sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział XII

 Rozdział XII "Koniec nocnego koszmaru"
Gray wbiegł do pomieszczenia z Bramą, jako pierwszy. Natsu klęczał przy kręgu, w którym wcześniej znajdowała się Lucy. Oszołomiony tym widokiem podszedł bliżej. Zniknęła Lucy. A wraz z nią dwanaście kluczy. Erza, Mirajane, Freed i Levy, wraz z Jellal'em i Ultear dołączyli do nich. Wypytywali, co się stało...ale odpowiedzi nie uzyskali. Nikogo też nie obchodziły słowa Juvii, ciągnącej ze sobą nieprzytomną Meredy, że Amanda prawdopodobnie zmarła. Mistrz Torpid Nightmare z uśmiechem przyglądał się bramie.
 - Mój czas nadszedł...jeszcze tylko jedna osoba... - zimne spojrzenie jego oczu spoczęło na Zeref'ie. Podszedł i bez trudu podniósł czarnoksiężnika. - Część Twojej potęgi już mam...teraz zdobędę resztę. - po wypowiedzeniu tych słów wrzucił bruneta prosto w gwiezdny portal - Teraz tylko czekać... - wydyszał, wchodząc do kręgu. Zamarł, niczym zamrożony. Jakby uszło z niego życie, które powoli powracało za względem dwunastu złotych lin, połączonych z bramą.
 - I co teraz zrobimy!? - wrzasnął Natsu, powstając - Ty coś wiesz... - odezwał się do Elyon, leżącej i łkającej. Była praktycznie cieniem dawnej siebie - w postrzępionych ubraniach, pełna otwartych ran, z czego część została już na zawsze. - Wiesz, jak to zatrzymać!?
 - W-wiem...A-ale...S-Sea-mus... - wskazała palcem w miejsce, w którym leżał brunet. Teraz go nie było. - O-oni uciekli...nikt się nie... - zamknęła oczy. I nie odezwała się więcej. Mira podeszła do niej i sprawdziła puls. Odetchnęła z ulgą, mówiąc, że żyje.
 - Mistrz Romeo wspomniał, że Bramę może zniszczyć Załamanie Otchłani. - stwierdził Freed, krzyżując ręce - Ale nikt z obecnych tutaj nie użyje sam tego zaklęcia...i tak jest zakazane.
 - Ty... - mruknął Natsu, podchodząc do Jellal'a i chwytając go za kołnierz - Ty możesz go użyć!
 - Puść go! - Erza natychmiastowo odepchnęła Salamandra od przyjaciela z Wieży Niebios - Jellal go nie użyje! Nikt go nie użyje, musimy znaleźć inny sposób! - Fermandes zdziwił się, widząc, jak Tytania go broni. Wyrządził jej przecież tyle złego...czyżby mu wybaczyła?
 - A co, zamierzasz kogoś stąd poświęcić!? - wrzasnął jej prosto w twarz - Możliwe, że Lucy tutaj umrze!
~ * ~
Stała na wodzie - myślała, że zaraz zatopi się w niej, pod ciężarem, tak się jednak nie stało. Woda ta przypominała bardziej rozgwieżdżone niebo kosmosu. Ten efekt odbijał się od prawdziwego nieba, wokół niej.
 - Gdzie ja jestem? - spytała cicho, choć nie spodziewała się, by ktokolwiek udzielił jej teraz odpowiedzi. Przecież była tu całkiem sama...Nagle przed nią rozbłysło błękitne światło. A na jego miejscu stanęła wyniosła kobieta, o długich, niebieskich włosach, przypomina syrenę. - Aquarius!? - Lucy oddaliła się, nie zważając już na to, że najprawdopodobniej wkrótce się tu zapadnie. Gwiezdny Duch wyglądał spokojniej, niż wtedy, kiedy to jest przywoływana. Blondwłosa zaczęła rozglądać się za Scoprio. Były jednak tylko one.
 - Normalnie już dawno bym Cię utopiła w tej wodzie, choć teraz to przyniosłoby same niekorzyści dla Duchów, jak i Twojego sprawa. - odparła oschle, prychając pod nosem i odwracając wzrok. I to była ta stara, dobra Aquarius.  
 - Czy to ma związek z tą Bramą? - zastanowiła się przez moment. Czuła ból, swój i Gwiezdnych Duchów. Otworzyła ją... - Co ja zrobiłam!?
 - Twoja szlachetność wobec nas jest imponująca, ale... - w tym momencie Nosicielka Wody powróciła do swojej poprzedniej osobowości i ze złością cisnęła w właścicielkę strumieniem wody - Sprowadziłaś zagładę na nas wszystkich! - dokończyła krzykiem, zachowując spokój po "zemście". Lucy otrzepała mokre ubranie.
 - Można to jakoś zatrzymać? - Aquarius machnęła głową, krzyżując ręce na piersiach. Jakby wszystko to było jej obojętne.
 - Jedyni, którzy mogą odmienić Twoją obecną sytuację, to Twoi przyjaciele z Ziemi. My niestety jesteśmy w tym samym położeniu, co Ty... - nim Mag zdążył zareagować, Aquarius rozpłynęła się w powietrzu. Lucy poczuła, że jej stopy zatopiły się w wodzie. Rozumiała...im bliżej do zwycięstwa Mistrza, tym ona głębiej tonie. A wtedy co z nią będzie? Umrze. Utopi się w tym dziwnym basenie, jeżeli można to tak nazwać.
~ * ~
- Nie możemy tak stać i nic nie robić!
W komnacie Bramy panowała niezręczna cisza. Przerywały ją jęki zdenerwowania Smoczego Zabójcy, uderzającego pięściami w ceglaną ścianę. Inni milczeli. Każdy z nich myślał teraz nad tym, jak uratować ich przyjaciółkę - uwięzioną w Bramie i dosłownie czekającą na śmierć. Natsu nie wytrzymał. Zrobił kilka kroków w kierunku kręgu, chciał wyszarpnąć stamtąd tego idiotę, który skrzywdził ich gildię...ale ktoś go powstrzymał. To Elyon ocknęła się i odzyskała siły, by uratować w porę Salamandra.
 - Wyciągając go, tylko byś pogorszył sytuację. - powiedziała piskliwie i słabo - Włożyłby wtedy więcej zaangażowania...a wszystko poszłoby szybciej, Lucy by nie było w mgnieniu oka. Mam pewien pomysł... - trzęsąc się i uważając na zranione miejsca, chwyciła połamaną na wpół kredę. Zaczęła malować kilka nieznanych nikomu - nawet Freed'owi i Levy - znaków. - Nikt z was nie musi się poświęcać. - dodała na koniec, ostatni raz rozglądając się po zmartwionych twarzach - Wiem, co zrobić, by go powstrzymać.
~ * ~
Minuty dłużyły się w nieskończoność. Wciąż się bała, że - choć póki co zapada się w żółwim tempie - nagle coś szarpie ją od dołu i wciągnie na samo dno gwiezdnego basenu. Trochę czasu minęło od objawienia się Aquarius. Więc to naprawdę koniec? Zginie ot tak, a Torpid Nigthmare wygra? Już widziała tą straszną czwórkę, triumfującą nad klęską Wróżek...Miała tyle marzeń. Wszystko legło w gruzach. Marzenia jej przyjaciół też w nich skończą. Nie zdążyła tylu rzeczy zrobić...Nawet nie zdała się na głupią odwagę, by powiedzieć mu, co czuje. Miała przed sobą ten uśmiech...który ją zawsze rozbrajał, nawet gdy była na niego naprawdę wkurzona...Te przyjazne, czarne oczy i wiecznie roztarganą, różową czuprynę. Łza smutku spłynęła po jej policzku, z krótkim chlupnięciem wpadając do wody. I wtedy stało się coś. Woda, w której odbijało się światło gwiazd, rozbłysła. Lucy poczuła, jak coś unosi ją do góry. Znów stała, nie zanurzona. Basen przemienił się w kryształową podłogę. Gwieździste niebo częściowo przysłonił sufit, podobny do tych w planetariach, podtrzymywany przez stojące dookoła, srebrne filary. Niebo wciąż było widoczne. Wokół niej pojawiły się ułożone w idealne koło złote klucze - dwanaście. Kolejne przebłyski utworzyły podobne do ludzi stworzenia. Pierwsza objawiła się Aquarius - uśmiechała się teraz ciepło i przyjaźnie, już nie złowrogo. Były też dwa inne Gwiezdne Duchy, które posiadała od początku praktykowania Magii - Taurus, wpatrujący się w nią, jak w ósmy cud świata i Cancer, w "modnej" pozie, z nożyczkami w dłoniach. Obok Virgo, w swoim tradycyjnym stroju pokojówki, z kajdankami na nadgarstkach kłoniła się w jej stronę. Poważny, jak zawsze Sagittarius i Leo, puszczający do niej oczko. Kuląca się przy nim nieśmiało Aries i Scorpio, przytulający do siebie rozpływającą się w niebiosach Aquarius. Był też Capricorn, kiwający głową na znak dumy, wraz z skaczącymi radośnie Gemini. Spostrzegła także trójkę nieznanych jej Duchów - kobietę i młodszego od niej chłopaka, Pisces, przy których lewitowała Libra, z trzymanymi dwoma wagami. Lucy zdumiała się na ten widok.
 - Co się stało? - podeszła do Loki'ego, który odgarnął na bok rudawą grzywkę - Aquarius mówiła, że nic nie możemy zrobić...więc jak to możliwe...
 - Wygląda na to, że Twoi przyjaciele znaleźli sposób. - odpowiedział, przerywając jej w zdaniu. Blondwłosa uśmiechnęła się, mimo wszystko. - Poza tym, wiara w marzenia powoduje w nas największe zmiany... - dodał, nieco filozoficznie. Mimo to, Heartfilia gestem zebrała wszystkie Duchy i przytuliła je do siebie.
 - Kocham was... - szepnęła, czując, jak przemienia się w złoty pył, wraz z nimi. W tym uścisku wszyscy zniknęli z gwiezdnej komnaty...
~ * ~
Elyon w skupieniu kończyła staranne rysowanie kręgu, wokół tego, w którym znajdował się Mistrz. Natsu - coraz bardziej zniecierpliwiony oczekiwaniem - próbował przerwać jej czynność, jasnowłosa mimo to, kontynuowała, odsuwając "ciekawskich" machnięciem dłoni. W końcu jednak wyprostowała się, odrzucając zmniejszoną o połowę kredę za siebie. Krąg, choć ledwie widoczny i słaby, zadziałał - błękitny błysk w sekundę objął całą bramę, wraz ze srebrnowłosym wrogiem. Mężczyzna zawył z bólu, upadając na ziemię. Brama stała się srebrna.
 - Coś za łatwo nam poszło... - powiedział Gray, przyglądając się nieprzytomnemu mężczyźnie. Wystarczyło namalować tylko jeden krąg, by pozbyć się całego zła? Salamander natarczywie krążył dookoła komnaty, a odgłos jego kroków odbijał się przez ściany.
 - Gdzie jest Lucy... - podszedł do budzącego się Mistrza, podnosząc go za kołnierz do góry - Gdzie jest Lucy!? - powtórzył wrzaskiem. Nikt go nie powstrzymywał, bo po blondwłosej nie było śladu. Wróg tylko uśmiechnął się cynicznie ostatkami sił. Oddychał ciężko i nierówno.
 - Twój koleżka miał rację... - syknął, dysząc - Chyba nie myślałeś, że wystarczy użyć tego niedoświadczonego bachora, by naznaczył krąg...Każde zaprzestanie zaklęcia potrzebuje ofiary. To jest cena, którą właśnie płaci Twoja...
 - Zabiję Cię! - rzucił nim z całej siły o ścianę. I prawdopodobnie zrobiłby coś znacznie gorszego - jego oczy, pięści...on cały płonął teraz w żywym ogniu, który jednak nie robił mu krzywdy. Od mordu powstrzymała go tylko Erza, podbiegając do przyjaciela i chwytając jego dłoń.
 - Zabicie go niczego nie rozwiąże...na pewno istnieje jakiś sposób, by uratować Lucy... - najpierw patrzyła na rozwścieczoną twarz Natsu. Nienawiść w jego czarnych oczach. A potem...na to, co się pojawiało przy Bramie, na nowo w złotych promieniach. Kilkanaście dziwnych cieni, o różnych kształtach. Różowowłosy także to dostrzegł. Razem z Tytanią odsunął się do reszty. Potężny podmuch wiatru zawiał w komnacie. Natsu i Gray przystanęli, gotowi do obrony przyjaciół. Erza i Jellal tak samo. Mirajane przytuliła się do Freed'a, jakby w obawie, że to, co się właśnie dzieje, obróci się przeciwko nim. Sam Mag jakoś specjalnie nie protestował. Levy i Juvia, ostatkami sił schroniły się z tyłu, przytrzymując budzącą się Meredy. Ultear dołączyła do członka swojej gildii.

Dwanaście Duchów Złotych Kluczy Zodiaku objawiło się przed Mistrzem. Pierwszy raz malowało się na nim uczucie przerażenia.
 - Nie... - zamachał głową na znak niezgody - Nie! Nie powinniście powracać!
Duchy ustały wokół niego. Złapały się za ręce. Aquarius, Taurus, Cancer, Virgo, Leo, Aries, Scorpio, Gemini, Sagittarius, Capricorn, Pisces i Libra. Dwanaście Zodiaków. Złączeni w dłoniach, unieśli się stopień wyżej, w tajemniczej aurze. Pomieszczenie nie przypominało już opustoszałego, zamkowego lochu. Teraz był to Wszechświat, pełen różnokolorowych gwiazd. Wszyscy wiedzieli, co to oznacza.
 - Uranometria... - szepnął.
Zajrzyj w niebiosa, otwórz je na oścież...
Poprzez poświatę wszystkich gwiazd na nieboskłonie,
Pozwól im siebie poznać, poprzez mnie...
  O Tetrabibliosie... 
Jam Ci, która gwiazdami włada...
  Uwolnij swą postać, swą wrogą bramę. 
Niech 88 znaków...
  Zabłyśnie  
URANOMETRIA!
Potężne światło oślepiło Mistrza. Z przerażeniem obserwował, jak leci prosto na niego...trafia go...a on pada w strzępkach szat, ze spływającą po ramionach i twarzy krwią. Duch Leo wystąpił na przód - z rękoma w kieszeniach i przeszywającym, zimnym spojrzeniem, skrytym za ozdobnymi okularami.
 - Jesteś niczym, jak zwykłym śmieciem...nie człowiekiem... - tylko tyle z siebie wydusił. Wysunął przed siebie prawą dłoń, tworząc magiczny krąg. Ślad po Mistrzu zaginął. Duchy także, jeden po drugim znikały, aż pozostały wspomnieniem. Gdy sala na powrót stała się pusta, Brama również zaczęła się przemieniać. Przybrała kształt młodej dziewczyny. Dziewczyna ta delikatnie powstała, uśmiechając się wdzięcznie.
 - Lucy...
Brązowe oczy widziały teraz różowowłosego chłopaka. Łzy spływały po jego policzkach. Był szczęśliwy. I w chwili rzucił się w jej ramiona. Poczuł ulgę, jak nigdy dotąd. Bał się, że stracił ją na zawsze...że tamta gildia coś jej zrobi...skrzywdzi ją. A teraz Torpid Nightmare upadło. Mistrza nie było. Trójka Magów zniknęła. Fairy Tail wygrało...
 - Em...Natsu?
 - Tak, Lucy?
 - Możesz mnie puścić? Dusisz mnie... - Salamander w porę się opamiętał. A reszta obserwowała to, jak najpiękniejszy obrazek. Odsunął się nerwowo, drapiąc po głowie. Elyon zebrała w sobie resztkę sił i podeszła do pary. Choć wyglądała mizernie, w poniszczonej, białej sukience i z masą ran na ciele, wydawała się pogodna, jak wtedy, gdy pierwszy raz zawitała do Mangolii.
 - Dokonałaś tego, Lucy Heartfilio. - oznajmiła dumnym tonem, dojrzalszym, niż wcześniej. Blondwłosa niewiele z tego zrozumiała.
 - Elyon...co się z Tobą dzieje? - Luna uniosła się do góry, chwytając czarodziejkę za dłonie. Zaczęła zmieniać się w światło...znikające. - Elyon!
 - Nie martw się...nie umieram. - szepnęła, przekrzywiając głowę na prawy bok - Leo opowiadał o tym milion razy...Szczerze mówiąc, śmiesznie wyglądały jego ucieczki przed Tobą, gdy Cię poznał...
 - Ale...skąd Ty...
 - Kiedyś poznasz ten sekret. - przerwała jej, rozpływając się w powietrzu. W powietrzu objawił się srebrny medalion, z kamieniem szafiru. Lucy zdziwiona, podniosła go, gdy upadł z brzdękiem na ziemię. Usłyszała w głowie kolejne słowa Elyon i rozpromieniła się. "Kiedyś, Lucy...kiedyś ta moc może uratować Ci życie..."
 - Powinniśmy wracać. - westchnęła Mirajane, gdy Lucy nałożyła medalion na siebie. Grupa, niczym prawdziwi przyjaciele, opuściła podziemia tawerny.
~ * ~
Pociąg do Mangolii jechał spokojną nocą. Mieli szczęście, że trafili na taki - inaczej musieliby spędzić te przeklęte osiem godzin w Heiwie, której mieli już serdecznie dość. Mirajane, Freed i Levy zajęli oddzielny wagon - nie chcieli przeszkadzać zmęczonym po tym wieczorze Magom. Jellal, Ultear i Meredy poszli w swoją stronę. Według swojej opowieści, zostali teraz niezależną gildią - Crime Sorciere. W ciągu tych siedmiu lat zlikwidowali już wiele nielegalnych organizacji, dążą nawet do zniszczenia Zeref'a - sami jednak nie zgłosili się do Rady ze swoją gildią. Bowiem Jellal to wciąż uciekinier, a dwie czarodziejki z Grimore Heart nie mają zbyt dobrej reputacji w świetle prawa. Erza zaproponowała im, by wrócili z nimi do Fairy Tail - ale oczywiście postąpili inaczej. Także niebieskowłosy ją unikał.

Śniła teraz o nim. Natsu, zwijający się z bólu i nudności na podłodze przedziału, nie zważał na otaczających go ludzi. Juvia spała na kolanach Gray'a, już z opatrzonymi ranami - o dziwo, pozwolił jej na ten "przywilej", powoli głaskając po włosach...przez sen. Bo sam był dość zmęczony przez tyle wrażeń. Jedyną osobą, myślącą teraz trzeźwo, była Lucy. Obserwowała przez otwarte okno gwiazdy - lśniły bardziej, niż zazwyczaj. Prawą dłonią opierała się o policzek, a w lewej ściskała medalion z szafirem...A gdzieś tam z góry, dwanaście konstelacji obserwowało ją. A wśród nich drobna dziewczyna, o platynowych włosach, w białej, jak śnieg sukni.
 - Wierzymy w Ciebie, Lucy...
~ * ~
Nie tylko ona obserwowała teraz niebo. Wysoka kobieta, o niebieskich oczach i włosach, puszczonych luźno siedziała na wzgórzu. Płakała. Lewą dłoń miała zabandażowaną. I dostrzegła spadającą gwiazdę...Pomyślała życzenie...
"Niech wszystko będzie, jak dawniej...Niech moja rodzina do mnie powróci..."
Choć wiedziała, że spełnienie tego życzenia jest niemożliwe...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Another One!

Witam, witam po "długiej" przerwie - zaiste teraz mam ferie, a jutro jade na cztery dni do Poznania, tak się chciałam pochwalić. Cóż, rozdział ten kończy I część sagi Torpid Nightmare. Postanowiłam, iż będzie podzielona na takowe trzy - z czego II jest dość krótka, III tak samo - ale za to z długimi rozdziałami. I będzie w niej dużo walk, tak dodam. Ostatnio polubiłam pisanie takich scen, może dlatego, że oglądałam wczoraj Thor'a. ._. W każdym razie postaram się dodać XIII rozdział, jak najszybciej. 

1 komentarz:

  1. Jakie fajne! Bardzooo!! Normalnie super! Czekamm na kolejny rozdział. Życzę-jak zawsze-wenyy! ;)

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą