sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział VII

 Rozdział VII "List"
Ostatnie dni były dla Levy zadziwiająco spokojne. Mimo, iż inne drużyny w popłochu szukały nowych zleceń, ona mogła teraz odpocząć od Jet'a i Droy'a, którzy - choć zwykle się za nią uganiali, kiedy tylko mogli - postanowili spędzić najbliższy czas w męskim gronie. A to oznacza, że Levy została z niego wykluczona, choć teraz miała nieco więcej czasu dla siebie. Wracała właśnie na Wróżkowe Wzgórza, by uporządkować nieco swoje zbiory ksiąg. W ciągu siedmiu lat nieobecności trochę się zaniedbały, zresztą, pierwszy raz zajrzy do tego pokoju. Próbując odzyskać klucze do niego, musiała przenocować w domu Bisci i Alzack'a. Nie lubiła się narzucać, to oni sami jej to zaproponowali.
Przekręciła powoli klucz w zamku, otwierając w tym samym tempie drzwi. Z daleka czuć było zapach przesiąkniętych starością ksiąg - Levy westchnęła. Miała teraz sporo roboty...Zrobiła krok do przodu, czując, że wdeptuje w coś...coś podobnego do papieru. Spojrzała w dół, podnosząc białą kopertę, z srebrnym symbolem. Nie potrafiła go dokładnie rozpoznać, był on zrobiony dość mizernie. Otworzyła powoli list, przysiadając na zakurzonym, żółtym fotelu i czytając jego treść. Całość była zapisana w języku runów. Znała go, lecz nie tak dobrze, jak na przykład taki Freed...Musiała zatem wrócić do siedziby. Zapieczętowała list, chowając go w kieszeni kurtki, a następnie opuszczając budynek.
~ * ~
Pociąg z Mangolii do Heiwy ruszył - grupa, wysłana przez mistrza Makarov'a poszukiwała teraz wolnego przedziału, bez konieczności rozdzielania się. To okazało się jednak trudniejsze, niż myśleli - zwłaszcza, że Erza musiała ciągnąc za sobą nieprzytomnego, pozieleniałego na twarzy Natsu, za którym musiał przylecieć Happy, marudząc coś o braku prowiantu. Najwyraźniej zdanie Salamandra o wiosce, do której jadą, się udzieliło i on także stwierdził, że "rybki z Heiwy będą najohydniejsze z ohydnych". Gray wyglądał na zmęczonego - marzył tylko o śnie, co lekko zdziwiło Lucy. Myślała, że jej przyjaciel ma trochę...mocniejszą głowę do takich spraw. Juvia, która rzekomo wcześniej otrzymała informację od mistrza o misji, czekała na nich na dworcu. Przez chwilę zachowywała się tak, jak zwykle - podskakiwała w pobliżu Gray'a, śląc mu maślane spojrzenia (które ten starał się ignorować, bez większej interwencji), gdy jednak poznała szczegóły zlecenia, uspokoiła się i teraz milczała, wbijając wzrok w przestrzeń za oknem. Elyon ledwie ich dogoniła. Miała przygotowane w pogotowiu swoje dwa złote klucze - Librę i Pisces. Lucy zawsze zastanawiała się, jak one działają...jak wyglądają. Do tej pory widziała tylko dziesięć Duchów Zodiaku. Droga przez ciasny korytarz ruszającego pociągu zakończyła się, gdy Erza z ulgą otworzyła drzwi do całkiem sporego, wolnego przedziału. Juvia zajęła miejsce tuż przy oknie, Gray na przeciwko - oparł głowę o ścianę, próbując zasnąć. Erza i Lucy usiadły obok niego, wraz z nieprzytomnym, leżącym na kolanach Tytanii Natsu, na którym osiedlił się Happy. Elyon usiadła obok Deszczowej Kobiety, obracając w dłoniach swoje klucze. Z zadziwiającą pewnością. Zapadło milczenie. Każdy był zajęty swoimi rozmyślaniami.
~ * ~
 - Mara!? Jesteś tam!?
Gray szedł przez płonący las, rozglądając się za niebieskowłosą. Musiał wiedzieć, co chciała wtedy powiedzieć, a tym bardziej, jak potrafiła dostać się do jego snów.
 - Nie mamy wiele czasu. - rzekła czarodziejka, ledwie do niego dochodząc, w mocnym podmuchu wiatru, który tylko bardziej wzniecił ogień. Sama wydawała się być przezroczysta, jakby była duchem.
 - Co chciałaś powiedzieć w tamtym śnie? - spytał spokojnie ciemnowłosy, próbując podejść bliżej. Buchający od spodu ogień zagrodził mu drogę. - Jak w ogóle się tu dostałaś!? 
 - Amanda mi pomogła. - zaczęła, odwracając wzrok na ułamek sekundy. Przez moment przestraszył się myśli o tym dziwnym dziecku. Nie wziął pod uwagę, że jako Mag Snów może przemieszczać się między nimi, bądź zabierać kogoś w tą podróż. Mara zauważyła jego zmartwienie. - Jest teraz w swoich snach. Nie podsłuchuje, możesz być pewien... - przełknęła ślinę, kontynuując - Nie ma jednak już wiele energii, by mi pomagać. Jesteście w niebezpieczeństwie. Nasz mistrz zamierza odtworzyć Bramę Snu i Jawy, potrzebuje do tego kilkoro Magów, wśród nich jest Lucy i Elyon. Są posiadaczkami dwunastu złotych kluczy, wraz z połączoną magią pozostałych mistrz stanie się niepokonany, otworzy bramę i przejdzie na drugą stronę. Zyska potęgę gwiazd. - kończąc swoje słowa, całkowicie zniknęła. Gray zaczął słyszeć dziwne echo...i otworzył oczy.
 - Paniczu Gray, obudź się! - Juvia trzymała go za ramiona, próbując wybudzić ze snu. Gdy zobaczyła, że to przyniosło skutek, westchnęła z ulgą, wstając. Była spokojna. Dziwnie spokojna. - Dojechaliśmy. - rzuciła krótko, wstając i opuszczając przedział. Gray w natychmiastowym tempie podążył za nią.
~ * ~
Levy i Freed od kilkunastu minut siedzieli przy jednym z wolnych stolików w gildii, próbując odczytać zakodowany list. Nie wiedzieli, kto go podesłał, ani dlaczego akurat pod drzwi McGarden. Wszyscy w siedzibie milczeli. Budynek, pozbawiony najbardziej hałaśliwych członków był znacznie spokojniejszy, niż zwykle. W końcu jednak zielonowłosy odezwał się triumfalnie, rozszyfrowując treść całego listu.
 - I co? - spytała Levy - Co tam pisze? - starała podejść bliżej jasnych, fioletowych słów, tworzących przetłumaczone zdania. Freed powoli zaczął odczytywać treść.


20.07.X791, Mangolia 

Droga Levy,
 Wiele słyszałam od Lucy o Waszej przyjaźni. Podobno jesteś jedną z pierwszych osób, z którymi skontaktowała się, gdy dołączyła do Fairy Tail. Macie wiele wspólnych zainteresowań - dlatego też pomyślałam, że do do Ciebie mogę się zwrócić o pomoc, bo okażesz mi zrozumienie i nie dopuścisz do tego, co ma się stać...

Podobno my - Wróżki - mamy problem z mroczną gildią Torpid Nightmare. Ciężko to przyznać, ale...wiem coś o nich. Nawet sporo. A wszystko przez to, że Marcus Night - mistrz...jest ze mną spokrewniony. Podobno to brat mojej zmarłej matki. Opiekował się mną, nie wiedziałam jednak, że ma na swojej władzy mrocznych. Któregoś dnia dowiedziałam się o tym...i uciekłam. Do Mangolii. Chciałam dołączyć do Was, zobaczyć, jak to jest być prawdziwą Wróżką, dobrym Magiem...No ale cóż, najwyraźniej to nie jest moje życie... Marcus zmusił mnie do użycia mojej prawdziwej Magii Hipnozy na Mirze i mistrzu, za co bardzo ich przepraszam. Klucze do Libry i Pisces znalazłam w swojej torbie, po ucieczce. Podobno miałam udawać, że jestem Magiem Gwiezdnych Duchów...To wszystko jest chore! Dziwne, pokręcone, po prostu chore! 

Najprawdopodobniej jutro po południu Makarov będzie nakłaniał Lucy i jej przyjaciół, by zabrali mnie ze sobą na poszukiwania siedziby. Proszę, jeżeli możesz...zrób wszystko, by wrócili cali i zdrowi. Poinformuj ich, że to pułapka. Nie wiem, czy reszta Torpid Nightmare nie działa. Mara, Amanda i Seamus są potężnymi Magami, o czym pewnie się przekonaliście. A zwłaszcza Amanda. Jest jedną z trzech osób potrzebnych do otworzenia Bramy Snu i Jawy. Drugą jest właśnie Lucy i to ją powinniście chronić. Trzeciej osoby nie znam...

Siedziba Torpid Nightmare znajduje się w opuszczonej tawernie, na szczycie wzgórza. Za barem znajduje się klapa w podłodze, pod nią są kamienne schody, prowadzące do podziemi. Uważajcie. Uratujcie ich...dla mnie ratunku już nie ma. Jeżeli szczęście wam dopisze, dotrzecie do Heiwy, zanim zostaną złapani.

Elyon.  

Gdy Freed czytał te słowa, wszyscy zaniemówili. Mirajane nie mogła uwierzyć, że ta miła dziewczyna współpracuje z mrocznymi. W dodatku z tymi, którzy potrzebują Lucy do odtworzenia pewnej bramy. Wendy, siedząca kilka stołów dalej, milczała. Blizna po walce, mimo upływu dwóch dni wciąż widniała, niczym dopiero zadana na jej ramieniu. Poczuła dziwne pieczenie, jakby właśnie była naznaczana. I w tym nagłym porywie chwyciła się za ramię, upadając na ziemię.
 - Wendy! - Carla podleciała do niej, przyglądając się ranie. Zaczęła się z niej sączyć krew. Przerażona odwróciła się w kierunku członków. - Mirajane! Pomocy! - zawołała, widząc białowłosą, z przerażeniem wpatrującą się w otwierającą się szramę. Obok niej szła Lisanna, jej młodsza siostra. 
 - Co jej się stało!? - zawołała młoda czarodziejka, próbując zabandażować ranę. Nic jednak na to nie działało, każdy środek bowiem przesiąkał krwią, a środki mające załagodzić ból tylko pogarszały sytuację. 
 - Zostałam...naznaczona... - wysyczała przez zęby. Z jej brązowych oczu poleciały łzy bólu. Nagle drzwi gildii otworzyły się z hukiem. Stała w nich jedna osoba. Kaptur płaszcza był zdjęty, zatem każdy mógł przyjrzeć się jej twarzy, jej niebieskim oczom bez jakichkolwiek uczuć.
 - Juvia, co Ty tu robisz? - spytała nagle Mira - Byłaś przecież na misji... - przyciszyła swój ton, widząc nietypowy strój dziewczyny. Czarny kombinezon był taki sam, z tym, że lewe udo było częściowo odsłonięte, ukazując niebieski symbol Torpid Nightmare. - Ale...jak...
 - Nie jestem tą głupią... - warknęła, spoglądając ze wściekłością na starszą Strauss. Jej prawe oko zaświeciło czerwonym blaskiem, a białowłosa została odepchnięta na półkę, która pod wpływem ciężkiego uderzenia, częściowo uległa zniszczeniu. Mara rozejrzała się po członkach. Każdy spoglądał na nią z nutką zdziwienia i przerażenia. Dostrzegła jednak kulącą się z bólu Wendy. Jednym spojrzeniem odepchnęła Lisannę, podchodząc do dziewczyny i podnosząc ją, jednym chwytem za kołnierz sukienki. - Mówiłam, że zginiesz w męczarniach, jeżeli piśniesz choć słówko...ale, jako, że nasz cel się dopełnia, zostawię sobie Ciebie na później. I wezmę kolejną ofiarę. - ponownie przeszyła lodowatym wzrokiem wszystkich obecnych. Odrzucając Smoczą Zabójczynię, podeszła do Levy. Nikt jej nie atakował. Wszyscy byli zdziwieni, widząc, jak ktoś z ich gildii w tej innej postaci z uśmiechem na ustach rozsyła tyranię. Wyciągnęła ostry, niewielki nóż, celując nim w skuloną McGarden. - Ty będziesz następna! - już miała zadać cios, gdy...spudłowała. Trafiła prosto w podłogę, w miejscu, w którym klęczała niebieskowłosa. Zszokowana, odwróciła się, przyglądając zbawcy tamtej dziewczyny. Chłopak, porośnięty metalowymi łuskami, z burzą czarnych, najeżonych włosów trzymał w swoich ramionach drobną osóbkę. 
 - Nie jesteś nią. - warknął do Mary, patrząc z czułością na Levy, a następnie oddając ją w ręce Kinany. Gotów do walki, odwrócił się w stronę wroga. - Jesteś jedną z tych chorych psycholi z Torpid Nightmare...Myślisz, że możesz każdego traktować, jak marionetkę? Cóż, nad Żelaznym Smoczym Zabójcą będziesz musiała popracować... - uśmiechnął się w złowieszczy sposób. Levy pamiętała ten wyraz twarzy. Wyraz, który widziała, gdy Gajeel był jeszcze w Phantom Lord i gdy brutalnie pobił ją, Jet'a i Droy'a. To wzbudzało w niej przerażenie. - Ryk Żelaznego Smoka! - w jednym momencie, w stronę Mary poleciała stal. Dziewczyna chciała przemienić swoje ciało w krew, jednak nie zdążyła uchronić się przed atakiem. Ściana za nią rozwaliła się, porzucając czarodziejkę pod niewielką górą. Poczuła dotkliwe zranienie w głowę. A metalowa rękawica na lewej ręce przecięła się w pół... 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Święta, święta, idą święta...I śnieg! W końcu spadł śnieg, a wraz z nim VII rozdział!

Tak - dzisiaj mam dobry humor. :D I to nie dlatego, że wczoraj musiałam zjeść siedem czekoladek z nowego Kalendarza Adwentowego, co spowodowało u mnie dziwny nawrót szaleństwa...nie, nie, wcale...:3 Świąteczny nastrój powoli mi się udziela, spadło dużo śniegu, co także mnie cieszy. To dziwne - urodziny mam w wiosnę, ale wolę zimę. xd *i weźcie tu ludzie, z moją logiką...* 
Zaczęłam także pisać rozdział świąteczny - mam już dość długi początek, aczkolwiek cała wersja zostanie opublikowana...jak ją skończę i gdy będzie bliżej świąt. Bowiem w Wigilię, jak i całą świąteczną przerwę będę robiła na śniegu anioły, czekała pod choinką...i wymyślała nowe sposoby tortur. >:D Jednak ten rozdział zostanie opublikowany przez przerwą...
Pracuję jeszcze nad nowymi zakładkami (np. Informacje, Kalendarz, etc.). 
Miłego poranka życzę. :3 *bo mamy jeszcze ranek, prawda? straciłam rachubę czasu przez to, że mamie znów zachciało się sprzątać...spisek, powiadam, spisek! nie, żeby coś, ale nie lubię, jak ktoś mi w pokoju grzebie...* 

2 komentarze:

  1. Trochę się wzięłam do roboty i nadrobiłam rozdziały >.>
    Elyon! No wiesz co, ja chciałam użyć w przyszłości to imię w moim opowiadaniu xD Nie wiem jak ty, ale ja je wzięłam z Witcha, bo tam strasznie polubiłam Elyon :)
    GaLe! GaLe! GaLe! Jak ja uwielbiam tą parę! Kyaaaaa ♥ Biedna Wendy, z tą raną, a raczej naznaczeniem... Tak, tak sie mówi? Naznaczeniem? Znakiem? Naznakiem? Okej, koniec rozmyśleń, powstają dziwne rzeczy...
    U mnie na odwót, urodziłam się w zime, a dokładniej 26 grudnia, a wolę wiosnę. To w sumie moja ulubioana pora roku. Ale śniegiem nie gardzę, lubię nawet kiedy pada. To znaczy, lubię obserwować jak pada, zza okna, pod kocem i z kubkiem herbaty w dłoniach :3
    Tak więc no więc, twoje opowiadanie mnie wciągnęło *-* Nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Tak więc pisz dalej, ku mojej i reszty uciesze ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej...ja też wzięłam to imię z Witch'a. xD Moja kuzynka zaczęła to oglądać i tak mi się imiona poprzypominały, a że Elyon była moją ulubioną postacią...Nawet w moim opowiadaniu dałam jej ten "elyonowy" wygląd. ^^
      Swoją drogą, ja się urodziłam w Wielkanoc...I weźcie tu, z dwunastym kwietnia...xD

      Usuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą