko koszuli, lecz także spodni. Natsu odciągnął wzrok od Erzy, rzucając się na bruneta. Tę nagłą bójkę przerwała nie Scarlet, lecz Lucy, z nerwami na najwyższym poziomie krzycząc w ich stronę. Uspokoili się, a Salamander uniósł wzrok na sufit.
 - Nie możemy tak stać i czekać, musimy iść na ten cholerny dach i pozbyć się tej psychicznej s... 
 - Natsu! - blondwłosa wstała, chwytając jego dłoń i powstrzymując przed podpaleniem przypadkowego stolika...a także wypowiedzeniem kilku niecenzuralnych słów. Smoczy Zabójca zaprzestał "absolutnej demolki", lecz wciąż nie pozostawał spokojny. Heartfilia spojrzała na konającą Erzę z bólem w oczach. Położyła się w kącie na tyle wygodnie, by powoli odzyskiwać siły. Znała już powód nagłego osłabienia - ślady po kłach wężopodobnego demona na prawym nadgarstku. Nie wstrzykiwało jej to wprawdzie jadu, jak w podobnej sytuacji podczas dawnej walki z Oracion Seis, ale osłabiało na tyle, by nie była zdolna do walki. - Nie możemy jej tak zostawić. Musimy jej jakoś po...
 - Zostawcie mnie. - przerwała Erza, chwytając się za brzuch i wydając krótki, cichy jęk. Zamrugała kilka razy, patrząc nie na przyjaciół, lecz w podłogę. Nie licząc śladów po kłach, posiadała wiele drobniejszych ran, zadających dodatkowy ból. - Mogę tu zaczekać i wytrzymać, ale nie zniosę tego, jeżeli Mara pokona nas wszystkich tym podstępem, a oni wszyscy...tam walczący...zginą... - Magowie ledwie dostrzegli, jak głowa dziewczyny unosi się. Brązowe oczy wprawdzie były zakryte całkowicie szkarłatną grzywką, ale jednak widzieli w nich gromadzące się w Erzie uczucia. Ból, słabość, lecz także odwagę i determinację. - Na co czekacie!? Biegnijcie! 

 - Kolejne kukiełki!? - Mara stała w dziwnej pozycji, jakby szykując się do szpagatu. Prawa - i jej jedyna - dłoń utrzymywała się na ziemi, nie doprowadzając do upadku. Dyszała ciężko, każdego z osobna ilustrując w myślach. Powoli przeszła do pozycji stojącej, zwracając uwagę na miejsce, w którym powinna znajdować się lewa dłoń. Nie użyła jej w walce z siostrzyczką, wtedy byłaby bezużyteczna tak, czy owak. A teraz? Podano jej, jak na tacy, trójkę normalnych Magów. Krew utworzyła rękę, przechodząc z tej formy do czegoś, przypominającego miecz.
 - Dawaj... - Natsu wyszedł na przód, z płonącymi pięściami, których blask odbijał się w czarnych oczach. Gray złączył dłonie, rozpoczynając lodowe tworzenie, natomiast Lucy sięgnęła po jeden ze złotych kluczy. Mara prychnęła pod nosem, odgarniając kosmyk niebieskich włosów za ucho. Uśmiechnęła się delikatnie, parskając krótkim i cichym śmiechem.
 - Trzech na jedną? Taka walka nie jest zbyt sprawiedliwa, prawda? - wysunęła jedyną dłoń do przodu. Utworzyła na ziemi pod nią magiczny krąg o ciemnofioletowym zabarwieniu, z którego powoli wychodziły cienie, przemieniające się w przerażające demony. Nie wyglądały na zbyt silne, lecz groźne być mogły. A stworzyła ich dokładnie dwa, tak, żeby szanse zostały wyrównane. Choć tajemnicą nie jest, że gdyby sytuacje były odwrotne, wykorzystałaby okazję i dobiła swojego przeciwnika. Demony zaatakowały z osobna Gray'a i Lucy, natomiast Mara przystąpiła do pojedynku z Salamandrem. Mag Lodowego Tworzenia zeskoczył na odosobnioną część dachu, wiedząc, że do pokonania swojego demona nie potrzebuje dużego wysiłku. Na wcześniej poważnej twarzy zawitał uśmiech, a jasny, magiczny krąg przed złożonymi we właściwej pozycji dłońmi zaczął tworzyć lodowe lance, lecące z zawrotną szybkością w potwora. Przebiły go, powodując jego upadek, po którym zaczął przemieniać się w drobne, jasnofioletowe iskierki...aż sam zniknął. Lucy musiała się już bardziej wysilić - szczęście nie raczyło jej dopisać, gdy podczas biegu, jak najdalej od goniącego ją na czterech łapach, niczym zwierzę monstrum, potknęła się o wcześniej niewidoczny kamień, upuszczając pęk kluczy. W małych podskokach leżał dwa metry od niej, a zranione w tej "pomyłce" kolano nie dodawało otuchy. Odwróciła się, ze strachem spostrzegając czarne stworzenie, z wystającymi kośćmi, zmieniające co chwilę strony. "Wróg" Gray'a wyglądał prawie, że tak samo - z tym, że stał na dwóch nogach. Lucy wstała, sycząc przez ból w krwawiącym powoli kolanie - prawą dłonią "macała" swój skórzany pasek, szukając czegoś, co przydałoby się w walce. I znalazła.
 - Fleuve d'étoiles - Rzeka Gwiazd! - z satysfakcją, wyciągnęła zwinnym ruchem gładką w dotyku i niezbyt długą, czarną tyczkę, ze złotymi zdobieniami oraz zwisającą z niego, niewielką gwiazdką. W takiej formie wydawał się bezużyteczny, co zmieniło się, gdy "wyrósł" z niego bicz. Lśnił on błękitnym światem, sprawiającym wrażenie okalanego przez złociste gwiazdy - niczym Rzeka Gwiazd, jak sam tytuł wskazuje. Lucy podskoczyła wysoko w górę na lewej, "tej zdrowej" nodze, uderzając nim potwora wielokrotnie. To wystarczyło, by zniknął w milionach iskier. - Łatwo poszło... - rzuciła, cofając efekt broni i chowając ją na swoje miejsce.
~ * ~ 
Zacięta walka pomiędzy Ognistym Smoczym Zabójcą, a Koszmarem trwała. Natsu biegł, praktycznie cały w płomieniach, ciskając nimi w Marę. Była ona jednak szybsza, niż myślał - sama oczywiście "Wielkiego Salamandra" nie doceniała, bo ten z niebywałą łatwością unikał ataków zrobionym z krwi mieczem. Kobieta w unikach zapomniała o swoim ciosie ostatecznym, którym pokonywała większość przeciwników już na samym początku walki. Zatrzymała się z poślizgiem. Prawe oko zaświeciło czerwienią - zaczynała swoje przejęcie. Niewerbalna magia nie wymagała od niej wypowiadania formuł. Po prostu skupiła się na Natsu, zmuszonym do przerwania ataku. Jego płomienie nagle zgasły, a on sam tracił kontrolę nad swoim ciałem. Mara ponownie zaniosła się chciwym śmiechem, z psychizmem używając swojej magii.
 - Nie rozumiecie, że to dla was koniec!? - przyciągnęła Dragneel'a do siebie, by spojrzeć mu niedorzecznie w oczy, stopniowo unosząc do góry z pomocą jednej dłoni - Przechytrzyłam was. Nie pokonaliście mnie wtedy, jak resztę. Uciekłam! A teraz odnoszę swój triumf...Fairy Tail już nigdy nie odniesie zwycięstwa...Żegnaj, Salamandrze. - obróciła rękę, ukazując jej wewnętrzną stronę. Taki ruch służył do zabijania jej ofiar podczas kontroli. Mimo tego...nic się nie stało. Natsu opadł na ziemię, wciąż przytomny, zaś Mara zaczęła powtarzać coraz szybciej manewr. - Dlaczego to nie działa!? Powinieneś już nie żyć! - wiara w jej możliwości stopniowo malała. Salamander powstał, wracając do szczytu swoich mocy.
 - Myślałaś, że zwycięstwo przyjdzie dla Ciebie tak łatwo? - spytał, podchodząc do niej i szykując się do ataku. Mara odsuwała się do tyłu, co przerwała, wpadając na bramę. Gdyby nie ona, spadłaby wtedy z dachu niszczonej kwatery. - Przegrywasz. Już przegrałaś. - obróciła się, widząc coś, co zniszczyło jej wszelkie plany. Demonów nie było. Tylko Magowie, zmęczeni, lecz uśmiechnięci, z widocznymi emblematami Fairy Tail. Przecisnęła się przez stojącego przed nią różowowłosego, patrząc w niebo. Chmury odkrywały błękitne niebo, wraz ze słońcem, padającym na całą Magnolię. Acnologia leciała w przestworzach, wydając z siebie swój ostatni ryk, nim zniknęła. Nawoływała imię Smoka, jak szalona, ale on nie wracał.
 - Przegrałaś, Maro... - dziewczęcy głos Amandy, stojącej obok przerażał ją coraz bardziej. W białej sukience, trzymała za rękę odzianego w płaszcz tego samego koloru Seamus'a. Bez oszpecającej go blizny na twarzy. Powtórzył słowa młodszej przyjaciółki, aż zniknęli. Kręciła głową, nie dowierzając w to, co widzi. Zniknęli.
 - Ryk Ognistego Smoka! - ogniste tornado, lecące w jej stronę zlało się z krzykiem kobiety. Płomienie zniszczyły barierkę, a odepchnięta przez nie Mara spadała w dół. Czas zwolnił. Znowu widziała ich twarze, na niebie. Seamus i Amanda odchodzili. Mara mogła do nich dołączyć...coś ją uratowało. Chwyciło w ramionach, kiedy stała już na ziemi. Zachwiała się, próbując wyrwać z silnego uścisku dwójki mężczyzn. Rozpoznała ich po srebrnych hełmach i białych szatach, z granatowymi obwódkami. Armia Rady Magii ją dorwała. Słyszała słowa, ale nie rozumiała ich sensu. Ciągnęli ją do metalowej klatki na środku drogi, sznurem przywiązanej do rumaków o złocistych grzywach. Jej mroczna atmosfera nie pasowała do blasku Rady.
 - G-g-gdzie mnie zabieracie? - wyjąkała. Ci nie odpowiedzieli. Jedynie wrzucili ją siłą do środka, zamykając - powstała, chwyciła się krat, oświetlonych blaskiem zachodzącego zza chmur słońca. Odeszła w zapomnienie.
~ * ~
Zniszczeń...nie było zbyt wiele, o dziwo. Jedynie dach siedziby gildii wydawał się w opłakanym stanie, a także sala główna, mogli jednak uporać się z tym w kilka godzin. Mieszkańcy miasta wrócili do swoich domów, próbując zapomnieć o dzisiejszych wydarzeniach. Słuch po Acnologii ponownie zaginął - odleciał w przestworza, nic nie niszcząc. Dużo rannych z Fairy Tail nie było - w komnacie szpitalnej znajdowały się raptem dwie osoby, które zdążyły otrzymać lekarską pomoc od Wendy. Juvia - z opatrzonymi wszystkimi ranami - leżała w łóżku pod oknem, marudząc, że chce jak najprędzej stąd wyjść i pomóc w naprawianiu szkód. Nie wiadomo, czy z własnych dobrych intencji, czy wiadomych powodów do zobaczenia Sami-Wiecie-Kogo. Drugą osobą tutaj była Erza. Osłabiające znamię zostało usunięte, a sama czarodziejka odzyskała prawie wszystkie magiczne siły. I w przeciwieństwie do swojej towarzyszki, nie narzekała. Wolała porządnie wypocząć przez ten czas.
 - Nie mogę uwierzyć, że cała ta akcja z Torpid Nightmare skończyła się w taki sposób... - odparła Lucy, siadając na jednym z krzeseł wokół łóżka Tytanii. Natsu siedział pod ścianą, ze skrzyżowanymi rękoma, a Gray i Wendy stali obok. Erza w pozycji siedzącej wpatrywała się w widok za oknem.
 - Całe szczęście Rada zgarnęła tamtą kobietę... - dodał Gray, przysuwając z innego łóżka drugie krzesło, na którym usiadła Wendy. Nie do końca takie były jego intencje, ale nie będzie przecież zganiał małej dziewczynki. Natsu warknął coś niezrozumiale, patrząc spod byka na przyjaciół. Happy wleciał do pomieszczenia na swoich skrzydłach, unosząc się nad swoim właścicielem. Wiedział już, co zaraz powie.
 - Chciałem...z nią...Walczyć! - wstał, unosząc do góry płonącą pięść. Happy powtórzył ten ruch w powietrzu. Lucy i Gray tylko załamali ręce, Wendy zaczęła nerwowo przytakiwać, natomiast Erza odchyliła się do przodu, uderzając Salamandra w żebra. To przywróciło go na powrót o siad. Ale tylko na krótki moment, bo za chwilę znowu wybuchł, wiwatując słowem "walka". Tytania nie miała wyboru, zmuszona do tego czynu, uderzyła go jak najmocniej w czaszkę. Natsu opadł nieprzytomny na ziemię, śliniąc się przez "sen". Happy ustał na ziemi, podchodząc do niego i uderzając w twarz. Gdyby był silniejszy, mogłoby go to obudzić, na razie nie robiło mu żadnej krzywdy.
 - Erza...chyba go zabiłaś. - powiedział, zerkając ze smutkiem na kobietę-rycerza. Ta tylko wzruszyła ramionami, rozwiązując bandaż na swoim ramieniu. Nie było już śladów po ukąszeniu, jedynie malutka, ledwie widoczna opuchlizna. Wszyscy zaśmiali się, widząc pseudo-przerażoną minę Exceed'a. Happy nie podzielał tego szczęścia. Nie wiadomo, skąd wziął noszoną przez siebie w tym momencie, czarną szatę z białym kołnierzem. Kucnął przy Natsu, otwierając szarą księgę, z napisanymi złotymi literami "Poradnik Pogrzebowy". - Natsu...byłeś dobrym przyjacielem...chociaż nie dawałeś mi rybkiiii... - zaczął zanosić się płaczem, gdy także on stał się ofiarą ataku Erzy - Mama Rybka? - wymruczał, padając "trupem" na brzuchu Natsu. Oboje teraz spali, jak zabici, chrapiąc. Lucy zakryła usta dłonią, dopiero teraz dostrzegając Juvię. Milczała, z opuszczonym wzrokiem, zakrytym przez grzywkę niebieskich włosów. O ile wcześniej zadziwiała ją taka reakcja na temat Torpid Nightmare, tak teraz całkowicie rozumiała jej obecną sytuację. Zmieniła miejsce na krzesło obok jej miejsca spoczynku. Gray także podszedł, Wendy chciała uczynić to samo, jednak ciągnięcie za sobą ciała leczonego przez nią Natsu, z Happy'm na czele było ponad jej siły.
 - Wciąż myślisz o swojej siostrze, prawda? - spytała Lucy, kiedy Juvia zaczęła stopniowo podnosić głowę tak, by mogli widzieć jej twarz. Z zakrytym pod białą przepaską okiem i bandażami w miejscach poważnych ran. Lucy nie oczekiwała odpowiedzi i zadziwiła się, uzyskując jej. Juvia delikatnie się uśmiechnęła, odwracając się w stronę okna. Jednym wolnym na chwilę obecną okiem widziała zachodzące słońce i ulice Magnolii w jego świetle.
 - W sumie...nie. Teraz już nie. - ponownie zwróciła się do przyjaciół, zatrzymując się na dłużej przy Gray'u. Wzdrygnął się na myśl, że zaraz rzuci się na jego szyję, czego ostatecznie nie zrobiła. - Przeszłość zaskakuje w najmniej odpowiednim momencie. Juvia myślała, że ma to już za sobą i że będzie mogła wreszcie normalnie żyć. Było dla niej szokiem, że tak nagle się objawiła. Te wszystkie wspomnienia wróciły, ale...to już koniec. I Juvia sądzi, że może wreszcie zapomnieć i żyć dalej...Życie przeszłością...to co to za życie?
 - Masz rację. - przytaknęła Lucy, wracając na swoje poprzednie miejsce. Natsu z magiczną pomocą Wendy zaczął się przebudzać, Happy - najwyraźniej wolał pozostać  w krainie snów, pełnej ryb i Carl. Gray został na moment, chwytając dłoń przyjaciółki i szepcząc krótkie "dziękuje", odchodząc do reszty. A jak to się dla Juvii skończyło? Popadła w głęboki sen, pełen Gray'ów. - Swoją drogą...ciekawi mnie, co się stało z Marą. Zabrali ją gdzieś, nie wiadomo, gdzie...
~ * ~
Szpitale nigdy nie sprawiały przyjaznego wrażenia - wszędzie te białe korytarze, pokoje, do których można było zajrzeć przez miliony szyb na ścianach oraz ludzie, pochłonięci swoją pracą. Najmroczniej było w podziemnej części - ciemność, oświetlana przez przyczepione na kamiennych ściankach lampy, dające bardzo słaby blask. Żadnych mebli, tylko długi korytarz, niekiedy zaschnięta krew oraz masa zamkniętych na cztery spusty drzwi. W jednej z takich komnat znajdowała się dziewczyna. Opuchnięte, ciemnoniebieskie oczy krążyły dookoła białej sali, jakby całej zrobionej z twardego i niewygodnego w dotyku puchu. Biała, o wiele na nią za duża koszula, miała gdzie nigdzie czerwone, wyblakłe plamy. Czuła się, jak w psychiatryku. Nie. Ona była w psychiatryku. Bo przegrała z własną duszą. Nie mogła uciec, ze względu na metalowe kajdany, z niebieskimi kulami, które odbierały jej energię magiczną.
 - Powinnam ich wszystkich zabić za jednym zamachem, a nie się tak "bawić"... - warknęła, gdy niebieskie, brudne włosy okalały jej twarz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A morał z tego jest krótki i niektórym znany...Nie przywołuj Acnologii, bo zostaniesz zabrany!

No i oto ostatni rozdział pierwszej sagi. ;-) Jak widać, miała dziewiętnaście rozdziałów - a teraz powiem szczerze, iż obecnie w zapasie zaczynam pisać ten ze wdzięcznym numerkiem "dwadzieścia pięć". :D Mam nadzieję, że wszystkie ważne i mniej ważne kwestie, wprowadzone przeze mnie zostały rozwiązane. Pozostaje jeszcze kwestia medalionu Lucy od Elyon, co we wspomnianym chapter'ze zostaje wyjaśnione. ;3 Swoją drogą, co tam u was? U mnie cóż...zaczął się kolejny tydzień męk i tortur szkoły, zaczęłam oglądanie Glee, z czym długo zwlekałam, za to zaniedbałam kilka innych produkcji, które oglądałam, ale cóż...xD 

Za kilka dni wstawię tu pierwszy rozdział nowej sagi. Jej opis już się pojawił w zakładce O Blogu, prócz tego zachęcam do udziału w nowej ankiecie. Ot tak sprawdzić, która z bardziej ważnych złych postaci najbardziej przypadła czytelnikom do gustu. :3 Na koniec oznajmiam oficjalnie - możecie mnie uznawać za Trolla. I'm out! D: *wychodzi, zakrywając kurtynę*  

Wyżsi Rangą