piątek, 22 marca 2013

Rozdział XXVIII

Rozdział XXVIII "Wrażliwość skryta pod powłoką Demona"
Byli rodziną. I to było najważniejsze. 
Gdzieś tam, po środku niewielkiego lasu, znajdował się dom. Drewniany, zajmujący połowę dużej polany, pośród drzew z niskimi koronami. Wszystko tutaj sprawiało wrażenie przyjazne - domek ten posiadał wszystko, co ma idealny dla kochającej familii. Dwa piętra, z czego na pierwszym znajdowały się podstawowe pokoje. Salon, z ciepłym kominkiem, wygodnymi fotelami i ozdobami, rodem z górskiej chatki. Brązowy dywan zakrywający drewnianą podłogę praktycznie w całości, okienka przysłonione koronkowymi firankami i zdjęcia, wiszące na ścianach. Było ich dokładnie pięć. Na pierwszym - rodzina Strauss w całej okazałości. Fotografia pozostawała czarno-biała, głównie ze względu na nieżyjącego już mężczyznę, obejmującego młodą brunetkę w jasnej sukience. Włosy zapewne posiadał białe i sterczące. Oczy "uśmiechały się" przed siebie, wraz z wykrzywionymi w ten sposób ustami. Karnacja? Ciemna, może opalona? Na pewno różniła się od jaśniejszej, należącej do kobiety. W dłoniach trzymała zawiniątko - może to noworodek? Za to na ramieniu pana domu uwiesił się roczny chłopiec, identyczny, jak on. Z pośród trójki dzieci tylko jedno stało - dwuletnia dziewczynka, z nadąsaną w przeciwieństwie do innych miną. Kolejne zdjęcie także nie miało koloru - para, jak z tamtego obrazu, z tym, że po uroczystości zaślubin. On - w czarnym garniturze i idealnie zaczesanych włosach. Ona - w weselnej sukni, z bukietem kwiatów. Trzy ostatnie fotografie pozostawały na szczęście kolorowe - tamte dzieci, tylko nieco starsze.

Górne piętro, to już pomieszczenia sypialne. W jednym z nich znajdowała się tamta czarnowłosa kobieta. Jej pokój nie był wielki - stały tam tylko duża, drewniana szafa z ubraniami oraz łoże, mające jasnoróżową pościel i poduszki z satyny, przyozdobione prześwitującymi w słońcu dochodzącym z szeroko otwartego okna, spiralnymi wzorkami. Zasłony powiewały na wietrze, dochodził już zachód. Jedynym odgłosem były śmiechy bawiących się na podwórzu dzieci. 
 - Mamo, idziemy już? - ten znudzony ton należał do dziewczyny. Najstarszej z rodzeństwa, dziesięcioletniej Mirajane...która postarzała swój wygląd tak, jak tylko mogła. Opierała się o otwarte drzwi w niedbałej pozie - ze skrzyżowanymi rękoma i jedną nogą, opierającą się o spód przejścia. Białe fale długich włosów związane były w kitkę bordową kokardą, tylko grzywka opadająca na twarz pozostawała w "luzie". Niebieskie oczy odziedziczone po matce oraz łagodny wyraz twarzy, maskowany złością i nudą. Nie to jednak było najgorsze - Thalia nie wiedziała, jak przekonać córkę do zmiany stylu ubioru. Ciężko obserwowało się dziesięcioletnie dziecko w czarnym topie z mrocznymi malunkami, odkrywającym cały brzuch i ramiona oraz w krótkich spodenkach, które ledwie co zakrywały najważniejsze detale. No i powiedzmy sobie szczerze - która matka pozwoliłaby tak młodemu potomkowi na buty z obcasem, rajstopy z narysowanymi czaszkami i tak odważną biżuterię? Pomijając już fakt mocnego, jak na ten wiek makijażu i pomalowanych na czarno paznokci. 
 - Chwileczkę... - Thalia, wcześniej siedząca na łóżku i zmęczona, teraz wstała, ziewając przeciągliwie. Zakryła wówczas usta dłonią, czym bardziej zniecierpliwiła Mirę. Co takiego jej obiecała? Mogła pomyśleć, zanim zaproponowała naukę swojej magii Przejęcia. Nic nie mogła poradzić na z dnia na dzień coraz bardziej zazdrosną Mirajane. Nawet najmłodsza - Lisanna - zdołała nauczyć się kolorowej i przesłodzonej magii Duszy Zwierzęcia. Elfman miał o tyle więcej szczęścia, że zdolność do przemiany w Bestię odziedziczył po ojcu. Thalia w pewnym sensie rozumiała Mirę - wiedziała, jak to jest odróżniać się w negatywny sposób od reszty, w dodatku chciała dla dzieci jak najlepszej przyszłości. Gdy była już gotowa, narzucając na ramię skórzaną torbę z prowiantem, zauważyła zniknięcie dziewczynki. Zeszła spokojnie na ganek, dostrzegając siedzącą na tutejszej ławce Mirę, bardziej zasmuconą, niż złą. Z trudem obserwowała, jak Lisanna w postaci kolorowego królika goni Elfman'a. Usiadła obok niej, dotykając dłonią ramienia Mirajane. W innych okolicznościach już dawno spotkałaby się z jej prychnięciem i odejściem. 
 - Zobaczysz, po tej misji będziesz nawet silniejsza od nich. - wyszeptała, uśmiechając się do córki. Mira po raz pierwszy spojrzała na matkę inaczej, niż z niechęcią. Przez taką spójność swoich charakterów nie były w zbyt dobrych relacjach, zawsze burzonych przez "Młodą". - Jeżeli chcesz wrócić z nową mocą jeszcze przed zmrokiem, to lepiej już wyruszajmy. To niedaleko. 
~ * ~ 
Walka z demonem powoli dobiegała końca. Mirajane - ukryta za skałkami w pobliżu pola bitwy - obserwowała pojedynek dwójki "potworów". Jednym z nich była Thalia - w takiej postaci nie przypominała już miłej i uroczej pani domu. Chociaż na Mirze nie robiło to wrażenia, bo nawet nie zerkała na matkę - bardziej interesował ją przeciwnik. Demon, którego duszę wkrótce przejmie. Z zaciekawieniem, nie ze strachem, zmierzała każdy jego detal. Była nienaturalnie wysoka - może to przez te bordowe obcasy ze złotymi i czarnymi zdobieniami, sięgające do połowy ud? Kombinezon noszony przez "to" posiadał podobne kolory, ręce zaś zastępowały zielonkawe, porośnięte łuskami szpony. Ogon, zrobiony z tego samego materiału - tylko czarnego - wiercił się we wszystkie strony, jasne włosy stały w górze, stercząc w każdą możliwą stronę. Skośne oczy przykryte zostały krwistą pustką, czarne pęknięcia przechodziły przez całe ciało. Skrzydła, niczym u nietoperza, trzepotały, niestety coraz słabiej. Mirajane widziała w wyobraźni własną osobę, przybierającą taką formę - najsilniejsza z całego rodzeństwa Strauss. Tak zapatrzyła się w przyszłość...że nie dostrzegła teraźniejszości. Jak stwór z jej snów po ciężkiej walce opada bezwładnie na ziemię. Thalia wróciła do ludzkiej postaci, ruchem dłoni wołając do siebie córkę. Mira - cała podekscytowana i szczęśliwa - podbiegła bliżej ciała nieprzytomnego demona. Teraz przeszła do obserwacji każdego ruchu czarodziejki. Uklękła przy stworze, kładąc dłoń przy jego sercu tak, by widać było jej wewnętrzną część. Mijały minuty, aż stała się posiadaczką trzymanej przez nią kuli - stworzonej ze światła, czarnego, lecz oplatanego fioletowymi iskrami, niczym z neonu. Dawały światło polanie, powoli spowijającej się w blasku nocy. Thalia powstała ostrożnie, żeby nie opuścić "daru" - zmierzała do córki...a później wszystko działo się dostatecznie szybko. Mirajane przejęła z dumą nową magię, pozwalając, by fiolet z serca demona zniknął, wchodząc prosto w nią. Ten nagły przypływ energii był...niesamowity. To coś, co można zaznać praktycznie tylko raz w życiu, czego się nie da powtórzyć...Wspaniałe uczucie.
~ * ~ 
Minęło kilka dni.
Kto by pomyślał, że w przeciągu tak krótkiego czasu dziesięcioletnia, początkująca czarodziejka stanie się tak potężną posiadaczką Przejęcia? Nikt. Praktycznie każdy w to wątpił - ludzie z pobliskiego miasta, podróżni, nawet najbliższa rodzina uważała to za niemożliwe. Elfman i Lisanna myśleli nad tym, czy aby nie pocieszyć siostry - ale co by to dało? Skończyłoby się, jak zwykle - wrzaskiem Miry, by się zamknęli i zajęli swoimi sprawami. Thalia także nie podchodziła optymistycznie do tak wczesnej nauki najstarszej córki - żyła w przekonaniu, iż na nią przyjdzie jeszcze czas, a wpierw powinna przyzwyczaić się do nowej duszy. Ale jest jeden problem - Mirajane nie chciała czekać. Nie lubi czekać. I samoistnie rozpoczęła naukę, poczynając od oswojenia kontroli nad bestią w sobie, a skończywszy na polowaniach, już jako demon. Pokochała to wszystko. Latanie ze skrzydłami nietoperza, siłę, z jaką mogłaby zniszczyć cały las...
 - Miruś?
Przerwała myśli o potędze - wszystko przez brzdąca Lisannę. Oj, dopiero teraz zobaczyła, jak bardzo się od siebie różnią...Gotyckie stroje Miry są w każdej kategorii lepsze od różowych sukienek siostrzyczki z guzikami i szpecącymi kołnierzami. A te włosy, ścięte tak, że przypominały hełm? Gdy je widziała, miała ochotę parsknąć śmiechem. No ale cóż - nie zrobiłaby tego młodszej siostrze, prawda? Gdzieś tam, w głębi serca troszczyła się o nią. Na pewno bardziej, niż o Elfman'a, który biegał dookoła w zniszczonym, dziecięcym garniturze.
 - Co, Bestyjko - znowu problemy z opanowaniem mocy? - spytała sarkastycznie, uśmiechając się chciwie, jak to na nią przystało. Lisanna próbowała uspokoić atmosferę - Mirajane stała beztrosko, oparta o skałkę ze skrzyżowanymi rękoma. Miała ochotę zostać tu dłużej i ponabijać się z braciszka, ale cóż...Nie miała ochoty. Odepchnęła się niechętnie, kopnięciem otwierając drzwi wejściowe do domu. Skierowała kroki do schodów, a z nich rozpoczęła drogę do swojego pokoju. Chyba tylko tam czuła się w miarę...jak w prawdziwym domu. Wszystko tak, jak ona sobie zażyczy, bez skarg rodzeństwa i matki. Te jej "ukochane", gotyckie ozdoby, ciemność...to, co uwielbiała. 

Ale nie wszystko mogło już mijać idealnie. Nim pchnęła drzwi, prowadzące do "raju", usłyszała dziwne odgłosy. Od razu poznała cichy głos jej matki, lecz w innej tonacji - jakby...kaszlała. Wszystko to trwało nieprzerwanie - Mira zamknęła otwierane przejście powoli, wsłuchując się w "to". Kaszel stawał się coraz głośniejszy i mniej kontrolowany. Jakby Thalia się...dusiła? 
 - Mamo? - jej szept przeszyty był lękiem. Tak - po raz pierwszy ta odważna Mirajane Strauss czegoś się bała. Bała się, że straci kogoś bliskiego swojemu sercu. Chociaż wcześniej tego nie dostrzegała - miała całą swoją rodzinę w głębokim poważaniu. Powolnym krokiem ruszyła do sypialni "rodzicielki". Drzwiczki pozostawały delikatnie uchylone, przez co z daleka już dostrzegała leżącą na starannie ułożonym łóżku brunetkę. Oraz jej stan - nienaturalnie brata, z przymrużonymi oczyma, pod którymi zagościły cienie. Wyglądała na wychudzoną, błękitna sukienka - jeszcze niedawno idealnie pasująca - teraz opadała, jakby była zbyt duża na tą sylwetkę. - Mamo! - przestraszyła się nie na żarty. Wbiegła bez słowa do środka, kucając przy Thalii i chwytając jej dłoń. Bladą, kruchą dłoń. 
 - Có...reczko... - głos był słaby. Thalia najwyraźniej wymuszała z siebie ostatkami sił każde słowo. Po policzkach obu kobiet popłynęły łzy. Thalia - zachowywała pozorny spokój. Mirajane - nie mogła się powstrzymać przed potokiem gorzkości, nieprzerywalnym. - Nie mówiłam wam o tej chorobie nic...Nie chciałam was martwić...nie chciałam, byście wiedzieli, że stracicie także matkę... - chciała coś powiedzieć. Chciała wtrącić to, co ma do powiedzenia, chciała wykrzyczeć jej prosto w twarz, że jeszcze ją uratują...Chciała się chociaż pożegnać. - Nie próbuj mnie ratować...Nie mam siły nawet, by wstać...
 - Ale...mamusiu... - pierwszy raz w życiu tak ją nazwała. Zazwyczaj do Thalii zwracała się "matko", bądź niezbyt chętnie "mamo". Kobieta uniosła powoli wolną dłoń, przykładając palec do ust córki, by za chwilę go cofnąć. 
 - Idźcie...to Magnolii. - kontynuowała - Tam jest pewna gildia, która was z pewnością...z wielką pewnością przyjmie. To Fairy Tail. - słysząc tą nazwę, Mirajane prawie prychnęła obraźliwy zwrot "muszki". Musiała się powstrzymać...teraz nie ma czasu na złość... - Dołączycie tam. Znajdziecie opiekę. I proszę...W ten sposób wynagrodzisz wszystkie swoje złości... - przełknęła z trudem ślinę, mrugając. Nabierała odwagi do tych słów przez długi czas. - Bądźcie szczęśliwi, bez względu na... - niebieskie oczy zamknęły się, a dłoń, którą Mirajane przetrzymywała, opadła bezwładnie, zwisając na krawędzi łoża - ...mnie... - ostatnie słowo padło. Choć Thalia już nie żyła, wciąż płakała. Dziwnym zbiegiem okoliczności, Mira także nie powstrzymywała ponurych emocji. Zaczęła szlochać. Oparła swoją głowę na brzuchu nieżyjącej matki. 

Musiała wziąć się w garść.
Dla niej.
~ * ~
A myśleli, że teraz będzie znacznie spokojniej...
Dziwne bestie atakowały wszystko, co tylko się dało. Uciekających z wioski ludzi, ruiny domów...Nikt nie mógł być teraz bezpieczny. Ci Magowie, którzy nie walczyli, a czekali ranni na zakończenie batalii, chcieli nawet pomóc mieszkańcom. Nie mieli jak - bowiem gdyby sami teraz tam zeszli, staliby się łatwą zdobyczą dla czyhających pod wejściem do domu gościnnego potworów. Mogli tylko obserwować przebieg zajścia przez okna na ostatnim piętrze. To wszystko było...okropne. Choć Fairy Tail póki co wygrywało, pozostawały takie monstra, które były wciąż na wolności i z łatwością łapały kolejne ofiary. Rozszarpane ciała mniejszości ludzi z Komono leżały w różnych kątach, w kałużach krwi...Widzieli nawet nieżyjącego już mężczyznę, który kilka dni temu wprowadził ich do wioski.
- To jest...okropne... - Lisanna odeszła od reszty, kucając w kącie. Zapłakana, nie mogąc znieść tego widoku. Oni wszyscy...zostali wymordowani. Na jej oczach, na oczach ich wszystkich! Szloch zaczął odbijać się echem po ścianach pokoju. Wendy, Lucy i Juvia usiadły na jednym z łóżek, zaś Elfman i Gildarts wciąż obserwowali bacznie wszystko. Ten drugi wydawał się nie zdawać sobie sprawy z tego, jak wielkiej skali wydarzenie ma tutaj miejsce - dopingował Wróżki, jakby to były tylko zawody. Zwyczajna konkurencja, a nie bitwa na śmierć i życie. Czwórka walczących zebrała się szybko, uzgadniając "telepatycznie" plan działania. Rozproszyli się na cztery strony świata, używając najsilniejszych ataków.
 - Zbroja Płomiennej Cesarzowej: Płomienne Cięcie! - Erza przywdziała zbroję, zwiększającą siłę oraz obronę przed ognistymi atakami. Manewr, wykorzystany przez nią na grupie stworów, zgromadził w używanym podczas tej podmiany mieczu płomienie, które uderzyły równo w piątkę bestii, przecinając je na pół.
 - Lodowe Tworzenie: Podłoga! - Gray wykonał skok wysoko w powietrzu, kończąc go kucnięciem na ziemi, z przyłożonymi do niej w pewnej pozycji dłońmi. Utworzyły one pod sobą krąg magiczny, przemieniający się w lód, ciągnący się, niczym podłoga do jego przeciwników. Od razu zostały zamrożone, niczym kamień, stojąc nieruchomo w danych pozycjach.
 - Lanca Żelaznego Smoka: Lagi Demona! - ramię Gajeel'a przemieniło się błyskawicznie w grot od włóczni. Podobne bronie wystrzeliły w dużych ilościach, pędząc oraz - z zamierzonym skutkiem - przebijając ciała monstrów. Zaśmiał się triumfalnie swoim "gehehe", przywracając ramię do normalnej postaci. Pozostała już ostatnia grupa, którą zająć miał się nikt inny, jak sam Salamander.
 - Nie da rady. - warknęła Yin ze spuszczoną głową, wciąż tkwiąca gdzieś tam w pokoju, przywiązana do drzemiącej siostry. Levy obudziła się, niemrawo dochodząc do Elfman'a i Gildarts'a. Natsu nawet nie usłyszał tej obelgi, tylko z pewnością siebie oraz podekscytowaniem biegł do ostatnich wrogów.
 - Szkarłatny Lotos: Oślepiające Ostrze Feniksa! - ciało młodzieńca pokryła złocista, ognista pokrywa, dodająca szybkości i siły. Pięść chłopaka także uległa temu skutkowi - uderzyła w ziemię, wywołując potężną falę uderzeniową. Na tyle mocną, by wywołała zniszczenia w miejscu ataku. Siła wyrzutu pozostawała tak wysoka, że wszystkie stojące tam bestie odepchnięto daleko do tyłu. Natsu nie odniósł praktycznie żadnego spadku energii po tak wyczerpującym zaklęciu. Wręcz przeciwnie - wciąż radosny, stał i obserwował pokonanych. - Banalna walka... - oznajmił krótko, zakładając dłonie za głowę i wracając do zgromadzonych. Wtedy zaczęło się coś...dziwnego. Wpierw bestie, leżące niczym martwe, zanikały. Widoczne było kilkanaście sylwetek...ludzi?
 - Wiedziałam! - Levy podbiegła na pole bitwy, z obrzydzeniem wymijając "potwory". Mimo to, uśmiechała się i praktycznie z tej radości wiedzy podskakiwała. Bestie na dobre przemieniły się w mieszkańców, niemrawo rozglądających się dookoła. Wśród nich znajdował się burmistrz. Natsu i Gray zdezorientowali rozglądali się po nich, sami przebywający w domu oraz ocalałych kryjówkach zdziwili się nagłym zwrotem akcji. Tylko Erza wydawała się na tyle opanowana, by wysłuchać przyjaciółki. - To nie były prawdziwe bestie...Pamiętacie to, co działo się z Lisanną po ataku trucizną? To samo spotkało tych ludzi. Najwyraźniej z tej "klątwy" można się uwolnić, przechodząc w stan podobny do śmierci. Bo to działo się z nimi, gdy tylko ich pokonaliście. Bestie zniknęły - ludzie powrócili! - dokończyła wesoło, opierając jedną dłoń na barku, a drugą unosząc do góry, rozwiniętą. Wszyscy inni zerknęli na boki. Odór rozszarpanych ciał roznosił się wszędzie.
 - Tylu ludzi... - wyszeptała Erza. Miała teraz taką samą nadzieję, jak wszyscy - że Mirajane chociaż nic się nie stanie, w ostatniej walce...
~ * ~
Choć Mirajane tkwiła już w Duszy Sitri dostatecznie długi czas - Thalia nie ruszała się z miejsca. Uderzenie w twarz nie zrobiło jej nic innego, jak tylko zaczerwienionego miejsca na policzku. Była silna. Bardzo.
 - Widzę, że raczej nie mamy wyboru... - oznajmiła melodyjnie, przystając w jednym miejscu. Kula światła w tej komnacie przygasła, światło zostało zastąpione jasnofioletowymi iskrami, przechodzącymi przez ciało Thalii. Wiatr zawiał jej włosy w górę, oczy zostały przymknięte. - Niech zatem będzie...Twa walka na śmierć i życie...Dusza Szatana: Hypnosis!            
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To dziwne - jesteśmy "parą", a nawet nie wiem, jaki jest Twój ulubiony rozdział! 

Jak widać, podczas pisania tego rozdziału zebrało mi się na wspominki z życia postaci. Wspomnę, iż jest to przedostatni rozdział z Sagi Bestii - wiem, była ona krótka w przeciwieństwie do poprzedniej. Aczkolwiek wyjaśniła co-nieco, odnośnie historii kilku bohaterów. Tutaj skupiłam się przede wszystkim na Mirajane i jej rodzeństwie - a w kolejnym rozdziale możecie spodziewać się walki. ;3 A jaki jest tytuł roboczy do trzeciej (ależ szybko zleciało, jeszcze niedawno zakładałam bloga ;o) sagi? "Sabertooth" - wiadomo chyba, jaka gildia się pojawi. >:3 

Co do normalniejszych spraw - po poprzednim epizodzie w Anime zaczęłam paringować nowy "związek"...mianowicie Kagura x Lyon. Dziwne, prawda? Co ja poradzę, że moja shipperowska dusza akurat wtedy się odezwała!? ._. W każdym razie ta dwójka w opowiadaniu póki co się nie pojawi razem...chociaż, zawsze mogę...Dobra, za bardzo w marzenia odpływam. Zaczęłam czytać drugą część igrzysk - W Pierścieniu Ognia. Książkę dostałam zaledwie wczoraj, a już dzisiaj doczytałam do dziewiątego rozdziału. Jest całkiem fajna (mordują się *o*), ale najbardziej wyczekuję, aż zaczną się właściwe walki. Bo póki co miłosne rozderki Katniss (oczywiście przeplatane z akcją, dla której to czytam <3) wydają się irytujące (Gale powinien zginąć na tym słupie, ale nie - po co, ktoś go uratuje >.>). A wy nie wiecie, o czym piszę. xd 

Na koniec "ogłoszeń" napiszę o tym, co moja one-shot'owa wena wymyśliła. Pamiętacie rozdział z paring'em GaLe (Gajeel x Levy)? Obecnie piszę taki z GruVią, a w planach mam NaLu. Oczywiście mają tylko krztę właściwego romantyzmu - tubylcy i dzieciaki z aparatami do zdjęć się nie zaliczają w taką kategorię, prawda? O tym drugim wcześniej wspomniałam - tak, telefony komórkowe w świat FT się nie zaliczają...  

6 komentarzy:

  1. Emmm, sama nie wiem nawet co napisać. O rozdziale napisałam ci już na GG, ale jak już komentuję, to wszystkie blogi.

    Mira już jako dziecko była straszna! Poważnie o.o Dziesięcioletnia dziewczynka i taki ubiór? Nie dziwię się Thalii, także chciałabym coś z tym zrobić wobec własnego dziecka... Niemal się popłakałam podczas czytania śmierci Thalii ;c Sama Mira wreszcie się otworzyła i płakała - może teraz się zmieni jej zachowanie? Dobra i tak wiemy, że zmieni się dopiero po "śmierci" Lisanny jak to było ukazane w mandze. Lecimy dalej... TRUPY! *.* Moja sadystyczna natura się odezwała *w*

    Cały komentarz to jeden wielki chaos, mam nadzieję, że mi wybaczysz ;c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam o najważniejszym... JAK MOGŁAŚ PRZERWAĆ W TAKIM MOMENCIE?! NO JAK ;c Ja chce część dalszą! Będzie się działo *w*

      Usuń
  2. Jej... Nie ma mnie kilka dni-problemy z grafikiem-a tu tyle się pozmieniało. Początkowo bloga nie poznałam. Ale trochę się rozejrzałam i... To ten. Zdecydowanie. :D A co do rozdziału, to zgadzam się z powyższymi komentarzami należącymi do Chan Lee. Miałam łzy w oczach-ja zawsze przezywam więc normalka-, ta umarła i... ona... płakała... "Dlaczego przerwałaś? Tutaj... Dlaczego?? Czemuuuuuu???!! To było genialne! Ja naprawdę wczułam się w sytuację Miry..." oto reakcja N. Moja inaczej przebiegała, ale coś w tym rodzaju... Za nim N. każe mi wstawiać kolejne swoje cytaty (Ludzie zabierzcie ją ode mnie!), Anonimowa, czyli ja, życzę standardowo weny. No i nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów itd. Mam nadzieję, ze za ten czas N. , nie dostanie choroby psychicznej-już i tak za późno, więc nie trzeba się martwić- i mnie nie rozszarpie, i nie zajmie mojego miejsca na blogu. (To by była tragedia! Ona nawet na kartce papieru ma bałagan!) No i za nim zaspamuje miejsce na komentarze, tym ogromnym komentarzem: WENY! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Robie sobie chwilkę na fajeczkę i biorę się za czytanie ! Ale zanim... no muszę to napisać. JAKI PIĘKNY SZABLON!!! Wcześniejszy też był cudowny, ale ten też jest! :D I chyba tak jak poprzedni zrobiony przez Chan-Lee (przy okazji, literówka w "podpisie" nasza droga koleżanka zrobiła, ale to nic :D). Mi tylko tekst wychodzi zza ramki, ale jak go podkreśle to go widzę (nie przejmuj się, mam stary monitor i to zapewne jego wina)...A tego papierosa to chyba spale z prędkością światła, bo chce czytać ^.^ (Wstrętny nałóg, kto kopci niech rzuci, a kto tego świnstwa nie tyka to niech nawet nie próbuje :P)
    Tararara trzecia :D (mam nadzieje nie ostatnia, bo od jakiegoś czasu chyba wciąż jestem na końcowej pozycji w komentarzach... ajj nie dobrze :/)
    ...
    No i co? Już wstawałam z krzesła, ale wytrzymałam chęć zapalenia - twoje opowiadanie jest lepsze niż Nicoret haha xD (czy jak to tam się pisze). Do konkretów, bo mam dziś tendencje do za długich komentarzy, a i tak się rozszalałam.
    Historia małej Mirajane... chyba lepiej nie mogłaś tego opisać. Dziś pierwszy raz się wzruszyłam czytając mangę, drugi raz przy "śmierci" Thalii (śmierci w cudzysłowie, bo w końcu nie umarła :P). Mira jak na dziewięcio-dziesięcio latkę strój miała rzeczywiście... nie byle jaki xD Ale pasowało to do niej jak do nikogo innego. Normalnie chyba Mashima by lepiej tego nie przedstawił (chodzi o całą historię z dzieciństwa Strauss). Fajnie też przeszłaś do obecnych wydarzeń, walki opisane... jej, ja wciąż nie moge przestać się jarać twoim stylem pisania :D Jest taki płynny, tak fajnie się czyta... I oczywiście musiałaś zakończyć w takim momencie. No musiałaś! Nie dobra ty... :P Ale teraz rozdziały dajesz chyba ciutke częściej więc czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. A potem na kolejną sagę (albo "arc" bo "Saga" to herbata jak napisała Ciapek xD) no i na one-shoty. I obojętnie ile będą miały w sobie romantyzmu, nawet jak nic, to i tak nie mogę się doczekać i czuje to w kościach, że będzie się ciekawie czytało! A Karuga i Lyon... Ta twoja "shipperowska dusza" na prawdę odezwała się w nietypowym momencie :D Dla mnie trójkącik LyonxJuviaxGray to już klasyk i jakoś inaczej nie mogę sobie tego wyobrazić w FT :D I koleś miałby pewnie przesrane z nią, chyba lekkiego życia by z Karugą nie zaznał :D Lałaby go nie wyjętym mieczem i rzucała magią grawitacji po ścianach xD Boże, co ja mam w tej głowie... I kończę ten mój spam, tym długim zrzędliwym monologiem nadrobiłam troszki wcześniejsze komentarze, które treści zawierały niewiele (co nie znaczy, że jakoś rozdziałów byłą gorsza! Wiesz o co chodzi.. Jejciu, zamykam się już bo zagadam Cię na śmierć :D Buziaki kochana :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko co za wstyd x.x Pomylić się we własnym nicku? Hah, popełnię samobójstwo skacząc z dywanu na podłogę xD Rozpisałaś się i to nieźle :)Co do Kagury i Lyona - no cóż, czytając twój komentarz, ta sytuacja byłaby jak najbardziej normalna xD

      Usuń
    2. o.o
      ...*zawał, nagle jednak ożywa, powiem jest czeko-wampajerem*
      I co z tego, że właśnie łamię swój własny regulamin. No co!? xD

      Ja tam na ten błąd w nick'u nie zwróciłam uwagi - zresztą, to "b" wygląda prawie, jak "h". ;3 A Kagura x Lyon to kanon i przy tym pozostanę. I ship them so much. T^T
      No i Yasha - rozpisałaś się i to bardzo. Evil Queen jest dumna, aż daruje sobie częstowanie zatrutym jabłkiem. *-*

      Usuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą