niedziela, 5 maja 2013

Rozdział XXXVIII

Rozdział XXXVIII "Zniknij z mojego życia"
W Fairy Tail rzadko kiedy trwało tak poważne zamieszanie.
I wcale nie chodziło o bójki, mające tam miejsce każdego dnia.
Sabertooth.
Ile czasu minęło od ich ostatniej wiadomości? Nikt nie liczył - szczerze mówiąc, Magowie zdążyli już zapomnieć. Tylko Makarov i Laxus pozostawali podejrzliwi - z tą różnicą, że nie na Szablozębnych. Nikt nie podejrzewał, że z czasem pojawi się kolejny list, z nową serią pogróżek. Z treścią, o wiele gorszą od poprzedniej. Mistrz przeczytał go ze świadomością, iż wysłuchiwała go cała społeczność Wróżek. Magowie, uwięzieni w pułapce siedmiu lat na Tenrou, jak i Ci, którzy ten okres spędzili, wiodąc normalne życie. Każdy awanturował się, dochodziło do przepychanek, kłótni. Kierowała nimi żądza pomszczenia dobrego imienia gildii, pokonania Sabertooth. Rada Magii zabroniła wojen stowarzyszeń. Jedna z poważniejszych, z Phantom Lord, zakończyła się rozwiązaniem atakujących. Gdyby nie Yaijma, członek poprzedniej Rady, Fairy Tail także przestałoby istnieć, już w X784 roku. Próby uciszenia rozhałasowanych nie przynosiły skutków. Nawet Erza nie była w stanie ich uciszyć, choć zazwyczaj to właśnie ona kończyła wszelakie afery. Nie...uciszyło ich coś innego. A raczej ktoś - ktoś, kto stanął w progu. Z początku oślepiający blask białego puchu oraz otoczonego jasnymi chmurami nieba nie pozwolił na rozpoznanie tej postaci. Męska postura. Trzymał się za brzuch, na pewno miał jakieś rany. Opierał się lewym ramieniem o kamienną ściankę przed wejściem. Sterczące, niczym kolce włosy.
 - Gajeel! - pierwsza reakcja należała do niej. Levy przecisnęła się ledwie przez tłum - utrudniała jej to drobna postura, kontrastująca z masywniejszymi. Ledwie wydostała się z grona Magów, wcześniej rozwścieczonych, teraz zdezorientowanych, wręcz zaciekawionych. Chwyciła bruneta pod ramię, pomagając podejść bliżej do towarzyszy. Łatwo powiedzieć...był o wiele cięższy, niż się spodziewała. To, że kulał, nie ułatwiało jej zadania. Poobijany, na twarzy, na ramionach...Zdała się na odwagę i zerknęła w stronę brzucha. Tamtejsza rana była najgorsza - w niektórych miejscach krew zdążyła skrzepnąć, lecz z reszty, nienaruszonej przez czas, sączyła się krew. Doszła na środek i nie wytrzymując ciężaru, powoli opuściła mężczyznę na podłogę. Na wierzch wyłoniła się kolejna osóbka - tym razem była to Wendy. Związała długie włosy w niedbałą kitkę, przystępując do działania. Dłonie, otoczone błękitną poświatą, unosiły się centymetr, może nawet kilka milimetrów, nad uszkodzeniem. Gajeel poczuł, jak ból przeobraża się w ulgę i lekkość. Jak wszystkie mniejsze siniaki znikają, a "pamiątka" po nieznanym mu ataku stawała się niczym więcej, jak zwyczajną szramą, która sama wyparuje za jakiś czas.
 - Parszywi...Mroczni... - wychrypiał, zbierając siły na tyle, by powstać i z hukiem opaść na jedno z podstawionych mu krzeseł.
 - Ale to nie Mroczni...
Wzrok wszystkich tu obecnych przeniósł się ponownie na przejście. Tym razem w progu stała dziewczyna - w dżinsach i błękitnej bluzce na ramiączkach, z torbą przewieszoną przez ramię przypominała zwyczajną mieszkankę Magnolii. Posiadaczka krótko ściętych, srebrnych włosów i brązowych oczu. Yukino...
~ * ~
 - Sting!
Exceed o ciemnobrązowym futrze biegł przed siebie, uśmiechając się. Szczerze. Nie wydawał się zmarznięty, pomimo tego, iż miał na sobie jedynie ciemnogranatową, krótką kamizelkę. Lector zawsze witał swojego właściciela z entuzjazmem. Wierzył, że wygrał kolejną walkę - jak zwykle. Bo Sting nie może przegrać.
On nigdy nie przegra, wmawiał sobie.
Tuż za nim biegł kolejny kot. Spod różowego kombinezonu żabki widać było jedynie zielony pyszczek. Frosch była najlepszą - i zapewne jedyną - przyjaciółką Rogue. Bowiem Mag z tą właśnie Exceedką spędzał cały swój wolny czas. Frosch mogła wydawać się dziwna, mimo wszystko...potrafiła zrozumieć lepiej, niż jakikolwiek człowiek. W końcu Exceed'y dotarły do Smoczych Zabójców Sabertooth - pogodny wyraz twarzy Sting'a świadczył tylko o jednym. O zwycięstwie. Rogue zdał się jedynie na słaby uśmiech, przytulając Frosch. On zawsze był taki posępny. I nic z tym się nie da zrobić.
 - Wygraliście, prawda? - spytał podekscytowany Lector, skacząc w miejscu i wyklaskując wesoły rytm. Taki szczęśliwy był tylko wtedy, gdy Sting zwyciężał. Zresztą...zawsze mu kibicował. Sting kucnął tak, by jego twarz znalazła się na wysokości Exceed'a. Poklepał go po niewielkiej główce, przytakując.
Kolejne minuty zlatywały coraz szybciej, i szybciej...
Nagle z terenów nieopodal kwatery, znaleźli się wewnątrz niej. Przez kamienne korytarze na najwyższym piętrze przechodził chłód z podwórza, szarość tego miejsca mogła przyprawiać o przygnębienie. Całe Sabertooth, pomyślał sarkastycznie Sting. Że też on mógł wytrzymać w swoim stroju...Rogue, podobnie jak reszta gildii, ignorował to. Nie mógł tego powiedzieć o przechodniach z innych miejscowości - po których niecodziennie przechadza się Mag zapomnianego rodzaju, ubrany w letnie ubrania podczas zimy.
 - Nie mogę uwierzyć, że tak łatwo nam poszło...
Rogue spojrzał na niego z lekka zdumiony, jakby w myślach przekazywał mu swoje pytania. Co mogło wprawić Sting'a w aż tak pogodny nastrój? Odpowiedział sobie sam. Gajeel...Więc o niego chodziło.
 - Czerpiesz satysfakcję tylko z jego powodu? - spytał spokojnym tonem, jakby dla pewności. Blondwłosy Mag wzruszył jedynie ramionami, przechylając głowę na lewy bok. Tak, by zerknąć przez okiennice, zapewniające jedyne światło na tym korytarzu. Każde oddzielało się od siebie marmurowymi filarami, częściowo przysłaniającymi światło zachodzącego słońca. - Nie powinniśmy ich tak nie doceniać... - kontynuował, wciąż cichszym akcentem - ...prędzej, czy później, takie zachowanie obróci się przeciwko Sabertooth.
 - Pff... - machnął dłonią, odsuwając się od Smoka Cienia na kilka kroków i zerkając za siebie. Lector i Frosch zniknęli kilkanaście minut temu w swoich komnatach. Zatem nikt nie słyszał teraz ich rozmowy, tak? W sumie, tak jest lepiej - nawet Exceed'om nie chciał opowiadać o tym, co spotkało Smoczych Zabójców podczas drogi powrotnej. Uśmiechnął się, ponownie zwracając do towarzysza. - Jeżeli nie zauważyłeś, to właśnie pokonaliśmy Żelaznego Smoczego Zabójcę. Twojego Gajeel'a, rzekomo posiadającego status najpotężniejszego Maga Phantom Lord.
 - Bo to był atak z zaskoczenia. - sprostował, opierając się o ścianę i krzyżując ręce. Widok na popołudniowe Crocus przyćmiewał mu jeden z filarów. Nie zwracał na to najmniejszej uwagi, ważne, by nie musieć patrzeć na rozmówcę. - Gajeel nie wiedział, do czego dojdzie. Zwłaszcza, że był samotny. Czy Ty dałbyś sobie radę z dwójką ukrytych przeciwników? - zdał się na przelotne spojrzenie w stronę Sting'a. Milczał, wbijając wzrok w podłogę. - Właśnie.
 - Te Muszki są po prostu słabe, nie rozumiesz!? - wysyczał nagle, podchodząc odważnym krokiem i przyszpilając odchodzącego od ściany Rogue z powrotem w jej kierunku. Za nic nie puszczał kołnierzy czarnego płaszcza bruneta, nie pozwoli mu uciec, dopóki nie powie tego, co zamierza. Głupi, naiwny Rogue...zaślepiony w potęgę swojego dawnego Mistrza. - Gajeel może i był kiedyś silny... - mówił, nie spuszczając lodowatego spojrzenia błękitnych oczu z twarzy - ...ale teraz jest niczym. Niczym, rozumiesz? - mówił, jakby zachowywał spokój i jednocześnie miał ochotę wyrzucić Cheney'a przez okno jednym ruchem ręki. Mógł to zrobić...ale co to by dało? Tylko kłopoty. Odsunął się do tyłu, przyciągając go na moment do siebie i równie szybko odpychając. Pozwolił, by Rogue odbił się o ścianę i spadł na ziemię - przed ostatnim zdążył się obronić. Sting nie miał już nic więcej do powiedzenia. Po prostu odszedł w swoją stronę. Tak, jak Rogue.
~ * ~
Godzina? Dwie? A może więcej?
Ile przebywała już w kwaterze pozornie wrogiej gildii?
Inaczej - dlaczego w ogóle tutaj przyszła? Nie musiała tego robić. Raz im już pomogła - i jak to się skończyło? Upokorzeniem, a następnie wydaleniem z Sabertooth. Nie miała już nic, nie miała, gdzie się podziać - rodzinna wioska od lat stoi w popiołach, przynajmniej tak sądziła. Ostatnimi czasy - ze względu na gildyjne sprawy - nie mogła wykonywać misji, a co za tym idzie, jej fundusze zmniejszyły się do niezbędnego minimum. Z kwatery zdążyła zabrać jedynie pozostałe oszczędności oraz kilka ubrań, których nie rozpakowała z walizki po ostatniej misji. Wtedy nie miała już wstępu do tego miejsca, ledwie zakradła się do środka - ówcześnie przyłapała ją tylko Frosch. Szczęście, że było już ciemno, a sama Exceed'ka uważała widok uciekającej Yukino za złudzenie.

Los, połączony z jej głupimi przeczuciami sprawił, iż znalazła się w siedzibie Fairy Tail. Nie spodziewała się, że nawet tak hałaśliwa gildia potrafi być spokojna - ten chłopak, Gajeel, leżał teraz w skrzydle szpitalnym. Nie wiedziała, czy miał kogoś bliskiego - za nim weszła tylko drobna, niebieskowłosa dziewczyna. Jego przyjaciółka? Najbliższa chyba - w tej gildii każdy z każdym się kumpluje. Inaczej, niż w Sabertooth...
 - Podać Ci coś jeszcze? - Mirajane, o ile dobrze pamiętała, mimo tak niekorzystnej dla radości sytuacji, wciąż się uśmiechała. To przy jej barze teraz siedziała, zaciskając w prawej dłoni pustą już szklankę po soku. Machnęła tylko głową, mówiąc krótkie "dziękuję". Mira odeszła, a jej nowym rozmówcą został Mistrz Makarov. No tak...musiała opowiedzieć o tym, co szykuje Sabertooth. Starzec usiadł obok, oczekując odpowiedzi. Yukino przełknęła ślinę, zwróciła się w jego stronę i oparła prawe ramię na blacie. - Mi...Jiemma chce pogrążyć Fairy Tail... - zaczęła nieśmiało, odchrząkując przed pierwszym słowem. On już nie jest Mistrzem. Nie jej. - Pogrążyć...Prawdopodobnie Sting i Rogue mieli napaść na Gajeel'a, by potwierdzić groźby. I jest jeszcze Minerva...córka Jiemmy. - z trudem wstrzymała się ze słowem "mistrz". Makarov słuchał dalej, co jakiś czas kiwając głową w geście przytaknięcia. - Nie jestem pewna, co do tych wiadomości...W Sabertooth huczało od tego przez dłuższy czas. Podobno kilka lat temu uprowadzono jakąś kobietę...ma być z waszą gildią związana, ale z tego, co wiem, nie jest zbyt przydatna. W przeciwieństwie do tej dziewczynki...o której szukałam ostatnio ze Sting'em i Rogue informacji...Zna pan może Amandę?
 - Amandę? - W pobliżu kręcił się nikt inny, jak Lucy - poszukująca wzrokiem swojej drużyny, przypadkowo usłyszała fragment rozmowy Mistrza z Yukino. Dziewczyna potwierdziła, wskazując ledwie widocznym gestem na krzesło obok. Lucy zrozumiała go, kiedy zajmowała dane miejsce. - Należała do mrocznej gildii, z którą mieliśmy kiedyś mały...problem. - wyjaśniła cicho, przystając w podobnej pozycji do znajomej - Nie żyje. - dodała już szeptem. Yukino skinęła głową.
 - Prawda. Nie żyje. - oznajmiła, zakładając nogę na nogę i plecami opierając się o ściankę barku - Dziewczynka, którą pojmano do nas, jest jej siostrą bliźniaczką. Najprawdopodobniej rozdzielono je obie w dzieciństwie. Minerva jest świadoma tego, co było pomiędzy Fairy Tail, a Torpid Nightmare. Między innymi wie, że to z waszej winy ich organizacja została rozwiązana. Amanda zmarła w trakcie bitwy, prawda? - upewniła się, wracając do "przemowy" - Minerva chce tą informację wykorzystać przeciwko wam. Nie wiem niestety, jak. Jedynie o tej dziewczynce...
 - Powiedziałaś nam wszystko, co powinniśmy. - przerwał jej Makarov. Zeskoczył ze stolika, powolnymi krokami zmierzając w stronę schodów, prowadzących do jego gabinetu. Podziękował dziewczynie z uśmiechem, znikając. Yukino westchnęła cicho, a Lucy dopiero teraz zauważyła, z czym się u nich pojawiła - prócz torby, na ziemi pod jej nogami leżała czarna, zapełniona po brzegi walizka. Aguria także musiała na nią spojrzeć, bo natychmiastowo, ze speszeniem sięgnęła po swoje rzeczy i skierowała się do wyjścia.
 - Ja już lepiej pójdę. Nie chcę sprawiać kłopotu. - wymajaczyła szybko i ledwie wyraźnie. Lucy już miała zaproponować nowej koleżance nocleg w jej mieszkaniu, gdy Yukino w pośpiechu opuściła teren Fairy Tail.
~ * ~
Wzgórza są spokojne. I często samotne. Jak ona teraz, na przykład.
Słońce już dawno zniknęło za linią horyzontu. Z tego miejsca widziała całą Magnolię - budynek swojej gildii, akademik, nawet domy innych przyjaciół...Śnieg wciąż sypał, jednak tej nocy, wyjątkowo, gwiazdy nie były przysłaniane przez chmury. Migotały wesoło, jakby próbując się uśmiechnąć, pocieszyć nawzajem. Za nią, za wzgórzem, roznosił się zaśnieżony las, z którego tutaj doszła. Droga powrotna wiodła się przez stromą dość ścieżkę, w dół. Później wystarczyło skręcić na prawo, by w dość krótkim czasie dojść do bram Magnolii. Levy przed wyjściem narzuciła na siebie pierwsze-lepsze nakrycie...i szczerze tego pożałowała. Dżinsowa kurtka z nieco przykrótkimi rękawami i pomarańczowy berecik nie były najlepszym wyborem na zimę. Mimo to, nie przerywała danej czynności. Przyciskała do piersi książkę, przymrużonymi oczami przyglądając się nocnemu miastu. Światła paliły się w prawie każdym domu, a ludzie wracali do nich po dokonaniu ostatnich sprawunków. Gdzieś tam mignęła jej matka i dziecko...Ścisnęła mocniej "Błękitną Różę". Chciała ją przeczytać, ale...bała się. Czego? Zwyczajnej książki!? Niezwyczajnej? Nie...Bała się pamięci. Pamięci o Saphirze. Pamięci o tym, jak zginęła. Pamięci o tym, jak widziała jej "niby-śmierć". A teraz sama nie wiedziała, co jest prawdą, a co kłamstwem...
 - Nie wiedziałem, że Brzdące lubią zimno.
Wzdrygnęła się na dźwięk tego głosu, w nagłym odruchu odwracając głowę do tyłu. Zauważyła tylko fragment lasu - poczuła, jak ktoś narzuca na nią całą jakiś materiał. Poruszyła niepewnie dłonią, wyczuwając wpierw aksamitny materiał wewnątrz, a następnie futrzany na wierzchu. Płaszcz? Poprawiła go tak, by odkryć twarz i ułatwić sobie widoczność. Obok, na tym wzgórzu, siedział Gajeel.
 - Co Ty tu robisz!? - spytała, zakrywając dłońmi usta. Nie musiała być aż tak głośna...Gajeel zerknął na nią kątem oka, wracając do obserwowania...sama nie wiedziała, czego. To miasta, to nieba, to górzystych terenów w tle...Westchnął, mamrocząc coś pod nosem. Nie wiedziała, czy kierował te słowa do samego siebie, czy do niej. Najwyraźniej do niej - jakby nie chciał, by to usłyszała.
 - Nie chcę, by mój Brzdąc zamarznął na śmierć. - powtórzył głośniej, krzyżując ręce na piersiach. Choć sam nie miał teraz płaszcza, nie wyglądał, jakby mróz mu przeszkadzał. Może wszyscy Smoczy Zabójcy tak mają? No, prawie wszyscy...Czy on powiedział "mój"? Poczuła, jak jej policzki okrywają rumieńce - od razu schowała się w nowo otrzymanym ubraniu. Byleby nie widział, co właśnie zrobiły jej uczucia...
~ * ~
Krążyła po swoim pokoju - dość okazałym, jeżeli chodzi o wielkość - bez celu. Stawiała kroki do przodu, gdy dochodziła do końca, zawracała...tak w kółko. Ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma, niekiedy poprawiając luźno zawiązany szlafrok. Przyciągała zebrany na podłodze chłód, oczami wodząc po wystroju należącego do niej "kąta". Zrobiony z pięciu innych - na miejscu czterech znajdowała się teraz garderoba, przepełniona zbrojami różnej maści, których od dawna nie używała. Ostatnie pomieszczenie stanowiło sypialnię, do której właśnie zmierzała - tym razem ostatecznie. Marzyła tylko o błogim śnie, by obudzić się wyspana nazajutrz, bez męczących ją myśli. Jellal...Jellal...Jellal...W coś Ty się wpakował...dopowiedziała, wymawiając co chwilę jego imię. Nie miała pewności, czy zostali pojmani, czy może wciąż żyją na wolności, w ukryciu.
 - To niedorzeczne... - parsknęła cicho, przystając na końcu "korytarza". Spod przymkniętych oczu widziała całą sypialną część pokoju. Łoże z satynową pościelą o barwie ciemnej lilii. O ścianach, nieco jaśniejszych. Całą powierzchnię podłogi przykrywał czarny, puszysty dywan. Odwrotnie, niż garderobę - ukrytą pod bladą bielą i granatem. Potężne okno po lewej stronie było otwarte, a przezroczyste firanki powiewały na wietrze. Nawet, jeśli Erza zamarzała - to nie miała ochoty go zamykać. Trochę świeżego powietrza nie powinno jej zaszkodzić. Padła plecami na łóżko, wpatrując się w sufit. Ten obraz był na nim namalowany, od kiedy tylko pamiętała. Jeszcze za życia Hildy - pierwotnej właścicielki Wróżkowych Wzgórz. Reedus namalował go Erzie, jako spóźniony prezent z okazji dziesiątych urodzin - głównie po tym, jak ukazała swoją prawdziwą siłę. Przedstawiał on wszystkich, ówczesnych członków Fairy Tail. W punkcie kulminacyjnym znajdował się Natsu - przypomniała sobie tamte dni z uśmiechem na ustach. Kiedy wszyscy myśleli, że ze smoczego jaja wykluje się prawdziwe, mityczne stworzenie...a nie mały Exceed. Mimo wszystko, jego narodziny ucieszyły każdego, nawet outsider Laxus uronił gdzieś tam łezkę. Natsu - poza tym, że był młodszy i inaczej ubrany - niczym nie różnił się od swojego teraźniejszego odpowiednika. Uśmiechał się, ukazując rosnące kiełki i dosiadając niebieskiego, wyimaginowanego Smoka z białym futrem przy twarzy. Po lewej stronie znajdowała się właśnie Erza - już wtedy dumna, w swojej zbroi i z mieczem przypiętym do skórzanego paska. Na tyłach stał Laxus - jako nastolatek, nie odrywał uszu od magicznych słuchawek. Całymi dniami krążył po drugim piętrze Magów Klasy S, wsłuchując się w swoją hałaśliwą muzykę. Erza nie potrafiła pojąć, jak ktoś może taki rodzaj lubić - mimo to, starała się akceptować zamiłowania takich ludzi. Elfman siedział na stole, jeszcze w dziecięcym garniturze i z muszką przy szyi, a znajdująca się nieopodal Lisanna stepowała wesoło w czerwonych pantofelkach, podskakując. Po drugiej stronie smoczej barykady, Cana i Gray - oczywiście pozbawiony większości ubrań - obserwowali nieistniejące jednak stworzenie, śmiejąc się. W oczy rzucała się buntownicza Mirajane, a także Mistrz Makarov i znacznie młodsi Macao z Wakabą. Poczuła, jak w kącikach jej oczu pojawiają się pojedyncze łzy.
 - Wspominki, prawda? - jak porażona, przeszła do siadu, kurczowo zaciskając dłonie na poduszce. Rozszerzone oczy wypatrywały postaci za otwartym oknem. Sama Erza, kierując się instynktem obronnym, przywołała pierwszy-lepszy miecz i skierowała go w stronę wroga. Nie, to nie był wróg...Na parapecie stała młoda kobieta. W granatowej szacie z symbolem pewnej niezależnej gildii. I z włosami, ciemnymi i rozpuszczonymi, spiętymi białą opaską.
 - Ultear? - przechyliła niepewnie głowę kilka centymetrów w bok, wstają z łóżka i upuszczając broń. Jej ostrze dotknęło skrawka ziemi, aż zniknęło, pochłonięte przez kilkanaście złotawych iskier. Poczuła się głupio - jeżeli Ul miałaby narażać swoją wolność dla rozmowy z nią, to na pewno musiało chodzić o coś poważnego. W pierwszej kolejności podmieniła piżamę na swój codzienny strój - tym razem bez dodatku w postaci zbroi. Wyraz twarzy Ultear był poważny - jak w większości sytuacji. Bez uśmiechu, spojrzenie nie miało w sobie żadnych uczuć. Nic. Pustka.
 - Zakładam, że wiesz, do czego doprowadził Jellal, prawda? - zaczęła spokojnie. Wiedziała, że Erza nie jest niczemu winna. To Jellal tak naciska na nią, choć wie, że teraz nie powinien tego robić. Szkarłatnowłosa zamrugała kilka razy. Próbowała coś powiedzieć, lecz ostatecznie skończyło się na krótkim przytaknięciu. Ultear zrobiła krok do przodu, kończąc wewnątrz pomieszczenia. Nie zamierzała karcić Erzy tak, jak to zrobiła z Jellal'em. I nie chodziło tu o damską solidarność. - Rozumiem, jeżeli specjalnie ryzykował tylko po co, byś wiedziała, w jakiej jesteśmy sytuacji. - ...Skoro rozumiesz, to dlaczego go tak zmasakrowałaś w obozie? spytała kłótliwie samą siebie. - Jellal nie myśli o niczym innym, jak o Tobie. Wiem, jest zakochany, co widać... - Erza cofnęła się o krok. Milkovich na szczęście nie zabawiła zbyt długo wewnątrz. Nie zauważyła nawet, gdy ponownie kucała na parapecie, dłonią trzymając się jednych drzwiczek okna, by zachować równowagę. - Zrób nam jednak tą ulgę i trzymaj się od niego z dala. Nie przyjmuj listów, jak jakiś wyśle, to wyrzuć. Zapomnij o tym incydencie. Po prostu żyj tak, jak żyłaś. Powtarzam - zapomnij. - nie spuszczała swojego wzroku od rozmówczyni. Wbijała go tak, jakby miała ją za moment zabić i odejść. Postawiła jedną nogę na zewnątrz, przygotowując się do spuszczenia w dół. - I jeszcze jedna uwaga: zamknij to okno. Zimno tu. - dorzuciła, znikając. A Erza? Erza cały czas wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stała. Nie dowierzając...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 - Rozdział... 
 - Rozdział? Serio, rozdział?

Niestety, tego dnia właśnie majówka dobiega końca, a my - uczniowie - jesteśmy zmuszeni do powrotu na tortury, w tak zwanym gimbazjum. Powiem szczerze - teraz tylko marzę o wakacjach. :/ Szkoda tylko, że gimbazjum jest miejscem tak uszkodzonym na rozumie, że...Wiem, brzmię, jak typowa nastolatka, która nienawidzi szkoły. Ja do szkoły nic nie mam, tylko gimnazjum i kilka przedmiotów mi tak wadzi...No i "kochane" towarzystwo. Pytanie do osób z II klasy gimnazjum - czy u was są "egzaminy próbne II klas"? Bo moja szkoła takie sobie wymyśliła, czego nie rozumiem...Wystarczy, że w III klasie mamy wystarczająco dużo na głowie, muszą nam utrudniać życie czymś takim? -.- 

Ale dość już o nieprzyjemnościach. Jak widać w tymże rozdziale...cóż, Ultear serio musi nienawidzić Jellal'a. Zwłaszcza, że niszczy mi mój paring. Chociaż...ja to opisałam...sama sobie paring zniszczyłam? D: Mniejsza, na Jerzę mam kilka pomysłów. >:3 Opisując malunek na suficie w pokoju Erzy, specjalnie poszukałam art z gildią Fairy Tail w przeszłości (m.in. taką, którą widzieliśmy w OVA 3, czy też special'ach z mangi / anime). Mam nadzieję, że dobrze wyszło. :3 Także zamieściłam coś dla fanów paring'u GaLe (>:3). Tak, Gajeel wie, jak pocieszyć...I tak wolę Rogue.  

W kolejnym rozdziale zacznie się "poważniejsza" część sporu Fairy Tail / Sabertooth. Co do systemu liczb - cóż, na chwilę obecną pozostanę przy rzymskich. Jak będę miała czas, zacznę je podmieniać na arabskie. :3 Na koniec kwestia "wampirzego Fairy Tail" - wczoraj napisałam dość sporą część drugiego rozdziału. Dodałam ankietę, czy chcecie, bym publikowała tą historię...Miejmy nadzieję, że blog nie zacznie się znowu psuć, jak to niektórzy pamiętają. Kiedy to odpowiedzi tajemniczo znikały i nie było wiadomo, co / kto w końcu wygrywa ankietę. >.<  

1 komentarz:

  1. GaLe <3 Fajnie Ci to wyszło ^.^
    Sting taki kozak, a gdyby nie atakował Gajeela z zaskoczenia to ciekawe jakby skończył -.- Ale co tam będę ukrywać.. I tak lubie szablozębnych :D
    Yukino to kabel i tyle xD No ale dobrze dla "muszek", że powiedziała co na rzeczy. No i Erza... Ten art, który opisałaś - bardzo go lubie i ten opis czytało mi się wyjątkowo miło ;) A Ultear od dziś jest niszczycielką paringów -.- Jednak akcja fajna :D
    Powiadasz w następnym rozdziale poważniejszy spór? Już nie mogę się doczekać :D Weny ;*

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą