To, co teraz widziała - to był istny koszmar.
Taki, którego nie życzyłaby nawet największemu wrogowi.
Wizja ta objawiła się u niej po raz pierwszy. Wszędzie
płomienie - nic nie zostało oszczędzone. Budynki, zniszczone przez gwałtowny
pożar nie przypominały tych w Magnolii - na pewno za istnienia były bardziej
okazałe, z mocnego kamienia, przyozdobionego wiązami kwiatów. Ludzie krzyczeli
- chociaż w większości nikt nie ocalał.
Coś tam leciało...
Przypominało Smoka.
Nie tego prawdziwego - zrobiony był w całości z wody. Ktoś
nim sterował, ale...nie wiedziała, kto.
I jeszcze ta dziwna kobieta, która objawiła się w
płomieniach...niska, o długich włosach, sięgających aż po kostki, które nie
mogły być czesane przez długi czas. Jej szaty były poszarpane. Na twarzy
widniał kpiący uśmiech - jak się domyślała. Przerażające...odstrasza, lecz
jednocześnie tylko zachęca, by dowiedzieć się, co jest powodem takiego zamieszania.
Ale...ta twarz...ona...
~ * ~
Obudziła się z krzykiem, oddychając nierówno. To, co
widziała...nie wiedziała, czy to tylko sen, czy wizja. Nie robiła przed
położeniem się nic, co mogłoby wywołać taki koszmar. Leżała na wielkim -
zważając na jej rozmiary - łożu, w małej sypialni. Wszystko wyglądało tu, jakby
należało do dwunastolatki, która zresztą spała obok. Duże okno wpuszczało
światło księżyca, ukazujące większą część pomieszczenia. Błękitne ściany, z
naklejkami w postaci wróżek, syren i innych mitycznych stworzeń. Drewniana
podłoga była przykryta puszystym, białym dywanem, natomiast sufit zakryty był
kładką, przypominającą nocne niebo ze świecącymi w ciemnościach gwiazdami.
Wybudzona poprzez krzyk Exceed'ki dziewczynka zamrugała niemrawo brązowymi
oczami, podnosząc się i rękoma opierając o materac. Zerknęła na Carlę
zmartwiona, przechylając się w jej stronę.
- Wszystko w
porządku? - spytała cichym głosikiem, jakby specjalnie próbowała zachować
szept. Cała ta rozmowa mogła przypadkowo obudzić inne mieszkanki pensjonatu, a
tego przecież nie chciały. Biała kotka zamrugała kilka razy, by móc uśmiechnąć
się do swojej właścicielki tak przyjaźnie, jakby żaden sen nie miał tutaj
miejsca. Otarła łapką spływający z czoła pot, drugą sięgają po zrzucony podczas
przebudzania kocyk.
- Wszystko w
porządku. - odpowiedziała spokojnie, kładąc się i odwracając plecami do Wendy.
Nie chciała z nią o tym rozmawiać. Nie teraz. - Idź spać, jutro wcześniej
wstajemy, pamiętasz? - dodała, na co granatowowłosa tylko przytaknęła,
przechodząc do podobnej pozycji. Podczas, gdy ona zasnęła po chwili, tak Carla
wciąż wpatrywała się w widok za oknem. Księżyc przykrywało tylko kołyszące się
w rytm nadawany przez wiatr drzewo, całkowicie pozbawione liści. Jesień powoli
dobiegała końca...co mógł znaczyć ten sen?
Rozdział XXX "Groźba"
Praca dla Maga nie zawsze musi obfitować w walki z potworami
i mrocznymi gildiami...czasami to zwyczajna praca, dla zwyczajnych ludzi. Bo
taką właśnie wykonywali osobno członkowie Drużyny Natsu. Powody były różne -
brak poważniejszych zleceń, poważne problemy z opłatą miejsca zamieszkania, czy
też zwyczajne nudy, panujące od kilku dni w Fairy Tail. Tak - w tym Fairy Tail,
uważanym za najbardziej destrukcyjną i hałaśliwą gildię w Fiore. Niegdyś
jeszcze najpotężniejszą, co się niestety zmieniło. Teraz ten status posiadało
Sabertooth - gildia, osiadająca w stolicy królestwa, ze swoją "Wielką
Piątką". "Legendarną" - a może i nie - grupą, która odmieniła losy
niegdyś nic nie znaczących Magów, z symbolem Szablozębnych. Szkoda tylko, że
"Wróżki" tak mało o nich wiedziały - ba! Nawet nie znali ich imion!
Ale czy to ważne? Nie - ważniejszy był teraz cel, jaki postawili sobie na
przyszłość. Pokonanie tej nowej, głupiej gildii najszybciej, jak tylko się da i
pokazanie im, kto tutaj "rządzi". Tak przynajmniej powiedział Mistrz
Makarov.
Owa drużyna siedziała przy jednym ze stolików w kwaterze,
rozmawiając...o wszystkim i o niczym. Na główny temat nie wysuwały się już
afery sprzed kilku tygodni, a to, na jakie tortury musieli siebie skazać w
ostatnich dniach. Każdy miał swój upadek...bez wzlotu. Lucy przypadła pozornie
przyjemna praca, bowiem pewien magazyn poszukiwał fotomodelki na plakaty. Pech
chciał - że zleceniodawca był dość perwersyjny. Przestraszona Heartfilia
uciekła z budynku zdjęć, zanim jeszcze zaczęła się sesja. I w ten sposób nie
zyskała nic, poza skazą na wizerunku. W przeciwieństwie do niej, Erza cieszyła
się ze swojego "losu" - przyzwyczaiła się do pracy kelnerki,
zwłaszcza, że według niej, nosiły one ładne stroje. Najgorzej z nich wszystkich
najwyraźniej miał Gray - sam nie wiedział, dlaczego zdecydował się na pracę
tancerza podczas wieczoru panieńskiego jednej z mieszkanek Magnolii. Natsu -
który jako jedyny odpoczywał przez ten czas - postanowił jeszcze bardziej dobić
rywala, podmieniając adres wydarzenia i tym samym kierując go do...
- Nie chcę nawet o
tym mówić. - warknął, uderzając głową o blat stołu po raz kolejny z rzędu.
Salamander wstrzymywał się ze śmiechem. Co gorsza, gdyby Gray faktycznie się o
tym dowiedział. Wtedy bójka byłaby nieunikniona. Erza z uśmiechem - po raz
kolejny - delektowała się swoim truskawkowym ciastem, a siedząca jak najdalej
od niej...oraz jej gniewu...Lucy przytaknęła z żałosnym westchnięciem,
krzyżując ręce na piersiach. Przewróciła brązowymi oczami po całej sali - o ile
każdego dnia znajdował się w niej tłum Magów, tak teraz świeciła pustkami. Przy
barze znajdowało się jedynie rodzeństwo Strauss oraz ja zwykle pijąca Cana, a
jedyny stolik, poza tym, przy którym siedzieli, zajmował Wakaba z Macao.
Rodzina Connell postanowiła wyjechać na jakiś czas, by odpocząć od codziennego
zgiełku, także nie było śladu po Levy i Gajeel'u. Z tego, co McGarden
opowiadała Lucy - oczywiście cała podekscytowana - wyruszyli na wspólną misję.
Nie należy do najtrudniejszych, bo polega jedynie na eskorcie jednej z
bogatszych rodzin do innej miejscowości. Uśmiechnęła się pod nosem na tą myśl.
Levy zwierzała jej się kilka dni temu, że widzi w Gajeel'u "kogoś więcej,
niż przyjaciela". Na ogół on wciąż pozostawał samotny, zatem nie jeden
czarodziej - zwłaszcza Jet i Droy z Shadow Gear - zdziwił się na wieść o ich
podróży. Może teraz się coś zmieni? Nie wiedziała. Miała tylko nadzieję, że u
Levy wszytko się ułoży. Wracając do teraźniejszości - nie tylko ta grupa
opuściła gildię na jakiś czas. Juvia wyruszyła gdzieś w sprawach osobistych,
nikt nie wiedział, gdzie...no chyba, że powiedziała o czymś Makarov'owi. A
Mistrz na pewno nie zdradziłby, dlaczego ich "zostawiła" na kilka
dni, jeżeli to coś poważnego dla niej. Nawet nie szalała za Gray'em, jak
dotychczas - a to dopiero dziwne. Wręcz równało się z kolejnymi kłopotami - ale
raczej już nie ze strony Mary, która przebywała w zamknięciu przed światem. Dopóki
jej stan psychiczny nie będzie stabilniejszy, nie zostanie przeniesiona do
właściwego więzienia Rady Magii. Teraz sprawia zbyt duże niebezpieczeństwo. Co
się tyczy Wendy i Carli, także postanowiły odpocząć od misji. Ostatnia dość
"przeraziła" młodą Smoczą Zabójczynię, a taka przerwa mogłaby się
przydać, między innymi do odnowienia sił. Gildarts wyznaczył sobie kolejną
misję - i oczywiście wręczył Canie kolejną kartę na wezwanie, która
skończyła...jak każda inna.
Jej rozmyślania przerwał nagły dźwięk spokojnego głosu,
najpewniej należącego do Mirajane. Nie myliła się - zamrugała kilka razy, po
czym oczy każdego członka drużyny skierowały się ku barmance. Miała zmartwiony
wyraz twarzy - może znowu coś zrobili i to ją zasmuciło? Nie - Mira przecież
nigdy nie jest w ponurym nastroju na wieść o kolejnych szkodach Fairy Tail,
czego nie podziela sam Mistrz. Jest taka przez Thalię? Też nie pasuje -
przecież odepchnęła na bok przeszłość i już o niej nie myśli, podobnie jak Elfman
i Lisanna.
- Coś się stało z
Mistrzem? - spytała Erza, odkładając talerz. Pierwszy raz Lucy widziała, żeby
Tytania odstawiła swój przysmak niedokończony. Mirajane pokręciła w odpowiedzi
głową - wszyscy odpowiedzieli westchnięciem ulgi, wstając z miejsc. Jasnowłosa
oddaliła się o krok, ze splecionymi na przodzie rękoma. Niebieskie oczy
pozostały przymrużone, a usta zaciśnięte w nerwowym geście.
- Mistrz Makarov po
prostu prosi was do swojego biura... - rzekła bez uczuć, odwracając się do nich
plecami i ruszając na przód. Zdezorientowani Magowie spojrzeli po sobie,
wzruszając ostatecznie ramionami i kierując się za Mirą na drugie piętro, gdzie
znajdował się gabinet Dreyal'a.
~ * ~
Pociąg się zatrzymał.
A ona otworzyła oczy.
Dlaczego w ogóle postanowiła ją odwiedzić? Nie wiedziała już
sama - przecież ona nie zasługuje na odwiedziny kogokolwiek. Oszczędziła jej
życie. Dwa razy. I co z tego miała? Praktycznie nic - za pierwszym razem
zginęła jedna osoba, a za drugim prawie przepłaciła to swoim życiem. Dziwnym i
nagłym odruchem, jakby na zawołanie umysłu, dotknęła szramy przy szyi.
Praktycznie wtapiająca się w kolor skóry, tylko ciemniejsza i bardziej cierpka
w dotyku. Długa, jest pamiątką po tym, co mogło ją spotkać. Gdyby oni wtedy nie
przyszli....eh...byłoby z nią źle. Nie żyłaby.
Z zamyśleń wyrwał ją odgłos zatrzymującego się pojazdu.
Zamrugała kilka razy, jakby zdezorientowana, otulając się ciaśniej czarnym
płaszczem. Narzuciła na głowę, pełną niebieskich loków - odrastających już, po
ostatnim skróceniu - kaptur, obszyty futrem w niektórych miejscach, wysiadając.
Deszcz padał, jak nigdy dotąd - nawet za swojego dawnego "Ja".
- Juvia nienawidzi
deszczu... - powiedziała sama do siebie, ciskając dłonie z całej siły do
kieszeni i idąc. Wiatr powiewał niezapięty płaszcz, odkrywając jej granatową
sukienkę. Doprawdy, świetny dobór ubrań, Juvia. Gratulacje za inteligencję.
pomyślała pesymistycznie, stojąc przed wejściem do placówki. Psychiatryk.
Okropne miejsce. Już zewnątrz nie sprawiał dobrego wrażenia - tynk na
śnieżnobiałych niegdyś ścianach opadał. Najwyraźniej nie był remontowany od
bardzo dawna. I malowany - świadczyły o tym niecenzuralne graffiti, które
dziewczyna próbowała zignorować. Okien - zero. Tylko te dwa, po jednym przy
każdym boku szarych drzwi, ukazujące hol. Tylko nie mów w trzeciej osobie, bo i
Ciebie tu zamknął. dopowiedziała do siebie w myślach, bladą dłonią pchając
drzwi do przodu i wkraczając na "teren mroku". Obróciła się po raz
ostatni, spoglądając na podwórze przez okno z zaparowaną dziwnym trafem szybą.
Pełno chwastów, śmieci - a że tu stała niegdyś stacja, według tego, co
słyszała, perfekcyjnie widać nadjeżdżające pociągi. Normalnie owy pojazd by się
tu nie zatrzymał - chyba tylko ten, którym jechała ma ten "przywilej".
Ale czy przywilejem można nazwać peron w postaci starego szpitala
psychiatrycznego? Machnęła głową, wracając do sali głównej. Kafelki - białe,
brudne i popękane w niektórych miejscach, podobnie jak ściany o tej samej
barwie. Niektóre posiadały żółtawe plamy po substancji...której wolała nie
znać. Jedyne meble - ułożone w perfekcyjnym układzie przy ścianach,
ciemnogranatowe i zapewne zakurzone krzesła oraz stanowisko recepcjonistki, jako
jedyne zadbane w tym pokoju.
- Przepraszam? -
Juvia podeszła powolnym krokiem do kobiety na takowym stanowisku. Miała jasne
włosy, upięte w kok, biały fartuch z długimi rękawami oraz nieprzyjazny wzrok
jasnozielonych oczu, na których widok Deszczowa Kobieta poczuła pewnego rodzaju
przerażenie. Mimo wszystko, musi się jakoś trzymać, inaczej nie wytrzyma i po
prostu wybiegnie stamtąd. Recepcjonistka uniosła głowę od leżących na
srebrzystym biurku papierów, czekając na dalszą część pytania. Niebieskowłosa
odchrząknęła, nabierając "gardy" do głosu. - Dostałam wiadomość, że
jedna z waszych pacjentek prosiła o spotkanie...moja siostra i...
- Nazwisko? -
przerwała kobieta, natychmiastowo sięgając po jedną ze starannie ułożonych
kart. Mimo, iż nie otrzymała odpowiedzi, zaczęła palcem przesuwać po każdej z
nich, jakby poszukiwała odpowiedniego nazwiska. A Juvii ledwie przeszło przez
gardło "Mara Lockser". Nieznajoma rzuciła krótkie "yhym",
wracając do poszukiwań. Chwilę później wyciągnęła ze sterty jedną kartę - w
lewym górnym rogu znajdowała się przyczepiona agrafką, niewielka fotografia jej
siostry. Przełknęła ślinę na widok zarówno tego zdjęcia, jak i napisanego
pogrubionymi literami imienia z nazwiskiem. Reszta przepisana była znacznie
mniejszą czcionką, a infomacja
zakończona podpisem lekarza, zajmującego się chorą. - Przed spotkaniem musimy
ją przygotować. - kontynuowała, odstawiając informacje o Marze i jej
dolegliwościach na bok, gdzie leżała czerwona szminka, w złotawej oprawie. No
tak - recepcjonistka najwyraźniej musiała "poprawić" swój makijaż,
gdy Juvia wchodziła. Dlatego zareagowała niewielkim zdziwieniem na widok
odwiedzającej. Odrzuciła na bok myśli, wysłuchując, co ma do powiedzenia pani
Fabray - jak wywnioskowała z jej srebrnej wizytówki, przyczepionej do górnej
części stroju. - Ostatnio stan pacjentki znacznie się poprawił, jednak doktor
zalecił ostrożność. Nie wiadomo, czy na widok rodziny nie zareaguje zbyt
gwałtownie. W razie czego, jej magia jest na jakiś czas wstrzymana. Poczeka
pani chwilę tutaj? - Juvia w odpowiedzi przytaknęła. Podczas, gdy rozmówczyni
ruszyła do schodów, prowadzących na górne piętro, ona usiadła na jednym z czystszych
krzeseł. I się zaczyna...
~ * ~
Gabinet Makarov'a był w takim samym stanie, jak zawsze.
Jedno okno, na przeciwko drzwi wejściowych, przez które wpadało przyjemne,
popołudniowe słońce. Półki przy bocznych ścianach zawierały zapewne nie czytane
od lat, zakurzone książki oraz poniszczone, starsze egzemplarze "Tygodnika
Czarodzieja". Puste butelki po alkoholu leżały pod biurkiem, zaś te pełne
ukryte były w skrzyni obok. Makarov zajmował swoje miejsce, uśmiechając się i
beztrosko machając położonymi na blacie nogami. Sytuacja wprawiła Magów w nie
lada zażenowanie - zwłaszcza, że spodziewali się poważnych wyrazów twarzy i
smutnych wiadomości, typu...śmierć? Bez przesady...chociaż to by wyjaśniało,
dlaczego Mirajane tak nagle wpadła w melancholię.
- Em...Mistrzu? -
Erza próbowała odtrącić najstarszego żyjącego członka rodziny Dreyal od
czynności, którą właśnie wykonywał. Pewnie nawet nie zauważył swoich
"dzieci", bardziej interesując się popijaniem z piersiówki i
przeglądaniem najnowszych plakatów. Nie miał wiele szczęścia - szkarłatnowłosa
w efekcie zniecierpliwienia wyrwała mu czasopismo z rąk, opierając się jedną
dłonią o bark i spoglądając na przeglądaną stronę. Spłonęła rumieńcem, widząc,
że na fotografii znajduje się...ona sama w kombinezonie króliczka, do którego
pozowała w X784. Czyli Makarov wspomina stare, dobre czasy? Najwyraźniej - nie
zmienia to jednak tego, iż Erza skrępowana oraz jednocześnie wściekła wyrzuciła
gazetę za siebie, trafiając równo do plastikowego, czarnego kosza. Odważnym
krokiem podeszła do biurka, opierając się o jego blat i patrząc na zszokowanego
starca. - Mistrzu, mamy tu poważniejsze problemy, nie czas na przeglądanie
jakichś starych magazynów! - wykrzyknęła mu groźnym i dziwnie spokojnym głosem
w twarz, czym przeraziła pozostałą trójkę. Trójkę...Natsu rozejrzał się
dookoła, wpierw bez większego szału, a później biegnąc z jednego kąta pokoju do
drugiego. - Natsu!
- Natsu, Ty debilu! -
wrzasnął Gray, rzucając się na chłopaka i...wywołując kolejną walkę. Erza
westchnęła, robiąc krok w ich stronę - szczęście, że ktoś ją już wyręczył w
uspokajaniu. I tym kimś była podirytowana już Lucy, wyciągając przywiązany do
skórzanego paska, czarny bat wykończony czymś na kształt serca. Wpierw
podskoczyła w górę, lądując przed miejscem bójki i uderzając bronią o podłogę
pomiędzy Natsu, a Gray'em. Ci rozproszozproszeni sami się odsunęli w tył,
chwilę później związany owym batem pod ścianą. O ile Gray próbował się
wydostać, tak Natsu siedział naburmuszony.
- Happy'ego nie ma. -
warknął, odwracając wzrok. Lucy dotknęła palcem brody, stukając o nią i
zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją. Faktycznie, jakby na to nie
spojrzeć, Exceed'a nie ma z nimi cały dzień. Ani przy rozmowie, ani w drodze do
gildii...jakby się rozpłynął. Gdzie on może być? pomyślała, opierając się o
jasnozieloną ścianę.
- Później nad tym
pomyślimy, mamy ważniejsze sprawy. - oznajmił Makarov, już poważniej, zadziwiając
wszystkich zgromadzonych po raz kolejny. Odchrząknął, odstawiając piersiówkę na
bok i schodząc z krzesła. Stanął na środku gabinetu, obserwując Drużynę Natsu
czujnym okiem. - Wiecie, że misję z Tartaros
zleciła naszej gildii Rada, tak? - w odpowiedzi, Erza kinęła głową, zaś
Lucy przytaknęła. Gray i Natsu nie mieli najmniejszej ochoty się odzywać. -
Otóż wyszło na jaw, iż wcześniej proponowano ją innej gildii. - przymknął oczy,
na moment spuszczając głowę ze zmartwieniem - Sabertooth.
- Sabertooth!? -
Natsu nie mógł powstrzymać swojej złości. W zamian za ten nagły akt, Erza
podeszła i z całej siły uderzyła go w głowę, pozbawiają przytomności.
Powiedziała krótkie "kontynuuj" w stronę Mistrza, na wszelki wypadek
siadając obok speszonego Gray'a.
- Tak. - Makarov, nie
wiedzieć czemu, skorzystał z okazji, w której praktycznie wszyscy siedzą i sam
w tureckiej pozycji przyjął taką czynność. Jedyną stojącą została nieco
zaczerwieniona Lucy. - Najwyraźniej nie są zbytnio zadowoleni. Dzisiaj rano
przyszły dwa listy. Jeden jest właśnie od nich. - podniósł na moment do góry
prawą dłoń, z pomocą magii przywołując do siebie dwie białe koperty. Otworzył
jedną z nich i wręczył Erzie. - Mogłabyś być tak dobra i odczytać? -
szkarłatnowłosa nie musiała odpowiadzać. Po prostu otworzyła wiadomość,
odczytując jej treść.
Fairy Tail,
Myślicie, że
z Sabertooth tak łatwo zadzierać? Podkradanie nam chwały dla waszych interesów
- byście mogli mieć więcej szacunku, choć o tyle, by nie uznawano was za gildię
pijaków i ćpaczy? Cóż, teraz to nieodwracalne, Makarov'ie - pamiętasz, co było
siedem lat temu? Kiedy Ty i te Twoje marne Muszki byliście na samym szczycie?
Dokonywaliście wielkich czynów - te bachory były silniejsze od miliona innych
siedemnastolatków na całym świecie razem wziętych.
Niezniszczalni...niepokonani...dzielni...Nie miałeś żadnych podstaw do wysłania
na misje służbowe kogoś znacznie silniejszego - wymówki "bo nie ma ich w
gildii", "bo są zajęci", "mają już inną misję".
Wszystko po to, by kilkoro najbardziej znanych ruszyło na przeciw Tartaros!?
Oni nie sięgają do pięt mojej Wielkiej Piątce - są niczym. Są zerem.
Zniszczyliście może Phantom Lord, Oracion Seis, Grimoire Heart...ale z
Sabertooth nie zadzierajcie. Jeżeli chcecie mieć tą swoją "kwaterę ideał"
przez kilka najbliższych lat.
~ Jiemma - Mistrz
Sabertooth
- Tyle kłopotu o
jedną misję? - spytał rozdrażniony Gray, przechodząc do wygodniejszej pozycji,
już uwolniony przez Lucy spod bata. Natsu nie miał tyle szczęścia - wciąż
nieprzytomny opadł z hukiem na ziemię, pozostając tak do końca rozmowy. -
Przecież i tak są najsilniejsi, to im różnicy nie zrobi. - dodał. Pominął już
fakt ponownego zniknięcia swojej koszuli - Lucy uchyliła delikatnie drzwi,
zauważając leżącą przy schodach część garderoby. I zaczerwieniła się - bo czy
to nie jest lekko krępujące?
- Może i nie robi to
różnicy w kwestii pieniężnej. - wyjaśniał starzec, opierając się o dół biurka i
krzyżując ręce - Ale dowodzi za to, że są bliscy utraty tytułu najsilniejszych.
I to ich zirytowało. Przed siedmioma laty Sabertooth nie było praktycznie
znane, w przeciwieństwie do nas - nikt nie znał nawet ich nazwy, a misje, które
dostawali, były mało opłacalne. Fairy Tail nie zależy na tym tytule - ale im
już tak. Jakby go utracili, z pewnością zechcieliby zemsty. Sam list zwiastuje
zapowiedź tej afery. Drugi jest już od Rady - chcą, byśmy udali się do ich
kwatery i załagodzili sytuację. Pamiętacie chyba sytuację z Phantom Lord? Teraz
Rada nie jest już taka pobłażliwa, a jeżeli doszłoby do wojny gild po raz kolejny...wolę
o tym nie myśleć.
- Dlaczego nas tu
wezwałeś, Mistrzu? - spytała Erza, przerywając mu. Chociaż - Makarov i tak już
wszystko dostatecznie wyjaśnił. Starzec odchrząknął ponownie, powstając. Inni
uczynili tak samo.
- Jutro jadę do
Sabertooth. Za dwa dni Rada "zorganizowała" całe spotkanie, a ja
muszę na nim być. A znając ich poczynania, wolałbym zabrać ze sobą czwórkę
najsilniejszych, niż jechać sam. - na te słowa, Lucy wpadła w cichą i dziwną
ekscytację. Taka była zazwyczaj jej reakcja na słowo "najsilniejsi".
Mistrz podniósł dłoń na gest, że mogą już iść. Blondwłosa wyszła w podskokach,
natomiast Erza wpierw wzięła na ręce drzemiącego już Natsu. Gray wciąż jednak
rozglądał się dookoła sali głównej, gdy już się tam znalazł.
- Wciąż nie wiemy,
gdzie jest Happy, prawda?
~ * ~
Shirotsume o tej porze roku wyglądało inaczej, niż wiosną i
latem - tutaj najwcześniej, licząc pogodniejsze miejscowości, zaczynał padać
śnieg. Nie przeszkadzało to ludziom w wykonywaniu codziennych czynności - wręcz przeciwnie. Biały puch, porywający już
wszystkie trawy i drzewa umilał im dzień. Przynajmniej na początku, gdy nie
zlepiał się ze słońcem i wodą, tworząc nieprzyjemną "papkę". Dorośli
śpieszyli się do pracy, bądź spacerowali z przyjaciółmi i rodzinami. Dzieci
obrzucały się wszędzie śnieżkami, niekiedy ktoś ślizgał się na zamrożonych
kałużach, zdarzających się od czasu do czasu na pokrytej piaskiem ścieżce. Levy
opatuliła się tak, jak tylko mogła - ciemnopomarańczowy, ocieplany płaszcz, kilka
jaśniejszych szalików, rękawiczki i na koniec czapka. Do tego wszystkiego
brązowe, rozchodzone i praktycznie zniszczone kozaki. Gajeel w przeciwieństwie
do niej ubrał tylko codzienne ubranie, wraz z szarawym płaszczem, obszytym przy
zapięciach oraz u spodu futrem o ciemnej barwie.
- Jak Ty możesz tak
chodzić i nie zamarzać? - spytała spokojnym, nieco podniesionym głosikiem,
wciskając dłonie do kieszeni. Smoczy Zabójca wymamrotał coś pod nosem,
wzruszając ramionami. No i jak zwykle...mogła się założyć o to, co zaraz powie.
- Inni mężczyźni w
Fairy Tail nie muszą tak chodzić. - zaczął niższym tonem, odwracając wzrok na
bok. Wiatr ponownie zawiał mocniej, powiewając jego długie i najeżone, czarne
włosy. Levy spojrzała na niego, mrugając kilka razy brązowymi oczyma. - Nie
chcę być jedyny...
- Nie chcesz być
jedynym mężczyzną, który chodzi lekko ubrany w zimę, tak? Zgadłam? - dokończyła
za niego piskliwie, czym naraziła się na karcący wzrok Gajeel'a. Zamiast się
przerazić - jakby to było kiedyś - wystawiła tylko język w przyjacielskim i
żartobliwym geście. I choć Redfox sam był trochę tym obrażony, jakaś jego część
pozwoliła na przyjazny uśmiech. Jakby na to nie spojrzeć, Levy jest jedyna w
swoim rodzaju. Bo przecież taka mała osóbka jest jedna na milion, prawda?
Gajeel, Ty się chyba...Co do...To niemożliwe, ja i ona!? skarcił siebie w
myślach. Zachował powagę, idąc dalej. - Gajeel...czemu się rumienisz? - Nosz
niech diabli mnie wezmą! wrzasnęło jego wewnętrzne "Ja", gdy odwrócił
wzrok. Musiał skupić swoją uwagę na czymś innym...może na przykład...
- Lily! - zatrzymał
się, obracając do tyłu i spoglądając na Exceed'a, którego zabrał ze sobą na
misję. Nagle poczuł, jak cały zielenieje ze złości, by następnie zblednieć
przez tak nagły zwrot wydarzeń. Zamiast czarnego Exceed'a, przypominającego
małą panterę, widział...Happy'ego.
- Dopiero teraz mnie
zauważyłeś?
~ * ~
Myliła się - hol tego szpitala wcale nie był taki upiorny.
Zważając na to, co działo się w piwnicach - bowiem tak przetrzymywano
"pacjentów" placówki. Juvia nigdy nie widziała tak ponurego miejsca -
nawet w takiej kwaterze Phantom Lord było więcej radości. A zazwyczaj
członkowie pozostawali ponurzy i wredni dla innych gild. Korytarze były bardzo
słabo oświetlone - na ścianach zamontowane zostały niewielkie lampki, które wydawały
się wkrótce wyczerpać do końca. Niektóre nawet mrugały tym światłem, co
dodawało wszystkiemu więcej mroku. Kamienne ściany przyciągały zimno - czy jej
się wydawało, czy co jakiś czas widziała zaschniętą krew? Niekiedy słyszała
krzyki tych zamkniętych ludzi - aż zastanowiła się, jak Mara tutaj wytrzymuje.
- Jesteśmy. -
recepcjonistka sięgnęła do kieszeni stroju po srebrny kluczyk do czarnych drzwi
na końcu korytarza. Różniły się od innych - nie było to na przykład specjalnych
"wrót", by zajrzeć do pacjenta, czy podać mu jedzenie. Kobieta
otworzyła je, gestem dłoni zapraszając Juvię do środka. Tu też nie było
zbyt...jasno. Tylko jedna lampa na środku sufitu, akurat nad blaszanym
stolikiem. Po każdej jego stronie znajdowało się jedno krzesło. Pierwsze -
całkowicie zwyczajne i zadbane - dla wizytora. Drugie - ze specjalnymi,
skórzanymi pasami, także zakrwawione. Juvia dopiero teraz zauważyła, że drzwi
mają szybkę. - Lepiej widzieć, jak zachowuje się pacjentka. Zaraz ją... -
przerwała zerkając na moment w głąb przejścia - Już idzie. - Juvia jakby na
zawołanie, usiadła na swoim miejscu, czekając na to, co zaraz nastąpi. Nie
wiedziała już, czy na pewno tego chciała. Równie dobrze mogła wiadomość o
prośbie na widzenie zignorować. No ale stało się. Mężczyzna w białej szacie,
siwych i sterczących włosach oraz z okularami nałożonymi na nos ciągnął za sobą
dziewczynę. A raczej jej cień. Deszczowa Kobieta bała się na nią spojrzeć - nie
tylko z powodów osobistych. Ledwie wstrzymała się z krzykiem, gdy "wrak"
usiadł przed nią. Recepcjonistka z doktorem podeszli, przypinając ją do fotela
pasami. Następnie oboje pokój opuścili, przystając przy szybce i obserwując
przebieg rozmowy.
Juvia zilustrowała Marę, zbierając się wcześniej na odwagę.
Nie przypominała tej pewnej siebie kobiety - jej spojrzenie było puste.
Ciemnoniebieskie oczy nie wyrażały praktycznie nic, a włosy tego samego koloru
wydłużyły się, układając w stronki. Twarz - wychudzona. Widziała dokładnie jej
kości policzkowe oraz zaostrzone niektóre rysy. Pod oczami znajdowały się
cienie, same były zaczerwienione od...płaczu? Ona płakała? Pomijając już
najgorsze, co Juvia zobaczyła - te blizny na rękach, których wcześniej nie
było. Jakby świeże. Nie możliwe, jak Mara mogła sobie ten ból zadać, mimo
krępizny w postaci tych kajdan. Chwila...ona już ich nie miała. Czyli utraciła
całą magiczną moc? Nie jest Magiem? Skierowała wzrok na jej koszulę. Za dużą,
brudną od kurzu i krwi. Okropny widok. Czy takiego losu chciała? Nie.
- Teraz już widzisz,
co psychiatryk potrafi zrobić z człowiekiem, prawda? - mówiła tak słabo, jakby
przymusowo. Juvia chciała jakoś zareagować - poprosić, by milczała. W
dzieciństwie tak Mara robiła z nią, gdy się źle poczuła. Ale nie - przecież to
było lata temu! Mara już taka nie jest. I mimo, iż mowa i ogółem przyjście
tutaj zadało jej tyle cierpienia, zdała się na cień chciwego uśmiechu.
- Czego chcesz? -
Juvia wolała już przejść do konkretów. Chciała jak najszybciej opuścić to
okropne miejsce. A może nie o to chodziło? Może sama bała się, że ją tu zamkną.
Mara nie odpowiedziała, zatem członkini Fairy Tail sama musiała podnieść głos i
powtórzyć. - Czego od Juvii chcesz? - reakcji po tym się nie spodziewała. Mara
prychnęła słabym śmiechem. Jej głowa przechyliła się wpierw na bok, potem wróciła
i następnie w tył. Na koniec powróciła do normalnej pozycji.
- Coś mi się wydaje,
że zła siostra tu teraz siedzi. - oznajmiła, na co Juvia w odpowiedzi tylko
zacisnęła pięść. Nie mogła się na nią rzucić. Nie tutaj, nie teraz. - Bo kim Ty
w przeciwieństwie do mnie jesteś? - mówiła z prawdziwą pogardą, prychając coś
od czasu do czasu - Gadasz w trzeciej osobie, pieścisz tym głosem, jak roczny
bachor i co, jeszcze uganiasz się za starym zboczeńcem!?
- Wstrzymaj te swoje
pogardy i gadaj, czego ode mnie chcesz! - nie wytrzymała. Opierając się o plat
stołu, powstała, wykrzykując w twarz to, co chciała. Nie pozwoli, by
"Panicz Gray" był obrażany. Nie pozwoli, by ktokolwiek z Fairy Tail
był obrażany. Uspokoiła się, nerwowo spoglądając za siebie. Nie zareagowali,
wolała jednak spokojniej do tego podejść. Wróciła niepewnie na swoje miejsce.
- Słyszałaś może o
Smoczych Zabójcach? - na to pytanie tym razem Juvia zareagowała zirytowaniem.
Jakby to nie było oczywiste - przecież w Fairy Tail jest troje Smoczych Zabójców,
jednego zna bardzo dobrze, jakby mogła nie wiedzieć, kim oni są? Odpowiedziała
milczeniem. - Dobrze, czyli tak. Doprawdy, dziwna jest ta magia...machają sobie
tymi żywiołami, jakby byli lepsi od zwyczajnych Magów.
- Bo są lepsi. -
przerwała czarodziejka, krzyżując ręce i niechętnie słuchając tego, co Mara ma
to powiedzenia. Uwięziona zaś tylko wywróciła oczami, kontynuując.
- Może i tak. I
wiesz, co? - specjalnie przetrzymała ciszę, by zniecierpliwić "Młodą"
i dodać nieco tajemniczości tej sytuacji. Przechyliła na moment głowę do
przodu, szepcząc. - Wiem, czym jest Lumen Histoire. Ten wielki sekret Twojej
grupy Muszek. - w tym momencie złość Juvii sięgnęła zenitu. Nie chciała
wszczynać walki - zamiast tego wstała, kierując się ku drzwiom wyjściowym. Nim
to jednak zrobiła, odwróciła się do Mary.
- Kłamiesz. -
wysyczała z bólem. Kto by pomyślał, że kiedyś będzie musiała to powiedzieć
własnej siostrze? - Jak zwykle. - podeszła, machając głową w zaprzeczeniu. Oczy
ją zapiekły - łzy poleciały po zaczerwienionych policzkach, a jej głos stał się
załamany. - Co się z Tobą stało, Maro? - zaczęła się lekko ksztusić przez te
łzy. Ale nie zaprzestała kontynuacji słów. - Juvia Ci coś zrobiła? Jej
gildia Ci coś zrobiła!? W dzieciństwie byłyśmy...jak przyjaciółki. A teraz tak
skończyłaś... - zamrugała kilka razy zmrużonymi i zaczerwienionymi oczami - No
powiedz coś!
- Wiesz, może lepiej
jednak będzie, jak już sobie do Muszek wrócisz. I tak w rzeczywistości obchodzę
Cię tyle, co zeszłoroczny śnieg. - powiedziała niezwykle spokojnie, zachrypniętym głosem. Juvia zacisnęła wargi, powstrzymując się przed kolejnymi
atakami i opuszczając komnatę. A Mara? Mara została zaprowadzona z powrotem do
tej okropnej celi...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Święta, święta i po świętach!
Coś za szybko to zleciało i w środę - niestety - powracam na
tortury. :/ Na powitanie kilka sprawdzianów i okropne towarzystwo...ah, ta
kochana inaczej szkoła. <3 Wczoraj jednak trafił we mnie potężny grom weny i
tak oto zaplanowałam być może ostatnią sagę. Chociaż...kto wie, co mi do głowy
jeszcze strzeli. Ten rozdział jest pierwszym z najnowszej, którą obecnie w
dalszym ciągu piszę. Jestem kilka rozdziałów do przodu, jak mam okazję, to piszę
- nie wiem jednak, czy aby nie wydłużyć czasu dodawania chapterów, by tak za
szybko nie dojść do końca. :P Bez obaw, mam jeszcze pomysły na inne
"pomniejsze opowiadania", na zbyciu kilka one-shot'ów...coś tam jest.
:3
Mimo, iż dzisiaj już Wielkanoc dobiega końca, wciąż odsyłam
do moich wczorajszych życzeń. ;-) Zwłaszcza, że naszukałam się trochę za
"Keep Calm and..." z tej edycji. xd Aaa, i mam nadzieję, że Mara po
przejściach w psychiatryku was nie przeraziła. Bo w mojej wyobraźni...O.O
Na koniec pragnę złożyć przeprosiny - notka miała pojawić
się wczoraj po południu, no ale cóż...troszeczkę się zapomniałam. Także teraz
(znowu...) mam pewne problemy z blogger'em - co zapewne widać przy czcionce tej
notki. :/ Próbowałam to naprawić, ale niezbyt mi wyszło, bo w następnej chwili
okno się zacinało i musiałam wyłączać. Nawet teraz wszystko się tnie (jakie to
smutne - mój blog jest emo ;-;), podkreślane są poprawnie napisane wyrazy...to
wkurzające. >.> EDIT: A jednak, z pomocą Chan Lee, udało mi się doprowadzić czcionkę do porządku. ;3
Gray i jego "idealne zlecenie" oraz Erza w dziecieństwa w tym "nietypowym" stroju - cudo :D I co ja widzę, Tygryski się zdenerwowały? ^.^ Najbardziej jednak podobała mi się końcówka - ciekawe czy Mara rzeczywiście wie czym jest Lumen Histoire... tym mnie strasznie zaciekawiłaś... A może ona tylko tak palnęła na Prima Aprilis?xD
OdpowiedzUsuńRozdział długi (<3) i jak zawsze świetny :*
Świetne ! :D Zresztą tak jak zwykle ale nie da się inaczej tego opisać. No może jest jeszcze cudowne, świetnie się czyta i jest bardzo ciekawe:D
OdpowiedzUsuńNaprawdę, nie mogłam oderwać wzroku gdy zaczęłam to czytać
pozdrawiam ^.^