sobota, 5 stycznia 2013

Sylwester w Fairy Tail

Magnolia, 30 grudnia X784 roku

Droga Lucy,
 wiesz zapewne, że Fairy Tail - jak co roku, zresztą - organizuje przyjęcie (choć bardziej pasuje określenie "impreza") z okazji Nowego Roku. Może nie słyszałaś, ale ostatnim razem to chłopcy zniszczyli całą salę i "przyjazny klimat". W tym roku wymyśliłyśmy dla nich karę - będą organizować całe wydarzenie. Miejmy chociaż nadzieję, że się postarają. W każdym bądź razie - impreza rozpocznie się około dziesiątej wieczorem. Cana wpadła na pomysł, by urządzić "babski wieczór". Niestety nie w całym towarzystwie, ale sadzę, że w takim gronie jakoś się uda. Prócz naszej dwójki przyjdą jeszcze Levy i Juvia, choć dziwię się, że znalazły jakoś czas. Same miały trochę roboty, zwłaszcza przez ostatnie zlecenia...

Cieszyłybyśmy się, gdybyś Ty także przyszła. Możemy przed piątą spotkać się w pobliżu siedziby. Oczywiście tak, by chłopcy nas nie zauważyli, bo to na pewno tylko bardziej ich zdenerwuje, czego większość woli uniknąć, prawda? 

Pozdrawiam i do zobaczenia,
Erza 

PS. Czy ten list dotarł chociaż na czas? Przepraszam, że poinformowałam Cie w taki sposób, ale z Wróżkowych Wzgórz do mieszkań trochę daleko, a nie miałam zbyt dużo czasu, jak zresztą już wiesz...   

Jasnożółta kartka papieru, zdobiona w kącikach fioletowymi kwiatkami i popisana elegancką czcionką pisma leżała teraz na drewnianej komodzie, lekko wygnieciona, jakby ktoś już zdążył przeczytać zawartą na niej informację. Stojące na łóżku, nie wielkie stworzenie, przypominające bałwanka szturchnęło list, powodując, że upadł on na drewnianą podłogę, skrytą kolorowym, puszystym dywanem. Jedne z drzwi otworzyły się, ukazując blondwłosą dziewczynę, poprawiającą turban z ręcznika, ułożony na jej głowie. Krople wody spływały na krótki, turkusowy top oraz dżinsowe spodenki. Był to dość nie typowy ubiór, jak na taką porę roku - ale była przecież we własnym domu, kto mógł jej zabronić? No, może to różowowłose utrapienie, które każdego dnia włamuje się do niej. Podniosła list od Erzy, chowając go w szufladzie.
 - Ciekawe, jak to będzie wyglądać... - pomyślała na głos, wyobrażając sobie imprezę urządzoną przez chłopaków z gildii. To, co zobaczyła, nie należało do najlepszych...
~ * ~
W kwaterze gildii Fairy Tail trwało zamieszanie większe, niż zwykle - wszystko w związku ze zbliżającą się imprezą sylwestrową, której przygotowaniem miała się zająć jedynie męska część grona Magów. Oczywiście z małą pomocą kilku dziewcząt, które nie okazały się aż tak "chamskie i bezczelne" - jak to określili. Ogółem jednak całość ich współpracy nie przynosiła porządnego efektu. Przede wszystkim - problemem było pozbycie się kolorowych lampek z dachu siedziby, bądź gigantycznych rozmiarów świerku, obwieszonego co rusz małymi, lecz ciężkimi ozdobami. To oczywiście były pozostałości po świętach w Fairy Tail - były wprawdzie udane, jednak nikt nie lubił przygotowań do nich, a zwłaszcza sprzątania po wydarzeniu. A że wcześniej nikt nie zamierzał się fatygować, ta czynność prowadziła na liście wielu innych, niezbędnych do przygotowania w miarę udanej imprezy.
 - Czy zgadzamy się z tym, by w tym roku nie rujnować całości? - na pytanie Alzack'a wszyscy odpowiedzieli słabą imitacją słynnego już tekstu Exceed'a Happy'ego - czyli "aye". Grupa należąca do tego Maga - czyli Wakaba, Macao, Jet oraz Droy - miała za zadanie wynosić świąteczne resztki. Ze zdjęciem ozdób uporali się dość szybko, teraz pozostawało tylko pozbyć się drzewka. O wiele gorzej miała "drużyna", w której skład wchodzili Smoczy Zabójcy z "Wróżek", Elfman oraz Gray. Mieli bowiem więcej do załatwienia. Mogli nieco wolniej uporać się z schowaniem alkoholu przed Caną - teraz musieli ozdobić całą sale i zajęci się oprawą muzyczną. Jakby tego było mało - reszta chłopaków uciekła, broniąc się spędzeniem Sylwestra poza gildią. Wtedy nie byłoby dla nich sensu zajmować się przygotowaniami, skoro i tak nie ujrzeliby efektu tej pracy.
 - Jakby na to nie spojrzeć, to Erza wszystkich tak przymusza do pracy, a sama nic nie robi. - warknął Gray, starając się zawiesić na znajdującym się aż zbyt wysoko suficie dyskotekową lampę...choć sam nie wiedział, jaki jest w tym sens. Co z tego, że "pokoloruje" wieczorem gildie, skoro i tak później będzie z nią tyle samo problemów, co z pamiętną choinką, która na nowo zaaklimatyzowała się w wejściu do gildii. Sama lampa, o kształcie kuli sprawiła wiele problemów - nawet teraz to Gray siedział na czubku "wieży", podtrzymywany przez Elfman'a, pod którym znajdowali się Gajeel i Natsu. Każdy wydawał się tracić cierpliwość.
 - Dlaczego to mnie usadowiłeś na samym dole, Lodówko!?
 - Niech pomyślę - bo może Ty zrównałbyś wszystko z ziemią, Przepalony Płomyczku!?
 - Możecie się teraz nie kłócić!? - przerwał jasnowłosy, kiedy to do chłopaków podeszły jego siostry - Mirajane i Lisanna. W przeciwieństwie do większości dziewczyn, one próbowały wskórać cokolwiek, by wydarzenie roku nie okazało się katastrofą. Dopilnowały, by oświetlenie sceny, jak i baru i stolików, zdobionych teraz czarnymi drutami, które za parę godzin miały zaświecić kolorowymi, neonowymi światłami, było jak najbardziej w porządku. I póki co zawieszanie lampy szło dość dobrze, bo nikt już się więcej nie wyzywał...dopóki siedząca na schodkach z Exceed'ami Wendy nie zwróciła lodowemu Magowi uwagi na nagłe zniknięcie jego ubrań. Wtedy wieża się zawaliła.
~ * ~
Stała przed lustrem w swoim pokoju od...co najmniej godziny. Plue leżał już teraz ledwie przytomny w stercie sukienek różnej maści - od długich, eleganckich kreacji, rodem z pałaców, po krótsze stroje, nadające się idealnie na dyskotekę. Lucy nie potrafiła się zbytnio zdecydować z kostiumem. Z fryzurą i makijażem takiego problemu nie było - zawsze może poprosić Carcer'a o pomoc. Teraz jednak musiała radzić sobie sama. Obecnie przymierzała sięgającą do ud, czerwoną suknie, udekorowaną gdzie-nigdzie złotymi brylancikami. Źle nie wyglądała, a czas na przygotowania powoli dobiegał końca - niebawem Erza, Cana i reszta ich grupy zbierze się w miejscu spotkania, a jeżeli się spóźni, pomyślą, że albo to list nie dotarł na czas, albo to ona nie miała ochoty na zabawy. Ostatecznie postawiła na tą kreację. Zrezygnowała z zabierania ze sobą skórzanego paska, do którego przypięty był pęk kluczy. Sięgnęła jedynie po ten ze znakiem Raka.
 - Otwórz się Bramo Raka - Cancer! 
Złocisty blask otoczył pokój, przemieniając go w pracownię fryzjerską. Lucy siedziała teraz na wygodnym fotelu przed oświetlonym lustrem. Za nią znajdował się rakopodobny człowiek, w niebieskiej koszuli i z nożyczkami. 
~ * ~ 
Dochodziła godzina piąta - Lucy siedziała na ławce w okolicy siedziby, oczekując przyjaciółek. Erza wspomniała w liście, żeby nie kręciła się zbyt blisko budynku. W końcu nie chcą jeszcze bardziej rozzłościć chłopaków. Wyciągnęła z podręcznej, czarnej torebki niewielkie lusterko, by móc sprawdzić, czy z jej wyglądem na pewno wszystko dobrze. Włosy - teraz lokowane i opadające na ramiona - póki co tkwiły w nienaruszonym stanie, podobnie jak delikatny, lecz pasujący do ogólnego efektu makijaż.
 - Hej, Lu-chan! - Odwróciła głowę w kierunku głosu - to Levy szła w jej kierunku. Niska i drobna, wyglądała na nieco młodszą, niż w rzeczywistości. Lucy zdziwiła się, widząc, że jej strój składał się z krótkich, czarnych spodenek, rajstop tego samego koloru oraz złotej, świecącej bluzki, z rękawami trzy-czwarte. I tak zakryte było tylko jedno ramię. Nie miała już opaski, zakrywającej grzywkę, a makijaż był delikatny. - Wystroiłaś się. - dodała po powitaniu. I w tym momencie czarodziejce Gwiezdnych Duchów zrobiło się po prostu...głupio. A będzie jeszcze gorzej, gdy okaże się, że będzie jedyną w tak eleganckim ubiorze.
 - Widziałaś może resztę? - spytała jakby od niechcenia. Byleby był jakiś temat do rozmowy. Choć nie musiała pytać, bo pojawiły się dwie kolejne osoby. Juvia, ciągnąca za sobą ledwie przytomną Cane. Na całe szczęście, Deszczowa Kobieta także nie szczędziła z elegancją - mocno podkreśliła oczy, wybrała ciemnogranatową, długą suknie z rękawicami, a biżuterii miała może i więcej od niej. W przeciwieństwie do niej, włosy były całkowicie wyprostowane, ze spiętą do tyłu grzywką. Cana, ledwie stojąca na własnych nogach stanowiła ich idealny kontrast - w swoim codziennym stroju, z "dodatkiem" w postaci czarnej, skórzanej kurtki. Czuć było alkohol - nie wiadomo zresztą, skąd, skoro skrytka w gildii została zamknięta tak, że nie mogłaby się do niej dostać. Lucy chciała je powitać, co ostatecznie skończyło się krzywymi spojrzeniami Maga Wody oraz majaczeniami Cany. Usiadły na ławce i w czwórkę rozmawiały...o czymś. Żadna bowiem nie miała tematu do rozmowy. Ciekawe za to były, jak ma wyglądać to ich wyjście - bo główna organizatorka była teraz upita tak, że omal nie wpadała do jeziora. Dopiero po piętnastu minutach Tytania raczyła zabawić do nich. Była wystrojona najbardziej ze wszystkich - w swojej ulubionej, ciemnofioletowej sukni z narysowanym u dołu wizerunkiem czerwonych róż i wycięciem z boku. Włosy - falowane i spięte w długi kok - oraz makijaż były bez skazy.
 - Na co się tak gapicie? Idziemy się zabawić, czy nie?
~ * ~
Nie musiały długo czekać - Erza najwyraźniej dokładnie opracowała to, gdzie pójdą tego wieczoru. Według jej "planu", miały najpierw udać się do miejscowego klubu, później na rynek w Magnolii, by obejrzeć pokaz fajerwerek, a z niego do gildii. Oczywiście nie miały przesadzać z alkoholem przed północą...nie wliczając Cany. Lucy rozglądała się na boki, w drodze do początku ich "sylwestrowej podróży" - ulice tętniły życiem. Kolorowe lampiony porozwieszane były nad każdym budynkiem, już teraz dało się słychać wybuchy pierwszych petard. Z okolicznych magnetofonów dudniła taneczna muzyka, idealna na imprezy.

Stanęły przed ekskluzywnym budynkiem. Wyglądał nowocześnie - przez szklane okna, zajmujące prawie całe ściany widziały bawiących się ludzi. Nad obrotowymi drzwiami wisiał neonowy szyld "Tanoshī naito", oznaczający w języku japońskim "Zabawa & Noc". Nazwa lokalu trochę płytka, ale nie to było najważniejsze. Czym prędzej weszły do środka. Gości było o wiele więcej, niż się spodziewały - prawie wszystkie stoliki były zajęte. Na scenie znajdował się mini-wybieg, a nad nim stanowisko DJ'a. Wybieg zdobiony był u dołu światłami. Kolejne takie - o innym zabarwieniu już - wisiały na suficie, nad parkietem, gdzie kilka osób tańczyło. Lucy nie mogła napawać się tym widokiem - Erza i Cana "pociągnęły" pozostałą trojkę na ciemnoczerwone, wygodne fotele przy ścianie z czarnym stolikiem. Tytania odeszła na moment od towarzystwa, kierując się do baru - także zdobionego różowym neonem. 
 - Więc o czym mamy rozmawiać? - Levy zajęła miejsce pomiędzy Juvią, a Lucy. Uratowała tym samym przyjaciółkę od nagłej, "wzrokowej" śmierci. Cana - trzeźwiejsza, niż na początku - odkaszlnęła, zdejmując kurtkę i odrzucając ją na bok. Uśmiechnęła się jednoznacznie.
 - O facetach. - rzuciła z zadowoleniem, odgarniając włosy za ucho. Wpierw jednak spojrzała w kierunku czekającej Erzy. Wiadome było, dlaczego wolała nie poruszać tego tematu przy niej. Levy i Juvia zaczęły nerwowo odwracać wzrok, a Lucy oczekiwała, triumfalnie wiedząc, że tym razem Cana nie ma jej nic do zarzucenia. Bo z kim niby ona miała by być? - No wiec...Levy...Czy to prawda, że byłaś ostatnio na misji z Gajeel'em? Sam na Sam?
 - To nie...to nic nie znaczy! - zaczerwieniona po uszy, ukryła twarz w dłoniach. Kilka słów potrafiło ją doprowadzić do takiego stanu. Przecież na tej misji nic się nie wydarzyło...Skąd w ogóle Cana o tym wiedziała!? Przecież prosiła Mire, by nikomu nie mówiła o tej misji!
 - A Ty Juvia... - niebieskowłosa aż podskoczyła na wywołanie swojego imienia - ...Myślisz, że nie widziałam, jak któregoś pięknego, księżycowego wieczoru Twój "Książę z Bajki" niósł Cie na...
 - Dość! - wrzasnęła, powtarzając gest Levy. Lucy nie miała się, czego bać...do czasu, aż Cana nie spojrzała na nią z chytrością i tajemniczym błyskiem w oku.
 - Wiec, Lucy... - blondwłosa zatrzęsła się, błagając, by Erza - zamiast "pokojowo" rozmawiać z mężczyzną, który najwyraźniej chciał z nią zatańczyć - przyszła tu jak najszybciej. W końcu napoje były już na tacy obok, mogła je spokojnie wziąć. - Co jest miedzy Tobą, a Natsu? - nie zdenerwowała sie. Odwzajemniła uśmiech, chcąc kontynuować słowną batalię.
 - A czemu Macao znika akurat, kiedy Ty idziesz do spiżarni w piwnicy? Sama? - teraz to Cana zamilkła. Erza tymczasem wróciła do nich z tacą, pełną kieliszków sake - ciemnowłosa od razu zaczęła brać się za swój. Scarlet usiadła obok, zakręcając wokół palca kosmyk włosów.
 - Co się stało z tamtym gościem, który chciał z Tobą tańczyć? - spytała Lucy, wzruszając ramionami i opierając się łokciami o blat stolika. Erza zaśmiała się cicho, zakrywając usta dłonią. Juvia szturchnęła Heartfilie, wskazując na jeden ze stołów bliżej parkietu - leżał tam ciemnowłosy mężczyzna, wyglądający na dwadzieścia lat. Nieprzytomnego, próbowali zrzucić na ziemie inni - ile zatem ważył!? Mniejsza.
 - O Boże...ale dobre sake... - westchnęła Cana, rozmarzona odrzucając za siebie pusty już kieliszek. Słychać było krótki brzdęk i jęk gości za nią. - Idę po więcej! - i już jej nie było. Siedziała przy barze, wyciągając z kieszeni całą (dość sporą) fortunę, prosząc o to samo.
~ * ~
 - Musimy iść przez dach?
 - Spytaj pana "jestem taki mądry, że nie chciałem wyjść drzwiami"...
 - Przymknij się, Zboczeńcu!
Szli na najniższym "pietrze" dachu gildii, przywarci do niego. I tak wszystko było prawie gotowe...co tam mieli jeszcze robić? Mirajane i Lisanna powinny zająć się resztą. Taka ucieczka była pomysłem Natsu - Gray sam nie wiedział, dlaczego się na to zgodził. Elfman ledwie uniknął ciosu lecącą petardą, a Gajeel przeklinał pod nosem głupotę Salamandra. W końcu jednak uwolnili się spod wpływu ostrożności, kiedy to znaleźli się w jednej z ciemniejszych uliczek Magnolii, za gildią. Czekał tam na nich Macao - także zamierzał się "urwać" z kwatery, ku niezadowoleniu i przerażeniu na myśl o konsekwencjach Wakaby.W milczeniu kontynuowali drogę, aż nagle Elfman z nieznanych im przyczyn zaciągnął za budynek. Kazał nasłuchiwać, kiedy to w pobliżu szła grupa ludzi. Jeden z nich - o największej posturze - posiadał czarny t-shirt z lokiem pewnego nocnego klubu. Zapewne był ochroniarzem. Drugi, nieco niższy, lecz o podobnej budowie wyglądał na baristę. Trzeci miał ekstrawagancki ubiór, czwarty przypominał trochę gwiazdę muzyki gatunku rap, zaś ostatni wyglądał na zwyczajnego człowieka, szukającego rozrywki. Wiedzieli już, co robić. A potem poszło z górki...
~ Pięć minut później ~
Przeczucie Elfman'a ich nie zawiodło - potrzebowali przebrań. Inaczej ktoś z gildii mógł by ich rozpoznać i wydać. Natsu czuł się nieswojo w za dużej, czarnej koszuli, dresowych spodniach i z słuchawkami na uszach, które niestety służyły tylko za ozdobę - a nie za prawdziwy odtwarzacz. Strauss i Gajeel "pożyczyli" stroje od barmana i ochroniarza - u nich sytuacja była nieco lepsza. Macao z łatwością wcielił się w role zwyczajnego mieszkańca Mangolii, w najgorszej sytuacji był jednak Gray.
 - Ten strój jest dziwny. - stwierdził, po próbie ściągnięcia z siebie satynowej, ciemnogranatowej koszuli. Wystarczyło tylko jedno pociągniecie, by pozbyć się materiału. I teraz już go nie zwróci, z łatwością mogą go wykryć. Miał także wrażenie, że spodnie - choć spięte czarnym paskiem - także za moment zostaną zdarte z powiewem wiatru. Przerwał przeglądanie kreacji, widząc parskniecie śmiechu Natsu i Gajeel'a. Jeden z nielicznych wypadków, w których ta dwójka się dogadywała.
 - Ehm...Gray... - zaczął Elfman, wskazując palcem na Maga - Wydaje mi się, że masz przebranie dla striptizera...
 - Że co!?
~ * ~
 - Miruś?
Lisanna krążyła dookoła sali głównej gildii Fairy Tail, rozglądając się za swoją starszą siostrą. Sala była już przygotowana, głośniki także - pozostawały jednak mniejsze sprawy, jak uporządkowanie piwnicy, by zrobić miejsce na dekoracje po imprezie. Zleciła to grupie Natsu oraz Macao - po nich pozostał tylko liścik, z informacją, którą Mira musiała szczególnie poznać.
 - Coś sie stało, Lisanno? - z "ogrodu" za siedzibą, w której znajdował się basen wyszła Mirajane. W letniej sukience i ze sprzętem do sprzątania takowych zbiorników. Uśmiechnięta, odebrała trzymaną przez Lisanne kartkę, czytając tekst. Młodsza Strauss dla bezpieczeństwa odsunęła się.
Ten tego, Miruśka...zrobiliśmy swoje, a że Wy możecie sobie imprezować przed imprezką, to też chyba możemy, co nie?
Zatem...zmywamy się!
~ Natsu, Lodowy Zbok, Elfman, Żelazny Śrubokręt i Macao.
PS. Zjadłem trochę zapasów, głodny byłem. :3
Mina Miry w jednym momencie przybrała złość. Jasne, falowane włosy uniosły się do góry, a w oczach dziewczyny pojawiło się złowieszcze "światełko". Sama zaczęła przybierać formę Demona.
 - Natsu...zabiję Cie!
~ * ~
 - Czy ja słyszałem Mirę?
Szli w swoim skromnym gronie, kierując się do klubu nocnego, w którym pracowały ich "ofiary". Tamci - związani i ukryci w pobliskim koszu na śmieci - zostaną uwolnieni...może dzień później. Maksymalnie trzy. Albo mogą o nich w ogóle zapomnieć. Przeszli przez obrotowe drzwi, przyglądając się klubowi. I pierwsze, co dostrzegli, to...dziewczyny z ich gildii. Musieli jednak zachować "czujność", bo i w ich przypadku dobrze nie będzie, jeżeli zostaną nakryci.
 - Na stanowiska... - zaczął Natsu, rozglądając się dookoła. Stanowisko DJ'a, barmana...wszystkie były puste. Najwyraźniej ich "odpowiedniki" miały teraz zmianę. - To jest wojna... - ruszył w kierunku schodów na górne stanowisko. Elfman nałożył czarne okulary, dochodząc do baru, wraz z Macao. Gajeel pozostał na zewnątrz, jako ochroniarz, zaś Gray...Gray nie miał tyle szczęścia.
 - Nichols!
Odwrócił się gwałtownie, widząc przed sobą niższego o dobre trzydzieści centymetrów mężczyznę, przy tuszy, z "gustownym" wąsikiem i krótko ściętymi, ulizanymi włosami. Garnitur świadczył o tym, że mógł być właścicielem lokalu. A Gray robił za pracownika...nie dobrze.
 - Spóźniłeś się! Do roboty, marsz, albo przetrzepie Ci to Twoje piękne...
 - Jakiej roboty!? - spojrzał w dół. Nie miał już koszuli, co mogło tylko irytować "staruszka". Ciągle pogarszał swoją nędzną już sytuację.
 - Znowu zabawiałeś panienki!? Nichols, marsz mi na scenę i dawaj show, a nie się wymykasz! - chciał zaprotestować, ale...jedno kopniecie w "czułe miejsce" starczyło, by jak ten posłuszny piesek wszedł na oświetloną scenę. Światła zgasły, nawet te na parkiecie. Pozostało tylko jedno - padające właśnie na niego. Chwycił niepewnie za mikrofon, dotykając go i wywołując krótki dźwięk.
 - Em...czołem wam?
 - Gray-sama!? - Juvia podniosła się nagle z miejsca, zadowolona, lecz jednocześnie zdziwiona widokiem "ukochanego". Zresztą, nie tylko ona. Erza jednym ściśnięciem w złości stłukła swój kieliszek.
 - Nichols! Zwalniam Cie!
 - Nawet nie zacząłem! - znowu przeczuwał zły koniec. "Szefuńcio" kopnął z całej siły w jeden ze stolików, przy którym siedziało kilka osób. Wywalił go do góry nogami, pozbywając sie całej zawartości. Zaczął wrzeszczeć "ochrona" w kierunku przejścia. Gajeel wszedł, złączając ze sobą pięści w triumfalnym uśmieszku. Nie zważał na to, że ma się pozbyć właśnie Gray'a.
 - Gajeel!? - teraz to Levy powtórzyła czyn swojej przyjaciółki. Obie niebieskowłose przyglądały się partnerom rozgoryczone. Nawet Juvia wyglądała, jakby miała rozszarpać Gray'a żywcem za to małe kłamstwo. I niebawem wszystko to przemieniło się w pościg. Magowie z Fairy Tail przepchali się pomiędzy gośćmi, opuszczając budynek. Levy i Juvia - pozbywająca się obcasów - rzuciły się za nimi, wrzeszcząc ich imiona. A całą czwórkę gonił właściciel, nawołując przez uliczni Magnolii "policja! policja!". Na ich nieszczęście, radiowóz znajdował się w pobliżu. Może być gorzej? Tak, bo kilka dziewczyn przed klubem dostrzegło Gray'a - uważając go za striptizera, którego strój miał na sobie, zaczęły popiskiwać, kolejno kończąc w rowie kanalizacyjnym. Czyli ocalała garstka.
~ * ~
Elfman był w lepszej sytuacji - teraz mało kto do baru podchodził, a i on po prostu nalewał sake siedzącej w pobliżu dziewczynie, którą znał całkiem dobrze. Ta jednak - zbyt pijana - nie rozpoznała go nawet. Macao sączył od dobrych dziesięciu minut whisky.
 - Ej...Ty...Konkurs? - zaproponowała Cana. Macao nie musiał długo czekać. Elfman - wiedząc, co się kroi -  wyciągnął z dolnej szafki kilkanaście butelek, pełnych mocnego sake. Każdemu członkowi dał po równo.
~ Kilkanaście minut później ~
Żadne z nich nie dawało za wygraną...aż w końcu oboje się poddali. Wypili po równo - około dwadzieścia pełnych butelek alkoholu. Szokujące było to, że nie mieli problemów z mową, nie majaczyli...wciąż byli przytomni! Co gorsza, jeżeli rano pojawią się złośliwe skutki...
 - Podoba mi się taki jeden... - wyskoczyła nagle Cana, upijając jeszcze jeden łyk. Jej "partner" powtórzył to. - Ale wziął ślub...ma dzieciaka...a ja na matkę za młoda, ale to nie zmienia faktu, że jest ciachem...Baruś, dawaj jeszcze jedną. - Elfman niepewnie zapodał kolejną porcję. 
 - Ja mam taką laskę...śliczna taka, młodziutka...i z tym problem, ja mam trzydziestkę na karku, a ona jeszcze dwudziestki nie skończyła... - rzekł Macao, w dziwny sposób opróżniając dwa zbiorniki na raz. Nagle oboje zaprzestali. Wbijali w siebie nawzajem wzrok, wykrzykując swoje imiona.
 - Cana!?
 - Macao!?
I na tym się skończyło. Stracili przytomność. 
~ * ~
 - Erza, spokojnie... - próby uspokojenia przez Lucy Erzy poszły na marne. Szkarłatnowłosa początkowo miała ochotę rzucić pozostałymi kieliszkami w Natsu, którego zdążyła zauważyć na stanowisku DJ'a. I nagle do głowy przyszedł jej...inny plan...Powstała, wchodząc na scenę i chwytając leżący na ziemi mikrofon.
 - Ej, Ty panie "DJ'u"! - zawołała, zwracając uwagę na każdego. Natsu zdjął słuchawki, zabierając swój mikrofon i zeskakując na dół. - Co powiesz na mały "konkurs"? - jej suknia z pomocą Podmiany przemieniła się w czarne, satynowe spodnie-dresy sięgające do połowy kolan, złotą bluzę z tego samego materiału, trampki oraz przekrzywioną czapkę. Salamander zrozumiał przekaz.
 - Dajesz siostro! - wykrzyczał, ziejąc ogniem, co zachwyciło publikę. Lucy osunęła się w cień, rozpoznając zwiastujące kłopoty. Ktoś zmienił muzykę na typowy rap. Tekst mieli wygłaszać właśnie konkurenci.
 - Hej, panie Salamandrze, czy nie widzisz, co robisz? Po prostu niszczysz plany wszystkim, sam nic nie robisz. Miałeś zadanie, a go nie wykonałeś, więc wracaj do niego, różowy pacanie! - Lucy chyba pierwszy raz widziała Erze w takim stanie. Zwłaszcza ostatnie słowa były nietypowe dla niej. Ale tak to już jest, a Natsu nie zamierzał być jej dłużny. Wyszczerzył kły, szykując się do swojej zwrotki.
 - Hej Ty, Szkarłatnowłosa dziewczyno - a co Ty niby robisz, tylko pijesz swój alkohol. Sterczysz tu jak głupia, nie wiesz, co masz robić. Bo to ja tutaj mam klasę, a Ty denną czapeczką stronisz! - przesadził. Zwłaszcza, że zabrał nakrycie głowy Scarlet, sam je nakładając. Ale teraz chyba on posunął się za daleko. Erza wyglądała teraz, jakby miała go zjeść żywcem.
 - Ty niedojrzały dzieciaku, odzywaj się z szacunkiem. Bowiem ja Królowa Tytania, a Ty tylko ścierka ze sznurkiem! - i w tym momencie podeszła stanowczym krokiem do Natsu, by jednym kopnięciem wywalić go za scenę. Rozpoczęły się klaskania i okrzyki chwały. Erza powróciła do swojej sukni i eleganckim krokiem powróciła na miejsce. - Na czym skończyłyśmy? - Lucy zamilkła. Wstała, zabrała swoją torebkę oraz leżącą z boku kurtkę Cany. Wzięła nieprzytomną przyjaciółkę z baru i powróciła do Tytanii.
 - Ja. Wychodzę. Teraz. - z tym obciążeniem zmierzyła do wyjścia.
~ * ~
Gray i Gajeel ukrywali się dłuższy czas w kanałach Magnolii. Ledwie udało im się uciec przed rozzłoszczonymi partnerkami z gildii - co dopiero wliczając w to policje, właściciela klubu oraz tłum rozwrzeszczanych fanek, które najwyraźniej poznały tożsamość ich "idola" i przemieniły się we wściekły tłum. Najpierw słyszeli krzyki, kroki, moment grozy był na dźwięk otwierania włazu do podziemi. Ale sytuacja się uspokoiła.
 - Nie masz jakiegoś swojego lodowego światełka, czy coś? - wychrypiał Gajeel - I przestań tak dyszeć! - dodał głośniej. Gray spojrzał zszokowany w jego stronę.
 - To nie ja... - wyszeptał, tworząc jaskrawy odłamek lodu i kierując go na tajemnicze "coś". To Mirajane w swojej demonicznej formie i dziwnym, słomianym kapeluszu szczerzyła się do nich w upiornym uśmiechu, ukazując pazury.
 - Witam, witam...
~ EPILOG ~
Za pięć...
Cztery...
Trzy...
Dwie...
W jednym momencie na nocnym, gwieździstym niebie pojawiło się tysiące fajerwerków. Układały sie w życzenia "Szczęśliwego Nowego Roku", znak gildii Fairy Tail..."Impreza" w gildii, licząca sobie jednak skromne grono nie należała do najgorszych. Choć początkowo sytuacja była napięta. Lucy musiała nieść za sobą Cane przez całą Magnolie - najpierw do swojego mieszkania, by mogła się przebrać w coś wygodniejszego, a następnie do kwatery. Elfman miał jeszcze gorzej, gdyż miał ze sobą Macao oraz gniew sióstr na barku. Temu jednak wybaczyły - gorzej było z Gray'em i Gajeel'em, którzy nie dość, że zostali delikatnie (ale jednak) spoliczkowani przez Juvie i Levy, to jeszcze zyskali zemstę "Demonicznej Mirajane". Natsu otrzymał swoją już w klubie od Erzy - ona nie miała większych problemów z doniesieniem go do budynku. Lisanna opiekowała się "zranionymi" chłopakami, uważając, że i tak całkiem dobrze się spisali.Wpierw przypominało to skromne spotkanie towarzyskie - dopiero po objawieniu się reszty członków Fairy Tail rozpoczął się prawdziwy, nowy rok...

"I wszyscy żyli długo i szczęśliwie..." rzekł Makarov w złotej szacie i czarnym cylindrze, wyciągając z kieszeni zdobioną wizerunkami wróżkopodobnych stworzeń, drewnianą różdżkę. Wylatujące z niej iskierki zaczęły tworzyć na niebie napis "The End"...który wykrzywił się, kiedy to na jego chmurkę wskoczyła Pierwsza Mistrzyni Fairy Tail, Mavis. Roześmiana, skakała, niczym małe dziecko na trampolinie.
 - Co Ty tu robisz!? - wrzasnął starzec, z wyrzutem kierowanym do towarzyszki. Mavis ułożyła się w wygodnej pozycji, wyrywając mu różdżkę z rąk. 
 - Może lepiej Ty wracaj się bawić do reszty, zamiast tu nadzorować? - zepchnęła przyjaciela z chmury. Spadał w kierunku gildii...i przeleciał do głównej sali, rozbijając głową dach. Wpadł prosto w ramiona Mirajane. 
 - Mavis? 
 - Nie teraz...boli... 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I oto mamy nasz spóźniony special z okazji Sylwestra / Nowego Roku. :3 Na początek dedykuje go Reneé, która bardzo pomogła mi przy pisaniu. :D Także dodam, iż wene do pisania zaczerpnęłam głównie z typowo tanecznych piosenek, m.in. z Heads Will Roll z filmu, pt. Project X, którego to akcja rzekomo dzieje się na "domówce wszech czasów". Zadziwiające, że skojarzyło mi się z Fairy Tail, prawda? :P W każdym bądź razie, Sylwester jest, widać, że w tym uniwersum normalny on być nie może. ^^ Dodam także, iż Mirajane ma ten swój "słomiany kapelusz", jako nawiązanie do postaci z pewnego "strasznego filmu", którego nie oglądałam, lecz słyszałam (tak, głównie przez oglądanie Jak to powinno się skończyc?). 

Jeszcze raz życzę wam Szczęśliwego Nowego Roku 2013. ^^ 


3 komentarze:

  1. Kobieto, normalnie kocham cię <3 To było GENIALNE ~ ! I dziękuję za dedyka :3
    Uśmiałam się jak nigdy, tym bardziej jak Natsu nazwał Gajeela Żelaznym Śrubokrętem ... xDD
    I sraszna Mira.... I Gray... I Cana z Macao... I w ogóle wszystko... To było po prostu boskie ~ !
    Życzę ci więcej takich genialnych pomysłów :3
    Buzi ~ !
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Genialne! Nie wiem jak to opisać! Świetne, rewelacja! Czekam na dalszą część sagi! No i oczywiście życzę weny! Dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z powyższymi komentarzami! Rewelacja! Ja również czekammm. ^^ Weny życzę i tak wspaniałych pomysłów jak ten i wiele innych!

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą