Rozdział XLVII "Naprawdę jesteś Przyjacielem?"
Blask wschodzącego słońca przebijał się do jej sypialni - padał na twarz dwudziestoletniej kobiety o śniadej karnacji. Zamrugała wielokrotnie, nim otworzyła swoje złote oczy - przetarła je zwiniętą w piąstkę dłonią, leniwymi ruchami odkrywając kołdrę i powstając. Pierwszą wykonaną przez nią czynnością było rozłożenie żaluzji - wszystko, byleby zakryć to słońce. Odgarnęła za ucho kilka kosmyków włosów o czekoladowym zabarwieniu. Podeszła do okna - szybkim i zwinnym ruchem chwyciła biały i koralikowy sznurek od żaluzji, ciągnąc go w dół. Światło wpadało teraz jedynie przez wąskie szparki, a pomieszczenie skryło się w częściowej ciemności. Podeszła do wbudowanej w ścianę, białej szafy - otworzyła ją tylko po to, by wyciągnąć wieszak, z pewnym ubraniem. Zdjęła z niego jasnoszarą sukienkę, odrzucając ją na pozostawione w nieładzie łóżko. Strój miał elegancki krój - jego dół przypominał krótką spódniczkę, zaś góra posiadała pozłacane elementy. Okolice ramion były częściowo zamalowane na bordowo, wyróżniając się na tle całego przebrania. Kagura w błyskawicznym tempie nałożyła na siebie ową sukienkę, pozostawiając na nocnym stoliku kilka dodatków - wpasowujące się w strój rękawice, biała opaska oraz czerwonawy, ozdobny krawat. Sięgnęła po ostatni wspomniany element ubioru, powolnymi ruchami go nakładając. Przerwała w połowie, spoglądając wpierw bok, a następnie - całkiem za siebie. Na parapecie okna znajdowała się pewna koperta. Mikazuchi pewnym ruchem podeszła tam i przyjrzała się z bliska wiadomości.
"Od Przyjaciela."
~ * ~
Złośliwy śmiech rozniósł się po całym budynku gildii Fairy Tail. Nie tyle złośliwy, co...irytujący? To właśnie Natsu Dragneel wydawał z siebie takowe odgłosy, turlając się po drewnianej podłodze i trzymając za brzuch. Część obecnych tam Magów próbowała zignorować Smoczego Zabójcę, zajmując się codziennymi obowiązkami. Druga jednak stała w czymś na wzór okręgu, obserwując jego poczynania. A jeszcze ćwiartka podejmowała nieudane próby uspokojenia różowowłosego. Gray ledwie powstrzymywał się przed wyjściem na środek pomieszczenia i użyciem "siłowego" sposobu. Gdyby nie zakaz Mistrza i Mirajane - ta druga miała do przekazania pewną, rzekomo ważną informację...a Makarov, z uśmiechem na twarzy, siedział na blacie barku, popijając alkohol ze swojej ulubionej, srebrnej piersiówki. Dopiero Erzie udało się uspokoić Dragneel'a - jednym, dość mocnym uderzeniem w brzuch. Ledwie przytomny, siedział teraz przy stoliku, wraz z resztą swojej drużyny. Chociaż...nie tylko on zniechęcił się na pomysł barmanki, stojącej teraz na scenie i rozsyłającej wszystkim radosną aurę.
- Wiesz, Miruś, nie sądzę, by ten pomysł...wypalił. - wymamrotał Macao, siedząc na stoliku, bezpośrednio przy scenie i popijając sake ze swojego kufla. Tuż obok znajdował się Romeo, przytakujący ojcu. Bo prawdą było, iż mu także nie spodobała się idea, wymyślona przez czarodziejkę Klasy S. Tak samo jak całej męskiej kadrze Wróżek... - Bo jakby to delikatnie ująć... - kontynuował. Przerwał mu dopiero okrzyk innego Maga, co nieco zdziwiło Conbolt'a. Nie codziennie brat pomysłodawczyni sprzeciwia się "kochanej siostrzyczce". Elfman wbiegł na scenę - przechwycił mikrofon, trzymany przez jasnowłosą, która ze zdumieniem przyglądała się jego poczynaniom. Ona postawiła krok do tyłu, zakrywając uszy dłońmi. Strauss postukał przez moment w trzymany przez siebie przedmiot...i rozpoczął krótką przemowę, składającą się jedynie na słowa "To nie jest męskie!". Odłożył mikrofon na swoje miejsce i zeskoczył do reszty, idąc przez kilka sekund na przód...i zalewając się łzami. Nie chciał zranić swojej "małej" siostrzyczki...Mirajane wyszeptała jedynie swoje słynne "ojej", przywracając atmosferę szczęścia i pogody. Odchrząknęła i powróciła do wyjaśnień.
- Słuchajcie, kwatera została całkiem niedawno odbudowana... - zaczęła, rozkładając ręce i dając wyraźnie do zrozumienia, by wszyscy obecni ją wysłuchali. Praca nad naprawą budynku gildii dobiegła końca kilka godzin temu - wprawdzie została do odbudowania jeszcze część ściany. Ta, z którą uporają się w kilka godzin, przy dobrym tempie. Magowie uznali, że siedziba Fairy Tail jest już odbudowana, a oni mogą powrócić do dawnych zwyczajów. - Bal byłby idealnym pomysłem! - powiedziała nieco głośniejszym tonem, pełnym podekscytowania - Od kiedy jestem w tej gildii, nie pamiętam, by coś takiego było. Fakt, rodzinne spotkania w święta i podobne rzeczy...To miłe, ale czy nie przyda nam się jakiś wyjątek? Poza tym...chyba każda z nas marzy o tym, by choć przez jeden wieczór być księżniczką.
Dziewczyny radośnie wiwatowały. A chłopcom nie pozostało nic innego, jak tylko przytakiwać z niechęcią...
~ * ~
Gdyby nie ten srebrnowłosy szczur, już dawno byłaby w kryjówce...
Ale nie. Ktoś musiał pozbyć się zwłok. Nie mogła ich zakopać - nie miała jak. Po prostu odnalazła pierwszą-lepszą wnękę w skale, gdzie cisnęła ciało nieżyjącego już Maga. Opierała się teraz o pobliskie drzewo, przeglądając swoje bronie. Kilka ukrytych noży - stępionych, jednak bardzo ostrych. Idealnych do ataków z oddali - jeżeli poćwiczy nieco swój cel...Odzyskała już lewą dłoń, mogła wszystko. Zaśmiała się cicho pod nosem, wyciągając sztylety Sai - po dwa, z czego jeden był zakrwawiony.
I oczywiście Magia Krwi.
Dawno jej nie używała, swoją drogą. Wypadałoby zrobić z tejże umiejętności jakiś użytek...Wyciągnęła z kieszeni kawałek materiału. Jasnofioletowy, ze złotą obwódką. Chusta, mająca na celu ukrycie jej tożsamości - dzięki niej widoczne były tylko oczy...cóż, nie są teraz aż tak podobne. Mimo wyleczenia, miesiące spędzone w tamtym szpitalu zrobiły swoje i Mara nie wygląda tak samo jak kiedyś. Podkrążone oczy, zniszczone włosy, które musiała skrócić. Znacznie szczuplejsza sylwetka, z niekiedy wystającymi kośćmi.
Zatęskniła za sobą.
Tą za czasów Torpid Nightmare.
Ale myśli "co by było, gdyby?" już dawno zniknęły. Co by było, gdyby nie napadnięto wtedy na jej dom? Nie stałaby się zła. Co by było, gdyby nigdy nie spotkała Mistrza Bezimiennego? Nie stałaby się gorsza. Co by się stało, gdyby nie dołączyła do Torpid Nightmare?
Nie stałaby się największym złem, jakie znała.
~ * ~
Nie chciały zwlekać - bo co dziwnego jest w grupie rozchichotanych kobiet, poszukujących odpowiedniego stroju na bal? Dla Magów z Fairy Tail - w większości wypoczywających i odliczających godziny do "wieczoru zguby" - to nic. Czego nie można powiedzieć o zwyczajnych przechodniach - bo gdy obrotowe drzwi do galerii handlowej otworzyły się z hukiem, kilkoro potknęło się w tłumie wbiegających do środka czarodziejek. Torby przepełnione zakupami upadły na ziemię, a ludzie - we wszechobecnym hałasie - zaczęli poszukiwać te rzeczy, które należały do nich. Ale one nie zwracały na to uwagi. Wypatrywały ukradkiem sklepu idealnego na tę okazję - takiego, w którym każda z nich znajdzie odpowiednią suknię. Lucy nie liczyła na nic eleganckiego - przez te wszystkie lata, zdążyła przeżyć już wiele podobnych przyjęć. Początkowo starała się wypadać jak najlepiej, a z czasem...znudziło ją to. Wszystko wydawało się przymuszone, te przesadzone kreacje, ta fałszywa życzliwość...Nie liczyła na zbyt długi pobyt - przynajmniej, jeżeli Fairy Tail nie przemieni balu w coś...żywszego? Ceniła sobie ciszę, ale lepszy już chaos, niż przywrócenie wspomnień. Evergreen, w przeciwieństwie do niej, poszukiwała czegoś jak najbardziej okazałego. Zresztą, nie tylko ona - Erza i Juvia nawzajem wymieniały się spostrzeżeniami na temat kolejnych ubrań, a Levy z zachwytem podziwiała owe kroje. Oczywiście, nie dając tego po sobie poznać. Najspokojniejsza z nich wszystkich była Bisca - trzymając za rączkę sześcioletnią Asukę, szła przed siebie i czekała, aż młodsze koleżanki wybiorą coś dla siebie.
Spokój panował w minimalnej ilości.
Przynajmniej, dopóki nie ujrzeli jej...
Sklep, w którym się znajdowała, był gigantyczny - prawdopodobnie jeden z większych na terenie całego centrum. Zawieszone na ścianach części garderoby oraz starannie ułożone przy stanowisku kasy biżuterie nijak się miały do tego, co znajdowało się na samym środku tejże sali. Specjalne podwyższenie utrzymywało manekina, ubranego w pewną suknię. Śnieżnobiała, wydawała się być podzielona na dwie części. Pierwsza - sięgająca kilka centymetrów za kolana, z odważniej uszytym wykończeniem u spodu. Zrobiona z satyny, została przyozdobiona malutkimi diamencikami - te ciemniejsze układały się w serce. Przezroczyste rękawy zakrywały jedynie dolną część ramion - opadały, połyskując. W okolicach biustu znajdowała się srebrna broszka o prostokątnym kształcie, z mocniej zaakcentowanym logiem firmy - zapewne tej, która ową suknię zaprojektowała. Dłonie manekina przykryte były satynowymi rękawicami, a na jednym z palców znajdował się srebrny pierścień z kopią kamienia szafiru. Na szyi spoczywał skromny wisiorek, bez niepotrzebnych dodatków. Druga część kreacji do spód - twardy w dotyku, długi i zajmujący dużo miejsca. Mimo wszystko, mógł powiewać na wietrze, niczym liść.
Była piękna.
Wróżki stały w progu sklepu, przyglądając się jej z niedowierzaniem i radością. Cieszyły swój wzrok najdłużej jak się tylko dało - oczami wyobraźni widziały już siebie same, w tym przebraniu. Spokojnym krokiem kierujące się na parkiet - niemalże od razu przypomniały sobie wcześniejsze słowa Mirajane. "Chyba każda z nas marzy o tym, by choć przez jeden wieczór być księżniczką."
Księżniczki słyną z wyrachowania.
To akurat Lucy wiedziała. Wzięła głęboki wdech, mrużąc oczy i stawiając pierwsze kroki w kierunku ubrania marzeń. Przekroczyła próg. Poczuła nagły powiew wiatru. Ze zdziwieniem i lekkim przerażeniem obserwowała kolejny rozwój wydarzeń - wszystkie obecne z nią dziewczyny, niczym zwierzęta, wybiegły przed siebie i rzuciły na manekina. Obecni w tej części budynku cywile wydali z siebie okrzyki przestraszenia, czym prędzej uciekając z zagrożonego terenu. Pracujące przy tamtym dziale sklepikarki czym prędzej ruszyły w ich ślady - niektórzy zostali za wejściem i podobnie jak Lucy obserwowali rozwój wydarzeń. Niektórzy - bo znaczna większość wolała jak najszybciej opuścić galerię i poczekać, aż kadra szaleńców stamtąd zniknie. Manekin upadł bezwładnie na ziemię - z okolic głowy spadła blond peruka, a w miejscu uderzenia pojawiło się dość widoczne pęknięcie. Członkinie Fairy Tail wyrywały sobie nawzajem sukienkę, wykrzykując swoje imiona i przechodząc do walk wręcz. Gdy każda znalazła sobie kogoś do pojedynkowania się, Evergreen uśmiechnęła się z wyraźną chciwością - weszła zwycięskim krokiem na podwyższenie, unosząc do góry swą "wygraną". Szczęśliwy moment nie trwał zbyt długo - lada moment, została zepchnięta przez Erzę, co zakończyło się bolesnym upadkiem na ziemię. Szkarłatnowłosa podmieniła Zbroję Lotu na codzienny strój, przykładając do swojej postury suknię - powód tej bitwy. Już zaczynała ją nakładać, gdy poczuła zimno w okolicach szyi. Coś lodowatego wręcz i mokrego, usiłowało ją udusić - wodna macka Juvii uniosła Tytanię aż do sufitu, na koniec odrzucając ją w stertę wieszaków, przepełnionych damskimi garniturami. Niebieskowłosa zbliżyła się do podestu...i sekundę później odskoczyła na tył. Levy, stojąc na blacie kasy, co rusz wypisywała z pomocą magii to samo słowo - "ogień". "Łup" został otoczony przez płomienie i tylko czekał, aż ktoś go stamtąd zabierze. Lucy machnęła głową - więc kreacja idealna będzie należała do McGarden. Z jednej strony się cieszyła - w końcu są najlepszymi przyjaciółkami. Z drugiej jednak...Evergreen ciągle leżała nieprzytomna na podłodze, Juvia próbowała uniknąć "wędrującego" za nią ognia, natomiast Erza cały ten czas starała się wydostać ze sterty przewróconych wieszaków i produktów. Levy rzuciła w jeden punkt zaklęcie, wiążące się ze słowem "woda" - część płomieni zniknęła z podwyższenia. Miała wystarczającą ilość miejsca, by udać się po "skarb" i uciec. Nim jednak dobiegła do niego, poczuła nagłe ukłucie w prawe ramię. Zapadając w głęboki sen, ujrzała przyczynę swojego stanu - wbitą w nią, maleńką strzałkę, ozdobioną turkusowym piórkiem. Heartfilia spojrzała wpierw na chowającą się za nią Asukę, a następnie na Biscę - trzymającą w rękach karabin, przepełniony usypiającą amunicją.
- Ktoś musiał uspokoić to towarzystwo... - wymruczała. Ogień, jakby za dotknięciem magicznej różdżki, zgasł i ukazał przebranie w pełnej kadrze. Teraz już pokryte popiołem, z oderwanym spodem oraz diamencikami rozrzuconymi dookoła.
~ * ~
Powiedzieć...
...czy nie powiedzieć?
Rozmyślania trwały całą podróż. Chciała, by zajęło jej to trochę dłużej - z nadzieją, że nim dojdzie na teren swojej gildii, przemyśli wszystko. Że zadecyduje. Jak na złość, czas przyśpieszył - a ona stała przed wejściem do nowo odbudowanej kwatery. Nic nie różniła się od swojego poprzednika...Kilkupoziomowy budynek z kamienia, na którego szczycie znajdował się dzwon. A pod nim sztandar...pomarańczowy sztandar z logiem Fairy Tail. Brama...potężna brama, posiadająca tablicę z nazwą stowarzyszenia. Widziała ich wszystkich, uśmiechających się i dobrze bawiących już z zewnątrz.
Przerwali te wszystkie czynności, gdy tylko ujrzeli Mavis Vermilion.
Pierwszą Mistrzynię Fairy Tail.
Pchnęła do przodu drzwi, stanęła w progu.
Pierwszy dostrzegł ją Mistrz Makarov.
Uśmiechnął się. Mavis odwzajemniła ten gest. Stęskniła się za Trzecią Generacją...
~ * ~
- Us...pokój...się!
Smoczy ryk roznosił się po całym kompleksie podziemnych korytarzy. Flare kroczyła właśnie jednym z nich - położonym najbliżej komnaty, w której podtrzymywano owe stworzenie. To, co Fairy Tail przez lata ukrywało, nadając mu nazwę Lumen Histoire. Smoczyca imieniem Cahaya znajdowała się w potężnej komnacie - jak prawie każda w tej kwaterze, przypominała wnętrze jaskini, spowite mrokiem. Stworzenie było przykute żelaznymi łańcuchami do ścian - to bolało. Bolały ją delikatne rany, zadawane co rusz, gdy tylko opierała się o wyostrzoną skałę tuż za nią. Bolało ją to, że nie może nic zrobić - nie może uciec...Do łańcuchów dołączona była obroża. Zakrywająca pysk Cahayii i nie pozwalająca jej na normalne oddychanie. Ledwie przytomna, nie miała dawnej swobody ruchów. Fairy Tail ją chroniło...i zawiodło. Nie pozostało jej nic innego jak miotanie się dookoła i ciągłe przeszkadzanie sprawcom jej obecnego stanu. Flare, przekraczając próg pomieszczenia, ujrzała Kurohebi'ego. Męczył się z podtrzymywaniem łańcuchów i unikaniem ataków Smoczycy, wywoływanych w furii. Flare sięgnęła prawą dłonią po spód swojego warkocza - rozplotła go, pozwalając, by rudawe włosy uniosły się ponad ziemię. Powolnymi ruchami zbliżały się do Białego Smoka - ruchy te stawały się coraz szybsze i szybsze...Kurohebi nie zauważył, kiedy cieńsze kosmyki oplotły szyję oraz ramiona kreatury - zacisnęły się...dusiły ją...
Nikt w Raven Tail nie sądził, że Cahaya może być aż tak...
...uparta.
~ * ~
Siedziała na blacie barku, obok Makarov'a. Obserwowała wydarzenia z kwaterze Fairy Tail ze zdumieniem - gdzieś na uboczu, kilkoro Magów dokańczało naprawę "ostatnich szczegółów". Znaczna większość jednak pracowała nad przeobrażeniem głównego pomieszczenia w...salę balową. Dziewczyny - roześmiane - specjalnie złożyły wszystkie stoliki w jeden, by zrobić więcej miejsca. Siedziały teraz przy nich, pod ścianą z lewej strony, rozmawiając. Dookoła znajdowały się różne pudła - w kilku, Mavis dostrzegła dekoracje. Różnokolorowe lampy, papierowe serpentyny, czy też błyszczące w świetle wiosennego słońca koraliki. Znalazły się jednak takie, odbiegające nieco od pracy - suknie. Zapewne wystarczająco dużo, by każda członkini znalazła coś dla siebie. Mężczyźni także pracowali - choć z mniejszym zapałem. Montowali głośniki przy scenie, poprawiali lampy zawieszone wysoko na suficie oraz przygotowywali alkohol, wynosząc po kilka beczek na raz z piwniczki.
Szykowała się dobra zabawa...tak jej się przynajmniej wydawało.
Nie mogła tego zrobić, nie tutaj, nie teraz.
Nie chciała psuć planów swoim podopiecznym...
~ * ~
Siedziała na parapecie okna, obserwując niebo. Białe chmury sunęły leniwie po błękitnawej przestrzeni, przybierając najróżniejsze kształty. Kagura powinna już dawno znaleźć się w kwaterze Mermaid Heel i zająć się codzienną pracą...Dawno nie była na żadnej misji...a fundusze na mieszkanie się kończyły. To tym powinna zajmować teraz swoje myśli - a nie listem od "Przyjaciela", którego w dalszym ciągu nie otworzyła.
Westchnęła ciężko, na ułamek sekundy przymknęła oczy. Sięgnęła po kopertę, pozostawioną na idealnie pościelonym łożu. Jeszcze raz przeczytała napis. "Od Przyjaciela"...Gdyby tylko wiedziała, kto tym Przyjacielem jest. Otworzyła kopertę. Wyjęła z niej jasnożółtą kartkę, pogniecioną oraz obdartą przy krawędziach. Pismo było ledwie czytelne...ale jakoś dała radę.
A gdy tylko poznała treść wiadomości, jej złote oczy nienaturalnie się rozszerzyły.
I wyszeptała tylko jedno imię.
"Jellal".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I said, don't stop, don't stop, don't stop, chapter to me (...)!
Kolejny rozdział - przepraszam, że po tak długim czasie. Ostatnimi czasy - głównie z winy upałów - mam "mały zastój" w pisaniu. Na chwilę obecną, "na zbyciu" mam parę rozdziałów z tej fabuły, a obecnie próbuję dokończyć chapter dotyczący drugiego bloga. Są wakacje, do końca lipca został praktycznie tydzień, a ja chcę te dni wykorzystać. ^^ W każdym razie, przedstawiam wam kolejną część - pojawia się Kagura (załamuję się na sam widok tego, co zrobili z nią ostatnimi czasy w mandze), a także wstęp do balu. Te rozdziały pisałam po pierwszej "tygodniowej trójce" - a że miałam małego wnerwa...cóż. xD Końcówka następnego (lub następnego-następnego - nie pamiętam już) rozdziału będzie nieco dramatyczna. Co do bitwy o sukienkę - po prostu musiałam to napisać. Nie ważne, czy w kwestii balu-nie-dla-dzieci, czy innego - moment ten powstał, by zadebiutować przed przygotowaniami. ^^
Wspomnę także, iż od kilku tygodni wyznaję nową zasadę - [cenzura!] kanon, fandom lepszy. <3 To, co obecnie dzieje się w mandze, po prostu mnie załamuje. Spodziewałam się, że te sześć rozdziałów przyniesie coś ciekawego - a tu jedynie Zeref i Mavis mnie zainteresowali. Nowa saga zaczyna się tak jak zwykle - drużyna Natsu (obowiązkowo!) w składzie Mistrza Nakama Power, Ekshibicjonisty z PMS (bo Gray'a też zaczynają psuć ostatnimi czasy), Lucy (która wcale taka silna nie jest...i ciągle chodzi w mini), Erza (...) i Wendy (...dwunastolatka na poważną misję? Really?). Taka grupa zaczyna się nudzić - do tego ciągle powtarzane motywy. Począwszy od nużących już dowcipów typu akcja "Włammy się do domu Lucy", po drażniący fan-serwis, aż do przewidywalnej fabuły - znając życie pomęczą się z "tymi złymi", by nagle odnaleźć w sobie siłę i wygrać. Przepraszam, a co z innymi postaciami? W FT są o wiele ciekawsze charaktery, niżeli główne, które znamy już wystarczająco dokładnie. Ale nie, po co...zostawmy ich w zagadce, przecież stara ekipa nigdy się nie znudzi!
Dość już jednak moich marudzeń. :3 Ostatnimi czasy zaczęłam słuchać K-Popu (koreańska muzyka popularna) - póki co tylko dwie piosenki. Początkowo nie byłam do nich przekonana (azjatyckie języki przypominają mi seplenienie...nie wiem, czemu), z czasem jednak melodie zaczęły wpadać w ucho. ^^ + znalazłam dość pocieszną piosenkę zespołu Foster The People, o tytule Don't Stop (Color on the Walls). Pocieszna, bo gdy ją przesłuchałam, mój humor od razu się poprawił. Jutro też idę do kina na film Jeździec Znikąd - niestety w pełnej polskiej wersji językowej, bo muszę zabrać dziesięcioletniego kuzyna (sama byłam dzieckiem i nienawidziłam wtedy czytania napisów na ekranie xD). Oglądała któraś z was? :P
Nie no akcja z suknią poprostu miażdży system xDDD
OdpowiedzUsuńNo i bal... Już widzę miny załamanych magów i rozpiszczone maginie :D
Mavis wbija na bal :] No ale coś czuje, że jej milczenie nie wyjdzie wróżkom na dobre...
Cahaya! Nie daj się tym świrom!!! :D Normalnie aż dumna ze smoczycy jestem ^.^ Pomijając fakt, że mi jej żal.
A Jellal to ma tupet pisząc do Karugi list i podpisując się jako przyjaciel :D Ale ciekawe, ciekawe... I już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału (już czytałam ten wczoraj, ale nie miałam siły skomentować - no i w końcu znalazłam czas na dorwanie się do blogów! :D)
Kocham twojego bloga :'D Szkoda że rozdziały nie są częściej xD
OdpowiedzUsuń(BTW mogłoby być jeszcze więcej Jerzy ;_;)