poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział II

Rozdział II "Czarny powóz"
 Zostawili kobietę w jej pokoju, by mogła odpocząć - wydarzenia z ostatnich dni musiały wywołać u niej dość spory wstrząs emocjonalny, a lepiej dla niej, jeżeli teraz nie będzie się przemęczać. Natsu i Lucy zapewnili, że sami odnajdą drogę do wyjścia, to okazało się jednak trudniejsze, niż myśleli. Na miejscu tego jednego, prostego korytarza, którym przechodzili, pojawiła się setka innych. I tak oto odnajdywali łazienki, sypialnie, czy też inne mniej ważne komnaty, żadna jednak nie była wyjściem z budynku. Do niego doprowadził ich dopiero dziwny, piskliwy krzyk - należący do Happy’ego. Biegiem zeszli po krętych, kamiennych schodach stanowiących swojego rodzaju skrót do holu, a na miejscu zastali Exceed’a, uciekającego przed staruszką, która goniła go, uderzając o lśniącą posadzkę miotłą.
 - Natsuuuu! - wrzasnął, tuląc się do głowy kompana - Ta kobieta jest psychicznaaa, nie lluubiii mnie... - załkał mu w ramię. Przed Magami stała sprzątaczka, wściekle łypiąca wzrokiem na niebieskiego kota. Lucy zmieszała się, próbując znaleźć wyjście z sytuacji. A na czym to się skończyło? Na wybiegnięciu całej trójki z krzykiem...


Gdy znaleźli się wystarczająco od rezydencji rodziny Hope, zwolnili nieco chód. Natsu nie mógł doczekać się spotkania z mroczną gildią, zwaną Torpid Nightmare. Uważał, że da sobie radę nawet sam z czwórką magów, oczywiście obiecując Lucy, że ona także „dostanie szansę“, by słusznie otrzymała swoją część wynagrodzenia i zapłaciła czynsz za ten miesiąc. Happy latał dumnie nad ich głowami, podjadając kolejną już rybkę.

 - Skąd on je tak często bierze? - spytała cicho sama siebie, kopiąc na drodze jakiś kamyk. Próbowała skupić się jednak na misji. Zleceniodawczyni wspomniała o siedzibie gildii - oczekując okupu, czekają w powozie, gdzieś w lesie. Położenie zna tylko ona oraz Magowie. Natsu milczał, gwiżdżąc  wesoło. Temu, to zazdrościła. Prawie zawsze potrafił się „wyluzować“ i być poważny, gdy trzeba...
~ * ~
 Wendy siedziała przy jednym z drewnianych stolików w siedzibie gildii, przeglądając książkę, którą Levy jej pożyczyła jakiś czas temu. Nie potrafiła jednak skupić się na lekturze - jej myśli zakłócała tamta dziewczynka, na którą wpadła. Jak ona miała na imię? Amanda?
 - O czym tak myślisz? - spytała Erza, przysiadając się do niej ze szklanym talerzykiem, na którym spoczywał niewielki kawałek truskawkowego ciasta. Tytania za jedno takie mogła zrobić prawie wszystko...dosłownie. Wendy spojrzała tylko na nią, a Carla nakazała jej milczeć. Sądziła, że najlepiej będzie, jeżeli spróbują zapomnieć o Amandzie.
 - O niczym... - oznajmiła cicho. Drzwi gildii otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Stał w nich Gray - zdziwiła się, że wrócił tak szybko. Mijając go po drodze, wyglądał na zmęczonego, rzekomo wracającego do mieszkania. Nie sądziła, że jeszcze tego dnia wróci w miarę wypoczęty do gildii. Erza, kończąc posiłek, odłożyła naczynie na bok, wstając. Na nowo przywdziała zbroję, którą zdjęła podczas deseru. - Coś się stało, pani Erzo? - spytała, widząc uśmiechającą się Tytanię. Czerwowłosa skrzyżowała ręce na piersiach.
 - Chyba warto wybrać się na jakąś misję...Tej trójce przyda się porządna praca...może pójdziesz z nami? - zaproponowała, spoglądając na młodszą członkinię. Wendy z uśmiechem przytaknęła, wstając z niskiego krzesełka. Erza podeszła do Gray’a. Ten, widząc jej wyraz twarzy, zdziwił się nieco i na wszelki wypadek odsunął o kilka kroków.
 - Erza?
 - Idziemy na misję. - oznajmiła. Nim brunet zdążył zaprzeczyć, złapała go za fragment koszuli i zaciągnęła w kierunku wyjścia. Tam akurat stali już Natsu i Lucy, obserwujący z przerażeniem całą sytuację. - No na co tak czekacie? Idziemy, podobno macie jakieś ciekawe zlecenie.
~ * ~
Szli leśną ścieżką, próbując wyszukać wzrokiem czarnego powozu. Od wejścia w głąb drzew minął dobry kwadrans, a i tak wyglądało na to, że szukali igły w stogu siana.
 - A może pani Anastasia się pomyliła? - szepnęła Wendy, próbując trzymać się jak najbliżej grupy. Nie lubiła lasów, bynajmniej o takiej porze. Powoli się ściemniało...nie mogli odczekać z tą misją do jutra? Nie. Wtedy uprowadzeni przez Torpid Nigthmare członkowie rodziny Hope już by nie żyli, a gildia uciekłaby do swojej właściwej siedziby.
 - Wątpię w to. Sądziła, że dokładnie odczytywała wiadomość od nich. - Lucy zamyśliła się na moment, wpatrując tajemniczo w symbol.
 - Niepokoi mnie trochę ta gildia. - dodała Erza, rozglądając się po bokach - Pojawiają się, jakby nigdy nic. Nie są nawet na liście mrocznych, nikt o nich nie słyszał...no i jest ich tylko czwórka. Może po prostu tej grupy nie doceniamy? - mówiła cicho i jakby niespokojnie. Wendy nawet nie słuchała. Z czasem zaczęła się oddalać. Carli nie było z nią - została w gildii. Natsu i Happy kłócili się o coś, Gray milczał, co nie było do niego podobne, a Lucy i Erza obgadywały sprawy misji. Nie zauważyła nawet, gdy oddzieliła się od grupy. Teraz szła zupełnie inną drogą. Zatrzymała się, słysząc dziwne szelesty. A gdy spojrzała w ich kierunku...ujrzała twarz Amandy. Odetchnęła z ulgą. Ciemnowłosa nic, a nic nie zmieniła się od ich ostatniego spotkania...
 - Amanda? Co Ty tutaj robisz? - rzuciła nagle, podchodząc do znajomej. Niemalże skulona, stała przed nią, z zasmuconymi oczami. - Zgubiłaś się? - dopiero teraz przypomniała sobie, że gdy spotkała ją pierwszy raz, wracała do domu, do nadopiekuńczych rodziców. Może po prostu nie znała dobrze Mangolii i zabłądziła?
 - Wendy... - wyszeptała, spuszczając wzrok na dół. Wyglądała, jakby naprawdę się zasmuciła. Granatowowłosa nie widziała w niej nic podejrzanego...przynajmniej, dopóki w jej oczy nie rzuciła się zabandażowana dłoń. Amanda zaczęła powoli ją rozwijać, a gdy pokazała tą część ciała w pełnej okazałości, widniał na niej ciemnozielony symbol półksiężyca. Symbol Torpid Nightmare.
 - Nie... - wyjąkała Smocza Zabójczyni, odsuwając się do tyłu. Cała najbliższa okolica rozbłysła jasnofioletowym światłem, wydobywającym się z kręgu przed dziewczynką. Blask porwał ją na chwilę, wypuszczając w innym wcieleniu. Kolorowa sukienka została zastąpiona steampunk’owym krojem, pełnym zapięć na rękawach i skórzanych elementów. Talia spięta była zrobionym z owego materiału gorsetem, a proste, znacznie dłuższe włosy powiewały na wietrze. Jasnozielone oczy wyrażały teraz nienawiść. Krąg jednak nie zniknął.
 - Magia Koszmaru: Zjawy! - wykrzyknęła, gdy z ziemi zaczęły wyłaniać się czarne cienie. Roztaczały wokół siebie fioletową mgłę. Same stworzenia przybrały postać kościotrupów, osłoniętych podartymi płaszczami. Roztaczały wokół siebie mroczną aurę. Amanda skierowała swój wzrok prosto na Wendy. Jakby rozdawała w myślach komendy, zjawy zaczęły lecieć w kierunku granatowowłosej. Zwinnie, lecz ledwie uniknęła ich ataku. Duchy krążyły nad dwiema walczącymi, wydobywając z siebie przerażające jęki. Dyszała ciężko. Musiałą użyć jednego z silniejszych ataków...z nadzieją, że takie zadziałają na młodą, lecz potężną czarodziejkę.
 - Ryk Niebiańskiego Smoka! - zionęła w kierunku wroga podmuchem wiatru, przemieniającym się w zadziwiająco szybkim tempie w tornado. Zaatakowało ono Amandę. Coś jednak odepchnęło ten atak. Zjawy, latające dotąd w pobliżu, otoczyły ciemnowłosą, tworząc barierę ochronną, wydobywającą z siebie kolejny strumień jasności. Tornado odbiło się, jeszcze szybciej atakując Wendy. Zszokowana obiła się o drzewo i opadła bezwładnie na ziemię. Ledwie podniosła się do połowy, widząc, jak zjawy - coraz bardziej przerażające - zbierają się wokół niej. Przymykała oczy. Widziała ciemność, a ostatnim, co ujrzała, była twarz Amandy...
~ * ~
 - Tej...a gdzie Wendy?
Natsu, kończąc rozmowę z Happy’m, podszedł bliżej drużyny. Erza i Lucy przerwały dialog, odnośnie swoich umiejętności, Gray natomiast uniósł znacząco głowę, oczekując na bardziej szczegółowe informacje. Cała trójka dopiero teraz dostrzegła, że brakuje najmłodszej z nich - granatowowłosej dziewczynki w białej sukience, z niebieskim symbolem na ramieniu.
 - Właściwie, to nie widziałam jej od wejścia do lasu. - stwierdziła Lucy, rozglądając się za nią.
 - Lepiej będzie, jeżeli zawrócimy i ją poszukamy... - dokończyła Erza. Po niecałej minucie, czwórka Magów zaczęła nawoływać towarzyszkę.
~ * ~
Pierwszym, co ujrzała, było ognisko. Chciała wykonać sprawniejszy ruch, to jednak uniemożliwiały jej silne węzły. Czuła na swoich plecach kłujące oparcie drzewa. Gdzieś tam obok stał potężny, czarny powóz ze złotymi zdobieniami, wśród których znajdował się dobrze już jej znany symbol półksiężyca.
Więc wpadła w ich zasadzkę...
Przy palącym żywym ogniem palenisku siedział mężczyzna. Spod czarnego kaptura wystawały kosmyki rozczochranych, czarnych włosów. Strój na kształt zbroi, wyglądał dość niecodziennie, porównując go z tymi, które widziała zazwyczaj. Z tyłu, oparta o inny konar, znajdowała się Amanda. Spokojna, nie odniosła żadnych obrażeń w trakcie walki. Drzwi powozu otworzyły się z hukiem - stała w nich kobieta. Zapewne najstarsza z towarzystwa, w czarnym, lśniącym w blasku płomieni kombinezonie, miała na sobie czarną pelerynę, której kaptur zakrywał prawie całą twarz. Widać było tylko usta, wykrzywionym w grymasie, mającym być zapewne chciwym uśmieszkiem. Pojedyńcze kaskady falowanych, niebieskich włosów z ciemniejszymi przebłyskami wymykały się spod wpływu „ukrycia“. Lewa dłoń skryta była pod metalową, ciężką rękawicą.
 - No proszę, proszę...to jest ta smarkula, którą wtedy spotkałaś? - jej głos był przeszyty z jednej strony jadem, a z drugiej brakiem jakichkolwiek uczuć. Amanda powoli skiwnęła głową. - Dobra dziewczynka. - rzuciła, uśmiechając się szerzej. Zwróciła swoje spojrzenie na przerażoną Wendy. - Przyjaciółka tej całej Heartfilii? To już ta „jedna z najsilniejszych“ nie ma lepszego doboru ochrony, niż jakieś tam słabe małolaty? - kucnęła przy dziewczynce, wciąż dokładnie ją analizując. Była trochę poobijana po ostatnim starciu. - Smocza Zabójczyni? - prychnęła, wyjmując z czarnej pochwy mały i ostry nóż. Przycisnęła go do jej gardła. - Poderznąć Cię teraz, czy zostawić na później? - zacmokała kilka razy, upuszczając broń i chwytając za leżący na boku kawałek drewna. Przybliżyła go do ognia, przemieniając w pochodnię. Powstała, pochodząc do jednego z drzew. W mgnieniu oka stanęło ono w płomieniach. - Taka rutyna chyba będzie najlepsza. - zaśmiała się złośliwie, odważnym krokiem zbliżając się do miejsca uwięzienia Marvell. Zamachnęła się, by je podpalić. Wendy odwróciła wzrok.

    Kobieta poczuła, jak ktoś wyrywa jej z dłoni pochodnię. To był ciemnowłosy młodzieniec, ówcześnie pilnujący siedziby.

 - Co Ty robisz, idioto!? - wrzasnęła prosto w jego twarz, ukradkiem patrząc na pociemniałą trawę w miejscu, w którym upadła jej „broń“.
 - Mistrz nie byłby zadowolony, widząc, jak zabijasz członków tej gildii. - zaczął spokojnym tonem - Jeżeli ktoś z nich zginie teraz, oni się dowiedzą. Będą chronić Heartfilię, stanie się niedostępna dla nas. A chyba nie oto chodzi, prawda? - westchnął, widząc, jak nieznajoma uspokaja się...choć ledwie, bo jej wyraz twarzy wciąż przypominał niezadowolenie - Jeżeli ją teraz puścimy, wiedząc, że będzie milczała, nic się nie stanie. - dodał, wracając na swoje poprzednie miejsce. Krzyżując ręce na piersiach, zmierzyła Wendy wzrokiem. Następnie ponownie kucnęła, sięgnęła po nóż i jednym szybkim ruchem pozostawiła bliznę na jej ramieniu. Granatowowłosa krzyknęła z bólu, patrząc na miejsce rany. Nie krwawiła, lecz wciąż wyglądała na świeżą. Jeżeli przyjrzeć się jej bliżej, miała kształt półksiężyca.
 - Jesteś naznaczona. - warknęła, chowając broń i powstając - Jeżeli piśniesz choćby słówko o naszych planach, ja się dowiem. A wtedy Twoja kochana gildia Cię już nie uchroni...dopilnuję, byś zginęła w męczarniach. - kończąc kwestię, kopnęła ją prosto w twarz. Wendy załkała. Nie wiedziała już, jakie jest to uczucie bezradności. Gdy wiesz, że nie możesz nic zrobić...Poczuła, jak stróżka krwi spływa po jej policzku. Nagle z głębi lasu wydobył się dziwny huk. Dziewczynka spojrzała w stronę odgłosu, powoli unosząc głowę. Członkowie nielegalnej gildii uczynili to samo. Chwilę później zza drzew wyłoniły się dobrze znane wszystkim twarze jednej z najpotężniejszych drużyn w Fairy Tail - na jej czele stał Natsu. Jego pięść płonęła. Erza i Gray byli już gotowi do ataku. W jednym momencie rozpoczęła się walka. Zakapturzone postacie zniknęły, uciekając głęboko w las.
 - Natsu, Gray, za nimi! - wykrzyknęła Erza, patrząc na Amandę, która jako jedyna pozostała z towarzystwa - Zbroja Armandura Wróżki! - na odpowiednią formułę, jej strój przemienił się w jasnoróżową zbroję. Była to bowiem jedna z najpotężniejszych, jakie posiadała. Teraz dzierżyła w dłoniach dwa, identyczne do siebie miecze z insygniami Fairy Tail. - Przeszywający Miecz Wróżki! - ruszyła do atakowania wyglądającego na bezbronnego Maga. Amanda nie zamierzała pozostać dłużna. Z niesamowitą wręcz zwinnością, niczym motyl zaczęła unikać ciosów Tytanii. Czerwonowłosa ku swojemu zdziwieniu, przestała za nią nadążać. Amanda zaśmiała się cicho i chciwie, stojąc na środku niewielkiej polany.
 - Myślisz, że taka mała, słaba dziewczynka nie da sobie rady z „wielką, wszechpotężną Tytanią“? - zakpiła, gdy na jej twarzy pojawił się uśmiech. Psychiczny uśmiech. - Uwolnienie Koszmaru! - na wezwanie, przed nią pojawił się olbrzymi, jasnofioletowy krąg. Podobnie, jak wcześniej, z ziemi zaczęły wyłaniać się przerażające bestie. Z tą różnicą, że teraz owa ziemia zaczęła rozdzielać się na cieńkie kawałki, a sama uniosła się w górę. Oczy zaświeciły mrocznym blaskiem, a wokół niej zaczynała pojawiać się poświata. Pojedyncze zjawy wchodziły w nią, tworząc barierę, przybierającą kształt monstrum, większego od wszystkich potworów razem wziętych.

    Tymczasem gdzieś na boku, Lucy podbiegła do Wendy. Zaczęła rozwiązywać mocne sznury, patrząc z niepokojem na wspólniczkę.

 - Oni Cię tak urządzili? - spytała, próbując przekrzyczeć odgłosy walki. Marvell skinęła powoli głową. - Wszystko w porządku? Jesteś ranna...
 - Nie martwię się teraz o mnie, tylko o nią! - wskazała na Amandę, która wyrzucała z siebie kolejne pociski. Tytania wciąż pozostawała w swojej najpotężniejszej zbroi, chroniąc się mieczami, odbijającymi ataki. Blondwłosa dość szybko poradziła sobie ze sznurami.
 - Pomogę Erzie, a Ty idź do powozu i uwolnij dzieciaki, dobrze? - Wendy ponownie skinęła na znak zgody, biegnąc tak szybko, na ile pozwalała jej siła w kierunku „siedziby“. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dawno temu, cztery narody żyły ze sobą w pokoju. Lecz wszystko się zmieniło, gdy II rozdział zaatakował...
Witam, witam. :D No i mamy drugi rozdział, kolejny typowy wstęp. Z góry mówię, że nie mam doświadczenia w opisywaniu walk...a w dwóch następnych rozdziałach trochę ich będzie, więc jeżeli pójdzie źle, najwyżej sama siebie wyegzorcyzmuję *bo niestety NA KOGOŚ wykorzystałam już swoich egzorcystów, a jeżeli TEN KTOŚ tu wejdzie, będzie wiedział, że o niego chodzi*. Trzeci rozdział prawdopodobnie pojawi się jeszcze w tym tygodniu, chociaż nie obiecuję, bo wiadomo, jak to z moją skromną osobą jest.

Egzorcyst...znaczy, Alex. :3 

4 komentarze:

  1. A więc tutaj się nasza Egzorcystka rozgościła xD I się nie chwaliła >.< Czuję się urażona! Kandzio! Możesz ją posiekać :F
    K: Pf!
    Tego ci oddaję ==" Tamta dwójka jest w miarę znośna ^^ *związanych ładuje do szafy* Ekchm! Postanowiłam poczytać co takiego tworzysz... i muszę stwierdzić, że bardzo mi się podoba ;) Wykreowałaś ciekawych bohaterów. Na razie poczekam z ocenieniem ich charakterów, bo to w końcu początek, ne? ;) Hym!Hym! Ciekawi mnie co się dalej stanie... i czy nasza mała Wendy dobiegnie czy coś się jej jednak przytrawi xD (Jakim ja jestem złym człowiekiem X3)
    Póki co podoba mi się tutaj i na pewno zostanę ;) Czekam z niecierpliwością na jakieś nowości... Plosie! :3
    I jeśli zechcesz wpadaj do mnie... Adresu nie podam, bo po co spamować co pod rozdziałem xD Na profilu znajdziesz link do mojego blogaska o Fairy Tail X3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcesz mnie...posiekać...?
      *spam mode on*
      AVADA KEDAVRA! EXPELLIARMUS! EXPETRO PATRONO! D:<

      Ale dziękuję za egzorcystę. ^^ Przyda mi się, gdy będę załatwiała sama siebie, bo powiedziałam rodzicom o zebraniu. ._. CZEMU!? WHYY!? Ja się boję. T^T Jeżeli umrę, to chcę marmurową trumnę, taką z jednorożcami...*_*
      A na Twojego bloga z pewnością wejdę. Bój się. B)

      Usuń
  2. *u*
    H:*FACEPALM* A ta znów zaczyna... Bosz... Czekaj, ty masz egzorcystów?! To ja ci podeślę Akichito i Harumi-bohaterowie(wymyśleni) mojego, znaczy mojego i tego czegoś... Fanficu o Ao no Exorcist!
    Ekchm, przejdę do rzeczy.
    Ciekawą fabułę wykreowałaś, zdarzenia i fanfic coraz bardziej mnie wciągają i chcę więcej! Zgadzam się z Misaki, wykreowałaś bohaterów, jak ta lala! Błędów nie widzę, bo mimo wszystko jestem na nie pół wrażliwa! Bardzo chciałabym wiedzieć, co będzie dalej, dlatego czekam z niecierpliwością na dalsze części...
    *u*... Ja się chyba zakochałam...
    H: Pierwszy raz to powiedziałaś O_O
    W opowiadaniu!... Nie bierz za złe pochlebstw! No, to ja spadam, ale... cóż, współczuję ci, bo będziesz musiała mnie znosić, zostaję i będę wpadać tu częściej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Akcja, akcja, akcja! Kocham akcję! A u ciebie jest to wszystko tak ładnie opisane! No, ale od początku.
    Oczywiście trafiłam tutaj dzięki twojemu komentarzowi u mnie ;) Prawie zawsze sprawdzam, czy moi czytelnicy mają własne blogi, bo ja zawsze chętna do czytania. No i tutaj trafiłam idealnie, coś w sam raz dla mnie.
    Niebanalna fabuła, duużo opisów (dzięki ci, Panie, uwielbiam opisy!), no i nie wiem co jeszcze napisać. Może, że martwię się o Wendy? Bo ona ją naznaczyła! No i co ma teraz bidulka zrobić? ;_;
    No, ogółem nie wyłapałam żadnych błędów (♥), zdania są poprawne, normalnie cud, miód i orzeszki! Dodałam do obserwowanych i czekam na więcej! :D

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą