środa, 26 czerwca 2013

Rozdział XLIV

Rozdział XLIV "Lumen Histoire"
Minęło kilka dni.
I ani razu nie objawiło się słońce.
Tylko deszcz. Deszcz smutku i rozpaczy. Najgorszy był w tej chwili. Chwili, do której - niestety - musiało w końcu dojść. Wtedy bowiem odbywał się pogrzeb Saphiry McGarden. Pogrążeni w żałobie Magowie stali teraz na cmentarzu. Zachmurzone niebo i oraz wiatr, szumiący, niczym szepty zmarłych...to wszystko przygnębiało jeszcze bardziej. Nieopodal Magnolii znajdowała się wioska. A w wiosce kościół - szarawy budynek, przytłoczony mrokiem. Za nim rozpływało się morze nagrobków - tak samo okazałych...i tak samo smutnych. Nie pojawiło się zbyt wiele osób - tylko nieliczni wiedzieli o pogrzebie Saphiry. Tylko Ci, którzy w ogóle dowiedzieli się o jej istnieniu...Levy stała najbliżej. Reszta osunęła się do tyłu - nie chcieli zbytnio przeszkadzać przyjaciółce w takiej chwili. Po raz setny odczytywała napis na budowli, mającej upamiętnić jej pamięć.
Saphira McGarden
Pokój niespełnionej duszy.
Łzy same cisnęły jej się do oczu. Ledwie wykonywała jakiekolwiek czynności. Uklękła na moment, by móc złożyć kwiaty. Bukiet róż. Świeżych, błękitnych róż. Powstała. Cofnęła się. Poczuła, jak przez moment kładzie dłoń na jej ramieniu - to Lucy próbowała tym gestem pocieszyć McGarden. Niebieskowłosa ruszyła do przodu, w kierunku trzeciej osoby. Podczas gdy Heartfilia zapaliła znicz na nagrobku, Levy wtuliła się w jego ramiona. W ramiona Gajeel'a, który chciał ją pocieszyć tego smutnego dnia.
~ * ~
Mimo, iż nikt poza wspomnianą trójką Magów nie wiedział o Saphirze, wszyscy odczuwali ten dziwny smutek. Ten smutek...jakby stracili kogoś bliskiego. Jakby coś zostało im odebrane. Na zawsze. Tego dnia padał deszcz. Zachmurzone niebo przysłaniało słońce, a ludzie pozaszywali się w swoich domach. Jedynie Magowie z Fairy Tail pozostawali na zewnątrz, otaczając pewne zgliszcza. Zgliszcza ich kwatery. Jedna, wielka ruina...A pomyśleć, że nie tak dawno ją odzyskali. Żyli, jak dawniej. Teraz pozostał jedynie gruz. Resztki drewnianej podłogi, jak i mebli były przykryte popiołem. Musieli się tego wszystkiego pozbyć...a później odbudować budynek na nowo. Praca żmudna, ale potrzebna - nie będą w końcu spędzać czasu na zgliszczach. Nie było takiej osoby, która unikałaby teraz pracy. Nie pozwolą, by ich dom tak skończył - jako zniszczona siedziba, po której pozostało jedynie "miejsce pamiątkowe". Takie, na którym po kilku latach zawitałby nowy budynek - nie mający z Fairy Tail nic wspólnego. Nic, a nic...
Dwójka Magów szła powolnym krokiem w kierunku tego miejsca. Początkowo nikt nie zwrócił na nich uwagi - ot co, zwyczajni ludzie, odwiedzający przelotnie Magnolię. Niecodzienną rzeczą był ich wygląd zewnętrzny. On - brunet z lekko przydługimi włosami. Z czerwonymi oczami, pobudzającymi przerażenie i jasną karnacją. W ciemnych szatach - nieco innych, niż zazwyczaj. Pozbawionych pewnego znaku. Symbolu gildii, do której należał. Należał...Ona zaś wyglądała nadzwyczajnie normalnie. Prawie...poza kilkoma detalami, jak charakterystyczna róża w srebrzystych włosach oraz pasek, do którego przypięty był pęk z kluczami. Trzema kluczami, bogato zdobionymi.
Stanęli na przeciwko Wróżek. Wpierw tylko kilka, przelotnych spojrzeń. Następnie - cała masa. Aż w końcu zaczęły się szepty. Dyskusje. Co dwójka Magów z Sabertooth mogłaby tutaj robić? Napawać się dumą? Dumą, bo Fairy Tail jest bliskie upadku? Nie...Ktoś zawołał Mistrza. Makarov wkroczył dumnym krokiem - machnął dłonią na znak, iż nie potrzebuje "ochrony". Bo taką Magowie zamierzali mu zapewnić, widząc niespodziewanych - i, swoją drogą, niechcianych - gości.
 - Yukino Aguria...Rogue Cheney... - wymówił ich nazwiska powoli, z niezwykłą precyzją. Skinęli głową w odpowiedzi. Wciąż jednak milcząc. Dreyar westchnął. Opierał się na zrobionej z drewna lasce - rany po tamtej walce wciąż się nie zagoiły. Jiemma jest trudnym przeciwnikiem...Był trudnym przeciwnikiem... - Co was tutaj sprowadza? - spytał w końcu, znajdując się w odległości dwóch metrów od rozmówców. Yukino zaś cofnęła się o krok do tyłu - to Rogue miał przemawiać.
 - Sabertooth rozwiązano. - zaczął spokojnym tonem. Aguria najwyraźniej miała tylko potakiwać. Nic nie mówić...Rogue kontynuował. - Mnie i Sting'a puszczono wolno, co zresztą wiecie. Nie wiem, co się z nim stało. Rufus i Orga zostali pojmani za wcześniejsze czyny. Mistrz Jiemma nie żyje, natomiast Minervie udało się uciec. - spokojny. Zbyt spokojny...bez uczuć. Bez jakichkolwiek uczuć. Makarov od razu zrozumiał, co zamierzają mu przekazać. Wyciągnął coś spod płaszcza. Stempel. Chwilę później, Yukino i Rogue stali się jednymi z nich...Fairy Tail.
~ * ~
 - Gray, Ty debilu!
 - Kogo nazywasz debilem, przepalona świeczko!?
 - Kogo nazywasz przepaloną świeczką, napalony zboku!?
Przebywali na oddziale szpitalnym...nawet, jeżeli nie było takiej potrzeby. Zdaniem Lucy, było to niesprawiedliwe - taki Makarov, na przykład, mógł opuścić lekarzy ledwie dobę po bitwie. A oni? Wzięli chyba wszystkie możliwe leki, przyjęli pomoc Wendy...a i tak musieli tu odczekać jeszcze noc. Jeszcze jedną noc...pomyślała. Siedziała na swoim łóżku, obserwując widok za oknem. Zamkniętym. Deszcz padał bez przerwy - przygnębiające...Gray i Natsu kłócili się o byle głupotę. Magowie z Fairy Tail mieli wszelki zakaz odwiedzin - głównie z powodu możliwych zniszczeń, których i tak dokonał wspomniany "duet". Zresztą - praktycznie nikt nie chciał do nich przyjść. Spacer po szpitalnym parku?
Niemożliwe.
Lucy ledwie udało się przekonać lekarzy, by pozwolili jej na tę jedną godzinę odwiedzić Levy. Podczas pogrzebu. Pogrzebu Saphiry McGarden...
Tyle się wydarzyło.
A wydarzy jeszcze więcej.
Erza Scarlet spacerowała korytarzem, nieopodal pomieszczeń sypialnych dla pacjentów. Wendy z łatwością pozbawiła ich poważniejszych ran. W ten oto sposób Lucy nie miała śladów po uderzeniach batem na plecach, a Gray nie przypominał już poparzonego potwora. Ona i Natsu nie byli aż tak bardzo ranni...Oczywiście, Tytania nie zaliczała do tego swojej dumy. Kroczyła przed siebie ze skrzyżowanymi rękoma. Szpitalne koszule były okropne, czuła się, jak jakiś...więzień? Na pewno ktoś słaby, bezbronny.
Grzmot.
Wzdrygnęła się, przechodząc akurat obok przejścia na balkon - przez dość sporej wielkości okno dostrzegła pierwsze błyskawice. Zerknęła na moment w tamtą stronę. Chmury...burza...Cudownie po prostu.
 - Podoba Ci się ten widok?
Stanęła w bezruchu.
Powoli odwracała się w kierunku tej postaci. Drgała? Najwyraźniej - nagle poczuła wszechogarniający chłód. Chłód, mrożący krew w żyłach.
Jellal?
 - Co tu robisz? - spytała w pierwszym odruchu. Łzy napływały jej do oczu - cudem je powstrzymywała. Nie mogła tak zareagować...przynajmniej nie aż tak gwałtownie. Był spokojny. Obserwował ją tym spojrzeniem...pełnym mieszanych uczuć. Od obojętności...po rozpacz. Od rozpaczy po złość...Do niej, czy do samego siebie? Zrobił krok do przodu. A ona do tyłu. Wcisnął swoje dłonie do kieszeni granatowego płaszcza, sunąc spojrzeniem po...wszystkim. Po ścianach. Po widokach za oknem. Po podłodze. Czasem nawet po Erzie...Wstydził się. Nie chciał tego. Nie chciał jej znowu porzucać. Ale musiał...jeżeli chciał być wolny. Westchnął ciężko. Musiał...Nie chciał, ale...musiał, po prostu musiał...
 - Żegnaj, Erzo. - wyszeptał.
I sekundę później ślad po nim zaginął. Erza przypatrywała się zszokowana miejscu, gdzie raptem moment temu stał jej...Jak miała go określić? Ukochany? Zostawił ją. Najbliższy? Jej pięść uderzyła w szpitalną ścianę. Tytania skrzywiła się, a włosy zakryły jej pół twarzy...odkrywając oczy. Oczy, z których ciekły łzy. Żaden z nich...to tylko Zdrajca...
~ * ~
Burza spowijała dzisiaj całą Magnolię.
Nawet jej najdalsze zakamarki. Takie, jak Hosenka, na przykład. Pod koniec zimy, jak i w jej trakcie, miejscowość ta nie ma zbyt wielu gości. Mało kto o tej porze roku decyduje się na pobyt w letnim SPA, jakie Hosenka zawierała. Liczbą właściwych mieszkańców także nie grzeszyła - a mimo to, posiadała swoją własną gildię. Mermaid Heel, której to siedziba znajdowała się w niewielkim, drewnianym budynku w centrum miasta. Jako, iż pośród członków znajdowały się jedynie kobiety, zbyt wiele osób tam nie zaglądało. Przynajmniej nie Magów, chcących należeć do jednego ze społeczeństw. Szyld z symbolem syren - literą "M", przekreśloną oznaczeniem przypominającym ogon owego stworzenia z legend. Kagura Mikazuchi - jedna z najsilniejszych czarodziejek tego grona - opuszczała właśnie kwaterę, z zamiarem skierowania się do własnego mieszkania. Przekraczając próg, rozejrzała się na boki. Pewna, iż nikt, kto mógłby jej przeszkodzić, nie czai się w pobliżu, ruszyła przed siebie. Hosenka - mimo, iż popularna dla turystów - nie była najbezpieczniejsza. Nie jeden raz słyszała o porwaniach, bądź napadach na kobiety w jej wieku. Jedna z groźniejszych szajek została wprawdzie pojmana kilka lat temu...a mimo to, wolała być ostrożna.

Gdyby tylko wiedziała, że ktoś ją obserwuje. Zakapturzona kobieta w szarym płaszczu, siedząca na jednej z okolicznych ławek. Twarz przykryta była chustą, widać było tylko oczy. Leszczynowe, zmrużone i spoglądające na Kagurę z pogardą. Oświetlone przez blask błyskawicy. I jednocześnie żądzą. Strach pomyśleć, co ta osoba knuła...Kilka fioletowych kosmyków uciekło z ukrycia. Minerva nie sądziła, że jej plan może się udać aż tak łatwo i tak szybko...
~ * ~
 - Dziadku, dokąd się tak śpieszysz? - Laxus próbował go zaczepić. Zapytać. Zrobić cokolwiek, byleby tylko zwrócił uwagę na otaczający go świat. O tak później porze, Magowie kończyli pracę nad odbudową - na chwilę obecną, udało im się jedynie usunąć gruz. Resztki dawnej kwatery. Makarov szedł przed siebie, milcząc - młodszemu Dreyal'owi z czasem znudziło się takie śledzenie Mistrza. Doszedł do miejsca, w którym znajdowały się schody. Schody prowadzące do piwnic gildii, nie naruszonych przez ogień. Korytarz prowadził do sali gier, biblioteki...ale były jeszcze jedne schody. Coraz niże i niżej...Niemalże biegł. Przyśpieszony krok doprowadził go do komnaty na samym końcu. Z tą różnicą, iż teraz była opustoszała. Przerażony wyszeptał jedno...
 - Lumen...Histoire...
~ * ~
Coraz więcej krwi...
Coraz więcej mroku...
A ona była coraz większym wrakiem.
Wychudzona, przypominała swój własny szkielet. Pozbawiona sił, mogła jedynie czekać na śmierć. Opierała się o jeden z odległych kątów, pokrytych pajęczynami. Światła zgasły już dawno.
Grzmot.
Trzęsienie.
Odgłos, dochodzący od strony na przeciwko drzwi wyjściowych.
Ściana zniknęła.
Na jej miejscu pojawiła się dziura. Mimo, iż było ciemno, ta postać oślepiała swym blaskiem. Zebrała ostatni sił, by przysłonić oczy dłonią. Na ten jeden, krótki moment...
Uśmiechnęła się. Z chęcią zemsty.
W tym samym czasie usłyszała ryk.
Ryk Smoka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Łapałam dla Ciebie rozdziały! 

Zbliżają się wakacje, yay! <3 Jak wam mijają ostatnie dni szkoły? Co do mnie - w całym tygodniu, na zajęciach byłam tylko...raz. W poniedziałek, kiedy to przyszły wspólnie ze mną raptem trzy osoby. We wtorek - ze względu na ulewę (dziękuję, Yasha :D) - rodzice pozwolili mi zostać w domu. Dzisiaj natomiast miał odbyć się Dzień Sportu, z którego to moją klasę odwołano...jutro dzień z wychowawcą, na który nie wiem, czy warto iść (...), a w piątek już zakończenie. ^^ 

Co do moich "wenowych" namysłów - odwiesiłam już blog z wampirami. Mam tylko nadzieję, że teraz nie będzie już spamu na temat czegoś, do czego pisania już nie wrócę. :/ Niestety - nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział. Wena "dała" mi ostatnio namysł na napisanie mini-opowiadania FT składającego się z kilku rozdziałów. Połączenie "Fairy Tail" z bijatyką "Mortal Kombat". O_o Inaczej - moja wersja wydarzeń, gdyby Rogue z Przyszłości jednak wygrał "smoczą bitwę" (ah, te spoilerowanie innym <3). Fairy Tail oraz silniejsi Magowie z innych gildii musieliby...zabijać się nawzajem w walkach. Dodatkowo, członków Drużyny B (a konkretniej prawie wszystkich - Gajeel'a, Juvię, Mirajane oraz Jellal'a) dałabym na stronę zła. Oczywiście z przymusu - każdy z nich zyskałby "umiejętność" oraz wymazanie pamięci. Gajeel stałby się pół człowiekiem, pół Smokiem. Juvia miałaby "wszczepione" kły i musiałaby nosić maskę (bo taka postać jak w MK też potrzebna ...). Mirajane stałaby się czymś na wzór prawdziwego Demona, a dusza Jellal'a zostałaby wymieniona na duszę Zeref'a. 
Oczywiście - póki co - nie chcę tego spisywać. Zapewne z serii "pomysły, na które się napalę, a rzucę w połowie".  No proszę, jednak mi przeszło.

Prócz tego - od soboty do prawdopodobnie środy mnie nie będzie. Wyjeżdżam nad morze (czemu tam? T_T) na kilka dni. :P  

1 komentarz:

  1. Szkoda, że Ci przeszło, bo fajny pomysł :D
    A rozdział był tak dobry, że czytałam dwa razy!
    Że Yukino w Fairy Tail się znalazła... to jeszcze można było się tego spodziewać. Ale Rogue? *zapowietrzenie* "tego się nie spodziewałam" *wyszeptała zaskoczona* :D
    Minerva nie odpuszcza, matka Levy pochowana. Cała siedziba gildii to jeden wielki plac budowy. Jellal znów się zjawił i znów odszedł (wybiera się jak sójka za morze xD - propo morza, nie będzie tak źle ;*).
    No i końcówka.. ryk smoka, lumen histoire... a ty skończyłaś :C

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą