Rozdział XI "Poświęcenie"
- Natsu...Gray... - wyszeptała. Do brązowych oczu nalatywały się łzy. Nie wiedziała dokładnie, czy łzy bólu, czy też szczęścia. Udało się. Nie wszystko stracone, rytuał może jeszcze zostać przerwany. Salamander zauważył ją. Ranną, cierpiącą w świetlistym kręgu, z porozrzucanymi wokół złotymi kluczami. A za nią złota brama, czekająca na kolejną część rytuału, wymagającą poświęcenia. To tylko podrasowało w nim gniew. Mistrz nie czekał długo. Kiwnął głową do swoich podwładnych, którzy rzucili się na dwójkę pozostałych Magów. Amanda nabrała do ust powietrza, a następnie wydała z siebie przeraźliwy krzyk, w kierunku Gray'a. Lodowy Mag został odepchnięty do tyłu, wyrzucony z pomieszczenia. Obił się o ścianę, widząc, jak Mag Snów zmierza w jego kierunku, z krążącymi za nim zjawami. Ale nie dał się tak łatwo.- Lodowe Tworzenie: Lanca! - w kierunku Amandy poszybowało kilkanaście lodowych lanc. Dziewczynce udało się uniknąć większość z nich, jednak pozostało jeszcze kilka mniejszych, które trafiły w nią, powodując drobne rany na policzku i niszcząc prawy rękaw sukni. Odskoczyła na bok, podtrzymując się ręką, by nie upaść.
- Dusza Zjawy: Qui Shen! - z ziemi wypełzł kolejny duch. Tym razem znacznie większy od poprzednich, w czarnej, podartej szacie, spod którego kaptura widać było świecące czerwonym blaskiem, okrągłe oczy. Zjawa wleciała prosto do serca Amandy, która fizycznie zaczęła się do niej upodabniać. Jasnozielone oczy przybrały czerwoną barwę, kruczoczarne włosy stały się dłuższe za pas, zaś paznokcie stały się dłuższe i ostrzejsze. Karnacja, biała, jak ściana, została porośnięta czarnymi żyłami. Wyglądała teraz, jak demon. Uniosła się w chmurze czarnego dymu. - Giń! - ruszyła do przodu w zaskakującym tempie. Gray utworzył z lodu tarczę, odbijając tym samym atak. Amanda w swojej demonicznej formie upadła na ziemię, co jednak nie przyniosło jej żadnych obrażeń.
- Gray!
Na dość szeroki korytarz, służący obecnie za pole bitwy weszła Mirajane. Jej wzrok padł na podnoszącego się Mrocznego Maga. Nie czekając chwili dłużej, zdecydowała się użyć swoich mocy - których przez dłuższy czas używać nie mogła. Odtworzyła je dopiero, gdy na granicy śmierci był jej brat.
- Dusza Szatana! - na oczach wszystkich, Mira zaczęła się przemieniać. Wyrosły jej czarne, jak smoła skrzydła oraz ogon. Kolejny błysk światła przemienił ją na dobre. Teraz, w łuskopodobnym kombinezonie, z oczami wpatrującymi się z żądzą walki w Amandę i widoczną potęgą, była gotowa do walki. Za nią przystanęła Erza, w Zbroi Porannej Gwiazdy, trzymając w dłoniach dwa miecze i dwójka innych ludzi. Gray ze zdziwieniem rozpoznał w nich Jellal'a i Ultear. - Nie ma czasu na pytania, idź! - posłusznie wysłuchał polecenia Mirajane i czym prędzej zaczął biec w kierunku głównej komnaty.
~ * ~
Levy i Freed próbowali rozpracować "trzecią osobę" - niestety, nic to nie dawało. Nie wiedzieli nawet, czy warto wciąż szukać. Niebieskowłosa zamknęła już czarną książkę, zabraną z biblioteki, gdy nagle...wyleciała z niej kartka. Wyglądająca na starą, pognieciona, z napisanymi wykrzywionym pismem słowami. Levy podniosła ją, odczytując słowa.
- Zapisane w innym języku...możesz to przetłumaczyć? - zielonowłosy bez słowa zabrał kartkę, tworząc przed nią fioletowe runy. Układały się w trzy krótkie zdania, a choć krótkie, znaczyły wiele. Bo były to trzy osoby, potrzebne do odtworzenia bramy.
Mag Snów.
Mag Gwiezdnych Duchów.
Zeref.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Musieli teraz dojść do siedziby i powiedzieć wszystkim o Zerefie...jeżeli nie jest za późno.~ * ~
Meredy i Juvia biegły ciemnym korytarzem lochów. Podczas, gdy reszta niezależnych Magów, Erza i Mirajane wyruszyły poszukać Gray'a, one musiały znaleźć innych uwięzionych, jeżeli tacy byli. Nie wiadomo, czy ta tawerna, wraz z podziemiami wytrzyma walkę, a przecież nie pozostawią na śmierć masy niewinnych. Na szczęście, cele świeciły pustkami - większość była tak zakurzona, jakby nikt ich nie odwiedzał od lat. Miały już zawrócić, gdy pewna osoba zagrodziła im drogę.
- Myślicie, że tak łatwo się mnie pozbędziecie? - kobieta prychnęła z pogardą, odrzucając głowę do tyłu i zrzucając kaptur. Mara, choć posiadała już pełno ran, wciąż trzymała się na siłach. Zwłaszcza w starciu z tak łatwym celem. - No proszę...atakujcie. Twój ruch. - uśmiechnęła się szeroko, opuszczając ręce na dół. Nie miała już lewej dłoni, za którą służyła wcześniej krew. Łatwo było ją zaatakować, bezbronną, samą oddającą się w ich ręce...Meredy nie wyczuła najwyraźniej podstępu.
- Maguilty Sodom! - w powietrzu zawisły oświetlone błękitną poświatą ostrza. Wszystkie miały polecieć w kierunku Mary...ale tego nie zrobiły. Wciąż się utrzymywały, Meredy używała magii, lecz nie z własnej woli. Poczuła, jak jakaś nienaturalna siła przejmuje nad jej ciałem kontrolę. - Co...Ty...
- Magia Krwi, nie wiedziałaś? - zaśmiała się psychicznie, wysuwając do przodu drżące dłonie. Wciąż szczerzyła się do przeciwniczek, tym razem zwróciła się bezpośrednio do Juvii. - Widzisz, siostrzyczko? Nie tylko woda jest potężna, krew może znacznie więcej. Walcz! - Meredy, pod władzą starszej Lockser, zszokowana, wycelowała miecze w Juvię. Czarodziejka wody utworzyła Wodną Kopułę, chroniąc tym samym siebie przed atakiem.
- Ona jest Twoją siostrą!? - zdziwiona Meredy, tworzyła kolejne ostrza, uderzając w kopułę, która z czasem rozpłynęła się. Juvia nie odpowiedziała. Z pomocą Wodnej Siły uniosła opadłą wodę do góry i uderzyła ją z całej siły w córkę Ultear. Mara tylko napawała się odnoszonym zwycięstwem.
- Nie macie ze mną szans...najmniejszych. - wyginając swoją jedyną dłoń, zmusiła Meredy do utworzenia dwóch sztyletów.
~ * ~
Kilka kilometrów korytarzy dalej, wciąż toczyła się walka czwórki Magów z Amandą. A właściwie, już dawno się skończyła. Dziewczynka, opuszczona przez swoje moce, upadła nieprzytomna na ziemię. Mirajane i Erza przeszły do swoich normalnych form. Walka, choć krótka, pozostawiła po sobie pewne żniwo. Ściany, zniszczone, przemieniły się w bardziej niekształtne wersje przejść. Jellal i Ultear przyjrzeli się Amandzie.
- Zwerbowali ją bardzo młodą...tak, jak ja kiedyś Meredy... - szepnęła Ul, bardziej do siebie, niż do reszty. Wzruszyła ramionami, wracając do reszty. - Wracajmy do Bramy. Miejmy nadzieję, że Natsu już... - przerwała, widząc dwójkę biegnących ku nim Magów. Freed oraz Levy, trzymająca dziwną kartkę.
- Wiemy, kto jest trzeci! - zawołała, pokazując informację w starożytnym języku - To...Zeref. - na jej słowa Jellal i Ultear zastygli. Zeref? Osoba, która im obu praktycznie przyćmiła życie kilka lat temu. Jellal zmierzał do jego wskrzeszenia, zaś Ul - to jego mocy, podobnie jak reszta dawnego Grimore Heart. Amanda otworzyła oczy. Więc już o niej zapomnieli...wykorzystała to zatem, jako szansę. Musiała ochronić Marę, czuła, że dzieje się z nią coś złego...
~ * ~
Walka wciąż trwała. Mara, stojąc przed pojedynkującymi się "marionetkami", obserwowała walkę z radością. Meredy i Juvia były już doszczętnie wykończone. Każda miała jakieś mniejsze lub większe obrażenia. Nie były nawet zdolne, by walczyć. Dziewczyny, jakby przez myśli obmyśliły plan. W pewnej chwili, Juvia - zamiast obronić się przed lecącym w jej stronę ostrzem - chwyciła je, powodując drobną ranę w okolicach żył. Wiedziała, że taka broń potrafi przeciąć nawet ciało zrobione z cieczy, a Mara nie będzie mogła się przed nim obronić. Niebieskowłosa rzuciła się na siostrę, zamachnęła się, by zadać ostatni cios, ale nic nie zrobiła. Upuściła po prostu sztylet. Meredy upadła na ziemię, bez sił, zaś ona uklękła. Z niebieskich oczu popłynęły łzy, a w Marze coś pękło. Odsunęła się dwa kroki do tyłu.
- Ty...mnie nie zabiłaś... - powiedziała spokojnie, a nie krzykliwie, jak to mówiła wcześniej. Juvia spojrzała na nią z dołu. Zacisnęła usta w cienką kreskę, mrużąc pełne łez oczy. - Miałaś szansę...ale mnie nie zabiłaś. - powtórzyła niepewnie. Locksar wstała, ocierając dłonią policzki.
- Juvia nie zabije kogoś, kto należy do jej rodziny... - załkała, a następnie w nagłym odruchu przytuliła siostrę. Mara także zaczęła płakać. Odsunęła się od młodszej, spuszczając wzrok na ziemię.
- Uciekaj... - rzekła cicho i powoli - Zabierz swoich przyjaciół i uciekajcie. Dla mnie nie ma już ratunku...Zło ma mnie w garści.
- Nie mów tak... - odpowiedziała natychmiastowo Juvia, już normalnym tonem. Choć łzy wciąż ją piekły. - W każdym jest odrobina dobra...Juvia też była na złej drodze. Ale Juvia z niej zeszła. Ty też możesz. - uśmiechnęła się pocieszająco. Mara odwzajemniła ten gest, lecz szybko znów się zasmuciła. Jej prawe oko zaświeciło.
- Nie. Nie ma dla mnie ratunku...
- Mara?
Odwróciła się nagle w kierunku stojącej za nią, dopiero co przybyłej Amandy. Uśmiechnęła się w psychodeliczny sposób, używając na niej Magii Krwi. Dziewczynka uniosła się z przerażeniem do góry. Juvia chciała zareagować, ale nie zdążyła. Z kręgosłupa Amandy dało się wysłuchać trzask...i upadła na ziemię. Nie ruszała się. Mara zniknęła, wraz z ciałem dziecka.
~ * ~
- Czyżbyś chciał się zrewanżować? - w czasie, gdy wszyscy walczyli, Seamus i Natsu mieli stoczyć swoje kolejne starcie. Smoczy Zabójca mógł zrobić teraz wszystko - byle by Lucy nie cierpiała. Krew go zalewała, gdy patrzył, jak leżała tam, w tym kręgu...cierpiała.
- Zapłacicie za to...Błyszczące Płomienie Ognistego Smoka! - mistrz gildii i Elyon, skulona pod nim przyglądali się walce. W dłoniach Salamandra pojawiły się dwa płomienie, złączone utworzyły ogromną kulę, która wybuchła. Mimo to, nie spowodowała żadnych szkód. Brama wciąż tam była. Seamus uchronił siebie oraz mistrza z pomocą utworzonych duplikatów tarcz iluzji. Pomieszczenie nawet nie zadrgało, ucierpiały jedynie Lucy - obijająca się o "ścianki" kręgu - i Elyon, odepchnięta do bramy. Poleciała prosto na nieprzytomnego młodzieńca, Zeref'a. Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi, jakby w ogóle nie istniał. Natsu dyszał ze zmęczenia, lecz się nie poddawał.
- Iluzjonistyczne ostrza! - w kierunku Salamandra poleciało dziesięć niewielkich ostrzy - każdy go trafił. Zachwiał się, ale nie upadł. Słyszał kroki - ktoś tu nadbiegał. Nie potrzebował pomocy. Choć krwawił, był w stanie wykonać to jedno zaklęcie...
- Szkarłatny Lotos: Przenikające Ogniste Ostrze! - tworząc potężne, ogniste spirale, trafił w przeciwnika. Seamus, zaskoczony jego potęgą, zamrugał kilka razy. Chciał już atakować, gdy nagle Lucy wydała z siebie jęk. Krzyk. Krzyk pełen bólu. Natsu wypowiedział szeptem jej imię. Chciał do niej podszedł, przytulić ją, pocieszyć...ale nie mógł. Dziwna bariera "chroniła ją". Sama Heartfilia czuła ból. Nie tylko fizyczny, ale też psychiczny. Widziała je. Wszystkie, zebrane z nią Gwiezdne Duchy, które cierpiały. Bo przebywała w kręgu, z którego nie mogła wyjść. Nie chciała, by cierpiały...a istniało jednak jakieś wyjście. Otworzyła wcześniej mocno zaciśnięte oczy. Miały złoty blask. Uniosła się do góry, jak wcześniej Amanda, a wraz z nią - klucze, pogłębiające swoje światło. Ułożyły się wokół niej w podobny krąg.
Dwanaście jednoczesnych strzałów w złotą bramę utworzyło gwieździsty blask. Brama odpieczętowała się. Mistrz Torpid Nightmare zaśmiał się triumfalnie, podchodząc do łuku. Na jego środku otworzyła się konstelacja Wszechświata. Lucy zniknęła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Ej...czy Ty przypadkiem nie ukradłeś mojego rozdziału?
- Eee...szczegóły nie ważne.
I tak oto po świątecznym rozdziale pora na ciąg dalszy fabularnych wydarzeń - jak wam się udała Wigilia i Boże Narodzenie, swoją drogą? :-) U mnie było w porządku, wiele
Pogoda niestety nie dopisuje, przynajmniej u mnie zamiast śniegu (który jeszcze w niedzielę sypał, jak nigdy) jest letnio-jesienna atmosfera. :/
Nowy rozdział pojawi się w najbliższym czasie, wcześniej postaram się o napisanie sylwestrowego specjału. Nie obiecuję jednak, że się uda - w Sylwestra zamierzam spędzić jakoś inaczej czas (jeżeli się uda...), a to daje mi kilka dni na spisanie rozdziału. Zacznę dzisiaj...chyba. Najpierw chcę dokończyć pisanie piętnastki, która nie wiadomo, kiedy zostanie opublikowana. :P
Goodnight!
O jaki fajny! Naprawdę baaaardzo fajny! Lubię Twoje opowiadanie. Ine również, ale ten blog najbardziej przypadł mi do gustu. Przez jakiś czas nie komentowałam więc czas nadrobić to w jednym komentarzu, ale długim. Bardzo podobał mi się rozdział specjalny i mam nadzieję że będzie ich więcej, na jakieś okazje. Szkoda, że rozdziały tak szybko się kończą, tzn. czytam, czytam i czytam i tu nagle koniec. Nie to, że piszesz krótkie! Piszesz długie! Tylko są tak ciekawe, że mogłabym czytać i czytać i czytać ale i tak mi się nie znudzi. Czekam na kolejny rozdział. :D
OdpowiedzUsuń