czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział XV

Rozdział XV "Z przeszłości"
Błękitna droga, ułożona z miliarda świateł rozchodziła się do czterech Bram, różnych barw. Przestrzeń wypełniało kosmiczne niebo - niebo Wszechświata. Lucy obudziła się, jako pierwsza - to właśnie jej była znana najlepiej owa sceneria. Pytanie tylko: co tu robili? Zerknęła na swój strój. Nie był to ten sam, który miała na sobie w lesie - teraz składał się z granatowej sukni, sięgającej za kolana. Dół był falbaniasty, zaś góra o ton jaśniejsza, zdobiona złotymi symbolami. Biały kołnierz ściśnięty był ciemnym krawatem. Także jasne rajstopy zastąpiły niebieskie podkolanówki z białymi falbanami. Włosy nie były już rozpuszczone - związane w dwie kitki, niebieskimi gumkami. Taki strój był jednym z tych, które często "pożyczała" ze świata Gwiezdnych Duchów. Jednak ta droga różniła się - sam klimat był...inny. Lada moment przebudzili się Natsu i Happy - Salamander wrzasnął na widok pomarańczowych spodni z podwiniętymi nogawkami i kamizelki w barwach, co suknia Lucy, z różnicą białego paska, obwiniętego wokół talii. Uspokoił się, widząc, że szalik Igneel'a pozostawał na swoim miejscu. Swoim krzykiem obudził jednak Gray'a - w szmaragdowej szacie - który natychmiastowo wstrzął kolejną kłótnię. Uspokoiła ich dopiero Erza - w zielonej sukni, z włosami związanymi w wysoką kitkę białą kokardą.
 - Uspokójcie się, nie wiemy nawet, gdzie jesteśmy. - choć brzmiało to w jej ustach spokojnie, Magowie trzęśli się ze strachu, chowając za Lucy. Happy przyglądał się, jak zaczarowany czterem ścieżkom.
 - Co one oznaczają? - spytał cicho, zamierzając aktywować Aerę i czym prędzej podlecieć do Natsu. Magia jednak nie działała. - Co się dzieje? - spróbował wznieść się jeszcze raz. Lucy wyjęła jeden z kluczy, chcąc przyzwać któregoś ducha. Erza próbowała podmienić zbroję, a Natsu i Gray wytworzyć dowolny efekt swojego żywiołu. Nic.
 - Czy to możliwe... - Gray natychmiastowo odrzucił pomysł, który przyszedł mu na myśl. W świecie Edolas także nie ma magii. Tyle, że tamta kraina wygląda dokładnie tak, jak ziemia. Erza najwyraźniej domyśliła się, co chciał powiedzieć. Pokręciła w geście przeczenia głową.
 - Myślę, że powinniśmy się rozdzielić...
 - Co!? - pomysł Tytanii nie przypadł do gustu praktycznie nikomu. Zwłaszcza Lucy. W końcu nie wiedzą, gdzie są, tutaj wszystko jest możliwe. Ostatecznie jednak musieli poprzestać na ten pomysł. Każdy poszedł w swoją stronę.
~ * ~
Nie wiedziała, co mogłaby robić w tym durnym pałacyku - zobaczyła dosłownie każdy jego kąt. Słudzy - choć na jej zawołanie - zachowywali się tak, jakby nie istniała. W dodatku te wkurzające sukienki...Nie dziwiła się tej całej Mirandzie, że chciała uciec z tego miejsca. Leżała na łożu z seledynową pościelą, opierając głowę o niewiarygodnie wygodne, jasnoróżowe poduszki ze złotymi nitkami. Ściany - białe, przykrywane w niektórych miejscach ciemnozielonymi firanami - poobwieszane były szkicami, a po zrobionej jakby z kryształu podłodze walały się pozostałości po ostatniej sukience, pozbawionej dołu oraz rękawów. Stęskniła się za swoim kostiumem za czasów Torpid Nightmare. Choć gildia ta została zapomniana tak szybko, jak zyskała tytuł jednej z potężniejszych, wciąż miała na swoim udzie niebieski symbol. Kiedy chowała Amandę, nie pozbawiła jej przynależności. Seamus zaś stał się już niezależnym Magiem. Spodziewała się, że wkrótce przyjdzie. I miała rację...Około północy usłyszała pukanie do szyby, stanowiącej drzwiczki na balkon. Powstała, otrzepując niezwykle niewygodną koszulę nocną i wychodząc na zewnątrz. Seamus w najlepsze siedział na dachu, wymachując złotym zegarkiem. Dwa imiona: Miranda oraz to należące do niego.
 - Nigdy nie mówiłeś, że jesteś "szlachcicem". - prychnęła przy ostatnim słowie. Ten dom nawet nie wyglądał na pałac, bo jego większa część była niedbała, a gdy straże tamtego dnia wprowadzali ją przez bramę, pomyślała, że to niedorobiona rezydencja. W każdym razie, nie odpowiedział na tę pogardę. - No więc? Co z nimi zrobiłeś?
 - Wiedziałaś, że "Twój tatuś" ma w podziemiach dość spory skład Animy? - odrzucił na twarz czarną grzywę, zakrywając szkaradną bliznę - Starczy akurat na jedną teleportację. W Edolas wiadomo nie można używać magii, a Ci Magowie z Fairy Tail tylko nam przeszkodzą.
 - Więc chcesz ich tam wysłać...? - w jednej sekundzie uleciała z niej cała pewność siebie. Więc to on prowadzi teraz tą "grę"? Dobrze. - Do czego jestem Ci potrzebna?
 - Umiesz odczytywać starożytne pisma, co nie? - zeskoczył z dachu, w równej pozycji lądując na balkonie. Zaczął spacerować dookoła. - Otóż ten zegar ma w sobie pewną tajemnicę. Inskrypcję, jak zyskać potęgę. Władzę absolutną...moc potężniejszą od samego Zeref'a...Domyślasz się, o czym mówię?
 - Owszem. - odpowiedziała, spoglądając w dół. Straży jeszcze nie było. Miała moment ulgi na przemienienie się w swoją dawną pozycję. Kruczoczarne, proste włosy nagle stały się pofalowane i niebieskie, zaś twarz zmieniła swoje rysy na znacznie łagodniejsze. Zniknęły piegi, a oczy powróciły do pierwotnego odcienia. - Ale ja też chcę tą potęgę.
 - Jeżeli będzie to możliwe... - zniknął, ale w powietrzu wciąż unosił się jego złowrogi śmiech. Wiedziała, co robić. Zerknęła jeszcze raz na dach. Przywiązana tam czwórka śpiących Wróżek. Przy blondwłosej leżała niewielka kartka papieru. Podskoczyła, żeby ją chwycić i przeczytać.

Zaprowadź ich do tego siedliska Animy i spraw, by znaleźli się poza terenem naszego świata. Nie zdążą zapewne wrócić przed rozpoczęciem planu. ~ S.
 
~ * ~
Brama Lucy - o ciemnoszarej barwie, przeszywana błyskawicami - nie sprawiała pozytywnego wrażenia. Kto wie, gdzie ją przeniesie? Rozejrzała się za siebie. Pozostałe przejścia zniknęły, odwrotu już nie było. Wyciągnęła rękę przed siebie. Przeniosła ją na drugą stronę. Wciągnęło ją. Przestrzeń, w której lewitowała, była taka sama. Jakby znajdowała się w samym środku burzy. Dopiero po paru minutach przyśpieszyła. Niczym kometa, leciała w kierunku wysepki na morzu. Znajdowało się na niej coś. Jakiś budynek...niedokończony...Pełno straży. Ludzi, przykutych łańcuchami. Pojawiła się w środku. Zwolniła, kierując się do lochów. Zaczęła słyszeć szepty, należące do dzieci. Było ich sześcioro. Jedna to dziewczynka, o szkarłatnych, krótkich włosach. W białej, podartej sukience sprawiała wrażenie kruchej i bezbronnej.
 - Erza? - chciała ją chwycić za ramię, lecz jej dłoń przeszła przez dziecko. Zrozumiała. To był kadr z przeszłości, a ona nic w nim nie znaczy. Pozostała piątka musiała być wtedy w jej wieku. Najbliżej niej siedział niebieskowłosy chłopiec, z tajemniczym znamieniem pod okiem. Rozpoznała w nim Jellal'a, musiał być jeszcze przed "opętaniem". W kącie zaś siedziała dwójka przedstawicieli tej samej płci, oboje bruneci. Ostatnia była dziewczynka, wyglądem przypominająca trochę kota.
 - Nazwiemy Cię Scarlet. Jak Twoje włosy. - Jellal uśmiechnął się szczerze, co Erza także odwzajemniła. Lucy wzruszyła się na ten widok. Wtedy wszystko było na swój sposób inne...Usiadła pod jedną ze ścian, przyglądając się Wally'emu i Simon'owi, bo to za pewne były ich postacie. Ten drugi wyglądał na przygnębionego. - Dobra, słuchajcie. - Jellal powstał z miejsca, wkraczając na środek sali. Każdy wydawał się być zainteresowany tym, co ma do powiedzenia. Nawet starzec, opierający się o ścianę w kącie celi uniósł głowę, by poznać wiadomość znacznie młodszego od siebie chłopaka. Sama Lucy zainteresowała się tym nagłym kadrem z przeszłości. - Musimy się stąd wydostać...nie mamy zbyt wiele czasu. Budowa Wieży rozpoczęła się w najlepsze, a my jesteśmy jej częścią. Co się stanie, jak skończymy? Umrzemy. I tak wszyscy nas zabiją, bo byliśmy tylko niepotrzebnymi pionkami. Ale jeżeli będziemy współpracować...na pewno ocalejemy.
 - Mam pomysł! - z cienia wypełznął chłopiec o stojących, jasnych włosach i ciemnej karnacji. Lucy przypomniała sobie jedną z opowieści Erzy, na krótko przed batalią na ukończonej już Wieży Niebios. I nagle kadr uległ zmianie. Teraz czarodziejka znajdowała się w potężnej sali. Spowijała ją całkowita ciemność, jedyne światło padało na coś w rodzaju drewnianego filaru. Wrota otworzyły się - ujrzała grupę opancerzonych w czarne zbroje strażników, ciągnących za sobą młodą Erzę. Nie słuchali jej błagań o wypuszczenie. Bez słowa przywiązali ją do filaru i zaczęli katować. Lucy odwróciła wzrok. Kadr się urwał.
~ * ~
Głowa chyba nigdy go aż tak nie bolała, jak teraz - dlaczego wybrał tą okrytą śniegiem i lodem Bramę, zamiast tamtej, pasującej bardziej do jego temperamentu? Zwłaszcza teren, na którym się znalazł nie wyglądał przyjaźnie - śnieżne zaspy znajdowały się praktycznie wszędzie, a te spadające w niesamowitym tempie płatki tylko utrudniały mu widoczność. Przechodząc przez śnieg, starał się dojść do jaskrawego obiektu, jakiś kilometr przed nim. Dostrzegł...ogień. A następnie domy. I ludzi, ginących w żywym ogniu. Jedynym ocalałym zdawał się być ledwie przytomny chłopiec o stojących we wszystkie strony, kruczoczarnych włosach. Płakał, obserwując jedną z chat. Natsu rozpoznał w nim Gray'a.

Obraz z przeszłości uległ zmianie - teraz widział coś na rodzaj jaskini. Młodszy Gray tam był - z przerażeniem obserwował, jak kobieta o krótkich, ciemnych włosach i tego samego koloru oczach używa dziwnego zaklęcia. Jedna z jej nóg zrobiona była z lodu. Przed nią znajdowało się potężne monstrum - i to tyle, ile widział, gdyż lód całkowicie go przykrył. Gray podniósł się do przodu, krzycząc imię kobiety. Ur.
 - Zapieczętuję Twoją ciemność... - to były jej ostatnie słowa. Zniknęła, przemieniając się w skorupę, okrywającą demona. Mały chłopiec zalał się łzami.
~ * ~
Otrzepała szmaragdową suknię. Upadek ten nie należał do najprzyjemniejszych - spodziewała się czegoś innego po Bramie pełną różowego puchu. Nie wybrała jej specjalnie - nikt nie wiedział, jaką drogą idzie. Ta, na którą trafiła, przywiodła ją na kamienną ścieżkę, z rozłożonymi po bokach żywopłotami. Droga dłużyła się przez kilkanaście metrów, by dojść do eleganckiego domu. Mimo, iż całość była wspaniała, dom ten sprawiał wrażenie ponurego. Na szczycie dachu wisiała wielkich rozmiarów, czarna flaga, a z oddali słyszała szloch dziecka. Tajemnicza siła pognała ją w tamtym kierunku - przez tajemniczy "labirynt" przelatywały świetliki. Idealny wieczór na spacer. Szloch stawał się coraz wyraźniejszy, aż ujrzała blondwłosą dziewczynkę, w czarnym płaszczu. Klęczała ze ściśniętymi w drobnej dłoni kwiatami przed kamiennym nagrobkiem. Erza ustanowiła się obok niej - i choć zdała sobie sprawę, że nie ma tu na nic wpływu...Przyjrzała się napisowi na kamieniu.

Layla Heartfilia
Gwiazda, która powróciła do Nieba.
* - 15 sierpnia X748  

-7 lipca X777  

~ * ~
Oczywiście, musiał trafić na las. Jakby nie miał ich już dzisiaj dość - nie, żeby miał coś przeciwko, jednak podróżowanie cały dzień w takiej scenerii, nawet spanie w niej, a teraz dojście do świata, gdzie las jest jego główną atrakcją. Była noc, jedyne odgłosy to szelest liści, przesuwanych przez niego, by mógł swobodnie iść oraz zwierzęta, buszujące w dalszych zakątkach. W końcu światło księżyca ukazało mu cień chłopca - choć było ciemno, mógł dostrzec rzucające się w oczy różowe, sterczące na każdą stronę włosy. 
 - Natsu!? - wrzasnął tak głośno, że mógłby ze spokojem wybudzić mieszkańców okolicznej wioski...jeżeli taka w ogóle była. Choć tamto dziecko mogło się w jego stronę obrócić. Ale żadnej reakcji. - Odezwij się do cholery! - krzyknął jeszcze głośniej. Wciąż nic. Zaciekawiony zaczął biec, zrywając z siebie szmaragdowy płaszcz. Natsu stał teraz, jak osłupiony, przyglądając się zbiorowi dziwnych skał. Przypominały trochę...gniazdo. 
 - Igneel? - opuścił niesione przez siebie owoce, rzucając się we wszystkie kąty kryjówki. Nawoływał to imię. Gray zrozumiał - to musiał być moment jego zaginięcia. W końcu Natsu klęczał na środku skalistej polany, wymawiając imię smoka tak głośno, że rozniosło się ono echem po lesie. Ptaki spoczywające na drzewach nerwowo wzbiły się w górę, by uciec od tajemniczego napastnika. Ciemnowłosemu pierwszy raz było żal jego rywala - choć tych "opowiadań" o Igneel'u miał po stokroć dość, teraz, gdy ujrzał to na własne oczy...Z rozmyślań wyrwała go dziwna kobieta przy skałach. Nie no, ja to mam "szczęście do kobiet" w takich wizjach..." pomyślał sarkastycznie. Tamta postać szybko znikneła, dostrzegł tylko elegacką, białą suknie i blond włosy, upięte w elegancki kok.
~ * ~ 
Ściskała w dłoni sznur, ciągnąc za sobą związaną grupę Magów z Fairy Tail. Schodziła teraz po schodach prowadzących w dół - nie zważała na to, czy czują ból, czy nie. Wiedziała tylko, że jeszcze chwilę pośpią, w tym czasie powinna zdążyć z planem. W końcu zaczęła iść marmurową dróżką. Sufit powstrzymywały stojące po bokach w równych rządkach filary. Całość spowijała całkowita ciemność, ledwie dotarła do kolejnych schodów - tym razem kilka metrów w górę. Jej oczom ukazał się widok niezwykły. Magia. Cały jej zbiór, tak spory, krył się w podziemiach marnego pałacyku. Starczy na jedną teleportacje!? Przecież mogłaby trochę jej zabrać dla siebie...albo to Seamus ma jeszcze swoje plany. Mniejsza. Nie ma zbyt wiele czasu, bo te elfy mogą obudzić się w każdej chwili, a to zrujnuje całe niezapowiedziane zadanie. 

Błękitna kula Lacrimy lewitowała wysoko w powietrzu, podtrzymywana przez cztery posągi. Każdy wyglądał tak samo - zrobiony z czarnego kamienia, przedstawiał Magów, w tradycyjnych szatach i tych śmiesznych, jak to je nazywała kapeluszach, z długimi brodami. Ich dłonie wyciągnięte były do przodu, w stronę owej Lacrimy, jakby to one ją podtrzymywały. Przyciągnęła do siebie ofiary - jeden z nich, o różowych włosach zaczął coś mamrotać. Nie ma wiele czasu. Zdecydowanym ruchem, używając całej siły, przerzuciła ich prosto w kulę. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 To tak, jak spodziewać się rozdziału, a dostać lewy sierpowy...

Na początku chciałabym podziękować Chan Lee, która wykonała ten oto cudny szablon na bloga. I to jej dedykuję ten rozdział oraz do końca stycznia (czyli do jutra xd) zwalniam z szantażowania. :3 Póki co główkuję nad tym, jak ma wyglądać kolejna saga - i mam już całkiem dobrze zarysowany pomysł. ;>  

2 komentarze:

  1. I ty twierdzisz, że piszesz krótkie rozdziały? Tak jasne xD Bo ci uwierzę! Oh, czytało mi się go tak dobrze :D Pełno opisów miejsc i uczuć, potrafiłam to sobie wszystko wyobrazić. Poruszyła mnie scena z małą Lucy i Natsu, a u Gray'a to już ryczałam ;C Czekam na ciąg dalszy :)
    Cieszę się, że szablon się spodobał <3 Dziękuję za dedykację, życzę dużoooo weny! :D
    Pozdrawiam ;****

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, wiem, miałam dziś pichcić i gotować... ale musiałam tu wrócić :D I tak - wiem, wiem, miałam dać znać jak już nadrobie wszystkie zaległości.. No ale jak tu tego nie skomentować? Te wspomnienia z dziecieństwa magów... wzruszyłam się. Dosłownie, a nie często mi się to zdarza.

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą