sobota, 9 marca 2013

Rozdział XXV

Rozdział XXV "Jak księżyc w pełni"
Yami zeskoczył z drzewa bezszelestnie, zmierzając w stronę Gray'a z wyciągniętym sztyletem. Dźwięk kroków cicho odbijał się od trawy, powiewającej wraz z ruchem wiatru, który za Mrocznym Magiem przybył. Gray złączył w charakterystycznym geście dłonie, rozpoczynając zaklęcie Magii Lodu.
 - Lodowe Tworzenie: Lanca! - z błękitnego kręgu wyleciała dziesiątka lodowych lanc, lecących w kierunku przeciwnika. Yami, jakby nigdy nic, westchnął, unosząc swój sztylet na poziom twarzy i przechylając go w bok. Wszystkie lance, które trafiły w ten przedmiot, rozbiły się na drobne kawałki, zaś reszta po prostu przeleciała obok kolorowołosego, wbijając się w drzewa za nim. - Co do cholery!? - Gray nie mógł uwierzyć własnym oczom. Zazwyczaj jego twory pozostawały wytrzymałe, a byle uderzenie o ostrze nie mogło ich złamać. Czyżby gildia Tartaros była aż tak silna? Bowiem z tego, co wiedział siedem lat temu, w Sojuszu Balam pozostawała na samym końcu, nie angażowała się też w większe wyskoki. Po prostu ucichła, nagle wychodząc z cienie i wykorzystując brak "partnerów".
 - Księżycowe Ostrze. Napędzane mocą księżyca odbije każdy atak, nie ważne, czy magiczny, czy fizyczny... - wyjaśnił spokojnie, utrzymując sztylet w prawej dłoni. Lewą utworzył krąg. Także błękitny, lecz znacznie ciemniejszy oraz mniejszy, niż przeciętny. - Blask Bezchmurnego Księżyca! - z najmniejszego koła, posiadającego symbol półksiężyca powstało światło, celujące prosto w prawdziwy księżyc. Z niego padło prosto na Gray'a, odpychając go do tyłu i tworząc kilka mniejszych ran. Ledwie utrzymał się na krańcu przepaści. Kilka centymetrów dalej i już spadałby prosto do płytkiej, kamienistej rzeki. - Pozwala mi to na kilka mniejszych ataków...Musisz być wytrzymały, skoro przetrwałeś ten atak.
 - Nie poddam się tak łatwo. - wysyczał z zaciśniętymi zębami, powstając i wzdychając kilka razy. Zaczął biec dookoła, w między czasie przygotowując się do kolejnego czaru. - Lodowe Tworzenie: Łuk! - w jednej chwili stał się posiadaczem utworzonego z lodu łuku oraz serii parunastu strzał. Wszystkie w pośpiechu wystrzelił do Yami'ego. Kilka zdołał uniknąć odbiciem, niektórym się jednak poszczęściło, przedzierając się przez płaszcz i tworząc szramy na ramieniu mężczyzny. Yami ruszył w wir walki, szybko tworząc ranę na podbrzuszu Gray'a. Oboje wstrzymali się z wrzaskiem bólu, przyjmując na siebie kolejne ataki.
~ * ~
 - Słowo daję, słyszałam krzyki, w pobliżu na pewno ktoś walczy! - Lucy bezskutecznie próbowała namówić Natsu, by poszedł z nią sprawdzić tereny, na których niegdyś znajdował się most. Ten pozostawał nieugięty - wolał wrócić do wioski i pozbyć się ciężaru w postaci nieprzytomnej Juvii, którą na swoje nieszczęście musiał nieść. Lucy podstępem prowadziła go coraz bliżej źródła dziwnych odgłosów, przy okazji pozbywając się niewygodnych butów na obcasie, stanowiących część stroju od Loke'a. Kolejny krzyk stał się wyraźniejszy. Należał do...
 - Gray-sama!? - Juvia momentalnie wybudziła się, rozglądając nerwowo po bokach. Spojrzała na twarz trzymającego ją Natsu z przerażeniem i nutką złości, zaczynając go okładać pięściami. Co nie robiło większej krzywdy chłopakowi. - Puszczaj Juvię! - jak powiedziała, tak zrobił. Tyle, że nie tak, jak to sobie wyobraziła. Po prostu rozluźnił uścisk do zera, pozwalając, by padła na ziemię. Powstała diametralnie, otrzepując płaszcz i biegnąc w kierunku walki. Lucy i Natsu pobiegli za nią. Miejsce przepaści nie znajdowało się daleko. Nie zauważyli nawet, jak stali się świadkami walki Gray'a z członkiem Tartaros, Yami'm. Nim ktokolwiek zareagował, Juvia przemieniła się w płynną i wrzącą substancję, atakując wroga od tyłu. Jedyne, co zdążyła zrobić, to poparzyć go w skronie. Tajemnicze ostrze, mogące najwyraźniej zranić wszystko przecięło ją w brzuchu, odrzucając na bok. Gray nie zamierzał puścić mu tego płazem - rozpoczął tworzenie kolejnej, lodowej broni, w czym przerwał mu Natsu, stając przed wrogiem.
 - Pięść Ognistego Smoka! - prawa, zaciśnięta dłoń zapłonęła, celując w Yami'ego. Niestety, odskoczył w górę, lądując po drugiej stronie i podcinając Salamandra pod nogami. Lucy jako jedyna nie angażowała się w batalię. Niczym sparaliżowana, przyglądała się wszystkim czynom Mrocznego, powoli zalewając się łzami. Uklękła, co zauważyli Natsu i Gray. Zignorowali śmiejącego się z ich widocznej porażki Yami'ego, kucając przy blondwłosej.
 - Lucy, wszystko dobrze?
 - Nic Ci nie jest?
Nie słuchała. Wszystkie głosy zaczęły jej się mieszać, wszystko ułożyło się w jedno sedno.
~ * ~
Szesnastoletnia Lucy Heartfilia siedziała w swoim pokoju. Znudzona, jak każdego, monotonnego dnia od kilku lat, spędzanych w tej właśnie posiadłości. Znała już praktycznie każdy jej kąt, a swoją sypialnię - jak kieszenie w spódniczkach, które uwielbiała nosić. Nie była fanką drogich i eleganckich sukien, z przepychem, serwowanych co wieczór przez jej ojca. Z różnorodnych okazji. Od gustownych bankietów z podobnymi majątkowo ludźmi, do zwyczajnych, rodzinnych kolacji. Zerknęła na zegar, przypominający ten z bajek o "Alicji w Krainie Czarów". Wisiał na seledynowej ścianie, wybijając godzinę czwartą trzydzieści. Westchnęła zrezygnowana, opadając na łoże z łososiowym prześcieradłem, przepełnione wygodnymi poduszkami. Za chwilę ktoś ze służących, wynajętych przez jej ojca przyjdzie tutaj, z kolejną sukienką. Podglądając dzisiaj ich prace w pokoju krawieckim na dole, dostrzegła kolejną, przedobrzoną kreację w kolorze świeżej, czerwonej róży. Lucy nie lubiła takiego stylu, ceniła sobie wygodę i własne upodobania. Chwyciła za leżącą na krześle przy drewnianym biurku dżinsową kurtkę, nakładając ją i ostatni raz wyglądając przez duże okno. Zachodzące słońce, pomarańczowe niebo oraz kolorowe chmury - jej ulubiona pora dnia. Pamięta, jak wtedy z matką wychodziła na spacery. I z ojcem...gdy był jeszcze normalnym, kochającym tatą. Wyszła z pomieszczenia, kierując się schodami w dół. Słyszała szepty rozmów. Jej ojciec znowu kogoś wysoko postawionego w społeczeństwie sprowadził? Kogo tym razem? Zbliżyła się powoli do salonu, z zamiarem podsłuchania dialogu. Drugi głos należał do kogoś młodego, to pewne. Kto wie, może ten drugi chłopak był w jej wieku? Wszystko na to wskazywało...Przez szparkę w drzwiach ujrzała Jude'a Heartfilię we własnej osobie - w nieskazitelnie czystym, kremowym garniturze, z idealnie przystrzyżonymi włosami. Uśmiechał się w stronę dziewiętnastolatka, o lekko przydługiej, kruczoczarnej fryzurze. Z tą różnicą, że jego strój stanowił jedynie skórzany i długi płaszcz, przemokły od deszczu. Lucy zdziwił ten widok - przecież jeszcze przed chwilą świeciło słońce. Niemniej jednak postanowiła zostać i poznać temat rozmowy.
 - Jak już mówiłem, Yami... - kontynuował mężczyzna, popijając ze szklanego kieliszka trunek. Młodzieniec obok uśmiechał się przyjaźnie, lecz z lekkim...przymusem? Nie widziała dokładnie tej mimiki. - ...będę dumny, jeżeli wkrótce będę mógł nazywać Cię... - przymrużyła oczy, domyślając się, co za chwile usłyszy. W brązowych oczach powoli zawitały łzy. - ...moim...synem. 
 - Ja także, panie Heartfilia. - odpowiedział chwilę po tym Yami, sam upijając swój napój - Lucy jest urodziwą i z tego, co pan opowiadał - miłą dziewczyną. Na pewno zaopiekuję się nią, jak należy... - nie wytrzymała. Wybiegła z płaczem, czując smutek i żal do ojca. Więc stało się - jest tylko towarem przetargowym. Wybiegła tylnym wyjściem na zewnątrz, ignorując uwagi zatroskanych służących. Labiryntem żywopłotów biegła przed siebie. Mimo, iż padał deszcz - słońce świeciło. Padało prosto na marmurowy grób, z wypisanym imieniem matki Lucy. Layli. Szesnastolatka bezradnie uklękła przed nim, rozklejając się na dobre.
 - Proszę, mamo...proszę, mamusiu, pomóż mi...
~ * ~
 - No proszę, proszę...Lucy Heartfilia. - Yami beznamiętnie zmierzył wzrokiem blondwłosą, zatrzymując się na moment przy jej odzieniu ze Świata Gwiezdnych Duchów. Prychnął, odwracając na moment wzrok. - I pomyśleć, że to Ty miałaś być moją narzeczoną!?
 - Twoją kim!? - Natsu i Gray natychmiastowo ruszyli w gotowość do dalszej walki. Yami wyciągnął ostrze, lecz zamiast atakować, machnął nim, pozwalając, by powietrze uniosło go w górę poprzez maleńki, magiczny krąg. Teraz siedział na drzewie, opierając głowę o drzewo. Jakby zamierzał opowiedzieć całą historię. Magowie z Fairy Tail postanowili tego wysłuchać, z tym, że Natsu powrócił do Lucy, siadając obok i w pociesznym geście gładząc ją po ramieniu. Wzrok wciąż wbijał się z nienawiścią w Yami'ego. 
 - Wiecie już, że nasza droga Lucy Heartfilia kreowana była na córeczkę bogatego tatusia, prawda? - zaczął, z ignorancją gładząc swoją broń i przypatrując się księżycowi - Miała bogaty dom, służących oraz mnie, jako swojego męża. Ale oczywiście musiała się zbuntować i zaprzepaścić wszystkie nadzieje na ocalenie nie dość, że swojego ojca, to jeszcze mojej rodziny. Ten palant, Jude... - na wieść o swoim ojcu, Lucy zacisnęła pięści, wyrywając pojedyncze źdźbła trawy - ...próbował sprowadzić ją z powrotem do koncernu. Bez skutku - małżeństwo musiało zostać anulowane. Mnie to tam nie obchodziło, kto za kogo wyjdzie, nawet jeżeli chodziło o mnie. Sęk w tym, że mój ojciec dosłownie Jude'a zniszczył. Stracił cały majątek za jednym zamachem, lecz to miało skutki uboczne. Skończyło się na tym, że wszyscy zbankrutowali, a ja musiałem jakoś zarabiać. Szlachcic stał się Mrocznym Magiem...taka kolej rzeczy. Ciebie też to czeka, droga Lucy... - dziewczyna chwyciła siedzącego obok Natsu, powstrzymując go przed atakiem. Sama w głębi duszy weszłaby już dawno na to drzewo i udusiła Yami'ego. - A co się stało po tym? Poprosiłem mojego przyjaciela, by Jude'a jeszcze bardziej pogrążył. Tym razem ostatecznie.
 - C... - zdołała podnieść powoli głowę, przyglądając się wrogowi ciekawie - co...Ty zrobiłeś? - w tym momencie Yami zarechotał cicho pełnym chamskości śmiechem, zakrywając usta skrytą pod rękawiczką dłonią.
 - Otrułem go. Albo inaczej - zabiłem. - oczy Lucy rozszerzyły się, a źrenice nagle pomniejszyły. Oddychała nerwowo i nierównie. Grzywka zakryła całą jej twarz. - Przyszedłem do tej jego spelunki, w której zamieszkał po straceniu dobytku. Wystarczyło kilka kropli do napoju, bądź bezpośrednio do ust...a już po nim. Ten eliksir wywoływał chorobę, nieuleczalną i śmiertelną. Nim zmarł, zdążył wysłać Ci ten liścik, prawda? Żałosne...
 - Odszczekaj to... - wysyczała, szokując nawet Natsu i Gray'a. Różowowłosy odsunął się, wstając i uśmiechając figlarnie. Wiedział już, co się święci. I szczerze mówiąc, nawet go to cieszyło. Wreszcie to Lucy pokaże, na co ją stać. Gray najwyraźniej zrozumiał aluzję. Heartfilia kiwnęła w ich stronę, jakby mówiła "To moja walka". Chłopcy podeszli do nieprzytomnej Juvii, wspólnymi siłami niosąc ją w kierunku wioski. Lucy zaś wyciągnęła jeden z kluczy. - Otwórz się Bramo Panny - Virgo! - ze złocistego promienia ujawniła się niska, różowowłosa dziewczyna w stroju pokojówki. Spojrzała posłusznie na właścicielkę, oczekując polecenia. Yami prychnął pod nosem i nim Panna zdążyła zanurkować w ziemi, wchłaniając drzewo, na którym siedział, zeskoczył. Ze sterty gruzu wyjawiła się głowa Gwiezdnego Ducha.
 - Panienko Lucy, życzy sobie pani zmianę ubioru? A może karę dla mnie? - spytała, błagalnie się jej przyglądając. Heartfilia nie powiedziała już nic - machnęła jedynie dłonią, powodując natychmiastowe zniknięcie stworzenia. Nie poddawała się i już sięgała po kolejny klucz.
 - Magia Gwiezdnych Duchów... - wymamrotał Yami, uśmiechając się słabo - Słaba. Jej Magowie w większości przypadków nie mają tyle siły, by przywołać kilka Duchów na raz. A zaufaj mi, że ze mną...
 - Otwórz się Bramo Strzelca - Sagittarius! - nie wysłuchując dłużej "gadek" niedoszłego narzeczonego, przywołała kolejnego Ducha. Tym razem był to dorosły mężczyzna o ciemnych włosach. Ogólną posturę zakrywał kombinezon rumaka, przykryty dodatkowo dworskim strojem. Nie czekając na Lucy, sięgnął po łuk, oddając kolejne strzały w stronę uciekającego Yami'ego. Mimo, iż był doskonały w tej dziedzinie - przeciwnika trafiła tylko jedna. Pozostałe dwie przedziurawiły jedynie płaszcz, reszta odleciała w nieznane. Miał jednak tyle szczęścia, że wytrącił jego sztylet, chwiejący się pomiędzy ziemią, a przepaścią. Yami westchnął, chcąc ratować "skarb". Wyciągnął dłoń ku górze, czerpiąc niewielkie pokłady energii z księżyca. Lucy cierpliwie czekała, odwołując Sagittarius'a. Czuła, że osłabła od tylu przyzywań w tak krótkim czasie...ale nie mogła się poddać. Wedle pamięci i honoru jej ojca.
 - Księżycowa Droga - Droga Gwiazd! - z dłoni wystrzeliło jasne światło, które odbijając się od obiektów na niebie, przemieniło się w krystalicznie czystą wodę. Czarodziejka zwinnie ominęła atak. Uciekając przed dalej lecącym strumieniem, wyciągnęła kolejny Gwiezdny Klucz. Zatrzymała się z poślizgiem, wkładając go prosto w wodę.
 - Otwórz się Bramo Wodnika - Aquarius! - z "drogi" wyłoniła się szczupła kobieta, przypominająca syrenę z długimi, niebieskimi włosami oraz różnymi zdobieniami przy stroju. W dłoniach trzymała złocisty dzban z wodą, a wyraz twarzy...nie wyglądał na szczęśliwy. Wkurzyła się, unosząc przedmiot w górę i wylewając z niego niekończącą się zawartość, co zmyło nie tylko bezuczuciową Lucy, lecz także zszokowanego Yami'ego. Trzeci Duch...a ona wciąż czuje się na siłach!? pomyślał, kończąc ledwie przytomny i krztuszący się.
 - To jest Twój chłopak? - odparła Aquarius, podpływając do Lucy, uśmiechającej się triumfalnie. Sztylet, także zmyty przez wodę Gwiezdnego Ducha już dawno leżał na dnie płytkiej rzeki, roztrząśnięty o skały. Yami doczołgał się żałośnie do krawędzi, powtarzając z jęknięciami jakieś słowa. - Niezbyt rozwinięty typ. Idę na randkę...z moim cudownym chłopakiem...moim cudownym chłopakiem. - zniknęła, pozostawiając Lucy samej sobie - i oczywiście dwa razy powtarzając słowo "chłopakiem". Dziewczyna była teraz zdolna wysłuchiwać nawet jej złośliwe uwagi. Wyciągnęła przypięty do paska spodni bicz, związując nim dłonie Yami'ego bez słowa.
 - Wtedy, w moim domu... - ciągnęła, kończąc czynność i odchodząc w bok. Yami odwrócił się do niej twarzą, patrząc dziewczynie w oczy. On płakał. Czyżby miał wyrzuty sumienia po tej walce i słowach, jakie podczas niej padły? - ...widziałam przyjaznego chłopaka. Choć nie darzyłam go uczuciem, ba! Nawet go nie znałam... - usiadła obok klęknięciem, dotykając przyjaźnie jego ramienia i uśmiechając się pociesznie - ...ale widziałam w nim dobro. Nie był typowym synem bogatego domu. Wydawał się być sobą. I wiem, że ten Yami, którego mogłam wtedy poznać gdzieś tam w Tobie jest...
 - Nie... - spuścił głowę, mówiąc bez jakichkolwiek uczuć. Przechylił się w stronę przepaści. - Dla mnie nadziei...już nie będzie. Zabiłem wielu ludzi... - urwał, zanosząc się szlochem. Głos stał się łamiący i niewyraźny. - Zabiłem nawet Twojego ojca. - ostatni raz spojrzał na Lucy. Pierwszy raz ze szczerym uśmiechem. Mimo, iż płakał, jego policzki były zarumienione, a oczy podkrążone i zapuchnięte...wyglądał naprawdę uroczo. Jak przyjaciel. - Żegnaj, Lucy Heartfilio...
 - Czekaj, co Ty chcesz zrobić!? - zszokowana próbowała chwycić jego dłoń raz jeszcze...nie zdążyła. Yami usunął się w dół, opadając. A Lucy? Ciągle obserwowała miejsce, gdzie przed chwilą siedzą, gdzie jeszcze z nią rozmawiał...Nie miała odwagi spojrzeć, jak jego bezwładne ciało leży zakrwawione, pomiędzy tymi skałami...I tak po prostu ze sobą skończył?

Powstała, podchodząc w stronę lasu. Jeżeli mogła coś zrobić, by chociaż ocalić jego duszę...to zrobi to...
 - Otwórz się... - wyciągnęła ostatni już gwiezdny klucz, który chciała dzisiaj użyć. Na więcej nie miała siły, nawet jej słowa były słabe, jakby ledwie je wymawiała, z pewnym przymusem. - ...Bramo Byka...Tauros... - w bladej poświacie na Ziemię "wstąpił" bykopodobny mężczyzna. Powstrzymał się przed uwagą w stronę wyglądu blondwłosej. Po prostu robił to, co ona. Wspólnie zebrali kilka drewnianych desek. Ułożyli je w pewnej pozycji przy przepaści. A gdy Tauros zniknął, Lucy wzięła leżący w pobliżu patyk, zapisując coś na rozłożonym piachu. Gdy już to zrobiła, opadła na ziemię zmęczona. Nim zasnęła - uśmiechnęła się, wiedząc, że Yami może w końcu będzie szczęśliwy...
"Dla Yami'ego - prawdziwego przyjaciela mroku, który odnalazł swoją światłość..."
Uśmiechnęła się raz jeszcze na ten widok, przymykając oczy. Snem i spokojem długo się nie nacieszyła - poczuła, jak coś szarpie ją za naszyjnik w stronę...księżyca? Zerknęła na ten srebrny medalion z ciemnoniebieskim szafirem od Elyon. W ciągu tylu wydarzeń całkiem o nim zapomniała - a mimo to, jeszcze go nie zdjęła. 
 - Elyon...co się z Tobą dzieje? - Luna uniosła się do góry, chwytając czarodziejkę za dłonie. Zaczęła zmieniać się w światło...znikające. - Elyon!
 - Nie martw się...nie umieram. - szepnęła, przekrzywiając głowę na prawy bok - Leo opowiadał o tym milion razy...Szczerze mówiąc, śmiesznie wyglądały jego ucieczki przed Tobą, gdy Cię poznał...
 - Ale...skąd Ty...
 - Kiedyś poznasz ten sekret. - przerwała jej, rozpływając się w powietrzu. W powietrzu objawił się srebrny medalion, z kamieniem szafiru. Lucy zdziwiona, podniosła go, gdy upadł z brzdękiem na ziemię. Usłyszała w głowie kolejne słowa Elyon i rozpromieniła się. "Kiedyś, Lucy...kiedyś ta moc może uratować Ci życie..." 
 - Miałaś rację, Elyon... - wyszeptała, trzymając w dłoniach kamień biżuterii i przyciskając go do serca - Uratowałaś mi dzisiaj życie...  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 - I'm just freaking bored! 
 - So maybe a chapter?

Wczoraj był dzień kobiet - jak czytelniczki go spędziły? :3 Chłopcy okazali się jednak łaskawi, czy całkowicie o tym zapomnieli? Bo w moim przypadku dostałam tylko tulipan od chłopaka siostry. ._. No nic, to tylko jeden dzień. Ale na urodziny to już coś ładnego chcę.

Kilka dni temu zrobiłam cały plan trzeciej sagi - kompletny, teraz wystarczy spisać wszystkie te rozdziały. :3 W tym za to trochę skatowałam Lucy...eh, cóż. Swoją drogą, co sądzicie o najnowszym rozdziale w Mandze? Gloria? Mi się nawet spodobał, chociaż wszystko było nieco przewidywalne...a pewien moment mnie załamał, nie powiem, o jaki mi chodzi, bo by wyszedł spoiler. Odcinka natomiast oglądać nie zamierzam, bo jest w nim Ichiya, którego nienawidzę (sam ten fakt sprawia, że Blue Pegasus oberwie i nie pojawi się w opowiadaniu, mają za swoje, amanty jedne). Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, do zobaczenia zatem! :3 

2 komentarze:

  1. Mówiąc o dniu kobiet... chłopcy w klasie okazali się, jak to ujęłaś "łaskawi". Przepiękne tulipany *__* będą umierać w swoim towarzystwie w moim pokoju.
    Do rzeczy. Jej! Będę miała co czytać. ^^ Ale dopiero jak oczywiście opublikujesz. Nie mam pojęcia jak bardzo moja psychika uległaby zniszczeniu, gdybyś przestała pisać. Nawet sobie tego nie wyobrażam! Dobra, spokojnie. Głęboki wdech i wydech. Wdech i wydech, wdech i wydech... Już jest dobrze. No o czym to ja... A już wiem. Rozdział rewelacja! :D Biedna Lucy... emocje ją pewnie bardzo wymęczyły. Ale przynajmniej dowiedziała się prawdy. Może bolesnej, ale bardzo psychicznie nie może się załamać. Kto by wtedy ubolewał nad brakiem inteligencji u innych? Znowu odchodzę od tematu... A więc zanim kompletnie odejdę od drogi do celu i samego celu komentarza: rozdział wspaniały, jak z resztą zwykle. Komentarz też z reszta długi, za co-jeśli jest nie do zniesienia-przepraszam. Znów od tematu odeszłam... Eh. To przejdę do samego setna. Życzę weny i miłego, spokojnego oraz szybkiego przepisywania, abyś się nad tym nie namęczyłam, bo wiem jak czasami jest to męczące. Może mi się tak tylko wydaje, ale jak mnie natura stworzyła upartą to... Znowu? To na szybko: życzę weny i spokojnego końca weekendu i całego najbliższego tygodnia. I oczywiście czekam na kolejny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dość szokujący ten rozdział. Ale bardzo fajny, przepełniony uczuciem :3
    Co do dnia kobiet, to bez szału, a jeśli chodzi o najnowszy odcinek ... Jeśli tak bardzo nie lubisz Ichiya to ciesz się, że tego nie oglądałaś :D Obrzydlistwo :P Wybacz, że komentarz taki krótki, ale przyznam zrobiłaś na mnie ogromne wrażenie tym rozdziałem i chyba jestem w lekkim szoku bo nie wiem co napisać :D Tylko do głowy przychodzi mi "wow"... Buziaki :D :*

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą