czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział XV

Rozdział XV "Z przeszłości"
Błękitna droga, ułożona z miliarda świateł rozchodziła się do czterech Bram, różnych barw. Przestrzeń wypełniało kosmiczne niebo - niebo Wszechświata. Lucy obudziła się, jako pierwsza - to właśnie jej była znana najlepiej owa sceneria. Pytanie tylko: co tu robili? Zerknęła na swój strój. Nie był to ten sam, który miała na sobie w lesie - teraz składał się z granatowej sukni, sięgającej za kolana. Dół był falbaniasty, zaś góra o ton jaśniejsza, zdobiona złotymi symbolami. Biały kołnierz ściśnięty był ciemnym krawatem. Także jasne rajstopy zastąpiły niebieskie podkolanówki z białymi falbanami. Włosy nie były już rozpuszczone - związane w dwie kitki, niebieskimi gumkami. Taki strój był jednym z tych, które często "pożyczała" ze świata Gwiezdnych Duchów. Jednak ta droga różniła się - sam klimat był...inny. Lada moment przebudzili się Natsu i Happy - Salamander wrzasnął na widok pomarańczowych spodni z podwiniętymi nogawkami i kamizelki w barwach, co suknia Lucy, z różnicą białego paska, obwiniętego wokół talii. Uspokoił się, widząc, że szalik Igneel'a pozostawał na swoim miejscu. Swoim krzykiem obudził jednak Gray'a - w szmaragdowej szacie - który natychmiastowo wstrzął kolejną kłótnię. Uspokoiła ich dopiero Erza - w zielonej sukni, z włosami związanymi w wysoką kitkę białą kokardą.
 - Uspokójcie się, nie wiemy nawet, gdzie jesteśmy. - choć brzmiało to w jej ustach spokojnie, Magowie trzęśli się ze strachu, chowając za Lucy. Happy przyglądał się, jak zaczarowany czterem ścieżkom.
 - Co one oznaczają? - spytał cicho, zamierzając aktywować Aerę i czym prędzej podlecieć do Natsu. Magia jednak nie działała. - Co się dzieje? - spróbował wznieść się jeszcze raz. Lucy wyjęła jeden z kluczy, chcąc przyzwać któregoś ducha. Erza próbowała podmienić zbroję, a Natsu i Gray wytworzyć dowolny efekt swojego żywiołu. Nic.
 - Czy to możliwe... - Gray natychmiastowo odrzucił pomysł, który przyszedł mu na myśl. W świecie Edolas także nie ma magii. Tyle, że tamta kraina wygląda dokładnie tak, jak ziemia. Erza najwyraźniej domyśliła się, co chciał powiedzieć. Pokręciła w geście przeczenia głową.
 - Myślę, że powinniśmy się rozdzielić...
 - Co!? - pomysł Tytanii nie przypadł do gustu praktycznie nikomu. Zwłaszcza Lucy. W końcu nie wiedzą, gdzie są, tutaj wszystko jest możliwe. Ostatecznie jednak musieli poprzestać na ten pomysł. Każdy poszedł w swoją stronę.
~ * ~
Nie wiedziała, co mogłaby robić w tym durnym pałacyku - zobaczyła dosłownie każdy jego kąt. Słudzy - choć na jej zawołanie - zachowywali się tak, jakby nie istniała. W dodatku te wkurzające sukienki...Nie dziwiła się tej całej Mirandzie, że chciała uciec z tego miejsca. Leżała na łożu z seledynową pościelą, opierając głowę o niewiarygodnie wygodne, jasnoróżowe poduszki ze złotymi nitkami. Ściany - białe, przykrywane w niektórych miejscach ciemnozielonymi firanami - poobwieszane były szkicami, a po zrobionej jakby z kryształu podłodze walały się pozostałości po ostatniej sukience, pozbawionej dołu oraz rękawów. Stęskniła się za swoim kostiumem za czasów Torpid Nightmare. Choć gildia ta została zapomniana tak szybko, jak zyskała tytuł jednej z potężniejszych, wciąż miała na swoim udzie niebieski symbol. Kiedy chowała Amandę, nie pozbawiła jej przynależności. Seamus zaś stał się już niezależnym Magiem. Spodziewała się, że wkrótce przyjdzie. I miała rację...Około północy usłyszała pukanie do szyby, stanowiącej drzwiczki na balkon. Powstała, otrzepując niezwykle niewygodną koszulę nocną i wychodząc na zewnątrz. Seamus w najlepsze siedział na dachu, wymachując złotym zegarkiem. Dwa imiona: Miranda oraz to należące do niego.
 - Nigdy nie mówiłeś, że jesteś "szlachcicem". - prychnęła przy ostatnim słowie. Ten dom nawet nie wyglądał na pałac, bo jego większa część była niedbała, a gdy straże tamtego dnia wprowadzali ją przez bramę, pomyślała, że to niedorobiona rezydencja. W każdym razie, nie odpowiedział na tę pogardę. - No więc? Co z nimi zrobiłeś?
 - Wiedziałaś, że "Twój tatuś" ma w podziemiach dość spory skład Animy? - odrzucił na twarz czarną grzywę, zakrywając szkaradną bliznę - Starczy akurat na jedną teleportację. W Edolas wiadomo nie można używać magii, a Ci Magowie z Fairy Tail tylko nam przeszkodzą.
 - Więc chcesz ich tam wysłać...? - w jednej sekundzie uleciała z niej cała pewność siebie. Więc to on prowadzi teraz tą "grę"? Dobrze. - Do czego jestem Ci potrzebna?
 - Umiesz odczytywać starożytne pisma, co nie? - zeskoczył z dachu, w równej pozycji lądując na balkonie. Zaczął spacerować dookoła. - Otóż ten zegar ma w sobie pewną tajemnicę. Inskrypcję, jak zyskać potęgę. Władzę absolutną...moc potężniejszą od samego Zeref'a...Domyślasz się, o czym mówię?
 - Owszem. - odpowiedziała, spoglądając w dół. Straży jeszcze nie było. Miała moment ulgi na przemienienie się w swoją dawną pozycję. Kruczoczarne, proste włosy nagle stały się pofalowane i niebieskie, zaś twarz zmieniła swoje rysy na znacznie łagodniejsze. Zniknęły piegi, a oczy powróciły do pierwotnego odcienia. - Ale ja też chcę tą potęgę.
 - Jeżeli będzie to możliwe... - zniknął, ale w powietrzu wciąż unosił się jego złowrogi śmiech. Wiedziała, co robić. Zerknęła jeszcze raz na dach. Przywiązana tam czwórka śpiących Wróżek. Przy blondwłosej leżała niewielka kartka papieru. Podskoczyła, żeby ją chwycić i przeczytać.

Zaprowadź ich do tego siedliska Animy i spraw, by znaleźli się poza terenem naszego świata. Nie zdążą zapewne wrócić przed rozpoczęciem planu. ~ S.
 
~ * ~
Brama Lucy - o ciemnoszarej barwie, przeszywana błyskawicami - nie sprawiała pozytywnego wrażenia. Kto wie, gdzie ją przeniesie? Rozejrzała się za siebie. Pozostałe przejścia zniknęły, odwrotu już nie było. Wyciągnęła rękę przed siebie. Przeniosła ją na drugą stronę. Wciągnęło ją. Przestrzeń, w której lewitowała, była taka sama. Jakby znajdowała się w samym środku burzy. Dopiero po paru minutach przyśpieszyła. Niczym kometa, leciała w kierunku wysepki na morzu. Znajdowało się na niej coś. Jakiś budynek...niedokończony...Pełno straży. Ludzi, przykutych łańcuchami. Pojawiła się w środku. Zwolniła, kierując się do lochów. Zaczęła słyszeć szepty, należące do dzieci. Było ich sześcioro. Jedna to dziewczynka, o szkarłatnych, krótkich włosach. W białej, podartej sukience sprawiała wrażenie kruchej i bezbronnej.
 - Erza? - chciała ją chwycić za ramię, lecz jej dłoń przeszła przez dziecko. Zrozumiała. To był kadr z przeszłości, a ona nic w nim nie znaczy. Pozostała piątka musiała być wtedy w jej wieku. Najbliżej niej siedział niebieskowłosy chłopiec, z tajemniczym znamieniem pod okiem. Rozpoznała w nim Jellal'a, musiał być jeszcze przed "opętaniem". W kącie zaś siedziała dwójka przedstawicieli tej samej płci, oboje bruneci. Ostatnia była dziewczynka, wyglądem przypominająca trochę kota.
 - Nazwiemy Cię Scarlet. Jak Twoje włosy. - Jellal uśmiechnął się szczerze, co Erza także odwzajemniła. Lucy wzruszyła się na ten widok. Wtedy wszystko było na swój sposób inne...Usiadła pod jedną ze ścian, przyglądając się Wally'emu i Simon'owi, bo to za pewne były ich postacie. Ten drugi wyglądał na przygnębionego. - Dobra, słuchajcie. - Jellal powstał z miejsca, wkraczając na środek sali. Każdy wydawał się być zainteresowany tym, co ma do powiedzenia. Nawet starzec, opierający się o ścianę w kącie celi uniósł głowę, by poznać wiadomość znacznie młodszego od siebie chłopaka. Sama Lucy zainteresowała się tym nagłym kadrem z przeszłości. - Musimy się stąd wydostać...nie mamy zbyt wiele czasu. Budowa Wieży rozpoczęła się w najlepsze, a my jesteśmy jej częścią. Co się stanie, jak skończymy? Umrzemy. I tak wszyscy nas zabiją, bo byliśmy tylko niepotrzebnymi pionkami. Ale jeżeli będziemy współpracować...na pewno ocalejemy.
 - Mam pomysł! - z cienia wypełznął chłopiec o stojących, jasnych włosach i ciemnej karnacji. Lucy przypomniała sobie jedną z opowieści Erzy, na krótko przed batalią na ukończonej już Wieży Niebios. I nagle kadr uległ zmianie. Teraz czarodziejka znajdowała się w potężnej sali. Spowijała ją całkowita ciemność, jedyne światło padało na coś w rodzaju drewnianego filaru. Wrota otworzyły się - ujrzała grupę opancerzonych w czarne zbroje strażników, ciągnących za sobą młodą Erzę. Nie słuchali jej błagań o wypuszczenie. Bez słowa przywiązali ją do filaru i zaczęli katować. Lucy odwróciła wzrok. Kadr się urwał.
~ * ~
Głowa chyba nigdy go aż tak nie bolała, jak teraz - dlaczego wybrał tą okrytą śniegiem i lodem Bramę, zamiast tamtej, pasującej bardziej do jego temperamentu? Zwłaszcza teren, na którym się znalazł nie wyglądał przyjaźnie - śnieżne zaspy znajdowały się praktycznie wszędzie, a te spadające w niesamowitym tempie płatki tylko utrudniały mu widoczność. Przechodząc przez śnieg, starał się dojść do jaskrawego obiektu, jakiś kilometr przed nim. Dostrzegł...ogień. A następnie domy. I ludzi, ginących w żywym ogniu. Jedynym ocalałym zdawał się być ledwie przytomny chłopiec o stojących we wszystkie strony, kruczoczarnych włosach. Płakał, obserwując jedną z chat. Natsu rozpoznał w nim Gray'a.

Obraz z przeszłości uległ zmianie - teraz widział coś na rodzaj jaskini. Młodszy Gray tam był - z przerażeniem obserwował, jak kobieta o krótkich, ciemnych włosach i tego samego koloru oczach używa dziwnego zaklęcia. Jedna z jej nóg zrobiona była z lodu. Przed nią znajdowało się potężne monstrum - i to tyle, ile widział, gdyż lód całkowicie go przykrył. Gray podniósł się do przodu, krzycząc imię kobiety. Ur.
 - Zapieczętuję Twoją ciemność... - to były jej ostatnie słowa. Zniknęła, przemieniając się w skorupę, okrywającą demona. Mały chłopiec zalał się łzami.
~ * ~
Otrzepała szmaragdową suknię. Upadek ten nie należał do najprzyjemniejszych - spodziewała się czegoś innego po Bramie pełną różowego puchu. Nie wybrała jej specjalnie - nikt nie wiedział, jaką drogą idzie. Ta, na którą trafiła, przywiodła ją na kamienną ścieżkę, z rozłożonymi po bokach żywopłotami. Droga dłużyła się przez kilkanaście metrów, by dojść do eleganckiego domu. Mimo, iż całość była wspaniała, dom ten sprawiał wrażenie ponurego. Na szczycie dachu wisiała wielkich rozmiarów, czarna flaga, a z oddali słyszała szloch dziecka. Tajemnicza siła pognała ją w tamtym kierunku - przez tajemniczy "labirynt" przelatywały świetliki. Idealny wieczór na spacer. Szloch stawał się coraz wyraźniejszy, aż ujrzała blondwłosą dziewczynkę, w czarnym płaszczu. Klęczała ze ściśniętymi w drobnej dłoni kwiatami przed kamiennym nagrobkiem. Erza ustanowiła się obok niej - i choć zdała sobie sprawę, że nie ma tu na nic wpływu...Przyjrzała się napisowi na kamieniu.

Layla Heartfilia
Gwiazda, która powróciła do Nieba.
* - 15 sierpnia X748  

-7 lipca X777  

~ * ~
Oczywiście, musiał trafić na las. Jakby nie miał ich już dzisiaj dość - nie, żeby miał coś przeciwko, jednak podróżowanie cały dzień w takiej scenerii, nawet spanie w niej, a teraz dojście do świata, gdzie las jest jego główną atrakcją. Była noc, jedyne odgłosy to szelest liści, przesuwanych przez niego, by mógł swobodnie iść oraz zwierzęta, buszujące w dalszych zakątkach. W końcu światło księżyca ukazało mu cień chłopca - choć było ciemno, mógł dostrzec rzucające się w oczy różowe, sterczące na każdą stronę włosy. 
 - Natsu!? - wrzasnął tak głośno, że mógłby ze spokojem wybudzić mieszkańców okolicznej wioski...jeżeli taka w ogóle była. Choć tamto dziecko mogło się w jego stronę obrócić. Ale żadnej reakcji. - Odezwij się do cholery! - krzyknął jeszcze głośniej. Wciąż nic. Zaciekawiony zaczął biec, zrywając z siebie szmaragdowy płaszcz. Natsu stał teraz, jak osłupiony, przyglądając się zbiorowi dziwnych skał. Przypominały trochę...gniazdo. 
 - Igneel? - opuścił niesione przez siebie owoce, rzucając się we wszystkie kąty kryjówki. Nawoływał to imię. Gray zrozumiał - to musiał być moment jego zaginięcia. W końcu Natsu klęczał na środku skalistej polany, wymawiając imię smoka tak głośno, że rozniosło się ono echem po lesie. Ptaki spoczywające na drzewach nerwowo wzbiły się w górę, by uciec od tajemniczego napastnika. Ciemnowłosemu pierwszy raz było żal jego rywala - choć tych "opowiadań" o Igneel'u miał po stokroć dość, teraz, gdy ujrzał to na własne oczy...Z rozmyślań wyrwała go dziwna kobieta przy skałach. Nie no, ja to mam "szczęście do kobiet" w takich wizjach..." pomyślał sarkastycznie. Tamta postać szybko znikneła, dostrzegł tylko elegacką, białą suknie i blond włosy, upięte w elegancki kok.
~ * ~ 
Ściskała w dłoni sznur, ciągnąc za sobą związaną grupę Magów z Fairy Tail. Schodziła teraz po schodach prowadzących w dół - nie zważała na to, czy czują ból, czy nie. Wiedziała tylko, że jeszcze chwilę pośpią, w tym czasie powinna zdążyć z planem. W końcu zaczęła iść marmurową dróżką. Sufit powstrzymywały stojące po bokach w równych rządkach filary. Całość spowijała całkowita ciemność, ledwie dotarła do kolejnych schodów - tym razem kilka metrów w górę. Jej oczom ukazał się widok niezwykły. Magia. Cały jej zbiór, tak spory, krył się w podziemiach marnego pałacyku. Starczy na jedną teleportacje!? Przecież mogłaby trochę jej zabrać dla siebie...albo to Seamus ma jeszcze swoje plany. Mniejsza. Nie ma zbyt wiele czasu, bo te elfy mogą obudzić się w każdej chwili, a to zrujnuje całe niezapowiedziane zadanie. 

Błękitna kula Lacrimy lewitowała wysoko w powietrzu, podtrzymywana przez cztery posągi. Każdy wyglądał tak samo - zrobiony z czarnego kamienia, przedstawiał Magów, w tradycyjnych szatach i tych śmiesznych, jak to je nazywała kapeluszach, z długimi brodami. Ich dłonie wyciągnięte były do przodu, w stronę owej Lacrimy, jakby to one ją podtrzymywały. Przyciągnęła do siebie ofiary - jeden z nich, o różowych włosach zaczął coś mamrotać. Nie ma wiele czasu. Zdecydowanym ruchem, używając całej siły, przerzuciła ich prosto w kulę. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 To tak, jak spodziewać się rozdziału, a dostać lewy sierpowy...

Na początku chciałabym podziękować Chan Lee, która wykonała ten oto cudny szablon na bloga. I to jej dedykuję ten rozdział oraz do końca stycznia (czyli do jutra xd) zwalniam z szantażowania. :3 Póki co główkuję nad tym, jak ma wyglądać kolejna saga - i mam już całkiem dobrze zarysowany pomysł. ;>  

poniedziałek, 28 stycznia 2013

"Nie do końca romantyczna randka"

Tytuł: "Nie do końca romantyczna randka" (ang. "Not completely romantic date")
Autor: Alex
Główni bohaterowie: Gajeel Redfox / Levy McGarden (Fairy Tail)
Raiting: T
Fabuła: Gajeel i Levy postawili pierwsze kroki ku ich nieistniejącemu jeszcze związkowi - postanowili spędzić wspólnie wieczór w jednej z luksusowych restauracji. Nie oznacza to jednak, że będzie on do końca spokojny - bo co może się stać, jeśli nadpobudliwi przyjaciele postanowią interweniować w sprawy zakochanych? 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sam nie wierzył, że się na to pisze...ale może zacznijmy od początku.

Bo dlaczego niby stał teraz przed lustrem, w wypożyczonym kilka dni temu, czarnym garniturze, próbując ujarzmić burzę kruczoczarnych i stojących na wszystkie strony włosów? Wszystko z prostego powodu - idzie na swoją pierwszą w życiu randkę. Z dziewczyną. Prawdziwą, ludzką dziewczyną, a nie wyimaginowaną kochanką...czy takie w ogóle były? Nie ważne. Sam nie wiedział, dlaczego ją zaprosił. Kilka godzin wcześniej po prostu wszedł do siedziby gildii, podszedł do niej - siedzącej przy barze i rozmawiającej z przyjaciółkami. Spytał, czy pójdzie z nim na randkę. A ona...o dziwo, zgodziła się. Zszokowana, ale jednak. Po tym tak po prostu wyszedł i uderzył w pobliski, metalowy słup, przeklinając własną głupotę. Przecież nawet nie przemyślał tych słów! Nie wiadomo, jakie fatum go do tego zmusiło...Teraz już sie nie wywinie. Nie jest aż tak wredny. 

Owa dziewczyna miała na imię Levy. Drobna, siedemnastoletnia i śliczna...o czym on myśli!? Posiadała krótkie, jakby najeżone, niebieskie włosy oraz bystre, brązowe oczy. Była inteligentna...po prostu idea...Skup się, Gajeel! W każdym bądź razie, jego bardziej czuła część duszy - bo najwyraźniej taką miał - zmusiła go, by powiedział wtedy tamte słowa i doprowadził do tej sytuacji. Ciekawe, jak wyglądały przygotowania u niej...

~ * ~ 
 - Ty i Gajeel...na randce!? - blondwłosa czarodziejka, imieniem Lucy wciąż nie mogła wyjść z podziwu. Levy znała od swoich początków w gildii - połączyło je wspólne zafascynowanie czytaniem, zadedykowały nawet sobie nawzajem pierwsze dzieła, jeżeli takie powstaną z rąk młodych autorek. A że znały się już dość dobrze, Lucy potrafiła przewidzieć, kiedy Levy odczuwa objawy typowe dla zakochania się - właśnie w pobliżu Gajeel'a tak bardzo zaczyna się rumienić, uśmiechać...I dzisiaj zaprosił ją na randkę, w tym lokalu, niedaleko Fairy Tail. I mimo, iż obie wiedziały o tym od paru godzin, wciąż były w szoku. Levy stała przed lustrem, kryjącym się w pobliżu sterty półek pełnych książek, ciągnących się przez całą sypialnie. Przykładała co chwilę do siebie dwie sukienki - jedną, długą i elegancką, w barwie krwistoczerwonej, zdobioną w okolicach wyciętego dekoltu srebrnymi diamencikami oraz tą drugą, granatową, zakrywającą ramiona, lecz odkrywającą nogi. 
 - Cana, nie sądzisz, że są trochę zbyt...wyzywające, jak na pierwszą randkę? - nerwowym głosem zwróciła się do drugiej dziewczyny w pomieszczeniu. Zajmującej cały fotel i popijającej z butelki złotawy płynu. Odłożyła na bok napój, wstając. Chwiejąc się lekko, podeszła do przyjaciółki, objęła ją ramieniem i skierowała w kierunku lustra. 
 - Słuchaj, młoda. - zaczęła ochrypłym głosem, odkaszlując, by przywrócić go do normalności - Jesteś młoda, jak już wspomniałam, wykorzystaj to, bo raz się żyje i bierz granat... - nie dokończyła. Opadła, upita i ledwie przytomna...ale wciąż żyła, to chyba najważniejsze. - Nic mi nie jest. - dodała, zapadając w głęboki sen, niczym małe dziecko. Levy westchnęła tylko, odchodząc w kierunku niewielkiej garderoby. 
 - To niech będzie granatowa. 
~ * ~ 
Przygotowania Levy do randki poszły szybciej, niż Lucy myślała - nim się obejrzała, jej najlepsza przyjaciółka była wystrojona tak, że nie przypominała samej siebie. O dziwo - w tej "przykrótkiej, ciasnej sukience", jak to określiła - wyglądała całkiem korzystnie. Do tego dodała czarne, niskie szpilki, na których początkowo o mało, co się nie zabiła. Szczęście, że w porę nauczyła ją, jak w nich chodzić, choć sama miała z tym kiedyś problem. Wystarczy sobie przypomnieć starania na spotkanie z Natsu, które okazało się nie randką, a chęcią pożyczenia jednego z Gwiezdnych Duchów. Roześmiała się na to wspomnienie - szkoda tylko, że wtedy nie wyglądało to już tak zabawnie...

Gdy skończyła pomagać Levy w umalowaniu jej i wyprostowaniu włosów, opuściła Wróżkowe Wzgórza, kierując się do dzielnicy mieszkalnej. Powoli się ściemniało - latarnie na ulicach zaczęły się zapalać, a pierwsze gwiazdy ujawniać na niebie. Heartfilia chodziła na krańcu brzegu, jak to miała w zwyczaju. Ignorowała także wołania pobliskich rybaków, że to niebezpieczne i może spaść. W końcu musiała przejść taką dzielnicą, która na przyjazną nie wyglądała. Większość światła, to kiwające się względem wiatru lampy zawieszone na dachach niskich domków. Poczuła się trochę nieswojo i...
 - Aaa! - wydała z siebie ten przenikliwy wrzask, odskakując od ciemnego zaułka i szykując pęk kluczy do Bram. Tym "strasznym czymś" był... - Natsu!? 
 - Siemka...Lucy... - podrapał sie nerwowo po głowie, ukazując swój firmowy uśmiech. Tym razem nie zmiękczył przyjaciółki, wręcz ją zirytował. Happy'ego nie było w pobliżu - najprawdopodobniej został w siedzibie, albo w domku, gdzie mieszkali oboje. 
 - Przeraziłeś mnie na śmierć, ty idioto! - uderzyła go z całej siły torebką, którą miał przy sobie. On tylko szczerzej się roześmiał, kulając się na ziemi. - Gdzie masz tego kocura? - tak, Lucy naprawdę się zdenerwowała w takiej sytuacji. A jakby tak to był prawdziwy przestępca? 
 - Happy poszedł śledzić Carle i Lily'ego...a ja idę zobaczyć, jak Gajeel robi z siebie ofermę. Narka! - próbował się wywinąć spod "pułapki Lucy", ale na próżno. Zszokowana zatrzymała go, łapiąc za kawałek białego szalika.
 - Jak to "zobaczyć Gajeel'a"!? On ma teraz randkę z Levy! Chyba, że...o rany, Natsu, nie mów mi, że...
 - Dokładnie tak. - przerwał jej, znowu się uśmiechając. Lucy nie wytrzymała i...wymierzyła mu policzek. Ale on na to nic, tylko znowu zaczął się chichrać, jak ten idiota. - No co!? Levy to Twoja najlepsza przyjaciółka, nie jesteś ciekawa, jak by potoczyła się jej pierwsza randka? - poruszył brwiami w rozśmieszający sposób. Lucy zamyśliła się. 
 - W sumie, to ma sens. - podobnie, jak Gajeel wcześniej, tak teraz ona karciła sie za swoją inteligencję - Nie wierzę, że to robię, ale...idę z Tobą.
 - Z nami. - poprawił ją, wprowadzając w zakłopotanie. Nerwowo potworzyła te słowa, jąkając się. I nagle z cienia wyszli Jet i Droy. Nie wyglądali jednak zbyt normalnie. Rudowłosy Mag zakrył najeżoną czuprynę pod blond peruką. Sam strój wyglądał niecodziennie - różowa koszula i czarne, obcisłe spodnie sprawiały, że przypominał tego barmana z taniego baru dla podróżnych w Magnolii. Droy wyglądał jeszcze gorzej. W jasnozielonej sukience, zdobionej kwiatkami, peruce z rudych włosów oraz kapeluszu, udekorowanym niezbyt okazałym piórkiem gigantem. 
 - Jet!? Droy!? Co to ma byc, do cholery!? - zupełnie straciła orientacje. Ci staneli, niczym prawdziwi meżczyźni, przykładając pięści do klatki piersiowej.
 - To dla Levy! - wykrzyknęli, następnie biegając, jak małe dziewczynki - Levyyyy! - przerwali, kiedy to ktoś nagle spadł...z dachu. Była to dziewczyna o krótko ścietych, czarnych włosach, pełnych kolorowych pasemek. Mocny makijaż i skórzana kurtka mówiły same za siebie. 
 - Juvia czuje ból... - wyjąkała, wstając poobijana. 
 - Ona też!? - Lucy wskazała na "przyjaciółkę", przeszywającą ją lodowatym wzrokiem. Teraz już czarnowłosa wysyczała jadowitym tonem słowo "rywalka". 
 - O niej nic nie wiedziałem. - odparł Droy, wyciągając z kieszeni zdenerwowanego obecnością obcych Jet'a lusterko oraz kosmetyczkę. Zaczął doprawiać swój "makijaż", co było co najmniej...dziwne. Nie normalne wręcz. 
 - Juvia chce zobaczyć, jak Gajeel radzi sobie na pierwszej randce...rywalko w miłości. - wyjaśniła, odgarniając za ucho grzywkę. Nie przypominała nawet siebie...przynajmniej jedna osoba wie, jak sie porządnie przebrać.  
 - Słuchajcie, to miłe, że chcecie wspierać swoich przyjaciół, ale... - przerwała, widząc, jak Natsu stoi przed nią w ulizanych, czarnych włosach, okularach i wąsiku. Ubrany w garnitur kelnera. - Kiedy się przebrałeś!? - nie odpowiedział. Wszyscy ruszyli do przodu, a ona za nimi. Zdrowy rozsądek opuszczał ją na dobre. 
~ * ~ 
Denerwowała się i to bardzo. Zarumieniona stała teraz przed Gajeel'em. Oboje byli oszołomieni sobą nawzajem. Sam Smoczy Zabójca gdzieś tam się rumienił...choć nie było tego widać przez stertę "kolczyków" na jego twarzy. Podrapał się po burzy włosów, próbując coś powiedziec. I jak tu zacząć randkę!? Niepewnie podszedł do miejsca, przy którym miała siedzieć Levy i osunął krzesło, by mogła usiąść. Podziękowała grzecznie, zajmując swoje miejsce. I znowu milczenie. 
 - Wiec... - zaczeła cicho, nerwowo dotykając widelcem pustego jeszcze talerza - Dlaczego mnie zaprosiłeś? - spojrzała chłopakowi w oczy, od razu odwracając wzrok. Ten nie wiedział co odpowiedziec i sam, gdy nie obserwowała, ugryzł kawałek noża. 
 - A tak...jakoś...
 - Aha.  
Ponownie zapadła cisza, aż podszedł do nich kelner. Wydawał się inny od reszty - przede wszystkim skrywał twarz za stertą kart dań. Wyjął z niej dwie i wreczył parze.
 - Si, proszę, oto pańskie karty dań, sir. - rzekł z dziwnym akcentem. Nim zdążyli odpowiedzieć, zniknął. Gajeel wzruszył ramionami, przeglądając liste potraw. Uderzył chwile po tym pieścią o stół. 
 - Jak to nie ma żelaza!? - wrzasnął, zwracając na siebie uwagę innych gości. Zażenowana Levy spłoneła jeszcze wiekszym rumieńcem. 
 - Gajeel, prosze, uspokój sie... - jak na rozkaz, posłuchał jej. Zapanowała niezręczna atmosfera, a jej twarz przybrała buraczkowy odcień, kiedy dostrzegła, iż trzymają sie za ręce. Oboje odwrócili wzrok. Levy przyglądała się jezdni za ogrodzeniem, zaś Gajeel parze dziwnych ludzi, zajmujących stolik niedaleko od nich. Dziwny jest ten wieczór...może ta randka była złym pomysłem? Sam jesteś złym pomysłem! 
~ * ~ 
Natsu powrócił do niewielkiej kryjówki w krzakach, zdejmując z wyraźną ulgą peruke. Kucnął obok Lucy, która podglądała siedzących kilka centymetrów dalej Levy i Gajeel'a. Obok kucała Juvia, nasłuchując. Salamander z uśmiechem zwrócił sie do najbliższej przyjaciółki.
 - Jet i Droy zajeli już stolik, a...coś sie stało? - nie odpowiedziała. W zamian za to wskazała na miejsce po jej drugiej stronie. Ukryte za krzakami, z zaciekawionymi wyrazami twarzy...Erza i Mirajane. Ledwie sie powstrzymał przed wrzaskiem. - Co wy tu robicie? - spytał szeptem. W zamian został uderzony w głowe przez Tytanię. Mira uśmiechneła sie, przybliżając nieco do towarzystwa.
 - Nie mogłyśmy pominąć tego momentu, prawda? - rozległo się krótkie i ciche cykniecie. Szkarłatnowłosa w pełnym skupieniu robiła kolejne fotografie nieśmiałej pary. Juvia wstała bez słowa, mówiąc krótko, że jej kolej. - Tylko pamiętaj - mów w pierwszej osobie. - upomniała ją jasnowłosa. Dziewczyna tylko przytaknęła, ruszając do przodu. Zachwiała sie lekko na wysokich glanach, szybko poprawiając czerwony błyszczyk. Podeszła niepewnie do stolika Gajeel'a i Levy. Ci najwyraźniej już się "rozerwali", bo rozmawiali, jak najlepsi przyjaciele - zdziwili się, widząc kogoś tak niecodziennie ubranego. Nie wspominając o obserwującej ich parze.
 - Ju...Znaczy, ja bardzo przepraszam, ale wiecie może, gdzie jest scena? - skrzyżowała rece na piersiach, przystawiając w odważnej pozie. Miny pary były...boskie. - Miałam tu grać .To wiecie, czy nie? - zmieniła swoją pozycję, opierając o ich stolik. Wszystko, byle mogła wytrzymać w tych dziwnych butach.
 - W sumie, to... - niebieskowłosa chciała już odpowiadać, gdy Juvia przerwała jej. Cała ta akcja była dość nerwowa i niedowierzająca. Podobnie, jak cały plan, obmyślony w pośpiechu przez Natsu. A ona nie zamierzała udawać kogoś, kim nie jest.
 - Dobra, palanty, sama sobie znajdę. - i odeszła. Jednocześnie zaczęła wyklinać siebie w duchu, że jest taką słabą aktorką. Levy jeszcze przez chwilę obserwowała "nieznajomą", wracając do rozmowy. Gajeel był - o dziwo - nieco bardziej towarzyski. Ale to właśnie było takie niezwykłe, że mogli siebie odkrywać...ale niech już tak sie nie rozpędza.
 - Dobrze, więc...Nigdy nie pytałam, ale jak było w Phantom'ie? Tak z ciekawości tylko... - uśmiechnęła się zachęcająco, oczekując odpowiedzi. Fakt, z Phantom Lord'em są związane niezbyt przyjemne wspomnienia. Jednak chciała go lepiej poznać. Gajeel odchrząknął, odkładając widelec, którego nie zamierzał przeznaczyc na jedzenie. Kelner nie pojawił sie od tamtego czasu. 
 - W sumie, niezbyt się różniło. - odparł...uśmiechając się. Mirajane wzruszyła się, widząc to, zaś Erza, niczym maszyna, zaczynała robić kolejne zdjęcia. Nikt nie zauważył Juvii, która w końcu wywaliła się przez glany tuż za nimi, wydając z siebie krótki pisk. - Też wykonywałem zlecenia samotnie, nie miałem zbyt wielu znajomych...
 - Cóż, teraz masz...
 - Erza, włączaj kamerę! - Mirajane zaczęła szturchać przyjaciółkę, tylko bardziej ją denerwując. Tytania przywdziała Zbroje Cesarzowej Płomieni na tyle cicho, jak sie dało. Nastepnie przyłożyła broń do szyi barmanki z gildii. 
 - Nie mów mi, co mam robić. - na spokojnej rozmowie się nie skończyło. Mirajane w swojej demonicznej formie rozpoczęła pojedynek z dawną rywalką. W ten sposób obie skończyły w okolicy z dala od ich kryjówki. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi. Jedynie Gajeel dziwnie spojrzał na bok. Zignorował je. Grono obserwujących skurczyło się do Lucy, Juvii i Natsu, który na nowo przywdział przebranie idealnego kelnera. Jet i Droy rozmawiali o czymś, jakby zapomnieli o swoim zadaniu. Różowowłosy powstał, zauważając przeszkodę - prawdziwego kelnera, wychodzącego właśnie z kuchni. 
 - Napaliłem się. - oznajmił, poprawiając wąsik i podbiegając do ledwie widocznego mężczyzny. Z rozbiegu uderzył go w głowę. Ciemnowłosy czterdziestolatek prawie upuścił trzymaną tacę, z wyrzutem przyglądając się Dragnell'owi. Gdy odszedł, wymsknęło mu się pod nosem krótkie przekleństwo. Ruszył powoli do stolików, kiedy to Natsu powrócił, naskakując na niego i przewracając. Nieprzytomnego zaciągnął na tyły lokalu. - Ryk Ognistego Smoka!  
~ * ~ 
Gajeel podniósł głowę, dostrzegając kawałek płomieni. Towarzysząca mu dziewczyna odwróciła głowę w kierunku wybuchu. 
 - Co to było? - partner odpowiedział cichym parsknięciem śmiechem. Początkowo uznała to za nie kulturalne, nie minął jednak moment, a oboje śmieli się w najlepsze. Jet i Droy spojrzeli krzywo na nich. Drugi z nich wstał, podtrzymując dół sukni. 
 - Panienka idzie upudrować nosek. - imitacja głosu kobiety wyszła w jego interpretacji żałośnie. Jet ruszył za nim. Oboje opuścili teren restauracji, nie mogąc znieść, jak Levy dobrze czuła się w towarzystwie "bestii". Natsu tymczasem podszedł do nich - tym razem twarz zakrywał białą chustą. 
 - Czy państwo zamówili że si że dante deser esta? - próbował mówic z egzotycznym akcentem. Wyszło tak, jak w przypadku Droy'a. Mimo to, Levy uznała, iż dziś już nic jej nie zdziwi. Ukryła zdenerwowanie pod uśmiechem. Gajeel milczał, inaczej z jego ust posypałaby sie masa nieprzyjaznych zwrotów.
 - My nawet nie jedliśmy kolacji. Czekamy tu z godzinę. - wyjaśniła. Natsu uderzył się dłonią w czoło, powtarzając z niewiadomych przyczyn "non, non, non", odchodząc. Przypatrywał sie parze, chodząc do tyłu. I nie zauważył, kiedy to szturchnął przypadkowo małego chłopca. Rudowłosy, z zielonymi oczami i masą piegów na twarzy. Mag chciał coś powiedziec, ale do tego ostatecznie nie doszło...wszystko przez cios otrzymany w czułe miejsce. Natsu nie chciał sie już powstrzymywać. Zdjął przekrzywiony wąsik. 
 - Pieśc Ognistego Smoka! - nim trafił w przeciwnika, ten pchnął go na wózek ze szklaną zastawą, który sam z siebie zaczął jechać przed siebie. Juvia i Lucy natychmiastowo porwały sie z miejsca, biegnąc za nim. 
 - Natsu!
 - Paniczu Natsu! - w tym momencie Gajeel i Levy spojrzeli w stronę zamieszania. Podejrzenia osiągnęły skalę zenitu, kiedy to Juvia ponownie zaliczyła bliskie spotkanie z Panią Ziemią, przez które tym razem spadła jej peruka, ukazując burze niebieskich loków. Natsu nie zniósł i tym razem jazdy - nie zdążył się opanować przed pozostawieniem nieprzyjemnej niespodzianki przy stoliku zakochanej pary. Wśród niej był mężczyzna, o ciemnej karnacji i włosach. Do białej koszuli przypięta była odznaka policjanta. Nikt nie zorientował sie, gdy rozpoczęto pościg. Całośc zakończyła się, kiedy wózek uderzył o ścianę. Na wpływ tego nagłego wydarzenia, szklana zastawa upadła, ulegając zniszczeniu.  
 - Mamma Mia! Toż to szklana zastawa mojej jedynej rodzjini! - wrzasnął inny lokaj, widząc zniszczenia odniesione przez Natsu, który dopiero zaczął sie opamiętywać. Lucy i Juvia dogoniły go, niestety za późno. W zamian za to Gajeel i Levy na czas dotarli na miejsce. 
 - Coś Ty zrobił, przeklęta podpałko!? - Żelazny Smoczy Zabójca zaczynał przywdziewać bitewną formę, przed czym powstrzymała go młoda czarodziejka. Pomiędzy nimi, a Salamandrem przystanął policjant, zakładając kajdanki trójce nieproszonych gości. 
 - Jesteście aresztowani.  
~ * ~ 
Ciągnął ją, trzymając drobną dłoń. Biegli przez wzgórze, z tą różnicą, że Levy nie mogła podziwiać tego widoku. Miała związane oczy. Pytała go, dokąd idą, ale nie odpowiadał. W końcu poczuła, jak materiał zostaje zdjęty z jej oczu. Leżała na trawie, widząc przed sobą gwiazdy. Wiele ślicznych, błyszczących na ciemnym niebie gwiazd. Podniosła sie, kierując wzrok na oświetloną, nocną Magnolie. Poczuła, że znów coś ją kładzie. A raczej ktoś.
 - Nie psuj chwili. - szepnął Gajeel. I tak razem leżeli, trzymając się za ręce i oglądając gwiazdy. "Piękne", odparła. I nic więcej nie powiedziała. Bowiem nad jej głową wisiał teraz pewien ciemnowłosy mężczyzna, który złożył na jej ustach pocałunek. A ta chwila mogła trwać wiecznie. Bez żadnych nieproszonych obserwatorów. Bez niezręcznej sytuacji. Tylko oni. On i ona...razem.
~ EPILOG ~ 
Minęła noc i nastał poranek. 
Jedyną osobą, która nie spała w ciasnej i zimnej celi, była Lucy. Wpatrywała się w zrobioną z ciemnego kamienia ścianę, przy której drzemał Salamander, głośno chrapiąc. Gdzieś tam obok leżała Juvia, powtarzając co chwila przez sen "Gray-sama". Po drugiej stronie krat znajdował się przyjemny pokój, z biurkiem, pełnym papierów, pudełek po pączkach oraz kubków, w których znajdowała się kawa. Tam panowała jasność, w przeciwieństwie do drugiej strony pokoju. Czarodziejka spuściła wzrok, dostrzegając leżącą na podłodze gazetę, najprawdopodobniej na dzień dzisiejszy. Znudzona, bez zastanowienia prześlizgnęła dłoń przed kraty, zawracając, tym razem już z lekturą. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie lokalu, w którym wczoraj wszyscy się znajdowali.
 - Już zdążyli to opisać...cudnie. - mruknęła sarkastycznie, niechętnie przystępując do czytania tekstu. 

Magowie z Fairy Tail demolują restaurację.

Do wydarzenia doszło wczorajszego wieczoru. Gildia Fairy Tail przyczyniła się do zniszczenia restauracji Zentopia. Zniszczeniu uległo wiele cennych przedmiotów, należących do pracowników oraz gości.

"To był dla nas prawdziwy dramat" - informuje
Ana Kazama, jedna z gości podczas awantury.
Jak wiemy z dalszej części wywiadu, trójka Magów
z Fairy Tail - Lucy Heartfilia (17), Juvia Lockser (18) 
oraz Natsu Dragnell (którego wiek nie jest nam zna-
ny) pojawili sie na terenie restauracji w okolicach
godziny siedemnastej. Ukrywali się najprawdopo-
dobniej w pobliskich krzakach. Było ich więcej - 
pół godziny po ich przybyciu, na okolicznej ulicy
zaczeły się dziać dziwne rzeczy. Przechodni dostrze-
gli dwie walczące "kobiety". Ponad to na tyłach lokalu
odnaleziono nieprzytomnego pracownika. Gdy się przebudził,
mówił o dziwnym kelnerze z krzywym wąsem. "Był
Magiem ognia, to pewne" - wiadomo już, kto nam 
przychodzi na myśl. Akcja dobiegła końca, kiedy to 
Magowie z pomocą wózka (pełnego rodzinnych 
artefaktów jednego z właścicieli lokalu) jeździli
dookoła, m.in. powodując szkody na dumie
znanego nam policjanta. 

Pytanie tylko - dlaczego zdecydowali się na demolkę
w dziwnych przebraniach?  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
I wtem Alex napisała one-shot, dotyczący paring'u...

Nie do końca romantyczną randkę pisałam już całkiem dawno, ot tak takie luźniejsze opowiadanie, które nie wiedziałam, czy mam opublikować, czy nie. Przepraszam zatem, jeżeli pojawią się drobne braki w "ę" i "ć" (których wtedy używać nie mogłam, a poprawianie ciągłym podkreślaniem przeglądarki nie jest zbyt przyjemne), a także za małą ilość opisów. Kolejne one-shot'y mają ich więcej, ale uważam, że ten też jest całkiem dobry. ;-) 

Dotyczy on pary Gajeel & Levy, jak zapewne zauważyliście - są w skromnym gronie tych, których widzę razem. A że moje opowiadanie ma minimalne ilości podobnych akcji - opowiadanie z ich pierwszą randką. 
 

piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział XIV

Rozdział XIV "Imię"
Drużyna Natsu oczekiwała na otwarcie zrobionej z czarnej stali bramy do rezydencji rodziny Mishima - jako, iż pierwszy raz wkraczają na te tereny, muszą odczekać, aż straże przekażą wiadomość właścicielowi posiadłości.Wcześniej także musieli udowodnić swoją przynależność do Fairy Tail. Sam widok rezydencji nie zachwycał - nawet, jeżeli był to okazały budynek z ciemnobrązowymi ścianami i złotymi drzwiami, całość wyglądała dziwnie niedbale, jakby twórca tego miejsca robił wszystko na szybko, byle by otrzymać wynagrodzenie. W końcu jednak brama się otworzyła, a Magowie zostali wpuszczeni do środka. Kamienna ścieżka, po której bokach ustawiono białe fontanny, w postaci ryb, z których to ust woda płynęła do ustawionych pod nimi zbiorników, była tak samo "urodziwa", jak całokształt. Lucy miała wrażenie, że właściciel musi być "maniakiem" złota - bowiem strażnicy mieli na sobie ciężkie zbroje z tego właśnie minerału, a hol główny, ze ścianami, dekoracjami i schodami wyglądał, jak zanurzony w złotej rzece.

Doszli do celu drogi - do urodziwej komnaty, znacznie skromniejszej i przypominającej salon w normalnym domu. Ciemnoróżowe fotele i kanapy z białymi, wygodnymi poduszkami aż prosiły się, by na nich usiąść. Jedno z takich miejsc zajmowało dwoje ludzi. Mężczyzna po około czterdziestce, z szerokimi ramionami i przyjaznym wyrazem twarzy oraz dziewczyna, znacznie młodsza od Magów, z czarnymi lokami i bladą cerą. Jej oczy w dość zadziwiającym, niebieskim odcieniu z wyższością mierzyły gości. Sama przypominała królewnę Śnieżkę z klasycznych baśni, może ze względu na tą srebrną tiarę i białą suknię królewską? Bynajmniej jej ojciec wyglądał raczej na biznesmena, a nie na króla - co ta "młoda" sobie myślała?
 - Ah... - zaczął zleceniodawca, powstając i unosząc w powitalnym geście prawą dłoń. Także wskazał na wolne fotele. - Magowie z Fairy Tail! Czujcie się, jak u...siebie... - głos załamał mu się przez moment, kiedy to Natsu i Happy z ulgą i niedbałością rozłożyli się na miejscu. Prawie doprowadziło to do ostrej wymiany zdań między nim, a Gray'em, a w rezultacie bójki i zniszczeniu domu. W porę Erza uspokoiła Magów, zaś zawstydzona tym zachowaniem Lucy postanowiła "w miarę" samodzielnie poznać cel misji.
 - Więc na czym polega zlecenie - wie pan może, gdzie znajduje się ten zegar? - starała się brzmieć jak najbardziej poważnie, ale widok Tytanii trzymającej w szachu Natsu i Gray'a zbytnio ją rozpraszał. Córka mężczyzny prychnęła coś pod nosem, krzyżując ręce na piersiach i narzucając nogę na nogę. Cóż...witać, że "księżniczka"... pomyślała, ponownie skupiając się na rozmowie.
 - Cóż, zegar ten należy do naszej rodziny od pokoleń... - rozpoczął, zasiadając z powrotem na kanapę. Ciemnowłosa dziewczyna, z udawanym smutkiem, ścisnęła jego dłoń. Aktorką dobrą raczej nie była... - Przechodzi z pokolenia na pokolenie, a zwykle z pomocą magii wpisujemy na nim imiona naszego potomstwa. Obecnie widnieje tam imię mojej córki, kochanej Mirandy...Jej matka zmarła, poroniła także jedno z bliźniąt. Staram się teraz zapewnić mojej córeczce jak najlepsze życie...
 - Tato. - syknęła. Pan Mishima zignorował ją, kontynuując historię.
 - Wcześniej naznaczyłem tam także imię mojego syna. Kazałem je wymazać, lecz to możliwe będzie dopiero, gdy któreś z obecnego potomstwa założy rodzinę. Zatem nie pozostało mi nic innego, jak je zdrapać. Od tamtej pory zegar spoczywał w skarbcu w piwnicy, kilka dni temu został skradziony, na szczęście złodziej nie uciekł daleko. Karoca tej wrogiej gildii została zatrzymana w lesie. Problem w tym, że zegar zaginął, a oni go już nie mają. Zadanie nie jest trudne, za to ważne dla mnie i mojej rodziny. Zdołalibyście odnaleźć ten zegar?
 - Właściwie, to... - Lucy urwała, widząc złowrogie spojrzenie Erzy - ...tak. Jesteśmy w stanie...
~ * ~
 - ...a może jednak nie jesteśmy.
Las, przez który jechali teraz karocą, znajdował się w jednej z zimniejszych części królestwa - takiej, w której nawet pod koniec lata temperatura jest na minusie. Rodzina Mishima okazała się na tyle "hojna", że zapewniła im karocę. Ciemnogranatową, ze złotymi zdobieniami, m.in. przy okienkach i drzwiczkach. Prowadził ją starszy mężczyzna, zaprzęgający dwa rumaki, w specjalnych szatach o tych samych barwach. Podróż dłużyła się niemiłosiernie, droga była wyboista, a Natsu był bliski pewnej nieprzyjemności...której nikt wolałby nie widzieć. Jedyną marznącą w tym momencie osobą była właśnie Lucy - Salamander i Gray nie odczuwali zimna, Erza mogła z łatwością podmienić strój na jakiś ciepły polar, a ona? Nic. Sytuacja pogorszyła się, gdy karoca przystanęła - dalszą drogę blokował obalony pień, którego przejechać nie mogli.
 - Wygląda na to, że resztę drogi przejdziemy pieszo. - oznajmiła Erza, zmuszając wszystkich do opuszczenia pojazdu. Następnie zwróciła się do kierowcy. - Dziękujemy, dalej poradzimy sobie sami.
 - Jak sobie panienka życzy... - nim reszta zdążyła zaprotestować, karoca zawróciła. Tytania chwyciła wszystkich jednocześnie za kołnierze ich strojów i zaczęła ich ciągnąć prostą ścieżką.
~ * ~
 - Jak ta...głupia księżniczka...może w czymś takim chodzić!? - szydziła Mara, otwierając czarną, metalową bramę do ogrodów. Zbliżał się wieczór, wiele maleńkich świateł "wszczepionych" w żywopłot tworzący niewielki labirynt migotało jasnym blaskiem. Mara takiego nienawidziła. Zrobiła kilka kroków do przodu, jednocześnie męcząc się z dołem długiej sukni. W końcu osiągnęła swój cel i zdarła falbaniasty koniec, skracając tym samym strój do połowy kolan. Usłyszała cichy i chciwy śmiech w pobliżu.
 - Niesamowite...Miranda także nienawidziła tych sukienek... - z cienia wyłonił się zakapturzony chłopak. Mimo, iż nie widziała jego twarzy, rozpoznała ten ton głosu. Zrobiła irytowaną minę, co śmiesznie wyglądało w postaci tej obcej córeczki tatusia.
 - Och, więc to tu się ukrywałeś, co, Seamus? W ogrodach marnych bogaczy? - spytała z sarkazmem, powoli powracając do swojego pierwotnego wyglądu. Wstrzymała się z tym, widząc gest dawnego "przyjaciela" z gildii. I choć Torpid Nightmare praktycznie nie istniało, wciąż nosiła na lewym udzie niebieski symbol półksiężyca, przeszyty przez kobrę.
 - Lepiej nie zmieniaj swojej postaci. Nie chcesz chyba, by ktoś Cię taką przypadkowo zobaczył? - na nowo się uśmiechnął, tym razem bardziej przyjaźnie - Więc proszę...taki jest Twój plan? Bo jakoś nie widzę, byś teraz ścigała tych palantów z Fairy Tail, za tym musi się coś kryć. Musi. - dokładnie zaakcentował to słowo. Mara prychnęła coś, zdejmując srebrną tiarę i rzucając nią o ziemię.
 - Nie taki był plan. - powiedziała ledwie słyszalnie, odgarniając za ucho czarne włosy - Zamierzałam "dołączyć" do tej durnej gildii i ją jakoś przejąć, ale ta "misja" na poczekaniu jest jeszcze lepsza. - po raz pierwszy od czasu ich spotkania uśmiechnęła się. W pseudo błękitnym oku pojawił się błysk. - Skoro ten Mishima jest jednym z bogatszych i wpływowych, można wykorzystać bycie jego "kochaną córeczką". Ciekawe, czy ona z "góry" widzi to wszystko. - ze złością zrzuciła z siebie zapięty wcześniej przy szyi naszyjnik oraz długie, lateksowe rękawice - Ale idź. Schwytaj sobie tych Magów, dokonaj zemstę, w co wątpię, by Ci się udało. - ale Seamus'a już tam nie było...
~ * ~
Zaczęło się ściemniać, a oni wciąż nie wpadli na żaden trop. Wiedzieli tylko, że zegar musi znajdować się w pobliżu opuszczonej drogi - nikt go nie zabrał, pod ziemię się zapaść nie mógł...Lucy trzymała się kurczowo za ramiona, próbując pozostawić w sobie choć trochę ciepła.
 - O-ostatni r-r-raz i-idę na ta-taką misj-misję... - zaświergotała, drżąc. Nie zastanawiając się dłużej, sięgnęła po jeden ze swoich srebrnych kluczy. - Otwórz się Bramo Zegara - Horologium! - została przykryta złocistym światłem, które przemieniło się w staroświecki zegar, za czasów nowożytnych.
 - Coś mi to przypomina. - mruknął ironicznie Natsu, wspominając tym samym jedno z pierwszych "zadań", przy jakim to Lucy mu towarzyszyła. Blondwłosa - skryta w zegarze, "ciepłym i przytulnym", walnęła tylko w szybę, ze zirytowanym wyrazem twarzy.
 - "Nie komentuj" - mówi.
~ * ~
Godzina...no właśnie, która? Drużyna Natsu przestała się już orientować w czasie - wiedzieli tylko tyle, że wyruszyli około szóstej, a trochę już idą. Horologium nie wiele pomogło - bowiem kiedy to chcieli spojrzeć na zegar, ten po prostu rozpłynął się w powietrzu, co najbardziej rozwścieczyło umierającą z zimna Lucy. Nie było już żadnych świateł - w takim stanie na pewno nie znajdą "skarbu". Dopiero, gdy rozległo się huczenie sów, a Happy ubzdurał sobie, iż coś rusza się w krzakach, wszyscy wspólnie rozporządzili postój na niewielkiej polanie. Ogień zdobyli głównie dzięki paru znalezionym na ścieżce belkom, podpalonym przez Natsu. I od tej pory każdy musiał znaleźć sobie jakieś w miarę wygodne i ciepłe miejsce na sen - Salamander i Gray mieli takie ułatwienie, że ich magie nie przyjmowały do siebie mrozu, a w rezultacie, dawały im tylko dodatkowe ciepło. Erza mogła przywrzeć po prostu jedną ze Zbroi, albo nawet normalne, codzienne ubranie, zaś Lucy musiała się pomęczyć kilka minut, by na nowo przywołać Horologium. W końcu skończyło się na tym, że wszyscy spokojnie zasnęli. Cisza w lesie przeszywana przez odgłosy tutejszych zwierząt była dziwnie kojąca...

Seamus siedział na drzewie, bacznie obserwując wrogich mu Magów. Zachichotał na tyle cicho, by ich nie obudzić, wymachując następnie złotym zegarem. Krótki błysk odkrył zakryte imię - jego imię. Błysk rozniósł się także na drużynie Wróżek...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
It's should be easy...Because this chapter is crazy! 

Witam, witam wszystkich. ^^ Jak mijają ferie? Moje niestety powoli dobiegają końca - bo w poniedziałek żywcem zmuszą mnie do powrotu w ten głupi koszmar, zwany szkołą. Nie tyle chodzi o naukę, co o klasę i inne jaśnie uszkodzone na rozumie towarzystwo, z jaką niestety muszę się uporać. Jeszcze półtorej roku...No ale dość o moim rozpaczaniu. ;-)

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział XIII

Pewien dom na wzgórzu - w nienaruszonym stanie od kilkunastu lat. A konkretniej od pożaru, który miał tu miejsce dokładnie piątego czerwca roku X771. Posiadłość, choć ma za sobą potężną pożogę, w której zginęła większa część rodziny, nie odniosła aż tak wielu zniszczeń, co zadziwiło większość miejscowych. Dwupiętrowy, ze średniej wielkości pokojami. Na wyższym poziomie brakowało paru ścian - także tam musiała rozpocząć się tragedia, która przekreśliła dalszy żywot rodziny. Dach, częściowo zniszczony, z którego opadały drewniane belki, tworzące go. Gdyby nie osmalone wnętrze i zrujnowane meble, byłaby to posiadłość zamożnej, szczęśliwej rodziny, ze ścianami w kolorze jasnego beżu i pięknym ogrodem. Dookoła niego znajdowała się neonowa, żółta taśma z czarnymi napisami, zabraniającymi wstępu do środka. Bowiem było tam niebezpiecznie - wszystko mogło się w jednej chwili zapaść. A przez dziurę, w której znajdowało się niegdyś okno, widać było sypialnię. Zdobiona strzępkami obrazków i zabawek, wyglądała na pokój dziecka.

W pobliżu kręciła się niebieskowłosa kobieta. Pod drzewem, z którego idealnie widziała ogród, spoczywała marmurowa płyta, wbita w mokrą od potężnego deszczu trawę. Pogoda idealnie pasowała do jej dzisiejszego humoru. Mimo, iż minęły już dwa tygodnie od śmierci Amandy, wciąż ciężko było jej się pogodzić z odejściem tej dziewczynki. Tym bardziej, że to właśnie ona ją zabiła...

Pozostawiła na płycie białą różę, narzucając jednocześnie kaptur, by uchronić się przed burzą. W dzieciństwie często przychodziła w to miejsce - sama. Tutaj mogła czuć się beztroskim dzieckiem, mogła być wolna. A owe róże rosły tu, jeszcze przed wypadkiem. Nie wiedzieć, czemu, po jej odejściu wszystkie dotychczasowe kwiaty zwiędły. Ale biała róża na zawsze pozostała "jej jedynym"... Przy nim czuła się spokojna, jakby nie miała tych demonicznych mocy od byłego Mistrza, ani swojej psychozy...bo tylko tak mogła to nazwać. Pokręciła nerwowo głową, zaciskając usta i oczy, by powstrzymać łzy, które i tak spłynęły po policzkach bladej twarzy. Torpid Nightmare po śmierci Amandy i Mistrza zostało rozwiązane. Seamus zniknął. Została sama. Całkowicie sama. I gdzie teraz się niby udać? Wszyscy znają ją, jako chorą zabójczynię, Maga Krwi, bezlitosnego. Nikt nawet jej nie poznał - a dlaczego to robiła? Zemsta naprawdę potrafi zrobić z człowieka potwora...

Rozdział XIII "I wszystko wraca do normy..."
W ciągu tygodnia, Fairy Tail zdążyło powrócić do normalnego funkcjonowania. Praktycznie wszyscy zapomnieli już o aferze z Torpid Nightmare, jak i niedoszłym odtworzeniu Bramy Jawy i Snu. Choć drużyna, która brała w tym udział - choć zachowywała się, jak każdego dnia w siedzibie - w dalszym ciągu odczuwała dziwny niepokój. Lucy siedziała teraz przy jednym ze stolików, przyglądając się bacznie medalionowi od Elyon. A konkretniej temu, czym Elyon "była" teraz - wisiorem, z którym blondwłosa nie rozstawała się od jego otrzymania. Nie wiedziała jeszcze, czy to służyło w jakiś konkretnych celach, czy miało oznaczać pamiątkę - ba, nie znała nawet odpowiedzi na to, dlaczego ona "umarła"...Wszystko wróciło do normy. Aż ciężko było w to uwierzyć. Tajemnicą pozostało także to, co stało się z kluczami do Bram Ryb i Wagi - zniknęły.
  - On Cię lluuubiii...
Obejrzała się za siebie, dostrzegając małego, niebieskiego kota, unoszącego się na śnieżnobiałych, niewielkich skrzydełkach. Happy, bo tak ma na imię, śmiał się, trzymając łapki przy ustach - choć i tak słyszała go większość zgromadzonych najbliżej Maga.
 - Nie wiem, o czym znowu mówisz... - rzuciła Lucy, ignorując Exceed'a i nerwowo popijając napój z kufla, wcześniej spoczywającego na stole. Happy ponownie zaniósł się donośnym śmiechem, przysiadając na blacie, już bez skrzydeł.
 - Natsu Cię lluuu...
 - Co!? - w nagłym odruchu, wypluła przed siebie pitą zawartość kufla. Poczuła, że na jej policzkach pojawiają się rumieńce, a na ten widok, kot upadł na ziemię i zaczął turlać się po podłodze. - Naprawdę nie widzę powodów, byś tak sugerował...To przyjaciel.
 - Martwił się o Ciebie, dopiero teraz mi to wyśpiewał, musiało coś...
 - Zamknij się. - warknęła, przerywając mu w końcówce i ruszając do wyjścia z budynku. Zatrzymała się, dostrzegając wchodzącego do środka, niskiego starca. Mistrz Makarov, szczęśliwszy, niż zazwyczaj, a za nim najsilniejszy członek gildii, Gildarts. Odsunęła się na bok, a wszyscy powstali z miejsc. Czekali na wieści, odnośnie ich dawnej siedziby.
 - Mam złe wieści... - zaczął Dreyal, spuszczając wzrok na dół. Odpowiedź nasuwała się sama: nie udało się. Budynek w centrum Mangolii, stanowiący niegdyś "dom" całej gildii, zostanie sprzedany komuś innemu. Z pełnym szacunkiem, ale w małej tawernie nie wiele będą mogli zdziałać, zwłaszcza, że Fairy Tail musi odzyskać dobre imię. Smutek ustąpił radości, gdy Makarov wypowiedział kolejne słowa. - ...musicie przerwać swoje obecne zajęcia, nie ważne, jak potrzebne. Przenosimy się do dawnej kwatery!
Radości nie było końca. Magowie - choć w rzeczywistości nie wiedzieli, co powinni teraz powiedzieć, jak zareagować - wiwatowali na cześć gildii, mistrza i wszystkich. A gdy szli wszyscy przez ulice Mangolii, a mieszkańcy obserwowali ich z niebywałym zdziwieniem, wiadome było, że Fairy Tail naprawdę powraca. 
~ * ~
W lesie, pomiędzy drzewami, leżała dziewczyna. Popołudniowe słońce odbijało się w jej szeroko otwartych, niebieskich oczach. Teraz wyglądała tak łagodnie, niewinnie...Szkoda, że prawda była zupełnie inna. Wypoczywała teraz, wśród kolorowych liści - w końcu zbliżała się jesień. Oparła głowę o prawą dłoń, zaś tą, która powinna być lewa, położyła na brzuchu. Powstała jednak z tej wygodnej pozycji, słysząc szelest. Szelest człowieka.
 - Zaczyna się. - przywarła do jednego z drzew, próbując obserwować swobodnie potrzebny obiekt. Nastolatka, o czarnych, rozpuszczonych włosach i błękitnych oczach. Bladej cerze, przy nosie porośniętej ledwie widocznymi piegami. W dżinsach, czarnym topie i zrobionej z jasnego materiału kurtce wyglądała na mniej-więcej szesnaście lat. Gdy zbliżyła się na tyle blisko kryjówki Mary, poczuła silne kopnięcie w brzuch, a potem uderzenie pięścią w głowę. Wzruszyła ramionami. - Zbyt proste.
~ * ~
Oczywiście radosna atmosfera nie udzielała się Wróżkom w momencie, w którym okazało się, że - zanim zaczną się bawić na nowo - czeka ich mnóstwo sprzątania. Kurz osiadł się dosłownie wszędzie - na barze, scenie, stolikach...Biblioteka, nietknięta od lat, pozbawiona kilku wzorów, zabranych do mniejszej biblioteczki w tawernie. Levy niosła je teraz ze sobą - oczywiście posiadając asystę w postaci Jet'a i Droy'a. Nawet Gajeel trochę pomógł, teraz już cały i zdrowy, jakby walka z Marą nigdy się nie wydarzyła. Po przeszło dwóch godzinach, budynek lśnił czystością - teraz to wszyscy wesoło rozmawiali, wsłuchując się także w występ Miry.
 - Jak za starych, dobrych czasów. - odparł Natsu, rozsiadając się na drewnianej ławce i zakładając ręce za głowę. Cały "luksus" tej sytuacji trwałby, gdyby nie przypadkowe szturchnięcie chłopaka przez Gray'a. A potem wszystko samo się zaczęło, aż nagle cała męska część gildii brała udział w pojedynku o nic.
 - Masz rację, Natsu. - Erza powstała z miejsca, odgarniając do tyłu burzę prostych, czerwonych włosów - Jak za starych... - wokół niej rozbłysło światło, przemieniając zbroję na postać skórzanego kostiumu, z dołączonym batem oraz sztyletem - ...dobrych... - błysk w jej oczach i złośliwy uśmiech wstrzymały kilku Magów - ...czasów! - i nikt nie zauważył, jak dosłownie wskoczyła w tłum. Nie minęła chwila, a dało się usłyszeć dziwne krzyki.
 - Mogli się wstrzymać...nawet Erza walczy... - Happy śmiał się wesoło, lewitując nad blond czupryną Lucy. Mirajane zajęła jedno ze zwolnionych miejsc, odstawiając srebrną tacę.
 - A może pójdziecie na jakąś misję? Dzisiaj przyszło kilka dość dobrze opłacalnych...
~ * ~
Dziwnie jest być w cudzym ciele...
Znaczy, nie dosłownie - Marze po prostu się poszczęściło, że znała przynajmniej postawy transformacji. W ten sposób przypominała tamtą dziewczynę, głos i strój - który sama jej ukradła, gdy była nieprzytomna - nie miały znaczenia. Na Seamus'a nie ma już co liczyć - właściwie, to nie wie nawet, co się z nim dzieje. Zniknął po wydarzeniach z Bramą.
 - Tam jest!
Zdziwiona tym nagłym głosem, odwróciła się za siebie. Grupa uzbrojonych rycerzy, gotowa do walki. Jak mogli ją wykryć? Przecież ma "przebranie", nie powinni jej nawet poznać...A może znaleźli ciało tej, dzięki której w ogóle może mieć tą postać?
 - Mirando, nic Ci nie jest? - zdziwiła się, jednak mimo wszystko, przytaknęła - Wiesz przecież, że ojciec kazał Ci zostać w domu... - no ładnie. Właśnie zabiła córkę kogoś wpływowego i teraz musi ją udawać...chociaż może to dla niej lepiej? Uśmiechnęła się w swój ulubiony sposób, choć straże wydawały się tego nie zauważyć. - Powinniśmy wracać...Mishima spodziewa się gości - Magów. Powinni wkrótce przybyć...
~ * ~
 - Tak w ogóle, to dokąd tym razem idziemy?
Gdy atmosfera w gildii nieco się rozluźniła, a Mirajane powiedziała drużynie o swojej propozycji, Natsu - przygotowany do walki, która rzekomo nastąpi - pochwycił za pierwsze-lepsze zadanie. Erza spojrzała na białą kartkę, zdobioną czarnymi kwiatami, przy których elegancką czcionką spisany był tekst.
 Zaginiony relikt
Poszukiwany jest zagubiony relikt rodziny Mishima - złoty zegar, zdobiony imieniem "Miranda" oraz drugim, jednak niewidocznym. Gwarantowana nagroda wynosi milion kryształów - Magowie, którzy podejmują się zadania, proszeni są wstawić się w rezydencji rodziny, w pobliżu miast Oak i Mangolia. 
 - Z tego wynika, że musimy coś odnaleźć. - stwierdziła, co nie było zbyt dużym zaskoczeniem. Większość misji, które teraz zdobiły tablicę polegała na szukaniu. Jedynym pocieszeniem było całkiem wysokie wynagrodzenie, z czego najbardziej ucieszyła się właśnie Lucy. Z wiadomych powodów.
 - Ciekawe, że na tym całym zegarze jedno imię jest zakryte... - odparł w końcu Gray, który - o dziwo - jeszcze nie pozbył się koszuli, czy też spodni. Nikt nie zaprotestował. I choć większa akcja mogła być przewidywalna...nikt nie wiedział, że ukryty wróg właśnie teraz jest na czyimś miejscu. I oczekuje, aż grupa Magów z Fairy Tail stanie przed nim, myśląc, że jest przyjacielem...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ten rozdział jest prequelem! 

I jak mijają ferie? :3 Mi osobiście nie idzie tak źle. Pierwsze trzy dni spędziłam w Poznaniu - i byłam przy okazji na Hobbicie, z czego w pamięć zapadła mi piosenka Far over the misty Mountains cold - prawie tak samo, jak ta z Harry'ego Potter'a, ale to szczegół. :3 Co do fabuły opowiadania, ciągle szykują mi się na myśl różne zmiany, a to wszystko trzeba poukładać w myślach...Także zaczęłam od jakiegoś czasu pisać one-shot'y, związane z uniwersum anime / mangi. Na chwilę obecną mam ich pięć, zaczynam pisać szósty - a mam jeszcze więcej pomysłów. ;o Zrobię także w najbliższym czasie ankietę, czy mam je tu co jakiś czas publikować. Są to głównie wizje przeszłości niektórych postaci, coś na temat paringów (choć w moim wykonaniu to nie wychodzi aż tak romantycznie, w końcu to Fairy Tail'owe dzieła z mojej ręki ^^), a nawet mam wizję na kolejne opowiadanie. Z tym, że wpierw skończyłabym to, a "nowe" nie byłoby nic, a nic związane z tutejszymi wydarzeniami. Albo miałyby...ale te nie byłyby już tak ważne i każdy wątek musiałabym zakończyć, by przejść dalej. 

To tyle, jeżeli chodzi o moje myśli, względem pisania FanFiction. Do następnego! :3

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział XII

 Rozdział XII "Koniec nocnego koszmaru"
Gray wbiegł do pomieszczenia z Bramą, jako pierwszy. Natsu klęczał przy kręgu, w którym wcześniej znajdowała się Lucy. Oszołomiony tym widokiem podszedł bliżej. Zniknęła Lucy. A wraz z nią dwanaście kluczy. Erza, Mirajane, Freed i Levy, wraz z Jellal'em i Ultear dołączyli do nich. Wypytywali, co się stało...ale odpowiedzi nie uzyskali. Nikogo też nie obchodziły słowa Juvii, ciągnącej ze sobą nieprzytomną Meredy, że Amanda prawdopodobnie zmarła. Mistrz Torpid Nightmare z uśmiechem przyglądał się bramie.
 - Mój czas nadszedł...jeszcze tylko jedna osoba... - zimne spojrzenie jego oczu spoczęło na Zeref'ie. Podszedł i bez trudu podniósł czarnoksiężnika. - Część Twojej potęgi już mam...teraz zdobędę resztę. - po wypowiedzeniu tych słów wrzucił bruneta prosto w gwiezdny portal - Teraz tylko czekać... - wydyszał, wchodząc do kręgu. Zamarł, niczym zamrożony. Jakby uszło z niego życie, które powoli powracało za względem dwunastu złotych lin, połączonych z bramą.
 - I co teraz zrobimy!? - wrzasnął Natsu, powstając - Ty coś wiesz... - odezwał się do Elyon, leżącej i łkającej. Była praktycznie cieniem dawnej siebie - w postrzępionych ubraniach, pełna otwartych ran, z czego część została już na zawsze. - Wiesz, jak to zatrzymać!?
 - W-wiem...A-ale...S-Sea-mus... - wskazała palcem w miejsce, w którym leżał brunet. Teraz go nie było. - O-oni uciekli...nikt się nie... - zamknęła oczy. I nie odezwała się więcej. Mira podeszła do niej i sprawdziła puls. Odetchnęła z ulgą, mówiąc, że żyje.
 - Mistrz Romeo wspomniał, że Bramę może zniszczyć Załamanie Otchłani. - stwierdził Freed, krzyżując ręce - Ale nikt z obecnych tutaj nie użyje sam tego zaklęcia...i tak jest zakazane.
 - Ty... - mruknął Natsu, podchodząc do Jellal'a i chwytając go za kołnierz - Ty możesz go użyć!
 - Puść go! - Erza natychmiastowo odepchnęła Salamandra od przyjaciela z Wieży Niebios - Jellal go nie użyje! Nikt go nie użyje, musimy znaleźć inny sposób! - Fermandes zdziwił się, widząc, jak Tytania go broni. Wyrządził jej przecież tyle złego...czyżby mu wybaczyła?
 - A co, zamierzasz kogoś stąd poświęcić!? - wrzasnął jej prosto w twarz - Możliwe, że Lucy tutaj umrze!
~ * ~
Stała na wodzie - myślała, że zaraz zatopi się w niej, pod ciężarem, tak się jednak nie stało. Woda ta przypominała bardziej rozgwieżdżone niebo kosmosu. Ten efekt odbijał się od prawdziwego nieba, wokół niej.
 - Gdzie ja jestem? - spytała cicho, choć nie spodziewała się, by ktokolwiek udzielił jej teraz odpowiedzi. Przecież była tu całkiem sama...Nagle przed nią rozbłysło błękitne światło. A na jego miejscu stanęła wyniosła kobieta, o długich, niebieskich włosach, przypomina syrenę. - Aquarius!? - Lucy oddaliła się, nie zważając już na to, że najprawdopodobniej wkrótce się tu zapadnie. Gwiezdny Duch wyglądał spokojniej, niż wtedy, kiedy to jest przywoływana. Blondwłosa zaczęła rozglądać się za Scoprio. Były jednak tylko one.
 - Normalnie już dawno bym Cię utopiła w tej wodzie, choć teraz to przyniosłoby same niekorzyści dla Duchów, jak i Twojego sprawa. - odparła oschle, prychając pod nosem i odwracając wzrok. I to była ta stara, dobra Aquarius.  
 - Czy to ma związek z tą Bramą? - zastanowiła się przez moment. Czuła ból, swój i Gwiezdnych Duchów. Otworzyła ją... - Co ja zrobiłam!?
 - Twoja szlachetność wobec nas jest imponująca, ale... - w tym momencie Nosicielka Wody powróciła do swojej poprzedniej osobowości i ze złością cisnęła w właścicielkę strumieniem wody - Sprowadziłaś zagładę na nas wszystkich! - dokończyła krzykiem, zachowując spokój po "zemście". Lucy otrzepała mokre ubranie.
 - Można to jakoś zatrzymać? - Aquarius machnęła głową, krzyżując ręce na piersiach. Jakby wszystko to było jej obojętne.
 - Jedyni, którzy mogą odmienić Twoją obecną sytuację, to Twoi przyjaciele z Ziemi. My niestety jesteśmy w tym samym położeniu, co Ty... - nim Mag zdążył zareagować, Aquarius rozpłynęła się w powietrzu. Lucy poczuła, że jej stopy zatopiły się w wodzie. Rozumiała...im bliżej do zwycięstwa Mistrza, tym ona głębiej tonie. A wtedy co z nią będzie? Umrze. Utopi się w tym dziwnym basenie, jeżeli można to tak nazwać.
~ * ~
- Nie możemy tak stać i nic nie robić!
W komnacie Bramy panowała niezręczna cisza. Przerywały ją jęki zdenerwowania Smoczego Zabójcy, uderzającego pięściami w ceglaną ścianę. Inni milczeli. Każdy z nich myślał teraz nad tym, jak uratować ich przyjaciółkę - uwięzioną w Bramie i dosłownie czekającą na śmierć. Natsu nie wytrzymał. Zrobił kilka kroków w kierunku kręgu, chciał wyszarpnąć stamtąd tego idiotę, który skrzywdził ich gildię...ale ktoś go powstrzymał. To Elyon ocknęła się i odzyskała siły, by uratować w porę Salamandra.
 - Wyciągając go, tylko byś pogorszył sytuację. - powiedziała piskliwie i słabo - Włożyłby wtedy więcej zaangażowania...a wszystko poszłoby szybciej, Lucy by nie było w mgnieniu oka. Mam pewien pomysł... - trzęsąc się i uważając na zranione miejsca, chwyciła połamaną na wpół kredę. Zaczęła malować kilka nieznanych nikomu - nawet Freed'owi i Levy - znaków. - Nikt z was nie musi się poświęcać. - dodała na koniec, ostatni raz rozglądając się po zmartwionych twarzach - Wiem, co zrobić, by go powstrzymać.
~ * ~
Minuty dłużyły się w nieskończoność. Wciąż się bała, że - choć póki co zapada się w żółwim tempie - nagle coś szarpie ją od dołu i wciągnie na samo dno gwiezdnego basenu. Trochę czasu minęło od objawienia się Aquarius. Więc to naprawdę koniec? Zginie ot tak, a Torpid Nigthmare wygra? Już widziała tą straszną czwórkę, triumfującą nad klęską Wróżek...Miała tyle marzeń. Wszystko legło w gruzach. Marzenia jej przyjaciół też w nich skończą. Nie zdążyła tylu rzeczy zrobić...Nawet nie zdała się na głupią odwagę, by powiedzieć mu, co czuje. Miała przed sobą ten uśmiech...który ją zawsze rozbrajał, nawet gdy była na niego naprawdę wkurzona...Te przyjazne, czarne oczy i wiecznie roztarganą, różową czuprynę. Łza smutku spłynęła po jej policzku, z krótkim chlupnięciem wpadając do wody. I wtedy stało się coś. Woda, w której odbijało się światło gwiazd, rozbłysła. Lucy poczuła, jak coś unosi ją do góry. Znów stała, nie zanurzona. Basen przemienił się w kryształową podłogę. Gwieździste niebo częściowo przysłonił sufit, podobny do tych w planetariach, podtrzymywany przez stojące dookoła, srebrne filary. Niebo wciąż było widoczne. Wokół niej pojawiły się ułożone w idealne koło złote klucze - dwanaście. Kolejne przebłyski utworzyły podobne do ludzi stworzenia. Pierwsza objawiła się Aquarius - uśmiechała się teraz ciepło i przyjaźnie, już nie złowrogo. Były też dwa inne Gwiezdne Duchy, które posiadała od początku praktykowania Magii - Taurus, wpatrujący się w nią, jak w ósmy cud świata i Cancer, w "modnej" pozie, z nożyczkami w dłoniach. Obok Virgo, w swoim tradycyjnym stroju pokojówki, z kajdankami na nadgarstkach kłoniła się w jej stronę. Poważny, jak zawsze Sagittarius i Leo, puszczający do niej oczko. Kuląca się przy nim nieśmiało Aries i Scorpio, przytulający do siebie rozpływającą się w niebiosach Aquarius. Był też Capricorn, kiwający głową na znak dumy, wraz z skaczącymi radośnie Gemini. Spostrzegła także trójkę nieznanych jej Duchów - kobietę i młodszego od niej chłopaka, Pisces, przy których lewitowała Libra, z trzymanymi dwoma wagami. Lucy zdumiała się na ten widok.
 - Co się stało? - podeszła do Loki'ego, który odgarnął na bok rudawą grzywkę - Aquarius mówiła, że nic nie możemy zrobić...więc jak to możliwe...
 - Wygląda na to, że Twoi przyjaciele znaleźli sposób. - odpowiedział, przerywając jej w zdaniu. Blondwłosa uśmiechnęła się, mimo wszystko. - Poza tym, wiara w marzenia powoduje w nas największe zmiany... - dodał, nieco filozoficznie. Mimo to, Heartfilia gestem zebrała wszystkie Duchy i przytuliła je do siebie.
 - Kocham was... - szepnęła, czując, jak przemienia się w złoty pył, wraz z nimi. W tym uścisku wszyscy zniknęli z gwiezdnej komnaty...
~ * ~
Elyon w skupieniu kończyła staranne rysowanie kręgu, wokół tego, w którym znajdował się Mistrz. Natsu - coraz bardziej zniecierpliwiony oczekiwaniem - próbował przerwać jej czynność, jasnowłosa mimo to, kontynuowała, odsuwając "ciekawskich" machnięciem dłoni. W końcu jednak wyprostowała się, odrzucając zmniejszoną o połowę kredę za siebie. Krąg, choć ledwie widoczny i słaby, zadziałał - błękitny błysk w sekundę objął całą bramę, wraz ze srebrnowłosym wrogiem. Mężczyzna zawył z bólu, upadając na ziemię. Brama stała się srebrna.
 - Coś za łatwo nam poszło... - powiedział Gray, przyglądając się nieprzytomnemu mężczyźnie. Wystarczyło namalować tylko jeden krąg, by pozbyć się całego zła? Salamander natarczywie krążył dookoła komnaty, a odgłos jego kroków odbijał się przez ściany.
 - Gdzie jest Lucy... - podszedł do budzącego się Mistrza, podnosząc go za kołnierz do góry - Gdzie jest Lucy!? - powtórzył wrzaskiem. Nikt go nie powstrzymywał, bo po blondwłosej nie było śladu. Wróg tylko uśmiechnął się cynicznie ostatkami sił. Oddychał ciężko i nierówno.
 - Twój koleżka miał rację... - syknął, dysząc - Chyba nie myślałeś, że wystarczy użyć tego niedoświadczonego bachora, by naznaczył krąg...Każde zaprzestanie zaklęcia potrzebuje ofiary. To jest cena, którą właśnie płaci Twoja...
 - Zabiję Cię! - rzucił nim z całej siły o ścianę. I prawdopodobnie zrobiłby coś znacznie gorszego - jego oczy, pięści...on cały płonął teraz w żywym ogniu, który jednak nie robił mu krzywdy. Od mordu powstrzymała go tylko Erza, podbiegając do przyjaciela i chwytając jego dłoń.
 - Zabicie go niczego nie rozwiąże...na pewno istnieje jakiś sposób, by uratować Lucy... - najpierw patrzyła na rozwścieczoną twarz Natsu. Nienawiść w jego czarnych oczach. A potem...na to, co się pojawiało przy Bramie, na nowo w złotych promieniach. Kilkanaście dziwnych cieni, o różnych kształtach. Różowowłosy także to dostrzegł. Razem z Tytanią odsunął się do reszty. Potężny podmuch wiatru zawiał w komnacie. Natsu i Gray przystanęli, gotowi do obrony przyjaciół. Erza i Jellal tak samo. Mirajane przytuliła się do Freed'a, jakby w obawie, że to, co się właśnie dzieje, obróci się przeciwko nim. Sam Mag jakoś specjalnie nie protestował. Levy i Juvia, ostatkami sił schroniły się z tyłu, przytrzymując budzącą się Meredy. Ultear dołączyła do członka swojej gildii.

Dwanaście Duchów Złotych Kluczy Zodiaku objawiło się przed Mistrzem. Pierwszy raz malowało się na nim uczucie przerażenia.
 - Nie... - zamachał głową na znak niezgody - Nie! Nie powinniście powracać!
Duchy ustały wokół niego. Złapały się za ręce. Aquarius, Taurus, Cancer, Virgo, Leo, Aries, Scorpio, Gemini, Sagittarius, Capricorn, Pisces i Libra. Dwanaście Zodiaków. Złączeni w dłoniach, unieśli się stopień wyżej, w tajemniczej aurze. Pomieszczenie nie przypominało już opustoszałego, zamkowego lochu. Teraz był to Wszechświat, pełen różnokolorowych gwiazd. Wszyscy wiedzieli, co to oznacza.
 - Uranometria... - szepnął.
Zajrzyj w niebiosa, otwórz je na oścież...
Poprzez poświatę wszystkich gwiazd na nieboskłonie,
Pozwól im siebie poznać, poprzez mnie...
  O Tetrabibliosie... 
Jam Ci, która gwiazdami włada...
  Uwolnij swą postać, swą wrogą bramę. 
Niech 88 znaków...
  Zabłyśnie  
URANOMETRIA!
Potężne światło oślepiło Mistrza. Z przerażeniem obserwował, jak leci prosto na niego...trafia go...a on pada w strzępkach szat, ze spływającą po ramionach i twarzy krwią. Duch Leo wystąpił na przód - z rękoma w kieszeniach i przeszywającym, zimnym spojrzeniem, skrytym za ozdobnymi okularami.
 - Jesteś niczym, jak zwykłym śmieciem...nie człowiekiem... - tylko tyle z siebie wydusił. Wysunął przed siebie prawą dłoń, tworząc magiczny krąg. Ślad po Mistrzu zaginął. Duchy także, jeden po drugim znikały, aż pozostały wspomnieniem. Gdy sala na powrót stała się pusta, Brama również zaczęła się przemieniać. Przybrała kształt młodej dziewczyny. Dziewczyna ta delikatnie powstała, uśmiechając się wdzięcznie.
 - Lucy...
Brązowe oczy widziały teraz różowowłosego chłopaka. Łzy spływały po jego policzkach. Był szczęśliwy. I w chwili rzucił się w jej ramiona. Poczuł ulgę, jak nigdy dotąd. Bał się, że stracił ją na zawsze...że tamta gildia coś jej zrobi...skrzywdzi ją. A teraz Torpid Nightmare upadło. Mistrza nie było. Trójka Magów zniknęła. Fairy Tail wygrało...
 - Em...Natsu?
 - Tak, Lucy?
 - Możesz mnie puścić? Dusisz mnie... - Salamander w porę się opamiętał. A reszta obserwowała to, jak najpiękniejszy obrazek. Odsunął się nerwowo, drapiąc po głowie. Elyon zebrała w sobie resztkę sił i podeszła do pary. Choć wyglądała mizernie, w poniszczonej, białej sukience i z masą ran na ciele, wydawała się pogodna, jak wtedy, gdy pierwszy raz zawitała do Mangolii.
 - Dokonałaś tego, Lucy Heartfilio. - oznajmiła dumnym tonem, dojrzalszym, niż wcześniej. Blondwłosa niewiele z tego zrozumiała.
 - Elyon...co się z Tobą dzieje? - Luna uniosła się do góry, chwytając czarodziejkę za dłonie. Zaczęła zmieniać się w światło...znikające. - Elyon!
 - Nie martw się...nie umieram. - szepnęła, przekrzywiając głowę na prawy bok - Leo opowiadał o tym milion razy...Szczerze mówiąc, śmiesznie wyglądały jego ucieczki przed Tobą, gdy Cię poznał...
 - Ale...skąd Ty...
 - Kiedyś poznasz ten sekret. - przerwała jej, rozpływając się w powietrzu. W powietrzu objawił się srebrny medalion, z kamieniem szafiru. Lucy zdziwiona, podniosła go, gdy upadł z brzdękiem na ziemię. Usłyszała w głowie kolejne słowa Elyon i rozpromieniła się. "Kiedyś, Lucy...kiedyś ta moc może uratować Ci życie..."
 - Powinniśmy wracać. - westchnęła Mirajane, gdy Lucy nałożyła medalion na siebie. Grupa, niczym prawdziwi przyjaciele, opuściła podziemia tawerny.
~ * ~
Pociąg do Mangolii jechał spokojną nocą. Mieli szczęście, że trafili na taki - inaczej musieliby spędzić te przeklęte osiem godzin w Heiwie, której mieli już serdecznie dość. Mirajane, Freed i Levy zajęli oddzielny wagon - nie chcieli przeszkadzać zmęczonym po tym wieczorze Magom. Jellal, Ultear i Meredy poszli w swoją stronę. Według swojej opowieści, zostali teraz niezależną gildią - Crime Sorciere. W ciągu tych siedmiu lat zlikwidowali już wiele nielegalnych organizacji, dążą nawet do zniszczenia Zeref'a - sami jednak nie zgłosili się do Rady ze swoją gildią. Bowiem Jellal to wciąż uciekinier, a dwie czarodziejki z Grimore Heart nie mają zbyt dobrej reputacji w świetle prawa. Erza zaproponowała im, by wrócili z nimi do Fairy Tail - ale oczywiście postąpili inaczej. Także niebieskowłosy ją unikał.

Śniła teraz o nim. Natsu, zwijający się z bólu i nudności na podłodze przedziału, nie zważał na otaczających go ludzi. Juvia spała na kolanach Gray'a, już z opatrzonymi ranami - o dziwo, pozwolił jej na ten "przywilej", powoli głaskając po włosach...przez sen. Bo sam był dość zmęczony przez tyle wrażeń. Jedyną osobą, myślącą teraz trzeźwo, była Lucy. Obserwowała przez otwarte okno gwiazdy - lśniły bardziej, niż zazwyczaj. Prawą dłonią opierała się o policzek, a w lewej ściskała medalion z szafirem...A gdzieś tam z góry, dwanaście konstelacji obserwowało ją. A wśród nich drobna dziewczyna, o platynowych włosach, w białej, jak śnieg sukni.
 - Wierzymy w Ciebie, Lucy...
~ * ~
Nie tylko ona obserwowała teraz niebo. Wysoka kobieta, o niebieskich oczach i włosach, puszczonych luźno siedziała na wzgórzu. Płakała. Lewą dłoń miała zabandażowaną. I dostrzegła spadającą gwiazdę...Pomyślała życzenie...
"Niech wszystko będzie, jak dawniej...Niech moja rodzina do mnie powróci..."
Choć wiedziała, że spełnienie tego życzenia jest niemożliwe...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Another One!

Witam, witam po "długiej" przerwie - zaiste teraz mam ferie, a jutro jade na cztery dni do Poznania, tak się chciałam pochwalić. Cóż, rozdział ten kończy I część sagi Torpid Nightmare. Postanowiłam, iż będzie podzielona na takowe trzy - z czego II jest dość krótka, III tak samo - ale za to z długimi rozdziałami. I będzie w niej dużo walk, tak dodam. Ostatnio polubiłam pisanie takich scen, może dlatego, że oglądałam wczoraj Thor'a. ._. W każdym razie postaram się dodać XIII rozdział, jak najszybciej. 

Wyżsi Rangą