czwartek, 13 grudnia 2012

Rozdział VIII

Rozdział VIII "Królowa opętania"
Nim zdążyła przemienić swoje ciało w substancję, została ugodzona rykiem Smoczego Zabójcy. Był on na tyle silny, że zdołał zrównać z ziemią stojącą za nią ścianę, co tylko spowodowało u niej większy ból. Fizycznego nie czuła już od bardzo dawna. Zapomniała, jak to jest. Leżała teraz pod skałą, otwierając powoli niebieskie oczy, przymrużając prawe. Nieprzytomnym wzrokiem zmierzyła otoczenie, w czym przeszkadzała jej grzywka, "wyzwolona" spod wpływu czarnej spinki, zwykle ukrywającej tą część fryzury. Zauważyła, że metalowa rękawica, spoczywająca na lewej dłoni pękła w pół, ukazując ją - niczym nie różniła się od prawej, poza większą ilością zadrapań i dziwnych symboli. Nie chciała jeszcze tego używać. Gdy już to robiła...mogła stracić kontrolę. Zrobić więcej, niż musiała, niż chciała...Miała powstrzymać tą gildię na wypadek, gdyby przewidzieli ich plan. A to, że prędzej, czy później tamta małolata się wygada, tylko jej pomogło dotrzeć w odpowiednim czasie na miejsce.
 - Poddajesz się?
Ten pełny jadu, gotowości do walki głos należał do Gajeel'a - wciąż porośnięty metalowymi łuskami, zamierzał wykonać kolejny atak. Nie miała czasu, ani siły, by spróbować jeszcze raz z przemianą. Jej dłoń zaczęła powoli drgać, przemieniając się w krew - jako jedyna, w przeciwieństwie do reszty ciała, która pozostawała normalna.
 - Miecz Żelazne...
 - Krwawe Cięcie! 
W jednym momencie, z dłoni przemienionej w ciecz wysunęły się w zadziwiająco szybkim tempie kilkanaście niewielkich, lecz ostrych, jak brzytwa linii. Poleciały one prosto w zdezorientowanego ramienia, trafiając równo w ramię. Gajeel zachwiał się, chwytając w zranione miejsce, nie zamierzał się jednak poddawać. Mara powstała powoli, zdmuchując niedbale grzywkę, która wciąż zakrywała połowę twarzy, wraz z oczami. Prawe oko świeciło słabiej, niż dotychczas, jednak wciąż nie traciło tego złowrogiego blasku.
 - Chciałeś prawdziwej walki, to ją masz...
~ * ~
Heiwa, mimo pozorów, była dość kolorową miejscowością - niewiele osób tam mieszkało, a budynki stały blisko siebie. Nie było też tam zbyt okazałych warunków dla turystów - jedynym w miarę sporym publicznym miejscem jest park, a Ci podróżni, którzy się tu zadomawiali, musieli zadowolić się skromnym hotelem z małą ilością pokoi. To także przyczyniło się do tego, że grupa z Fairy Tail mogła wynająć tylko jeden pokój, w dodatku z dwoma łóżkami.
 - Naprawdę nie ma innej możliwości? - wypytywała spokojnie Erza recepcjonistę,siedzącego za biurkiem holu. Na ścianach nałożona była tapeta żółtawego koloru, a przyjazne obrazy, czy też wyglądające na wygodne (bo w rzeczywistości takie już nie były) fotele i kanapy, zachęcające do ich zajęcia miały załagodzić atmosferę, było jednak wręcz odwrotnie. Kto w ogóle decydował się na takie lokum?
 - Przykro mi, panno Scarlet, ale ostatnio w Heiwie zatrzymuje się mnóstwo podróżnych, gdy jedni odchodzą - przychodzą nowi. To zadziwiające, że nagle wszyscy przejeżdżają akurat przez to miejsce. - starszy mężczyzna, o siwiejących już kasztanowych włosach, w okrągłych okularach próbował załagodzić sytuację. W rzeczywistości, gdyby nie dobre maniery, Erza już dawno zrównałaby ten "hotel" z ziemią.
 - Cóż, w takim razie... - odwróciła się w kierunku czekających Magów, którzy wiedzieli już, co się święci. Natsu i Gray, wcześniej rzucający sobie pogróżki, teraz tulili się, niczym najlepsi przyjaciele. Lucy i Juvia schowały się za nieświadomą pomysłów Tytanii Elyon, nie chcąc stać się ofiarami wybujałej wyobraźni. Bo wiadomo, co Erza może chcieć...Nieprzewidywalność była tą cechą, której wszyscy się obawiali. - Lucy...czy mogłabyś...
 - Nawet o tym nie myśl! - wrzasnęła blondwłosa, odskakując na bok nerwowo i zwracając na siebie uwagę obecnych mieszkańców, zarówno wewnątrz budynku, jak i na ulicach. Mag Klasy S westchnął, wracając do recepcjonisty.
 - W takim razie bierzemy ten pokój...

...ale ten pokój wydawał się być jeszcze gorszy od lobby. Minimalnych rozmiarów, posiadał tylko jedną, drewnianą komodę i dwa podwójne łóżka, oddzielone szafką nocną z ledwie działającą lampą. Drewniana podłoga była zakryta przez zieloną wykładzinę, a ściany - częściowo poniszczone przy suficie - były szarawe. Jedno małe okno nie zapewniało zbytniego oświetlenia. Innymi słowy, hotel "Anielskie Sny" można było uznać za jeden z najgorszych, jakie istnieją. Bo sny tutaj wcale nie będą takie anielskie.
 - I mamy tu spać? - spytał dla pewności Natsu, wciąż mając nadzieję, że zaraz ta sypialnia okaże się pomyłką, a każdy z nich dostanie oddzielny, wspaniały pokój, w którym będą wszystkie ich marzenia, włącznie z lodówką dla gości.
 - Nie mamy wyjścia. - westchnęła Tytania, stając na środku - Jeżeli nam się poszczęści i zaczniemy od razu szukać siedziby, to nie spędzimy tu ani jednej nocy. A jak nie, to cóż...sądzę, że nasza szóstka spokojnie się zmieści na tych łóżkach. No...ja nie zamierzam spać z Natsu i Gray'em, która z was? - zwróciła się do Juvii, Elyon i Lucy. Wszystkie trzy stały osłupione, nawet Deszczowa Kobieta nie chciała spać z chłopakami...no może, gdyby był tylko Gray, ale Natsu to zbyt wiele dla jej nerwów. A czarodziejka Gwiezdnych Duchów już widziała tą okropną wizję...jak to na nią pada odpowiedzialność spania w jednym łóżku z chłopakami...

Noc. Erza, Juvia i Elyon zajmują łóżko przy oknie, to jednak nie działa na korzyść dwóch pozostałych czarodziejek - Tytania bowiem mamrotała coś przez sen i rozpychała się na boki, zwalając je z łóżek, na niewygodną wykładzinę. Ale to Lucy miała w tym towarzystwie najgorzej - leżąc pomiędzy chrapiącym Natsu z Happy'm na czele i Gray'em, któremu od całkowitego pozbawienia ubrań pozostała bielizna, przeżywała istne tortury. 

 - Wiecie, nie ma co się zastanawiać, chodźmy szukać tą gildię! - zaproponowała nagle z nerwowym uśmiechem, w pośpiechu opuszczając pokój. Inni poszli za nią, posyłając nawzajem zadziwione spojrzenia. 
~ * ~
Na polanie, w pobliżu kwatery Fairy Tail stały dwie osoby, w odległości paru metrów. Mężczyzna, zrobiony z metalu, o kruczoczarnych, najeżonych włosach oraz kobieta, z czerwonym okiem, wykończona, lecz jednocześnie zdeterminowana, by wygrać. Drobna, lewa dłoń przemieniała się co chwilę w ciecz, przybierającą różne formy broni. W jednej sekundzie obie strony zaatakowały.
 - Buława Żelaznego Smoka!
 - Krwawa piła!
Podczas gdy ręka Gajeel'a przybrała formę buławy, "tajemnicza" dłoń Mary przemieniła się w piłę, wyglądającą niemalże, jak prawdziwa - z tym, że w innej formie. Najwyraźniej też zapomniała o swojej umiejętności przemieniania ciała w ciecz. Gajeel zraniony ostrzem piły w to samo ramię, w którym znajdowały się ślady po wcześniejszych cięciach, nie dał za wygraną i przemienił w buławę drugą rękę. Także Mara, chwytająca się przez moment za brzuch, przy którym teraz kombinezon był przecięty, próbowała wytworzyć sztylet. Rzuciła się do przeciwnika i...zastygła w biegu. Upadła na ziemię, prawie, że nieprzytomna. Dotkliwa rana krwawiła, a ona zaczęła żałować, że dała się tak łatwo pokonać przez nieużycie czaru, mogącego ją uchronić. Gajeel przeszedł do swojej ludzkiej formy. Najpierw chciał zadać "cios ostateczny" - pozbawić przeciwniczkę przytomności, a następnie wrócić do Fairy Tail i oddać ją w ręce Rady. Ale los chciał inaczej, bo potrzedł do niej, podnosząc powoli i pomagając wstać.
 - Wszystko w porządku? - spytał nagle. Dlaczego pyta wroga, który chwilę temu chciał go zabić, czy wszystko w porządku!? Mara spojrzała na niego słabo, już normalnym wzrokiem. Znowu wyglądała, jak człowiek. Dobry Mag, chcący jedynie akceptacji przez resztę gildii.
 - Chyba tak... - wysyczała przez zęby, wciąż podtrzymując krwawiące miejsce. Zaczęli kierować się do pozostawionej przez walkę dziury w ścianie. Wiedzieli, że wszyscy tam czekają. - Wiesz...jest coś, o czym nikomu wcześniej nie mówiłam... - wyszeptała, uśmiechając się lekko. Gajeel dalej słuchał. - ...Mówią, że...że to współczucie jest pierwszym krokiem do zguby. - podniósł w nagłym ruchu głowę i nim się obejrzał, znowu stała się zła. - Przejęcie umysłu! - puścił ją, tracąc nad sobą panowanie. Mara tylko uśmiechała się złośliwie, wstając i dokładnie obserwując wroga. Trząsł się nienaturalnie, zdany na jej wolę. Zdał sobie sprawę, że sam siebie wpakował w ten podstęp...zaufał jej, bo fizycznie była taka, jak członek Fairy Tail, co znacznie utrudniało sytuację. Ale w środku to zupełnie inna osoba - cyniczna, nie znająca współczucia i grająca na uczuciach innych. Wszyscy w jej grze byli tylko marionetkami. - I widzisz, jak to jest zaufać złej osobie!? - wrzasnęła, następnie wydzierając z siebie krzyk. Najpotężniejszy, jaki mógłby istnieć, który pchnął Smoczego Zabójcę w drzewa. Musiał polecieć dobry kilometr do tyłu, aż upadł. Wprawdzie odzyskując kontrolę, jednak był obecnie na tyle słaby, by nie móc nawet wstać. Zachwiał się tylko. Nie mógł przegrać z tą wariatką, która stała teraz przed nim, przemieniając dłoń w zrobiony z krwi miecz. - Jednemu już życie darowałam. I nie zamierzam tego powtarzać. - zamachnęła się, by zadać cios, wciąż podtrzymując poprzednie zaklęcie.
 - Karma Demona: Miecz Żelaznego Boga! 
Rozbłysło jaskrawozielone światło. Obie dłonie Gajeel'a utworzyły się w potężny miecz. Mara odsunęła się, ze zdziwieniem przyglądając poczynaniom Wróżki.
 Ale jak...jak on się oparł mojemu przejęciu!?
 - Nigdy więcej...nie skrzywdzisz nikogo...ani mnie...ani moich przyjaciół! - warknął, uderzając mieczem o ziemię. Potężny poryw magii trafił prosto w czarodziejkę. Niebieskowłosa nie mogła już powstrzymać bólu i krzyknęła najgłośniej, jak potrafiła, wyrażając porażkę. Ale czy się z tym pogodziła? Na pewno nie. Padła na ziemię, dotkliwie ranna jednym atakiem. Postąpiła podobnie, jak on wcześniej - weszła we własną pułapkę, stała się pionkiem we własnej grze. Marionetką... 
Gajeel także nie był już na siłach. Dwukrotne przejęcie ciała zrobiło swoje, a on, kilka kilometrów dalej, stracił przytomność.
~ * ~ 
W Fairy Tail trwało zamieszanie. Nagły atak potężnego Maga, potrafiącego opętać każdego, kto stanie mu na drodze, był zbyt wielkim zaskoczeniem dla rozwijającej się na nowo gildii. Wendy, teraz już śpiąca, leżała w skrzydle szpitalnym, pod okiem Carli i Mirajane. Reszta próbowała naprawić wyrządzone przez Mroczną szkody, których nie było zbyt wiele - przynajmniej tych poważniejszych, nie licząc ściany na tyłach. Pozostawał jeszcze problem listu od Elyon, świadczący o tym, że drużyna Natsu wpadła prosto w pułapkę Torpid Nightmare, czego to konsekwencje poniesie Lucy. Teraz jednak nikt nie był w stanie do podróży. 
 - I co z nią? - spytała Levy, wchodząc do pomieszczenia i przystając obok Miry, kucającej nad Smoczą Zabójczynią. Rana po pierwszym spotkaniu z gildią zniknęła na dobre, mimo iż niecałe pół godziny temu krwawiła, jakby dopiero co została zadana. Levy zdążyła już rozpoznać, że to forma klątwy - naznaczenie przeciwnika, co pozwoli go wytropić, jeżeli złamie "przysięgę" złożoną podczas nakładania symbolu półksiężyca. To właśnie przez to spędziła większość czasu podczas "rewolucji" w niewielkiej już bibliotece niektórych zbiorów z poprzedniej siedziby - musiała przypomnieć sobie o tym zaklęciu. 
 - Znamię zniknęło, ale wciąż jest nieprzytomna. - oznajmiła jasnowłosa, spoglądając z współczuciem na młodszą członkinię, jak i jej Exceed'kę, która trzymała ją łapką za delikatną dłoń - Odgłosy walki ucichły. Nie powinnyśmy sprawdzić, co z Gajeel'em?
 - No tak! - Levy dopiero teraz przypomniała sobie o Magu, który wyruszył za Marą. Miała nadzieję, że jednak było tak, jak on chciał i wygrał pojedynek. Teraz równie dobrze mógł być w sali głównej, śmiejąc się z innymi, trzymając unieruchomioną dziewczynę, po którą szli już strażnicy. Nie mogła się jednak pozbyć dziwnego przeczucia, że coś jest nie tak. - Miro, na wszelki wypadek jednak pójdę go poszukać. - w odpowiedzi, dziewczyna tylko skinęła głową. Levy uśmiechnęła się w podziękowaniu, schodząc na dół. W sali głównej panowało zamieszanie. Wszyscy, zgromadzeni w jednym gronie, wysłuchiwali kłótni ojca i syna. Zaciekawiona sytuacją także podeszła nieco bliżej.
 - Kompletnie zgłupiałeś Romeo!? A jakbyś teraz wracał do gildii i tamta psychiczna kobieta by Ciebie dorwała!? - zdenerwowany Macao wykrzykiwał w stronę trzynastolatka kolejne wizje wydarzeń, gdyby jednak nie udało mu się dojść do siedziby na czas, co mogłoby mieć nieszczęśliwe zakończenie. Zdezorientowana czarodziejka zaczepiła stojącą obok Laki. Fioletowowłosa także musiała być zdziwiona.
 - Laki, co się stało? Dlaczego oni się tak kłócą? - próbowała mówić jak najciszej, choć sama nie wiedziała, dlaczego. Przecież wszyscy zainteresowani są teraz kłótnią, nie zainteresują się nagle zwyczajną rozmową dwóch członkiń, prawda?
 - Wiem tyle, co reszta. - wzruszyła ramionami, krzyżując ręce na piersiach - Podobno Romeo wyszedł z gildii, gdy pojawiła się tamta "normalna inaczej" kobieta. Nikt zresztą nie wie, po co, Macao nie daje mu nawet dojść do...
 - Tato, ja znam kogoś, kto może nam pomóc! - wrzasnął nagle, przerywając wszystkie szepty. Nawet jego ojciec zamilknął. Każdy chciał teraz wiedzieć, co jeden z młodszych ma do powiedzenia. Chłopiec uśmiechnął się, dumny z siebie, przystając w bohaterskiej pozie. Dokładnie, jak Natsu, pomyślały wspólnie Laki i Levy. - Mój mistrz!
 - Twój kto!? - warknął Macao. Romeo dopiero teraz przypomniał sobie, że to była jego "mała tajemnica". Nie chciał, by ojciec wiedział, kto go nauczył magii. Bo jakby zareagował na wieść, że zrobił to niegdyś wróg Fairy Tail, który omal nie zniszczył wraz z resztą Phantom'a ich siedziby? No ale cóż, teraz nie miał już odwrotu.
 - Przyprowadzę go do gildii, to zobaczysz! - zaproponował nagle i nim Macao się obejrzał, był już w drodze.
 - Wracaj tu, młody! - krzyczał tak za nim, ale cóż - to nic nie poskutkowało. Levy postanowiła wrócić do swojego poprzedniego zajęcia - czyli poszukiwań Gajeel'a, którego na swoje nieszczęście nie dostrzegła wewnątrz. Przeszła przez naprawianą już dziurę w ścianie, poszukując przyjaciela.
~ * ~
Lucy wypytywała kolejno mieszkańców Heiwy o siedzibę Torpid Nightmare - rezultat, choć był taki, jak wcześniej, spowodował także, że blondwłosa czarodziejka stała się wrogiem głównym miejscowości. Z każdą osobą stawała się coraz bardziej zdenerwowana, co zaczęło przerażać Natsu i Gray'a. Elyon, Juvia i Erza w trójkę zaczęły rozglądać się po placu głównym, który...nie różnił się niczym od wielu innych placów, z tym, że tutaj kręciło się więcej osób.
 - Pani Erza jest pewna, że dobrze szukamy? - spytała czarodziejka wody, wracając od innej grupy miejscowych.
 - Jestem pewna, że ktoś tutaj wie więcej o ich gildii. Po prostu źle szukamy, wiadomo, że Ci, których wcześniej zaczepiliśmy, nic nie powiedzą. - odparła Tytania, opierając podbródek o dłoń, ze skrzyżowanymi rękoma.
 - Ktoś wie! - ciszę niepewności przerwała Elyon. Zadowolona z dobrze wykonanego zadania, ciągnęła za rękę wysokiego chłopaka o blond włosach i zielonych oczach. Erza mogła przysiąść, że nie widziała go ani dziś, ani podczas pierwszej wizyty. - To Eric. Rozmawiałam z nim, powiedział, że wie, gdzie jest ich siedziba!
 - Mój ojciec był właścicielem zamkniętej tawerny na wzgórzu. - wyjaśnił, ukrywając dłonie w kieszeniach spodni - Stracił prawa do niej kilka miesięcy temu, pomagam mu uporządkować wszystko tak, by wyglądała przynajmniej, jakby była do użytku. Widziałem tam niedawno podejrzane typy, a raczej wszyscy mieszkańcy Heiwy są spokojnymi ludzi. Podejrzewam, że ukrywają się gdzieś w tawernie.
 - Jesteś pewien? - Erza wciąż nie była pewna co do tych słów. Nagle ktoś z mieszkańców odwiedza opuszczoną tawernę? Ogółem to wszystko było podejrzane.
 - Inaczej bym nie zaczępił grupy ślicznych czarodziejek. - w tym momencie jej poziom podejrzliwości przekroczył skalę - Mogę was tam zaprowadzić nawet teraz...
 - Raczej nie. - wtrąciła w słowo Tytania, ciągnąc za sobą pozostałe dziewczyny i pozostawiając osłupionego Eric'a na środku drogi.
~ * ~
Levy szła przez moment polaną za budynkiem gildii - nie było jednak śladu po Gajeel'u i Marze. Fakt, co jakiś czas widziała poobalane przedmioty, co mogło być skutkiem ich walki, samych uczestników niestety nie raczyła zauważyć. A przynajmniej tak było przez kolejne pięć minut, po których ujrzała...krew. Zakryła usta dłońmi, by stłumić krzyk. Przy wejściu do lasu znajdowała się wielka plama krwi. Świeżej, idealnie ułożonej, niczym leżący człowiek.
 - Nie...nie może być... - wyszeptała, idąc dalej, drogą utworzoną ze zniszczonych drzew. Słyszała czyjeś pojękiwania. Gajeel... Przyśpieszyła, aż doszła na niewielką polanę. Leżał tam ciemnowłosy Smoczy Zabójca, ciężko ranny.
 - L-Levy? - wysapał, próbując wstać. Dziewczyna kucnęła przy nim, nie dopuszczając do tego. - Gdzie tamta...wariatka...
 - Nie wiem, musisz teraz odpoczywać, jesteś ranny... - próbowała go uspokoić, pomagając wstać. Gajeel już się nie odezwał. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest taki jeden mały, irytujący świat, zwany Krainą Rozdziałów...

Rozdział VIII z dawną okropnie spisanej walki. :3 Dzisiaj w mojej szkole była dość świąteczna atmosfera, jak na tamte "klimaty". Na WOSie (a konkretniej zastępstwie, które wystąpiło tak nagle i niespodziewanie) ozdabiali salę, a moje koleżanki oczywiście dobrały się do farb w spray'u (czy jak to się zwie) i w ten oto sposób ręka jednej z nich zamieniła się w srebro. Moja zaś jest w stanie krytycznym po pisaniu notatki na zajęciach artystycznych na tablicy (bo podobno mam ładne pismo...), a potem to samo na kartce, co trafi do zeszytu, o ile go kiedykolwiek odzyskam od koleżanki...ale to pikuś (aż mój Doppengalger zamordowany przez pewną osobę ożyje i mnie samą zabije za takie słownictwo ._.). 

Rozdział prawdopodobnie pojawi się w sobotę rano - albo i jutro, jeżeli jakoś pozbieram swoje szczątki po lodowisku. :3  

1 komentarz:

  1. Tak jest! GaLe rządzi! ♥
    Walki ci bardzo dobrze wychodzą, mam te ich wszystkie ataki przed oczami! Ja się zawsze męczę opisując walki, nie mam zbytnio doświadczenia...
    Ogółem to... Lucy! Niech ktoś tam pojedzie i ich ostrzeże! Sama bym tam poszła, ale niestety nie mam wizy do Fiore. Ach, życie...
    Lucy spała z chłopakami, hehehehs. Już sobie to wyobrażam xD I Erza rozpychająca się na boki xD
    Też masz zajęcia artystyczne? A myślałam, że to tylko w mojej szkole. Osobiście w miarę lubię zaj. art., oglądamy filmy, cośtam plastycznego czasami, a czasami coś bardziej z literatury czy teatru. No i muzyki.
    Muszę na jutro napisać dwa wypracowania z francuskiego ;_; I nauczyć się wosu na kartkówkę ;_; Tak więc, mam tyle roboty, że już kończę ten monotonny komentarz i zwiewam. Standardowo- weny i czasu! No i całuski ;)

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą