środa, 13 marca 2013

Rozdział XXVI

Rozdział XXVI "Księżniczka Lena"
Z lasu dochodziło coraz więcej odgłosów. Odgłosów walki, które Gajeel całkiem dobrze już znał. I w pewnym sensie żałował, że nie błąkał się tak teraz pośród drzew, przypadkowo napotkując wrogiego maga, którego z pewnością by pokonał. Zaśmiał się tradycyjnie, chodząc z dłońmi w kieszeniach płaszcza dookoła. Lisanna i Elfman mieli zapewnioną praktycznie wzorową opiekę - ciągle ktoś wchodził i wychodził z domku gościnnego. Szkoda tylko, że pałętało się tam o wielu ludzi za dużo, by sam rozsiadł się wygodnie w salonie, odpoczywając. Robiło się coraz chłodniej, nawet dla niego. Na swój sposób też samotnie - na szczęście z lasu wyłoniła się pierwsza grupa, a mianowicie Wendy, z lecącymi za nią Exceed'ami.
 - I co, Młoda? - spytał, podchodząc bliżej. Najwyraźniej dziewczynka nie natrafiła na nikogo z mrocznej gildii - praktycznie zero ran, zupełnie tak, jak przed wyjściem. Pokręciła głową w przeczeniu, splatając ze sobą dłonie za plecami. Po chwili stwierdziła cicho, iż powinna zajrzeć do rodzeństwa Strauss, odchodząc. "Koty" przystanęły na ziemi, z zamiarem wyjaśnienia całego zajścia w lesie.
 - Tam, gdzie patrolowaliśmy, były praktycznie same pustki. - oznajmił Lily, ze swoją tradycyjną odwagą w żołnierskiej pozycji na baczność. Carla wywróciła oczami, przystając w podobnej pozycji, jak wcześniej Wendy. Potwierdziła słowa kociego przyjaciela, natomiast Happy przerażony zaczął nawoływać Natsu. Ufał bowiem, iż słyszał jego krzyki co jakiś czas. I tak też stało się chwilę później, z tą różnicą...że dochodziły one z pobliskich krzaków. Wszyscy zgromadzeni na "dziedzińcu" miasta podeszli tam, powoli odsuwając od siebie gałęzie...i dostrzegając, co tam tak naprawdę miało miejsce. Salamander skakał, niczym porażony - dosłownie i w przenośni - wykrzykując swój ból. Gray próbował go powstrzymać "metodą siły", przez co wkrótce sam przypadkowo dotknął szczątki leżącego na ziemi paralizatora. Juvia, wybudzona z nieprzytomności zaczęła szybko przepraszać za to zajście, zatajając fakt, kto rzucił ten przedmiot w krzaki. Gajeel miał w tej chwili ochotę użyć swojej magii,by na moment zamknąć oczy i nie musieć znosić tak żałosnej chwili. "Wybawiły" go dopiero kolejne powracające w postaci Erzy i Mirajane. Poprzednia grupa orientalnie się uspokoiła, w obawie przed gniewem Tytanii. Obie wydawały się przybite, lecz gotowe do walki.
 - Levy zniknęła! - na dźwięk tych słów z ust Mirajane, Gajeel powrócił do rzeczywistości, dokładniej przysłuchując się rozmowie.
 - Mira mówiła, że szukały księgi z antidotum dla Lisanny. - dokańczała szkarłatnowłosa za przyjaciółkę, spokojniejszym tonem - Rozdzieliły się, gdy ktoś ogłuszył ją i zamknął w lochach. Zdołała się uwolnić, po Levy jednak nie było śladu.
 - Ponad to przy wieży ktoś narysował dość spory krąg magiczny. - ciągnęła Mirajane, chwytając się jedną dłonią za ramię i spoglądając w bok ze zmartwieniem. Obwiniała się o to wszystko - gdyby tylko była wtedy bardziej czujna... - Próbowałyśmy go zetrzeć. Bez skutku, ta osoba musi posługiwać się potężną magią. Ufam, że Levy znalazła coś na nich, dlatego tak nagle zniknęła... - urwała, odważając się, by spojrzeć w twarz przyjaciołom - Musimy ją odnaleźć... - wszyscy przytaknęli. Poza Gajeel'em, tkwiącym wciąż we własnych myślach. Chciał zaangażować się w poszukiwania, i to nawet bardzo. Ale nie mógł - w końcu był "Gajeel'em", prawda?

Za nimi rozległy się kolejne szelesty - pierwsze, co przyszło na myśl, to kolejna powracająca grupa. Jakimż to szokiem był dla nich widok Levy, wyłaniającej się z cienia? Ogromnym. Mirajane prawie rozpłakała się ze szczęścia - w końcu mogła odrzucić na bok tamtejsze troski. Gajeel miał ochotę rzucić się na szyję "brzdąca", czego nie zrobił z wiadomych już powodów. Dodatkowo pocieszający był fakt, iż do stroju McGarden przypięty był flakon, prawdopodobnie z antidotum. Niestety i coś tą radość musiało przerwać - a mianowicie Gajeel, zauważając, iż jego przyjaciółka ma...dziwnie nieobecny wzrok. Ogółem wyglądała inaczej, i teraz nie tylko on to dostrzegł. Levy wydawała się dziwnie wyblakła - jakby upłynęło z niej całe życie. Skóra, włosy...nawet ubranie wydawało się szarawe. Tylko oczy świeciły liliowym fioletem, z iskierkami błysku księżyca. Natsu wysyczał rozzłoszczony imię "Yin".
 - To jej sprawka. - dorzucił, rzucając się ponownie w głąb ciemnej "puszczy" - Dokopię jej w tą walniętą twarz! - wrzasnął, powodując, że z drzew odleciały wszystkie latające stworzenia. Gray nie dał łatwo za wygraną i sam pobiegł za nim. Juvia kulejąc, zaczęła iść do domu gościnnego, z którego natomiast wyszła Wendy.
 - Muszę odnaleźć panią Lucy! - to były jej jedyne słowa wyjaśnienia. Nie wystarczyły lecącej za nią Carli. A za Carlą poszli Happy i Lily. Gajeel spojrzał na Erzę i Mirajane - z nadzieją, że wiedzą, co stało się z Levy. Te wydawały być się tak samo bezsilne, jak on. Bez słowa ruszyły w kolejną już drogę, tym razem z powrotem do ruin zamku - może to wina tego dziwnego kręgu, który tam widziały? Mniejsza, teraz liczyło się to, co on musiał zrobić. Mianowicie rozmowa - w najgorszym przypadku walka - z "Levy". O ile to była jeszcze ona...I jak niby miał jej przemówić do "rozsądku"? Nie należał do negocjatorów.
 - Nie jesteś tym brzdącem. - stwierdził po dłuższej obserwacji. Z Levy było coś nie tak - zareagowała nad zwyczaj...dziwnie, jak na nią. Wywróciła oczami, prychając coś pod nosem i dysząc...prawie, jakby w ogóle nie była człowiekiem. No właśnie - oczy. Jak to możliwe, że nagle zmieniły kolor z fioletu na płynne złoto, pasujące prędzej do leśnego zwierzęcia? 
 - Brzdącem? - powtórzyła głosem...który nie należał nawet do niej. Ton Levy był spokojny, przyjazny, lecz inteligentny, lekko piskliwy. A ten? Niezwykle poważny, pełen nienawiści do wszystkiego, co istniało. Z własną osobą włącznie. - Więc tak się teraz określa księżniczki? - dodała, całkowicie dezorientując Gajeel'a. Księżniczki? Jakiej księżniczki? O czym ona do cholery gada!? - Współcześni ludzie są...jak to Yin określiła... - Więc jednak ta banda debili z Tartaros ją dorwała, hmm? - ...spokojni inaczej. Rozumiem już, dlaczego pozwoliła mi w końcu na walkę. - oddaliła się kilka kroków, następnie wznawiając nagły bieg i niczym wściekła, nienormalna osoba naskoczyła na Gajeel'a. Żelazny Smoczy Zabójca ledwie odskoczył w lewo, unikając ataku z zaskoczenia - widok po odwróceniu się należał do tych ohydniejszych. Levy - a właściwie to coś, co ją opętało - przestało przypominać człowieka. Futro porastało drobne ciało coraz szybciej i szybciej, a postura z ludzkiej stawała się zwierzęca. Zęby przemieniły się w wystające kły...nie była już sobą.
 - Bez kitu! - wrzasnął Gajeel, wskazując zszokowany na siedemnastolatkę. Coś tam w nim się nawet zasmuciło...Znowu myśli o niepotrzebnych rzeczach. Skup się, Redfox! Długo nie pobył w takiej pozycji, bowiem wilkopodobne stworzenie rzuciło się do ataku. Pozostawało szybkie i zwinne, jego ataki były potężne, nawet jak na zwierzę. Albo raczej jej...Gajeel! - Miecz Żelaznego Smoka! - prawa dłoń została porośnięta żelaznymi łuskami, tworzącymi swoją strukturę na tą przypominającą miecz. Jakoś bronić się musiał...ale nie zrani przecież Levy. W końcu to jego "towarzyszka z gildii", prawda? Jeżeli nie chciał jej atakować, to chociaż powinien się jakoś obronić...
~ * ~
Biegła, ile tylko mogła...i zbyt długo nie wytrzymała. W połowie drogi przystanęła, opierając się o konar pobliskiego drzewa. Ciągłe uspokajanie stanu Elfman'a oraz wstrzymywanie przemiany Lisanny okazało się bardziej męczące, niż podejrzewała. A i z tą dwójką, mimo, że stara się, jak może, robi się coraz gorzej - młodsza Strauss człowieka przypomina już tylko od pasa w górę, brat natomiast zaczął chować się pod łóżkiem...w obawie przed nieistniejącymi potworami, wytworami jego wyobraźni. Exceed'y miały o tyle łatwiej, że mogły latać.
 - Powinniśmy wracać. - Carla zignorowała całkowicie prośby Wendy, odnośnie dalszych poszukiwań. Dziewczynka zamachnęła tylko głową, jako brak zgody. Usiadła, nabierając powoli sił. Błoga chwila nie trwała zbyt długo, znowu nabawili się nieoczekiwanego gościa. Tym razem jasnowłosa kobieta, w futrzanym i białym, jak śnieg płaszczu zmierzała w ich kierunku. Uśmiechała się delikatnie, rumieńce zdobiły jej lekko opalone policzki. Gdyby nie fakt, że pod wpływem silnego powiewu wiatru jej płaszcz odkrył przypadkowo symbol białego pentagramu na prawym ramieniu, przypominałaby bardziej zwykłą, przyjazną kobietę.Wendy wstała w bojowej pozie, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
 - Magowie z Fairy Tail? - łagodny głos dodał tylko pozór spokoju. W tej kobiecie musiało kryć się zło, tym bardziej, że zachichotała złośliwie, wskazując na symbol gildii, odkryty przez szmaragdową sukienkę dziewczynki ze złotymi i błękitnymi dekoracjami. Bo ten strój także uległ uwadze tajemniczej Yang z Tartaros. - Taki ubiór jesienią? Przeziębisz się, dziecko... - nikt nie ufał temu pseudo-troskliwemu tonowi. Exceed'y wymieniły spojrzenia, obmyślając plan. Z Aerą cała trójka wzniosła się ku górze, z błyskawiczną szybkością lecąc do Wendy. Jednym rytmem chwycili dziewczynkę za ramiona, dając także i jej możliwość lotu. Zatoczyli w takiej pozycji kilka obrotów, Yang tylko się temu przyglądała. Przewyższający przenieśli młodą Marvell prosto w stronę wrogiej czarodziejki, która sięgnęła ledwie widocznie do przypiętej z tyłu, skórzanej sakwy.
 - Ryk Niebiańskiego Smoka! - granatowowłosa wciągnęła powietrze najmocniej, jak tylko potrafiła, wypuszczając je w postaci magicznego wiru do Yang. Równolegle z nią, kobieta wyjęła dwie złote monety. Lśniły, niczym małe gwiazdki, unosząc się nad jej dłonią.
 - Jednak chcesz walki... - wyszeptała, przymykając oczy i tworząc magiczny krąg. O tym samym świetle, co wyciągnięte monety. - Przyzywam Anioła, który przynosi obronę i skruchę...Shīrudo! - kiedy atak Wendy trafił w wyznaczony cel, Yang...zniknęła. Zniknęła nie bez przyczyny, musiała użyć czegoś, co pomogło jej uciec. Dość szybko wyjaśniło się nawet, co jest tym powodem - z nieba słychać było nagły ryk oraz trzepot skrzydeł. Nad nimi unosił się potężny, kamienny stwór. Z twarzą i posturą orła, lecz skrzydłami bardziej przypominającymi te posiadane przez anioły. A stworzenia dosiadał nikt inny, jak Yang. - Dlatego nie lubię walczyć... - westchnęła, odgarniając do tyłu garść białych włosów - Anielska Magia. Piękna, lecz wyniszczająca...Może załatwimy to pokojowo?
 - Co masz na...myśli? - Wendy niepewnie podeszła bliżej zniżającego się "anioła", z którego Yang natychmiastowo zeskoczyła. Carla zawołała przyjaciółkę, z chęcią podlecenia do niej - Happy i Lily ledwie ją powstrzymali. Nie wiadomo, czy teraz daliby sobie z nią radę.
 - Cóż, z tego, co wiem, Yami poległ. Zostałam tylko ja, Yin i Thalia...tamtego w masce nie liczę. No wiesz, niezbyt honorowe, liczyć kogoś, kto nawet nas by pokonał...
 - Do czego zmierzasz!? - krzyknął Happy, ciągnąc za sobą resztę Exceed'ów. Yang ponownie zachichotała, podnosząc z ziemi jedną opadłą monetę i obracając ją w dłoni. Teraz była zniszczona i wyblakła, bez dawnej świetności.
 - Innym wydaje się, że to, co robimy jest bez sensowne... - kontynuowała nużąco. Cudem Magowie ze strony światła mieli ochotę tego wysłuchiwać... - Po co niby napadać wioskę i przemieniać bez powodu jej mieszkańców w bestie, które krążą dookoła tego lasu? - te słowa wstrząsnęły Wendy i resztą. O bestiach nic nie mówili! A może to one są zaginionymi mieszkańcami Komono? - Thalia poszukuje kogoś. I ten ktoś jest w waszej gildii. Powiedz, dziewczynko... - nachyliła się nad Wendy, spoglądając prosto w jej brązowe oczy. Niczym zahipnotyzowana, Marvell była gotowa powiedzieć wszystko. - Znasz kogoś takiego, jak Mi...
 - Yang! - czar prysł. Wendy zamrugała kilka razy, machając głową i padając na ziemię, bez jakichkolwiek sił. Jasnowłosa prychnęła coś, kierując się do niezwykle podobnej do niej Yin. Na co wychodzi - jej siostry bliźniaczki. Carla podbiegła do właścicielki, sprawdzając jej puls. Wydawała się zrozpaczona i zmartwiona, sama Wendy sprawiała wrażenie ledwo żywej. Na szczęście wciąż oddychała - to po prostu brak mocy magicznej. Oddychała miarowo, lecz niespokojnie, wstając powoli obolała i chwytając się za głowę. Anioł już dawno został odwołany.
 - Wiesz, że ten eliksir hipnozy już więcej nie zadziała? - zaczęła, zwracając się do siostry z wyrzutem. Wciąż jednak delikatnie uśmiechnięta...przerażające, i to bardzo. Yin nie miała powodów do radości, Yang w głębi serca też nie. - Coś się stało?
 - Wiedziałaś o wszystkim, i nic mi nie powiedziałaś!? - wykrzyknęła jej wściekła prosto w twarz. Fairy Tail tylko przyglądało się temu zdarzeniu, nie mogąc nic wskórać. - O śmierci Yami'ego, o wypuszczonych bestiach...Thalia kazała nam je utrzymywać. Zabije nas za to! - ostatnie zdanie zdjęło szczęście z twarzy Yang. Zastąpiły to nerwowe drgawki i nawrót płaczu. Bliźniaczka Bieli chwyciła się dłońmi za usta, uciszając łkanie. - W dodatku mówiłam Ci coś o Twojej magii, prawda? Nie możesz jej teraz użyć, nie ma wystarczającego powodu - wiesz, że stawką jest Twoje życie, gdybym Ci teraz nie prawiła wyrzutów, już dawno...
 - Tutaj jesteś!
 - Pan Natsu!? - Wendy i Happy ucieszyli się na głos swojego bliskiego przyjaciela. Dochodził z niedaleka. Yin przeklęła głośno, na co Carla natychmiastowo zakryła dziewczynce uszy. Na niewielką część wyskoczył Salamander, zionąc ogniem we wszystkie strony i podpalając najbliższe drzewa. Dyszał ze złości, wbijając wzrok w Yin oraz przerażoną takim obrotem spraw Yang.
 - Zapłacisz za to, co zrobiłaś Levy! - wykrzyknął, ponownie atakując. Obie bliźniaczki odskoczyły w górę, kończąc na odmiennych stronach "polany". Następny wybiegł Gray, zamiast walcząc, podszedł do Wendy, pomagając jej ustać w miarę prosto. Koty natychmiastowo do niego podleciały. Kiwnęli głową w zgodzie - musieli odnaleźć Lucy. Usunęli się natychmiastowo z pola walki, pozostawiając sprawę z Yin & Yang Natsu.
 - Ja będę walczyć! - rzuciło na odchodne Dziecko Mroku, sięgając po kolejny metalowy klucz z podobnymi do pnączy zdobieniami. Tym razem w miejscu malunku znajdował się prawdziwy diament. Gdy utworzyła czarny magiczny krąg, wskazując przedmiotem "bitewnym" w ziemię, kamień szlachetny został pokryty wewnątrz fioletowym pyłem. - Przyzywam Cię, Demonie Mroku i Cierpienia - De...
 - Zamknij się! - zamiast czekać na przywołanie zjawy, Salamander ot tak podbiegł do przyzywającej i wyrwał jej klucz, przerywając rytuał. Kolejną czynnością, którą zrobił, było...podtrzymanie go na przeciwko swoich ust i zionięcie potężnym, gorącym ogniem. Yin osłupiona przyglądała się, jak w tak łatwy sposób jeden ze zbieranych przez nią lata temu "skarbów" roztapia się, jakby nigdy nic. - Kto powiedział, że metal jest odporny na ogień? Pod odpowiednim ciśnieniem może...Albo dobra, koniec z tym bełkotaniem. - uśmiechnął się w swój ulubiony sposób, odrzucając resztki klucza i rzucając się cały w ogniu na Yin. Podczas, gdy brunetka unikała zwinnie ciosów, z coraz większą trudnością, Yang przyglądała się wszystkiemu, chcąc coś zrobić. Ale ta głupia nieśmiałość ją powstrzymywała! Dlaczego musi być czasami tak różna od siostry?
 - Wiem, że miałam tego nie robić... - oznajmiła przez łzy, ponownie wyjmując swoją sakwę. Zamiast trzech niewielkich moment, w jej dłoni znalazła się spora garść większych, jeszcze piękniejszych. Yin zatrzymała się na widok rozpoczynającej atak siostry, przez co została trafiona pięścią Natsu. Odrzucona w tył odbiła się o drzewo, padając na trawę. Podniosła głowę, podtrzymując się ramionami na ziemi. Nie zauważyła, jak Natsu zabrał kolejny z jej kluczy - ten z symbolem wilka. W mgnieniu oka przedmiot poległ, niczym jego poprzednik.
 - Yang, co Ty wyprawiasz!? - krzyknęła w jej stronę, doczołgując się powoli do niej. Nie przerywała zaklęcia, monety uniosły się w górę, ukazując ich dokładną liczbę: jedenaście.
 - Walczę w imię honoru naszej gildii, nieprawdaż? - odpowiedziała bez uczuć. Na jej ciele zaczęły pojawiać się liczne pęknięcia, a skórę spowiły powoli krwistoczerwone blizny. Kąciki ust uniosły się wolno ku górze, niestety nie przypominało to uśmiechu. - Anioł, którego teraz przywołam, będzie zdolny pokonać ich wszystkich. I służyć gildii, w moim imieniu...
 - Nie możesz tego zrobić! - przerwała Yin po raz kolejny. W ciemnych oczach pojawiło się coś, czego jeszcze nigdy nie było. Łzy. Łzy smutku, lecące po jej poczerwieniałych policzkach. - Wiem, że nie jesteś zła...Nigdy taka nie byłaś. Ja się już nie zmienię, Ty też nie, ale proszę...Uszanuję nawet to, że staniesz się jedną pokroju tych Much. Tylko...Żyj!
 - Pięść Ognistego Smoka! 
Rytuał, mogący ukończyć się śmiercią dla przywołującego został przerwany...zwyczajnym uderzeniem Smoczego Zabójcy. Blask zniknął, nieużyte monety upadły z brzdękiem na ziemię, a Yang w normalnej formie, z jedynie kilkoma zadrapaniami padła pokonana. Yin otarła łzy, przechodząc do siadu. Zaczęła żałować swoich słów - i ona jest jej siostrą!? Chociaż sama tak tylko mówiła, bo kilka jej silniejszych kluczy zostało zniszczonych...w tym ten, który miał władzę nad używanym obecnie duchem.
- Trzy... - wysapała, padając plecami na ziemię i przyglądając się niebu. Księżyc powoli znikał, znowu pojawiały się poranne barwy. - ...klucze...zniszczone. - przełknęła ślinę, zamykając oczy od niechcenia.
- Jesteśmy naprawdę żałosne... - dodała Yang, leżąc gdzieś obok. Nie wiedziała dokładnie gdzie. Natsu chwycił resztki liny, którą wcześniej użył i związał nią z triumfem dwie siostry.
- Zrób mi tą przysługę, Yang i wreszcie się zamknij.
~ * ~ 
W tym samym czasie, walka pomiędzy Gajeel'em, a...tym czymś ciągle trwała. Choć był Smoczym Zabójcą, Nowa Levy wiedziała, jak go pokonać. Sam nie wiedział, jak to się stało, że nagle przerwała, opadając w wilczej formie na ziemię i trzęsąc się. Pojawiło się kilka przebłysków dziewczyny, jako człowieka, aż całkowicie się odmieniła. Ledwie przytomna, w postrzępionej, pomarańczowej i wyblakłej sukience. Fioletowe oczy zamrugały kilka razy. Czuła, jak ktoś ją podnosi. I kładzie na pobliskiej ławeczce.
- Nie sądziłem, że brzdąc może być aż tak dobry... - stwierdził, siadając obok w swojej typowej pozie i śmiejąc się tradycyjnym rechotem "gehehe" - Żeby Ciebie opętali... - dodał, spoglądając na przeciwniczkę. Już dawno domyślił się, że to nie ta dziewczyna, którą zna. Niebieskowłosa zerknęła na bok. Wszyscy mieszkańcy zostali ewakuowani, albo opatrywali rannych w tamtym domku. Westchnęła, ocierając napływające łzy.
- W takich chwilach żałuję, że zgodziłam się na ten kontrakt... - zaczęła swoją opowieść, posyłając przyjaźniejszy wyraz twarzy. Po prostu tak, jak Levy. - Zanim zacznę, jestem Lena. Księżniczka Lena, zjawa zabrana z ruin tutejszego zamku.
- O jakim kontrakcie gadałaś? - spytał Gajeel, wysłuchując. "Księżniczka" odgarnęła za ucho kosmyk włosów, jakby wciąż próbując się do tego ciała przyzwyczaić.
- Jedna z Tartaros, Yin zawarła ze mną kontrakt. Jak Magowie Gwiezdnych Duchów, z tym, że taki kontrakt wymaga "ceremonii krwi" ze strony przyzywającego i przysięgi "Demona"...W każdym razie, wiele słyszałam o Fiore. I o Komono. A już zwłaszcza tą legendę o zamku. Większość, to już prawda. Ale i tak to pozostaje mitem...Byłam zwyczajną księżniczką, aczkolwiek niezbyt szczęśliwą. Zamek i aranżowane małżeństwo nie było rajem. Nie miałam ochoty na poślubienie próżnego, aroganckiego księcia z sąsiedniego królestwa...
- Więc uciekłaś. - dokończył za nią Gajeel, na co Lena tylko przytaknęła. Lucy była w podobnej sytuacji...Levy mu opowiadała...Skończ o niej myśleć!
- Uciekłam do pobliskiego lasu. I w to uwierzyć, ale znalazłam...Bestię. Człowieka zaklętego na wieki w okropnego potwora. Ale ja ujrzałam w nim człowieczeństwo. Zakochaliśmy się w sobie...taka zakazana miłość, jak w romantycznych powieściach. - Jeden z ulubionych gatunków Le...Zamknij się! - Mój ojciec nie chciał nawet o tym słyszeć. Zamknął mnie w wieży, gdy z dnia na dzień stawiałam się coraz bardziej. Którejś nocy Bestia przyszedł do mnie. Chciał ze mną uciec...Początkowo uważałam, że to słodkie i romantyczne, lecz niebezpieczne...Moje uczucia nagle się zmieniły. Czułam złość. Gniew. Nienawiść. Bo on zamordował moich rodziców. Strażników i służących, nawet zwierzęta! Wszystkich! - łzy po raz kolejny kogoś nabyły tego wieczoru. Tym razem Lenę. Mimo to, mówiła dalej z odwagą. - Bestia nie chciał wyjść. Wpierw zrobił mi bliznę...na szyi... - instynktownie, prawa dłoń została przysunięta do prawdopodobnie ukąszonego miejsca - W tym ciele nic tu nie ma...Nie wiedziałam jednak, co to zrobi. Bestia użył swojej magii i pogrzebał cały zamek, zostawiając tylko tę wieżę. Najgorsze stało się na koniec - sama zaczęłam się w takiego wilczego potwora przemieniać. Wprawdzie umiałam nad tym panować, ale sama nie miałam szans na przeżycie. Okno w mojej wieży zostało zakryte tak, bym nie mogła uciec. Nie wiem, czy je zamurował, czy nie, ale światło nie wpadało...Zmarłam tam...Moja dusza długo się błąkała, do póki kobieta imieniem Yin mnie nie odnalazła. Miała akurat wolny klucz i zawarłyśmy kontrakt.
 - Wiesz, że nie musiałaś się na to zgadzać? - przerwał Gajeel ochrypłym, lecz pełnym dziwnej "czułości" głosem. To nie podobne nawet do niego. - Wiele osób przez takie duchy, jak Ty cierpi... - Na przykład Levy...Eh, i gadaj tu z samym sobą...
 - Pokusa była silniejsza. - rzekła, opierając głowę o ścianę domu, przy którym znajdowała się ławka - Yin obiecała, że gdy tylko znajdę odpowiednie ciało, będę je mogła zatrzymać. I tak się stało, jednak...czuję, że to nie to. Jedyne, czego chcę...to być sobą. Być wolna. Iść tam, gdzie światło mnie zaprowadzi... - spojrzała w blade, wystające spod kolorowych, porannych chmur słońce.
 - Możesz to zrobić. - Lena spojrzała w czerwone oczy towarzysza, zdziwiona tym, co powiedział - Jeżeli chcesz być wolna...to zrób to. Uwolnij się i... - przerwał. Niespodziewanie Lena w postaci Levy przytuliła go. Z ulgą i wdzięcznością. Zauważył, jak z drobnego ciała McGarden ulatnia się złocista postać młodej dziewczyny. Brunetki o fioletowych oczach, w jasnoróżowym kimono. Uśmiechała się przyjaźnie, kosmyk włosów zakrył bliznę na jej szyi.
 - Dziękuję Ci, Gajeel... - wyszeptała, znikając w świetle słońca. Levy otworzyła nagle oczy, przeciągle ziewając. Odsunęła się, przyglądając Gajeel'owi. Dlaczego go przytulała? Dziwna sprawa...
 - Długa historia, brzdącu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 I niech rozdział wam sprzyja! 

Tak, to jest ten rozdział, w którym łaskawa Ja postanowiłam zamieścić większy, jak na mnie, romantyczny wątek - GaLe, prawda? ;3 Kilka rozdziałów wcześniej pojawiła się "demonstracja" magii Yin - czyli czegoś na rodzaj opętania. O ile wtedy poświęciłam temu mało uwagi, to tutaj...wiadomo. ;-) 
Ostatnio "zachęciło" mnie do przypomnienia sobie nieco starszych produkcji - głównie chodzi o to, że z nudów od czasu do czasu powtarzam sobie odcinki Charmed (którego emisję rozpoczęto w 1998 roku - czyli, kiedy się urodziłam O.o), bądź do ucha wpadają mi piosenki Michael'a Jackson'a. Z tych nowszych rzeczy, ostatnio miałam okazję obejrzeć Oz: Wielki i Potężny (sam seans upłynął w miłej atmosferze...szkoda tylko, że ta "dobra wiedźma" taka wyidealizowana), a także jestem w trakcie czytania Igrzysk Śmierci (ah, uwielbiam czytać, jak zabijają się nawzajem <3). 

Mały "spoiler" do kolejnego rozdziału - pojawi się tożsamość człowieka w masce. Jak obstawiacie, kto nim jest? Podpowiedź: ktoś, kogo już znamy, nikt nowy. ;3 Zachęcam także do głosowania w ankiecie na to, czy mam się zebrać i napisać recenzję filmu Fairy Tail: Kapłanka Feniksa, który dzisiaj obejrzałam (końcówkę w tempie ekspresowym, a i ta notka jest pisana na szybko). Zatem...niech los wam sprzyja!  

3 komentarze:

  1. Ciekawe. Bardzo ciekawe! Fakt, że pojawi się ta tożsamość człowieka w masce w kolejnym rozdziale... Po prostu bardziej nie mogę się doczekać. Zastanawiam się i zastanawiam kto może być tajemniczą postacią, ale nie mam bladego pojęcia kto. Jest zbyt wielki wybór postaci... Z resztą jak by był mały to i tak bym nie wiedziała kto może ukrywać się pod maską. Postaram się cierpliwie czekać, co w moim wykonaniu nie będzie perfekcyjne. Ale trzeba spróbować... Mam nadzieje że nie osiągnę fazy krytycznej. Wdech i wydech... Nie mogę się doczekać co wydarzy się w kolejnym rozdziale. Z resztą jak bd główkować to i tak mnie czymś zaskoczysz. *__* O jej. A to nie miał być komentarz pełen bzdur, miał być wyjątkiem... No nic. A więc: życzę weny! No i czekam niecierpliwie-bo jednak cierpliwie nie będę-na kolejny rozdział. Jestem ciekawa tej tożsamości... To tyle. Jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. *^* Cuuuuudooo...! To jest takie wciągające, że ja nie mogę! Piszesz świetnie, podziwiam cię za to ;) A co do postaci to ja mam swoje własne troszkę chore podejrzenia kto to może być. Ale nie podam tej osoby! Muszę się przekonać czy to prawda! :D Jeszcze raz: Rozdział świetny i wciągający. Zresztą, czemu się dziwić. Każdy taki jest ^^ Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie będę pisać moich podejrzeń, bo po prostu zaraz się wezme za czytanie następnego rozdziału :D Najbardziej podobała mi się akcja z Natsu i Yin&Yang, chociaż księżniczka Lena i GaLe też zajefajne :D Duuużo się działo, dłuuugi rozdział, wieeele emocji, ale nie spamię już tylko lece czytać c.d :*

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą