sobota, 25 maja 2013

Rozdział XL

Rozdział XL "Jej imię to Zemsta"
Tajemnicze zrządzenie losu? Dlaczego czas tak szybko mijał akurat w obliczu bitwy?
Do północy pozostało niecałe sześć godzin. Decyzja o odrzuceniu pojedynku z Sabertooth - choć ostateczna - wciąż pozostawała swój niesmak. Atmosfera zniecierpliwienia w dalszym ciągu towarzyszyła Magom. Makarov zaszył się w swoim gabinecie - zabronił komukolwiek zaglądać do jego wnętrza. Nawet Mirajane, jego "prawa ręka" od spraw gildyjnych, musiała obejść się ze smakiem.
Cicho, wręcz przytłaczająco nudno...
...czy może z nutką tej niepewności, która nie pozwalała nikomu na swobodne rozmowy?
Nawet bójki tego dnia ustąpiły oczekiwaniu. Oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Jasnowłosa barmanka wstrzymała się na ten czas od pracy - nikt niczego nie zamawiał, a i ona pierwszy raz od dłuższego czasu nie miała na nic ochoty. Nawet Cana wstrzymała się z piciem, jedynie co jakiś czas sięgając po zabraną Mistrzowi piersiówkę. Gajeel stał pod ścianą, ze skrzyżowanymi rękoma, obserwując...drugą ścianę, na przeciwko. Lily sam już nie wiedział, co ze sobą zrobić. Siedział obok swojego właściciela, czyszcząc od niechcenia przywołaną Musicę. Wendy kręciła się w pobliżu, co jakiś czas próbując rozpocząć z kimś rozmowę - niestety, wstyd i nieśmiałość okazały się w jej przypadku silniejsze. Carla biła się z myślami - i na czym poprzestała jej chęć "pomocy"? Na niczym. Makarov nie chciał teraz rozmawiać, a tylko jemu mogłaby opowiedzieć o swojej wizji...bo tylko on może coś z tym zrobić. A może przeceniała siłę Dreyal'a? Może nie jest taki silny i właśnie dlatego dojdzie do tragedii? Wodny Smok...Tajemnicza kobieta...To wszystko było takie zagmatwane. Zbyt zagmatwane. Co gorsza, kiedy do tego dojdzie? Dzisiaj? Jutro? Co, jeśli za kilka lat - kiedy zdąży już odrzucić ten obraz w zapomnienie? Kiedy nikt nie będzie gotowy? Nie potrafiła już rozróżnić snu od jawy...
Drużyna Natsu nie miała nic lepszego do roboty...jak tylko oczekiwać wyniku całej sprawy. Zajmowali stolik, tuż przy wejściu do gildii - każdy starał się znaleźć jakieś zajęcie. Natsu ledwie potrafił usiedzieć na swoim miejscu - mimo, iż żałował swojego ostatniego czynu, wciąż nie potrafił obejść się bez jednego faktu. Tego, że Sabertooth uzna siebie za wygranych. Że Fairy Tail nie przybędzie na bitwę, a oni zyskają z tego dodatkową satysfakcję. Mógłby tam pójść sam...ale nawet on może mieć problemy z szóstką potężnych Magów. Sześć na jednego...Są jakieś szanse? Raczej nie...Lucy przyglądała się mu ze zmartwieniem. I jednocześnie strachem. Wiedziała, że Jiemma zażądał walki z Makarov'em oraz "piątką Magów", którzy wtedy przyszli do jego kwatery. W tej piątce była właśnie ona. W swoim życiu członkini "Wróżek" wiele już przeżyła - niekiedy te przygody mogły mieć tragiczny koniec...Jak ta przebiegnie? Co, jeśli spotka ją walka z...tym najsilniejszym? Przeważnie zawsze tak jest - Lucy zostaje sama, akurat w obliczu wroga...Nie chciała takiego zakończenia dla swojego żywota. Dlaczego od razu zakładała, że do śmierci dojdzie? Bo Sabertooth jest zdolne do wszystkiego, by utrzymać pozycję...Happy siedział na blacie, natarczywie szukając czegoś w swoim zielonym plecaku. Nawet on w tej chwili wolał uniknąć zabawy na rzecz poważniejszych spraw. Gray wypatrywał czegoś za oknem, tym razem jednak ubrany. Ani myślał o zdejmowaniu ubrań - jakimś cudem wstrzymywał się od tego...co nie oznaczało, że całkiem dawał radę. Najbardziej zamyślona spośród całej kadry była Erza - z narzuconą nogą na nogę, siedziała nieco dalej od reszty przyjaciół. Akurat ona miała właściwe powody do zmartwień - czuła, że coś się wkrótce wydarzy. Coś, co zadecyduje o wszystkim. Coś...na co nie musiała długo czekać. Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, ukazując dwie postacie. Wieczorne światło sprawiało iluzję, jakby te dwie postury były zaledwie cieniami. Dopiero po znalezieniu się wewnątrz kwatery ukazali, kim są. Niebieskowłosy mężczyzna, jakby zdziwiony własnym zachowaniem, pomagał iść młodej kobiecie, trzymając ją za ramiona. Owa kobieta była brunetką o jasnej karnacji. Płakała. Łzy płynęły powoli po jej bladych, nieco zarumienionych od tego wszystkiego policzkach. Błyszczały w jej czarnych oczach, wyrażających nic innego, jak smutek i żałość.
Ktoś z tłumu przysunął krzesło, by mogła swobodnie usiąść.
Ultear nigdy nie była w takim stanie. Od czasu, gdy poznała prawdę na temat swojej matki, Ur...nie płakała. Nigdy praktycznie nie płakała. Teraz? Teraz mogła ją stracić...Magowie dopiero co dostrzegli brak jednej osoby. Trzeciej osoby. Różowowłosej siedemnastolatki, z uśmiechem na ustach. Meredy.
Makarov stał na schodach, przyglądając się przybyłym postaciom. Więc to Sabertooth chciało uczynić...okup. Coś za coś. Jeżeli stawią się przed północą na polu bitwy...Stawką jest życie Meredy.
~ * ~
Czuła, jakby szykowali się na...wojnę? Inaczej tego określić nie mogła. Wraz z pozostałymi członkami swojej drużyny, oczekiwała przybycia Mistrza w jego gabinecie. Ultear została zaprowadzona do Wróżkowych Wzgórz, by mogła odpocząć pod opieką Mirajane. Jellal - choć niezbyt chętnie - skrył się w składziku Cany. Nikt nie mógł go zobaczyć - w dalszym ciągu uchodził za uciekiniera. Lucy pierwszy raz odczuwała aż tak wielkie zdenerwowanie - siedziała pod ścianą pomieszczenia, ledwie powstrzymując się od obgryzania i tak już "zmaltretowanych" paznokci. Nie musiała pakować nic, nie musiała się specjalnie przygotowywać - po prostu miała wyjść na to pole i...walczyć. Erza siedziała na krańcu biurka, wymachując jednym z setki posiadanych mieczy - nawet ona była inna, niż zazwyczaj. Gdzieś tam dostrzegła Gray'a, zapinającego guziki zdjętej chwilę temu koszuli oraz Natsu, składającemu Happy'emu obietnicę. Obietnicę, że wróci i wszystko będzie tak, jak dawniej. A będzie? spytała. Dlaczego jej myśli są aż tak pesymistyczne?
Czas naglił...
Makarov przyszedł. Opuścili teren gildii. Magowie za nimi życzyli powodzenia, choć mniej hucznie, niż zazwyczaj. Ściemniało się, księżyc pojawił się na miejscu słońca. Ale gwiazd nie było. Śnieg sypał coraz słabiej i słabiej, było go coraz mniej i mniej...
Czas naglił coraz bardziej...
I bardziej...
I bardziej...
~ * ~
Co z tego, że Gajeel czuje się lepiej, skoro i tak odczuwa strach?
Mowa oczywiście o Levy. Musiała odpocząć po tym wszystkim...
 - Zbyt wiele się wydarzyło... - szeptała do samej siebie, ukradkiem opuszczając wnętrze budynku i przedostając się na jego tyły. Chłodne, matowe powietrze nie należało do przyjemnych, a Levy nie narzuciła na siebie żadnego płaszcza. Jak sama wspomniała - "musi ochłonąć". Prawie, że dosłownie. Krocząc powoli w kierunku basenu, wsłuchiwała się w dźwięki nocy. Huk sów z tutejszego lasu, świerszcze, skrzypienie śniegu pod jej nogami...Przykucnęła na pokrytej białymi kafelkami krawędzi zbiornika. Nie był pusty - to tylko woda w nim zamarzła. Inaczej, niż w jeziorach...tutaj przypominała diament. Diament, w którym Levy mogła z łatwością się przejrzeć. Dotknęła dłonią powierzchni. Zimna.
Levy...
Pierwsze wołania zignorowała. Była zmęczona, musiało jej się przesłyszeć...Cofnęła dłoń.
Levy...
Tym razem zwróciła się w stronę odgłosu. Wołała, pytała, czy ktoś tam jest...niczego nie usłyszała...Skąd znała ten głos?
Levy...
Powstała, po raz kolejny obserwując miejsce, z którego głos dochodził. Ciekawość. Ruszyła przed siebie. Skręciła na boczną ścianę budynku - tą opustoszałą i wąską, przez którą sama ledwie przechodziła. Niepokój wzrastał.
Levy...
Levy...
Levy...
 - Levy! - gwałtownie odwróciła się do tyłu, wydając z siebie krótki krzyk. Byłby dłuższy, gdyby nie nagłe stłumienie. Tajemnicza osoba przycisnęła do jej ust dłoń. Pomarszczoną, nienaturalnie bladą...a jednak także znajomą. Kim Ty jesteś? Chciała tą osobę spytać. Niespodziewany gość odsunął się do tyłu, ukazując posturę. Kobieta była mniej-więcej tego samego wzrostu, co Levy. Spod kaptura wystawały długie aż do kolan, błękitne włosy. Układające się w stronki i bez blasku. Ona uniosła głowę powolnym ruchem, rękoma zrzucając nakrycie. Brązowe oczy. Spojrzenie, identyczne do tego, które ma Levy. McGarden wiedziała już, kim ta kobieta jest...Rzuciła się na jej szyję, czując nadpływające łzy. 
~ * ~
Nie ładnie tak śledzić...ale nie miała wyboru.
Sabertooth było jej gildią. Należała do nich tylko jeden rok, lecz mimo wszystko, zdołała się przyzwyczaić do atmosfery, jaka tam panowała. To było jej marzenie - znaleźć się w najpotężniejszej gildii Fiore. Miała przyjaciół, wspomnienia...i nawet to jej odebrano. Bo pomogła Fairy Tail - początkowo nie żywiła sympatii do tej gromadki idiotów, jednak teraz...to oni wydawali się sympatyczniejsi od Szablozębnych. Tych Szablozębnych, którzy torturowali i poniżali swoich wrogów. Yukino się do nich zaliczała.
Szła dokładnie tą samą ścieżką, którą wybrała Drużyna Natsu, wraz z Mistrzem. Las o tej porze sprawiał wrażenie magicznego...i jednocześnie niebezpiecznego. Zapięła szczelniej guziki kremowego płaszcza, rozglądając nerwowo dookoła. Polana była coraz bliżej...Zbliżyła się do drzew. Nie mogli jej dostrzec, nie teraz. Wkroczy, gdy będzie taka okazja. Teraz jedynie przyciskała do swojej piersi klucze, z nadzieją, iż tej nocy Sabertooth poniesie klęskę.
~ * ~
Mogła ją zaprowadzić do środka...ale nie zrobiła tego.
Dlaczego?
Nie wiedziała.
W jednej chwili czuła radość, ulgę. Że ten ktoś, kogo kochała, za nim tak tęskniła, jednak żyje. Że ma szansę na szczęśliwe życie. Z nią. Z drugiej strony...poczuła złość. Że ta osoba dopiero teraz się objawiła. Złość przeobraziła się w ciekawość, niedowierzanie. Sama już nie wiem, co czuję...Odsunęła się od Saphiry, spoglądając na nią. Z podpuchniętymi oczyma, pełnymi łez. Co miała powiedzieć? Od czego zacząć? Nie musiała - Saphira pierwsza zabrała głos.
 - Wiem... - przegryzła wargę, jakby nerwowo. Próbowała uniknąć spojrzenia Levy. Próbowała - bez skutku. Niebieskowłosa oczekiwała odpowiedzi. Wciąż płakała. - Minęło...tyle lat...wybacz mi... - Wybacz, to mało powiedziane... - Oni...unieruchomili mnie...porwali, chcieli mojej magii...
 - O kim mówisz? - przerwała, zbita z tropu. Pierwszy raz od początku ich rozmowy pomyślała o czymś innym, niż o - rzekomo - martwej matce. Kobieta nie odpowiedziała. Majaczyła coś pod nosem, niezrozumiale. Levy zmrużyła oczy, przyglądając się jej uważniej. Dłonie kobiety drgały, jakby próbując czegoś nerwowo złapać. Jakby szukając ratunku...Błądziła wzrokiem brązowych oczu, pozbawionych dawnej iskry młodości. Dookoła. Bała się?
 - Dziewczyna...
 - Dziewczyna? - powtórzyła z niepewnością. Chciała spytać, o kim mówi. Chciała nazwać ją "matką"...nie potrafiła. To był jednak zbyt długi okres czasu, by uratować ich relację. Było już...po prostu...za późno...
 - Dziewczyna... - wyszeptała. I powtarzała. Coraz ciszej, i ciszej...niczym obłąkana. Jakby porażona, spojrzała prosto w oczy córki - swoimi nienaturalnie rozszerzonymi. Trzęsła się. Nie z zimna. Z przerażenia... - Dziewczyna...mała dziewczynka...ogarnięta mrokiem...Mrokiem zła...Mrokiem zemsty...
Nie wymieniły już ani słowa. Nie, kiedy ściana, tuż obok nich, rozdzieliła się na dziesiątki kawałków. Buchał z niej ogień. Nieprzyjemny, gorący...ogień.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I always feel like, some chapters watching me...

O ile dobrze pamiętam, to w następnym rozdziale będzie dużo pojedynków. ^^ Fairy Tail kontra Sabertooth - jak myślicie, co z tego wyniknie? Kto wygra ten odwieczny inaczej spór dwóch gildii!? Zakłady już teraz! Nie zwlekaj! Tylko TY możesz odmienić losy wszystkich! 
...
Przesadziłam. xd
W każdym bądź razie, Sabertooth i Fairy Tail najprawdopodobniej w następnym rozdziale rozpoczną bitwę. Yukino będzie przez większość czasu przebywała w ukryciu, a Saphira w końcu spotkała się z Levy. Szkoda tylko, że "coś" (albo raczej - "ktoś") przerwał im ten uroczy dialog. Sądzę, że domyślacie się, kto to może być. ^^

Prócz tego - wczoraj wzięłam się za "projektowanie" szkicu Mary. Nie tyle tej z pierwszych rozdziałów, co "nowej", która zabawi w IV sadze. Chyba wszyscy wiedzą, jak wyglądała i jak jest obecnie - wpierw liderka Torpid Nightmare bez dłoni, teraz wrak człowieka. W jakich okolicznościach się wydostanie nie zdradzę, w zamian za to ukażę, jak się wtedy zmieni. Rysunek zamieściłam na moim DeviantArc'ie, pod tym linkiem. :3 W gwoli ścisłości - ona tam trzyma ostrza, żeby nie było niedopowiedzeń. :P Na koniec wspomnę o tym, iż postanowiłam wziąć udział w jutrzejszym "Jerza Week". Siedem dni, każdego wstawiany jest jeden art, dotyczący owej pary. Wcześniej zdołałam już wszystkie przygotować, obecnie kończę poprawki ostatniego. ^^ Także na DA (do którego - dzięki tamtemu linkowi - z pewnością łatwo dojdziecie) będę regularnie swoje prace wstawiała. O ile dobrze pójdzie, znajdą się także na tym tumblrze. :3   

2 komentarze:

  1. Szykuje się rzeź :D Doczekać się już nie mogę ^^
    Zaskoczyłaś mnie spotkaniem Levy z matką, no ale jak to na Evil Queen przystało nie mogło być zbyt pięknie ;D
    Gray powstrzymuje się od rozbierania - to nadaje powagę sytuacji xD.
    Jak zwykle świetny rozdział, ale jestem cholernie ciekawa przebiegu walki dwóch gildii.

    OdpowiedzUsuń
  2. O wow!
    Ja już nie mogę się doczekać na kolejny rozdział ^^
    Się będzie działo.. ajj.. ^^
    Ekscytacja rośnie z każdą minutą xD

    Trochę krótko, ale w pisaniu komentarzy jestem cienka ^^
    Weny i czasu życzę!
    Buźka ;*

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą