wtorek, 4 grudnia 2012

Rozdział VI

Rozdział VI "Brama Snu i Jawy"
Spłacanie czynszu nie należało do ulubionych czynności Lucy. Bo póki co wynajmowała niewielkie, lecz przytulne mieszkanie w centrum Mangolii. Jedynym tego minusem jest gospodyni - nie sądziła, że ta kobieta będzie aż..."taka". Nie wiedziała nawet, jak dokończyć to zdanie, bo każde negatywne określenie tu pasowało. Przede wszystkim, w ciągu tych siedmiu lat nieobecności, pożyczyła sobie kilka jej ubrań, z czego niestety trafiło także na ulubioną, niebieską sukienkę czarodziejki. Nie zauważyła nawet, jak szybko te miesiące mijały, a nagle okazywało się, iż zwleka z czynszem... Wolała nie wyobrażać sobie, jak kończą Ci klienci, którzy nie zapłacili na czas. Szła teraz po jednym z tych niezbyt przyjemnych spotkań do Fairy Tail. Jedynym plusem tej gospodyni było to, że zajęła się jej mieszkaniem przez te "stracone lata"...bynajmniej wtedy myślała, że jednak ma w sobie krztę dobra...

Na szczęście nie powitał ją w gildii kolejny kufel, jak to było zeszłego dnia. Nadchodził wieczór. Zajęła swoje tradycyjne już miejsce przy barze, gdzie "urzędowała" Mirajane.
 - Witaj Lucy. - powitała ją, w ten sam pogodny sposób. Blondwłosa mruknęła krótkie "hej", dopiero teraz zauważając, że ktoś siedzi obok. A była to szczupła dziewczyna w białej kreacji, podobnej do tych noszonych przez Wendy. Rozpuszczone, platynowe włosy pozostawione były na lewym oku, a przymrużone, błękitne oczy z ciekawością przyglądały się członkom Fairy Tail.
 - Jesteś nowa? - spytała spokojnie, uśmiechając się zachęcająco. Platynowłosa odwróciła się w jej stronę, z tym samym wyrazem twarzy. Skinęła w odpowiedzi. - Mam na imię Lucy.
 - Elyon. Mirajane mi o Tobie opowiadała. - odparła spokojnie, nieco zbyt wysokim głosem. Z taką postawą wydawałoby się, że jest młodsza o dobre dziesięć lat...lecz jej mimika twarzy wskazywał na to, że jest znacznie starsza.
 - Elyon także jest Magiem Gwiezdnych Duchów. - wyjaśniła Mira, nie przerywając swojego zajęcia, na które obecnie składało się szykowanie nowo przysłanych zleceń - Posiada dwa złote klucze. - dodała. Lucy otworzyła szerzej oczy ze zdumienia, przyglądając się bacznie nowej członkini. 
 - Wiem, że Ty masz ich dziesięć...może porozmawiamy na zewnątrz? - zaproponowała. Nie czekając na odpowiedź, pociągnęła Heartfilię za sobą. 
~ * ~ 
Srebrnowłosy mężczyzna, w czarnym płaszczu, obszytym śnieżnobiałym futrem siedział na złoconym tronie, obserwując kryształową kulę Lacrimy. Drużyna z jego gildii dość łatwo radzi sobie z jego zadaniem...aż zbyt łatwo. Wiedział jednak, że Mara tak łatwo nie zaufa swoim tymczasowym sojusznikom i prędzej, czy później przemieni tamto lokum w pył. Uśmiechnął się złośliwie na tą myśl. Kula zabłysła, zmieniając otoczenie, które przedstawiała - tym razem wskazywała na dwie dziewczyny. Każda z nich miała pęki, pewne zarówno złotych, jak i srebrnych kluczy. I to one były mu teraz potrzebne.

Lacrima zgasła, a on sam powstał z miejsca, schodząc po złotych schodach i podchodząc do metalowych, potężnych drzwi. Nie musiał ich dotykać, by się otworzyły - jego magia mogła to spokojnie załatwić. Poszedł lewym korytarzem. Skręcił. A później znalazł się w jeszcze większej, niż jego sala komnacie - była ona pusta, a czarne cegły, z których utworzone były ściany wpuszczały zimno podziemi. A wprost na przeciwko wejścia, na końcu znajdowała się brama. Srebrna, przypominająca łuk, na środku którego była już tylko ta ceglana ściana. A na owym łuku był wyryty pewien napis. Mężczyzna podszedł bliżej, dotykając dłonią reliktu. Gdy uda się go odpieczętować, stanie się Panem tego świata...wszyscy będą jego poddanymi, on będzie mój zrobić wszystko...Sam nie wierzył, że wkrótce jego plan się ziści. Tak szybko, jak znalazł się w komnacie, tak szybko ją opuścił, idąc w przeciwnym kierunku. Miał już dwa punkty mocy, potrzebował jeszcze tylko tego jednego...Schodził jeszcze niżej w dół, do lochów. Przebywał tam ktoś. Spojrzał z uśmiechem na ciemnowłosego, zrujnowanego młodzieńca, związanego metalowymi łańcuchami w szczelnie zamkniętej sali, przez niewielkie okienko. Jego czerwone oczy wyrażały wszystkie negatywne uczucia w nim - ileż go już tu trzymał? Wystarczająco długo...
~ * ~
Lucy i Elyon stały na niewielkim, marmurowym mostku, wpatrując się w zachodzące słońce na tle rzeki. Rozmawiały o swoich Gwiezdnych Duchach. Bo w końcu nie codziennie spotyka się Maga tego samego rodzaju, prawda? Zwłaszcza gwiezdnego.
 - Nie mogę uwierzyć, że naprawdę z Tobą rozmawiam. - zaczęła Luna, opierając się o "ramię" mostku - Jak to możliwe, że zdobyłaś aż tyle złotych kluczy?
 - Cóż... - mruknęła niepewnie, zastanawiając się, jak najlepiej złożyć odpowiedź. Każdy klucz zdobyła praktycznie na inny sposób... - Większość, to było po prostu szczęście... - dokończyła niepewnie - A jak było z Twoimi?
Elyon na moment zacisnęła wargi, ściskając swój pęk, a następnie westchnęła i zaczęła opowieść, wpatrując się w wodę.
 - Po moim ojcu...Ale to dość smutna historia i wolałabym jej nie opowiadać...
 - Nie, dobrze...rozumiem. - przerwała jej Lucy, dotykając przyjacielsko ramienia znajomej - Lepiej wracajmy już do gildii. Ta historia może poczekać, jeżeli nie chcesz jej teraz opowiadać.      
 - Właściwie, to ja powinnam iść do domu. Jestem trochę zmęczona, miałam ciężki dzień. Do jutra! - nim się obejrzała, Elyon zniknęła. Zdruzgotana Lucy tylko przyjrzała się chwilę drodze, a następnie sama poszła w kierunku siedziby.         
~ * ~
Znowu miał ten sam sen. Z tą samą osobą, w tym samym miejscu. Wiedział, że kończy się on w momencie, w którym ta dziewczyna odwraca się i ukazuje swoją twarz.
 - To zaczyna się robić denerwujące... - mruknął, wkładając dłonie do kieszeni spodni i chodząc po dziwnych mokradłach. Bowiem tylko tak doprowadzi tą fikcję do końca i się wybudzi. Teraz jednak było inaczej...o ile wcześniej panował tu "dzień", teraz była "noc". Było także znacznie mniej wody, a całość przypominała praktycznie zwykły las. Szedł dalej, aż doszedł do miejsca swojej wczorajszej walki. - Co do... - drzewa nagle się zapaliły. Stał na samym środku pożaru. A przed nim był jakiś cień. Ona tam była. - Kim jesteś do cholery!? - wrzasnął, próbując przyjrzeć się postaci. Nie miała już ona kaptura, więc mógł w pełni przyjrzeć się jej twarzy. Miała zamknięte oczy, które otworzyła niepewnie, przyglądając mu się badawczo. Ale nie w ten sposób, w jaki to robiła wtedy...
 - Więc się udało. - wyszeptała, przyciskając do piersi srebrny medalion z lśniącym, fioletowym kamieniem na jego środku.
 - O czym pleciesz!? - Gray starał się przekrzyczeć odgłosy płomieni. Mara milczała. Podeszła bliżej, a on już przyszykował się do ataku. Wygląda, czy nie jak ona, jest wrogiem.
 - Nie zrobię Ci krzywdy. Jesteś mi potrzebny. - wyjaśniła łagodnie - Odłóż broń. - Gray niepewnie odrzucił w ogień utworzony z lodu łuk. Wciąż jednak był przygotowany na wszelki atak. - Nie jestem zła. Nie tak, jak oni. - sam nie wiedział, dlaczego zaczął jej słuchać. Może był ciekaw, co ma do powiedzenia? - Brama Snu i Jawy, Gray.
 - Brama czego!? - nie rozumiał, o czym teraz mówi. Mara westchnęła ciężko.
 - Oni chcą ją otworzyć. A z nimi jest Zeref...
Chciał coś powiedzieć, dosłyszeć jej ostatnie słowa...ale obudził się.
~ * ~
W tym samym momencie, w którym on się obudził, Elyon przekroczyła próg swojego domu. Z przerażeniem spostrzegła, że nie jest w nim sama.
 - Tata? - spytała sama siebie, widząc srebrnowłosego mężczyznę na przeciwko niej. 

~ * ~
Po godzinie trzeciej w nocy, siedziba Fairy Tail świeciła pustkami - była tam już tylko Mirajane, sprzątając na sali głównej, z pomocą Erzy. Kilka godzin wcześniej wróciła, wraz z resztą drużyny do Mangolii."Wycieczka" na Heiwę okazała się bezskuteczna - bowiem żaden z mieszkańców rzekomo nic nie wiedział na temat Torpid Nightmare. Choć w ich oczach był widoczny strach. Plotki na temat tawerny także nie pomogły - dokładnie przeszukali budynek, nie było tam jednak nic podejrzanego. Zwyczajny, zakurzony bar. Czerwonowłosa zacisnęła pięści na samą myśl o tym, jak tamci ludzie muszą się czuć, żyjąc pod wodzą tyranów. Później, wszyscy poszli w swoją stronę. A Mira i Erza nie były jedyne w kwaterze - przy jednym ze stołów, oparty głową o blat leżał Natsu - wciąż wykończony po dwóch jazdach pociągiem, był teraz cucony przez Happy'ego, domagającego się kolejnych rybek.
 - Uważam, że powinniśmy tam jeszcze wrócić. - oznajmiła Erza po dłuższym, krępującym milczeniu, przerywanym przez jęki Exceed'a - Godzina w tamtej wiosce nie wiele da, poszukiwanie ich kwatery może trochę zająć...Jutro wyruszamy.
 - Mistrz pewnie sam was tam wyśle. - dodała Mira, wciąż uśmiechnięta, mimo sytuacji, w jakiej obecnie się znajdują - Uważam też, że Elyon powinna z wami iść.
 - Jesteś pewna? - Erza zdziwiła się, słysząc słowa przyjaciółki - Dopiero dzisiaj dołączyła do gildii, nie wiem, czy jest gotowa na swoją pierwszą misję...chociaż...Lucy też od razu wyruszyła na pierwszą misję, gdy była nowa. Racja. Jeżeli mistrz pozwoli, to ją zabierzemy. - nastrój Tytanii poprawił się nieco. Mając ze sobą dwóch Magów Gwiezdnych Duchów, powinni dać sobie radę. - Powinnam już iść. - odłożyła na bok przedmioty od sprzątania, wkładając czarny płaszcz. Mimo lata, na dworze było coraz zimniej. -  Do jutra, Mira. - pożegnała się krótko, opuszczając budynek i zamykając za sobą drzwi. Upłynęło kilka minut, a Mirajane zamknęła oczy, upadając bezwładnie na ziemię. Tylne wejście na zewnątrz otworzyły się. Stała w nich Elyon, ze łzami w oczach.
 - Przepraszam, Miro... - wyszeptała, spuszczając wzrok na dół. Srebrnowłosy mężczyzna dotknął dłonią jej ramienia. Chciała ją strącić, ale zbyt się bała.
 - Zrobiłaś, co musiałaś. Teraz trzeba zająć się tym starcem...

~ * ~
Jak powiedziała Mirajane, tak mistrz wezwał całą Drużynę Natsu do siebie. Salamander i Gray na nowo się o coś wykłócali - a zaczęło się od tego, że brunet oskarżył Smoczego Zabójcę o wywołanie kłopotów, które spadły na grupę. Erza ze stoickim spokojem, dość szybko ich "pogodziła" - bo uważali, że taka była najgroźniejsza. Niby cicha i bezbronna, a zamieni się w potwora, gdy będzie trzeba. Lucy cierpliwie czekała na polecenia Dreyal'a.
 - Byliście wczoraj w Heiwie, prawda? - spytał, siedząc na swoim fotelu, ze skrzyżowanymi rękoma i nogami położonymi w krzyżowej pozycji na jego biurku. Ogółem gabinet sprawiał dość przyjemne wrażenie. Oczywiście, jeżeli nie liczyć schowanych pod krzesłem pustych butelek po alkoholu, czy też leżącego w roku, otwartego magazynu z plakatami członkiń Fairy Tail...Lucy wzdrygnęła się na ten widok, chyba nawet Erza się trochę zirytowała.
 - Tak, mistrzu. - odpowiedziała po kilku sekundach. Sekundach, które w krępującej ciszy wydawały się całymi godzinami. - Nikt rzekomo nie wie, gdzie jest ich baza. Chociaż pewnie się boją, to nie możliwe, by nikt w tym mieście o tym nie wiedział. Zamierzaliśmy wrócić tam dzisiaj, na dłużej.
 - Że co!? - wrzasnął Natsu na jej słowa. Heiwa nie była przyjazną wioską, mimo wszystko, większość mieszkańców tylko udawała miłych. Był ciekaw, co tam się wyrabia, gdy nie przyjmują u siebie gości w postaci podróżnych Magów. Także kolejna podróż pociągiem do tamtego miejsca nie była zbyt zachęcająca. Jednak za swoje zachowanie sprzed chwili, dostał nauczkę w postaci silnego uderzenia w bok.
 - Dobrze, więc. - kontynuował Makarov - Wasza czwórka uda się do wioski ponownie. Tym razem przynajmniej spróbujcie poszukać tej siedziby, zanim wrócicie do Mangolii. I lepiej oszczędzajcie siły...ich gildia jest potężna, mimo, że istnieją od niedawna i nie liczą sobie zbyt wielu członków, ciężko ich pokonać. - głos mistrza był dziwnie spokojny. Erzę to zaniepokoiło. - A, i jeszcze zanim wyjdziecie...weźcie ze sobą Elyon i Juvię. - a teraz już naprawdę wszyscy się zdziwili. Po co im dwóch dodatkowych członków? Najbardziej przerażeni byli chyba Gray i Lucy. Chłopak nie zamierzał znów użerać się całą podróż z tą zakochaną w nim Deszczową Kobietą, natomiast młoda czarodziejka martwiła się o nową członkinię. Nie chciała, by jej pierwsza misja w Fairy Tail była ostatnią... - A teraz wynocha mi stąd!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeżeli dowiedzą się, że przeczytaliśmy ten rozdział, to ona mnie zabije...później Ciebie...a potem znowu mnie!

Jestem troszeczkę zirytowana dzisiaj - rano padał taki fajny śnieg, idealna pogoda, jak na początek zimy, ale "kochana" kadra nauczycielska nie chciała nas wypuścić na zewnątrz podczas przerw - i skończyło się tak, jak przewidziałam. Po lekcjach było już mokro, nieprzyjemnie, a po śniegu pozostały marne reszty. :/ Dziwne, urodziłam się w wiosnę, a i tak wolę zimno. xD 
Rozdział wcześniej był znacznie krótszy, dlatego też dodałam do niego początek siódmego (czyli rozmowę Erzy i Miry oraz "zadanko" Mistrza). Witam także Anonimową i Chan Lee (...Avada Kedavra w dedykacji! >:D), nowe odważne osoby na tyle, by tu przyjść. ^-^ 
To teraz znikam...oglądać powtórki OUaT, muszę jakoś sobie zająć z tym długą przerwę w emisji...ale stycznia jeszcze nie chcę! D: 

Cruciatus! *znika*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą