poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział XXX


To, co teraz widziała - to był istny koszmar.
Taki, którego nie życzyłaby nawet największemu wrogowi.
Wizja ta objawiła się u niej po raz pierwszy. Wszędzie płomienie - nic nie zostało oszczędzone. Budynki, zniszczone przez gwałtowny pożar nie przypominały tych w Magnolii - na pewno za istnienia były bardziej okazałe, z mocnego kamienia, przyozdobionego wiązami kwiatów. Ludzie krzyczeli - chociaż w większości nikt nie ocalał.
Coś tam leciało...
Przypominało Smoka.
Nie tego prawdziwego - zrobiony był w całości z wody. Ktoś nim sterował, ale...nie wiedziała, kto.
I jeszcze ta dziwna kobieta, która objawiła się w płomieniach...niska, o długich włosach, sięgających aż po kostki, które nie mogły być czesane przez długi czas. Jej szaty były poszarpane. Na twarzy widniał kpiący uśmiech - jak się domyślała. Przerażające...odstrasza, lecz jednocześnie tylko zachęca, by dowiedzieć się, co jest powodem takiego zamieszania. Ale...ta twarz...ona...
 ~ * ~
Obudziła się z krzykiem, oddychając nierówno. To, co widziała...nie wiedziała, czy to tylko sen, czy wizja. Nie robiła przed położeniem się nic, co mogłoby wywołać taki koszmar. Leżała na wielkim - zważając na jej rozmiary - łożu, w małej sypialni. Wszystko wyglądało tu, jakby należało do dwunastolatki, która zresztą spała obok. Duże okno wpuszczało światło księżyca, ukazujące większą część pomieszczenia. Błękitne ściany, z naklejkami w postaci wróżek, syren i innych mitycznych stworzeń. Drewniana podłoga była przykryta puszystym, białym dywanem, natomiast sufit zakryty był kładką, przypominającą nocne niebo ze świecącymi w ciemnościach gwiazdami. Wybudzona poprzez krzyk Exceed'ki dziewczynka zamrugała niemrawo brązowymi oczami, podnosząc się i rękoma opierając o materac. Zerknęła na Carlę zmartwiona, przechylając się w jej stronę.
 - Wszystko w porządku? - spytała cichym głosikiem, jakby specjalnie próbowała zachować szept. Cała ta rozmowa mogła przypadkowo obudzić inne mieszkanki pensjonatu, a tego przecież nie chciały. Biała kotka zamrugała kilka razy, by móc uśmiechnąć się do swojej właścicielki tak przyjaźnie, jakby żaden sen nie miał tutaj miejsca. Otarła łapką spływający z czoła pot, drugą sięgają po zrzucony podczas przebudzania kocyk.
 - Wszystko w porządku. - odpowiedziała spokojnie, kładąc się i odwracając plecami do Wendy. Nie chciała z nią o tym rozmawiać. Nie teraz. - Idź spać, jutro wcześniej wstajemy, pamiętasz? - dodała, na co granatowowłosa tylko przytaknęła, przechodząc do podobnej pozycji. Podczas, gdy ona zasnęła po chwili, tak Carla wciąż wpatrywała się w widok za oknem. Księżyc przykrywało tylko kołyszące się w rytm nadawany przez wiatr drzewo, całkowicie pozbawione liści. Jesień powoli dobiegała końca...co mógł znaczyć ten sen?
Rozdział XXX "Groźba"
Praca dla Maga nie zawsze musi obfitować w walki z potworami i mrocznymi gildiami...czasami to zwyczajna praca, dla zwyczajnych ludzi. Bo taką właśnie wykonywali osobno członkowie Drużyny Natsu. Powody były różne - brak poważniejszych zleceń, poważne problemy z opłatą miejsca zamieszkania, czy też zwyczajne nudy, panujące od kilku dni w Fairy Tail. Tak - w tym Fairy Tail, uważanym za najbardziej destrukcyjną i hałaśliwą gildię w Fiore. Niegdyś jeszcze najpotężniejszą, co się niestety zmieniło. Teraz ten status posiadało Sabertooth - gildia, osiadająca w stolicy królestwa, ze swoją "Wielką Piątką". "Legendarną" - a może i nie - grupą, która odmieniła losy niegdyś nic nie znaczących Magów, z symbolem Szablozębnych. Szkoda tylko, że "Wróżki" tak mało o nich wiedziały - ba! Nawet nie znali ich imion! Ale czy to ważne? Nie - ważniejszy był teraz cel, jaki postawili sobie na przyszłość. Pokonanie tej nowej, głupiej gildii najszybciej, jak tylko się da i pokazanie im, kto tutaj "rządzi". Tak przynajmniej powiedział Mistrz Makarov.
Owa drużyna siedziała przy jednym ze stolików w kwaterze, rozmawiając...o wszystkim i o niczym. Na główny temat nie wysuwały się już afery sprzed kilku tygodni, a to, na jakie tortury musieli siebie skazać w ostatnich dniach. Każdy miał swój upadek...bez wzlotu. Lucy przypadła pozornie przyjemna praca, bowiem pewien magazyn poszukiwał fotomodelki na plakaty. Pech chciał - że zleceniodawca był dość perwersyjny. Przestraszona Heartfilia uciekła z budynku zdjęć, zanim jeszcze zaczęła się sesja. I w ten sposób nie zyskała nic, poza skazą na wizerunku. W przeciwieństwie do niej, Erza cieszyła się ze swojego "losu" - przyzwyczaiła się do pracy kelnerki, zwłaszcza, że według niej, nosiły one ładne stroje. Najgorzej z nich wszystkich najwyraźniej miał Gray - sam nie wiedział, dlaczego zdecydował się na pracę tancerza podczas wieczoru panieńskiego jednej z mieszkanek Magnolii. Natsu - który jako jedyny odpoczywał przez ten czas - postanowił jeszcze bardziej dobić rywala, podmieniając adres wydarzenia i tym samym kierując go do...
 - Nie chcę nawet o tym mówić. - warknął, uderzając głową o blat stołu po raz kolejny z rzędu. Salamander wstrzymywał się ze śmiechem. Co gorsza, gdyby Gray faktycznie się o tym dowiedział. Wtedy bójka byłaby nieunikniona. Erza z uśmiechem - po raz kolejny - delektowała się swoim truskawkowym ciastem, a siedząca jak najdalej od niej...oraz jej gniewu...Lucy przytaknęła z żałosnym westchnięciem, krzyżując ręce na piersiach. Przewróciła brązowymi oczami po całej sali - o ile każdego dnia znajdował się w niej tłum Magów, tak teraz świeciła pustkami. Przy barze znajdowało się jedynie rodzeństwo Strauss oraz ja zwykle pijąca Cana, a jedyny stolik, poza tym, przy którym siedzieli, zajmował Wakaba z Macao. Rodzina Connell postanowiła wyjechać na jakiś czas, by odpocząć od codziennego zgiełku, także nie było śladu po Levy i Gajeel'u. Z tego, co McGarden opowiadała Lucy - oczywiście cała podekscytowana - wyruszyli na wspólną misję. Nie należy do najtrudniejszych, bo polega jedynie na eskorcie jednej z bogatszych rodzin do innej miejscowości. Uśmiechnęła się pod nosem na tą myśl. Levy zwierzała jej się kilka dni temu, że widzi w Gajeel'u "kogoś więcej, niż przyjaciela". Na ogół on wciąż pozostawał samotny, zatem nie jeden czarodziej - zwłaszcza Jet i Droy z Shadow Gear - zdziwił się na wieść o ich podróży. Może teraz się coś zmieni? Nie wiedziała. Miała tylko nadzieję, że u Levy wszytko się ułoży. Wracając do teraźniejszości - nie tylko ta grupa opuściła gildię na jakiś czas. Juvia wyruszyła gdzieś w sprawach osobistych, nikt nie wiedział, gdzie...no chyba, że powiedziała o czymś Makarov'owi. A Mistrz na pewno nie zdradziłby, dlaczego ich "zostawiła" na kilka dni, jeżeli to coś poważnego dla niej. Nawet nie szalała za Gray'em, jak dotychczas - a to dopiero dziwne. Wręcz równało się z kolejnymi kłopotami - ale raczej już nie ze strony Mary, która przebywała w zamknięciu przed światem. Dopóki jej stan psychiczny nie będzie stabilniejszy, nie zostanie przeniesiona do właściwego więzienia Rady Magii. Teraz sprawia zbyt duże niebezpieczeństwo. Co się tyczy Wendy i Carli, także postanowiły odpocząć od misji. Ostatnia dość "przeraziła" młodą Smoczą Zabójczynię, a taka przerwa mogłaby się przydać, między innymi do odnowienia sił. Gildarts wyznaczył sobie kolejną misję - i oczywiście wręczył Canie kolejną kartę na wezwanie, która skończyła...jak każda inna.
Jej rozmyślania przerwał nagły dźwięk spokojnego głosu, najpewniej należącego do Mirajane. Nie myliła się - zamrugała kilka razy, po czym oczy każdego członka drużyny skierowały się ku barmance. Miała zmartwiony wyraz twarzy - może znowu coś zrobili i to ją zasmuciło? Nie - Mira przecież nigdy nie jest w ponurym nastroju na wieść o kolejnych szkodach Fairy Tail, czego nie podziela sam Mistrz. Jest taka przez Thalię? Też nie pasuje - przecież odepchnęła na bok przeszłość i już o niej nie myśli, podobnie jak Elfman i Lisanna.
 - Coś się stało z Mistrzem? - spytała Erza, odkładając talerz. Pierwszy raz Lucy widziała, żeby Tytania odstawiła swój przysmak niedokończony. Mirajane pokręciła w odpowiedzi głową - wszyscy odpowiedzieli westchnięciem ulgi, wstając z miejsc. Jasnowłosa oddaliła się o krok, ze splecionymi na przodzie rękoma. Niebieskie oczy pozostały przymrużone, a usta zaciśnięte w nerwowym geście.
 - Mistrz Makarov po prostu prosi was do swojego biura... - rzekła bez uczuć, odwracając się do nich plecami i ruszając na przód. Zdezorientowani Magowie spojrzeli po sobie, wzruszając ostatecznie ramionami i kierując się za Mirą na drugie piętro, gdzie znajdował się gabinet Dreyal'a.
~ * ~
Pociąg się zatrzymał.
A ona otworzyła oczy.
Dlaczego w ogóle postanowiła ją odwiedzić? Nie wiedziała już sama - przecież ona nie zasługuje na odwiedziny kogokolwiek. Oszczędziła jej życie. Dwa razy. I co z tego miała? Praktycznie nic - za pierwszym razem zginęła jedna osoba, a za drugim prawie przepłaciła to swoim życiem. Dziwnym i nagłym odruchem, jakby na zawołanie umysłu, dotknęła szramy przy szyi. Praktycznie wtapiająca się w kolor skóry, tylko ciemniejsza i bardziej cierpka w dotyku. Długa, jest pamiątką po tym, co mogło ją spotkać. Gdyby oni wtedy nie przyszli....eh...byłoby z nią źle. Nie żyłaby.
Z zamyśleń wyrwał ją odgłos zatrzymującego się pojazdu. Zamrugała kilka razy, jakby zdezorientowana, otulając się ciaśniej czarnym płaszczem. Narzuciła na głowę, pełną niebieskich loków - odrastających już, po ostatnim skróceniu - kaptur, obszyty futrem w niektórych miejscach, wysiadając. Deszcz padał, jak nigdy dotąd - nawet za swojego dawnego "Ja".
 - Juvia nienawidzi deszczu... - powiedziała sama do siebie, ciskając dłonie z całej siły do kieszeni i idąc. Wiatr powiewał niezapięty płaszcz, odkrywając jej granatową sukienkę. Doprawdy, świetny dobór ubrań, Juvia. Gratulacje za inteligencję. pomyślała pesymistycznie, stojąc przed wejściem do placówki. Psychiatryk. Okropne miejsce. Już zewnątrz nie sprawiał dobrego wrażenia - tynk na śnieżnobiałych niegdyś ścianach opadał. Najwyraźniej nie był remontowany od bardzo dawna. I malowany - świadczyły o tym niecenzuralne graffiti, które dziewczyna próbowała zignorować. Okien - zero. Tylko te dwa, po jednym przy każdym boku szarych drzwi, ukazujące hol. Tylko nie mów w trzeciej osobie, bo i Ciebie tu zamknął. dopowiedziała do siebie w myślach, bladą dłonią pchając drzwi do przodu i wkraczając na "teren mroku". Obróciła się po raz ostatni, spoglądając na podwórze przez okno z zaparowaną dziwnym trafem szybą. Pełno chwastów, śmieci - a że tu stała niegdyś stacja, według tego, co słyszała, perfekcyjnie widać nadjeżdżające pociągi. Normalnie owy pojazd by się tu nie zatrzymał - chyba tylko ten, którym jechała ma ten "przywilej". Ale czy przywilejem można nazwać peron w postaci starego szpitala psychiatrycznego? Machnęła głową, wracając do sali głównej. Kafelki - białe, brudne i popękane w niektórych miejscach, podobnie jak ściany o tej samej barwie. Niektóre posiadały żółtawe plamy po substancji...której wolała nie znać. Jedyne meble - ułożone w perfekcyjnym układzie przy ścianach, ciemnogranatowe i zapewne zakurzone krzesła oraz stanowisko recepcjonistki, jako jedyne zadbane w tym pokoju.
 - Przepraszam? - Juvia podeszła powolnym krokiem do kobiety na takowym stanowisku. Miała jasne włosy, upięte w kok, biały fartuch z długimi rękawami oraz nieprzyjazny wzrok jasnozielonych oczu, na których widok Deszczowa Kobieta poczuła pewnego rodzaju przerażenie. Mimo wszystko, musi się jakoś trzymać, inaczej nie wytrzyma i po prostu wybiegnie stamtąd. Recepcjonistka uniosła głowę od leżących na srebrzystym biurku papierów, czekając na dalszą część pytania. Niebieskowłosa odchrząknęła, nabierając "gardy" do głosu. - Dostałam wiadomość, że jedna z waszych pacjentek prosiła o spotkanie...moja siostra i...
 - Nazwisko? - przerwała kobieta, natychmiastowo sięgając po jedną ze starannie ułożonych kart. Mimo, iż nie otrzymała odpowiedzi, zaczęła palcem przesuwać po każdej z nich, jakby poszukiwała odpowiedniego nazwiska. A Juvii ledwie przeszło przez gardło "Mara Lockser". Nieznajoma rzuciła krótkie "yhym", wracając do poszukiwań. Chwilę później wyciągnęła ze sterty jedną kartę - w lewym górnym rogu znajdowała się przyczepiona agrafką, niewielka fotografia jej siostry. Przełknęła ślinę na widok zarówno tego zdjęcia, jak i napisanego pogrubionymi literami imienia z nazwiskiem. Reszta przepisana była znacznie mniejszą czcionką,  a infomacja zakończona podpisem lekarza, zajmującego się chorą. - Przed spotkaniem musimy ją przygotować. - kontynuowała, odstawiając informacje o Marze i jej dolegliwościach na bok, gdzie leżała czerwona szminka, w złotawej oprawie. No tak - recepcjonistka najwyraźniej musiała "poprawić" swój makijaż, gdy Juvia wchodziła. Dlatego zareagowała niewielkim zdziwieniem na widok odwiedzającej. Odrzuciła na bok myśli, wysłuchując, co ma do powiedzenia pani Fabray - jak wywnioskowała z jej srebrnej wizytówki, przyczepionej do górnej części stroju. - Ostatnio stan pacjentki znacznie się poprawił, jednak doktor zalecił ostrożność. Nie wiadomo, czy na widok rodziny nie zareaguje zbyt gwałtownie. W razie czego, jej magia jest na jakiś czas wstrzymana. Poczeka pani chwilę tutaj? - Juvia w odpowiedzi przytaknęła. Podczas, gdy rozmówczyni ruszyła do schodów, prowadzących na górne piętro, ona usiadła na jednym z czystszych krzeseł. I się zaczyna...
~ * ~
Gabinet Makarov'a był w takim samym stanie, jak zawsze. Jedno okno, na przeciwko drzwi wejściowych, przez które wpadało przyjemne, popołudniowe słońce. Półki przy bocznych ścianach zawierały zapewne nie czytane od lat, zakurzone książki oraz poniszczone, starsze egzemplarze "Tygodnika Czarodzieja". Puste butelki po alkoholu leżały pod biurkiem, zaś te pełne ukryte były w skrzyni obok. Makarov zajmował swoje miejsce, uśmiechając się i beztrosko machając położonymi na blacie nogami. Sytuacja wprawiła Magów w nie lada zażenowanie - zwłaszcza, że spodziewali się poważnych wyrazów twarzy i smutnych wiadomości, typu...śmierć? Bez przesady...chociaż to by wyjaśniało, dlaczego Mirajane tak nagle wpadła w melancholię.
 - Em...Mistrzu? - Erza próbowała odtrącić najstarszego żyjącego członka rodziny Dreyal od czynności, którą właśnie wykonywał. Pewnie nawet nie zauważył swoich "dzieci", bardziej interesując się popijaniem z piersiówki i przeglądaniem najnowszych plakatów. Nie miał wiele szczęścia - szkarłatnowłosa w efekcie zniecierpliwienia wyrwała mu czasopismo z rąk, opierając się jedną dłonią o bark i spoglądając na przeglądaną stronę. Spłonęła rumieńcem, widząc, że na fotografii znajduje się...ona sama w kombinezonie króliczka, do którego pozowała w X784. Czyli Makarov wspomina stare, dobre czasy? Najwyraźniej - nie zmienia to jednak tego, iż Erza skrępowana oraz jednocześnie wściekła wyrzuciła gazetę za siebie, trafiając równo do plastikowego, czarnego kosza. Odważnym krokiem podeszła do biurka, opierając się o jego blat i patrząc na zszokowanego starca. - Mistrzu, mamy tu poważniejsze problemy, nie czas na przeglądanie jakichś starych magazynów! - wykrzyknęła mu groźnym i dziwnie spokojnym głosem w twarz, czym przeraziła pozostałą trójkę. Trójkę...Natsu rozejrzał się dookoła, wpierw bez większego szału, a później biegnąc z jednego kąta pokoju do drugiego. - Natsu!
 - Natsu, Ty debilu! - wrzasnął Gray, rzucając się na chłopaka i...wywołując kolejną walkę. Erza westchnęła, robiąc krok w ich stronę - szczęście, że ktoś ją już wyręczył w uspokajaniu. I tym kimś była podirytowana już Lucy, wyciągając przywiązany do skórzanego paska, czarny bat wykończony czymś na kształt serca. Wpierw podskoczyła w górę, lądując przed miejscem bójki i uderzając bronią o podłogę pomiędzy Natsu, a Gray'em. Ci rozproszozproszeni sami się odsunęli w tył, chwilę później związany owym batem pod ścianą. O ile Gray próbował się wydostać, tak Natsu siedział naburmuszony.
 - Happy'ego nie ma. - warknął, odwracając wzrok. Lucy dotknęła palcem brody, stukając o nią i zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją. Faktycznie, jakby na to nie spojrzeć, Exceed'a nie ma z nimi cały dzień. Ani przy rozmowie, ani w drodze do gildii...jakby się rozpłynął. Gdzie on może być? pomyślała, opierając się o jasnozieloną ścianę.
 - Później nad tym pomyślimy, mamy ważniejsze sprawy. - oznajmił Makarov, już poważniej, zadziwiając wszystkich zgromadzonych po raz kolejny. Odchrząknął, odstawiając piersiówkę na bok i schodząc z krzesła. Stanął na środku gabinetu, obserwując Drużynę Natsu czujnym okiem. - Wiecie, że misję z Tartaros  zleciła naszej gildii Rada, tak? - w odpowiedzi, Erza kinęła głową, zaś Lucy przytaknęła. Gray i Natsu nie mieli najmniejszej ochoty się odzywać. - Otóż wyszło na jaw, iż wcześniej proponowano ją innej gildii. - przymknął oczy, na moment spuszczając głowę ze zmartwieniem - Sabertooth.
 - Sabertooth!? - Natsu nie mógł powstrzymać swojej złości. W zamian za ten nagły akt, Erza podeszła i z całej siły uderzyła go w głowę, pozbawiają przytomności. Powiedziała krótkie "kontynuuj" w stronę Mistrza, na wszelki wypadek siadając obok speszonego Gray'a.
 - Tak. - Makarov, nie wiedzieć czemu, skorzystał z okazji, w której praktycznie wszyscy siedzą i sam w tureckiej pozycji przyjął taką czynność. Jedyną stojącą została nieco zaczerwieniona Lucy. - Najwyraźniej nie są zbytnio zadowoleni. Dzisiaj rano przyszły dwa listy. Jeden jest właśnie od nich. - podniósł na moment do góry prawą dłoń, z pomocą magii przywołując do siebie dwie białe koperty. Otworzył jedną z nich i wręczył Erzie. - Mogłabyś być tak dobra i odczytać? - szkarłatnowłosa nie musiała odpowiadzać. Po prostu otworzyła wiadomość, odczytując jej treść.

Fairy Tail,

         Myślicie, że z Sabertooth tak łatwo zadzierać? Podkradanie nam chwały dla waszych interesów - byście mogli mieć więcej szacunku, choć o tyle, by nie uznawano was za gildię pijaków i ćpaczy? Cóż, teraz to nieodwracalne, Makarov'ie - pamiętasz, co było siedem lat temu? Kiedy Ty i te Twoje marne Muszki byliście na samym szczycie? Dokonywaliście wielkich czynów - te bachory były silniejsze od miliona innych siedemnastolatków na całym świecie razem wziętych. Niezniszczalni...niepokonani...dzielni...Nie miałeś żadnych podstaw do wysłania na misje służbowe kogoś znacznie silniejszego - wymówki "bo nie ma ich w gildii", "bo są zajęci", "mają już inną misję". Wszystko po to, by kilkoro najbardziej znanych ruszyło na przeciw Tartaros!? Oni nie sięgają do pięt mojej Wielkiej Piątce - są niczym. Są zerem. Zniszczyliście może Phantom Lord, Oracion Seis, Grimoire Heart...ale z Sabertooth nie zadzierajcie. Jeżeli chcecie mieć tą swoją "kwaterę ideał" przez kilka najbliższych lat.

 ~ Jiemma - Mistrz Sabertooth

 - Tyle kłopotu o jedną misję? - spytał rozdrażniony Gray, przechodząc do wygodniejszej pozycji, już uwolniony przez Lucy spod bata. Natsu nie miał tyle szczęścia - wciąż nieprzytomny opadł z hukiem na ziemię, pozostając tak do końca rozmowy. - Przecież i tak są najsilniejsi, to im różnicy nie zrobi. - dodał. Pominął już fakt ponownego zniknięcia swojej koszuli - Lucy uchyliła delikatnie drzwi, zauważając leżącą przy schodach część garderoby. I zaczerwieniła się - bo czy to nie jest lekko krępujące?
 - Może i nie robi to różnicy w kwestii pieniężnej. - wyjaśniał starzec, opierając się o dół biurka i krzyżując ręce - Ale dowodzi za to, że są bliscy utraty tytułu najsilniejszych. I to ich zirytowało. Przed siedmioma laty Sabertooth nie było praktycznie znane, w przeciwieństwie do nas - nikt nie znał nawet ich nazwy, a misje, które dostawali, były mało opłacalne. Fairy Tail nie zależy na tym tytule - ale im już tak. Jakby go utracili, z pewnością zechcieliby zemsty. Sam list zwiastuje zapowiedź tej afery. Drugi jest już od Rady - chcą, byśmy udali się do ich kwatery i załagodzili sytuację. Pamiętacie chyba sytuację z Phantom Lord? Teraz Rada nie jest już taka pobłażliwa, a jeżeli doszłoby do wojny gild po raz kolejny...wolę o tym nie myśleć.
 - Dlaczego nas tu wezwałeś, Mistrzu? - spytała Erza, przerywając mu. Chociaż - Makarov i tak już wszystko dostatecznie wyjaśnił. Starzec odchrząknął ponownie, powstając. Inni uczynili tak samo.
 - Jutro jadę do Sabertooth. Za dwa dni Rada "zorganizowała" całe spotkanie, a ja muszę na nim być. A znając ich poczynania, wolałbym zabrać ze sobą czwórkę najsilniejszych, niż jechać sam. - na te słowa, Lucy wpadła w cichą i dziwną ekscytację. Taka była zazwyczaj jej reakcja na słowo "najsilniejsi". Mistrz podniósł dłoń na gest, że mogą już iść. Blondwłosa wyszła w podskokach, natomiast Erza wpierw wzięła na ręce drzemiącego już Natsu. Gray wciąż jednak rozglądał się dookoła sali głównej, gdy już się tam znalazł.
 - Wciąż nie wiemy, gdzie jest Happy, prawda?
~ * ~
Shirotsume o tej porze roku wyglądało inaczej, niż wiosną i latem - tutaj najwcześniej, licząc pogodniejsze miejscowości, zaczynał padać śnieg. Nie przeszkadzało to ludziom w wykonywaniu codziennych czynności -  wręcz przeciwnie. Biały puch, porywający już wszystkie trawy i drzewa umilał im dzień. Przynajmniej na początku, gdy nie zlepiał się ze słońcem i wodą, tworząc nieprzyjemną "papkę". Dorośli śpieszyli się do pracy, bądź spacerowali z przyjaciółmi i rodzinami. Dzieci obrzucały się wszędzie śnieżkami, niekiedy ktoś ślizgał się na zamrożonych kałużach, zdarzających się od czasu do czasu na pokrytej piaskiem ścieżce. Levy opatuliła się tak, jak tylko mogła - ciemnopomarańczowy, ocieplany płaszcz, kilka jaśniejszych szalików, rękawiczki i na koniec czapka. Do tego wszystkiego brązowe, rozchodzone i praktycznie zniszczone kozaki. Gajeel w przeciwieństwie do niej ubrał tylko codzienne ubranie, wraz z szarawym płaszczem, obszytym przy zapięciach oraz u spodu futrem o ciemnej barwie.
 - Jak Ty możesz tak chodzić i nie zamarzać? - spytała spokojnym, nieco podniesionym głosikiem, wciskając dłonie do kieszeni. Smoczy Zabójca wymamrotał coś pod nosem, wzruszając ramionami. No i jak zwykle...mogła się założyć o to, co zaraz powie.
 - Inni mężczyźni w Fairy Tail nie muszą tak chodzić. - zaczął niższym tonem, odwracając wzrok na bok. Wiatr ponownie zawiał mocniej, powiewając jego długie i najeżone, czarne włosy. Levy spojrzała na niego, mrugając kilka razy brązowymi oczyma. - Nie chcę być jedyny...
 - Nie chcesz być jedynym mężczyzną, który chodzi lekko ubrany w zimę, tak? Zgadłam? - dokończyła za niego piskliwie, czym naraziła się na karcący wzrok Gajeel'a. Zamiast się przerazić - jakby to było kiedyś - wystawiła tylko język w przyjacielskim i żartobliwym geście. I choć Redfox sam był trochę tym obrażony, jakaś jego część pozwoliła na przyjazny uśmiech. Jakby na to nie spojrzeć, Levy jest jedyna w swoim rodzaju. Bo przecież taka mała osóbka jest jedna na milion, prawda? Gajeel, Ty się chyba...Co do...To niemożliwe, ja i ona!? skarcił siebie w myślach. Zachował powagę, idąc dalej. - Gajeel...czemu się rumienisz? - Nosz niech diabli mnie wezmą! wrzasnęło jego wewnętrzne "Ja", gdy odwrócił wzrok. Musiał skupić swoją uwagę na czymś innym...może na przykład...
 - Lily! - zatrzymał się, obracając do tyłu i spoglądając na Exceed'a, którego zabrał ze sobą na misję. Nagle poczuł, jak cały zielenieje ze złości, by następnie zblednieć przez tak nagły zwrot wydarzeń. Zamiast czarnego Exceed'a, przypominającego małą panterę, widział...Happy'ego.
 - Dopiero teraz mnie zauważyłeś?
~ * ~
Myliła się - hol tego szpitala wcale nie był taki upiorny. Zważając na to, co działo się w piwnicach - bowiem tak przetrzymywano "pacjentów" placówki. Juvia nigdy nie widziała tak ponurego miejsca - nawet w takiej kwaterze Phantom Lord było więcej radości. A zazwyczaj członkowie pozostawali ponurzy i wredni dla innych gild. Korytarze były bardzo słabo oświetlone - na ścianach zamontowane zostały niewielkie lampki, które wydawały się wkrótce wyczerpać do końca. Niektóre nawet mrugały tym światłem, co dodawało wszystkiemu więcej mroku. Kamienne ściany przyciągały zimno - czy jej się wydawało, czy co jakiś czas widziała zaschniętą krew? Niekiedy słyszała krzyki tych zamkniętych ludzi - aż zastanowiła się, jak Mara tutaj wytrzymuje.
 - Jesteśmy. - recepcjonistka sięgnęła do kieszeni stroju po srebrny kluczyk do czarnych drzwi na końcu korytarza. Różniły się od innych - nie było to na przykład specjalnych "wrót", by zajrzeć do pacjenta, czy podać mu jedzenie. Kobieta otworzyła je, gestem dłoni zapraszając Juvię do środka. Tu też nie było zbyt...jasno. Tylko jedna lampa na środku sufitu, akurat nad blaszanym stolikiem. Po każdej jego stronie znajdowało się jedno krzesło. Pierwsze - całkowicie zwyczajne i zadbane - dla wizytora. Drugie - ze specjalnymi, skórzanymi pasami, także zakrwawione. Juvia dopiero teraz zauważyła, że drzwi mają szybkę. - Lepiej widzieć, jak zachowuje się pacjentka. Zaraz ją... - przerwała zerkając na moment w głąb przejścia - Już idzie. - Juvia jakby na zawołanie, usiadła na swoim miejscu, czekając na to, co zaraz nastąpi. Nie wiedziała już, czy na pewno tego chciała. Równie dobrze mogła wiadomość o prośbie na widzenie zignorować. No ale stało się. Mężczyzna w białej szacie, siwych i sterczących włosach oraz z okularami nałożonymi na nos ciągnął za sobą dziewczynę. A raczej jej cień. Deszczowa Kobieta bała się na nią spojrzeć - nie tylko z powodów osobistych. Ledwie wstrzymała się z krzykiem, gdy "wrak" usiadł przed nią. Recepcjonistka z doktorem podeszli, przypinając ją do fotela pasami. Następnie oboje pokój opuścili, przystając przy szybce i obserwując przebieg rozmowy.
Juvia zilustrowała Marę, zbierając się wcześniej na odwagę. Nie przypominała tej pewnej siebie kobiety - jej spojrzenie było puste. Ciemnoniebieskie oczy nie wyrażały praktycznie nic, a włosy tego samego koloru wydłużyły się, układając w stronki. Twarz - wychudzona. Widziała dokładnie jej kości policzkowe oraz zaostrzone niektóre rysy. Pod oczami znajdowały się cienie, same były zaczerwienione od...płaczu? Ona płakała? Pomijając już najgorsze, co Juvia zobaczyła - te blizny na rękach, których wcześniej nie było. Jakby świeże. Nie możliwe, jak Mara mogła sobie ten ból zadać, mimo krępizny w postaci tych kajdan. Chwila...ona już ich nie miała. Czyli utraciła całą magiczną moc? Nie jest Magiem? Skierowała wzrok na jej koszulę. Za dużą, brudną od kurzu i krwi. Okropny widok. Czy takiego losu chciała? Nie.
 - Teraz już widzisz, co psychiatryk potrafi zrobić z człowiekiem, prawda? - mówiła tak słabo, jakby przymusowo. Juvia chciała jakoś zareagować - poprosić, by milczała. W dzieciństwie tak Mara robiła z nią, gdy się źle poczuła. Ale nie - przecież to było lata temu! Mara już taka nie jest. I mimo, iż mowa i ogółem przyjście tutaj zadało jej tyle cierpienia, zdała się na cień chciwego uśmiechu.
 - Czego chcesz? - Juvia wolała już przejść do konkretów. Chciała jak najszybciej opuścić to okropne miejsce. A może nie o to chodziło? Może sama bała się, że ją tu zamkną. Mara nie odpowiedziała, zatem członkini Fairy Tail sama musiała podnieść głos i powtórzyć. - Czego od Juvii chcesz? - reakcji po tym się nie spodziewała. Mara prychnęła słabym śmiechem. Jej głowa przechyliła się wpierw na bok, potem wróciła i następnie w tył. Na koniec powróciła do normalnej pozycji.
 - Coś mi się wydaje, że zła siostra tu teraz siedzi. - oznajmiła, na co Juvia w odpowiedzi tylko zacisnęła pięść. Nie mogła się na nią rzucić. Nie tutaj, nie teraz. - Bo kim Ty w przeciwieństwie do mnie jesteś? - mówiła z prawdziwą pogardą, prychając coś od czasu do czasu - Gadasz w trzeciej osobie, pieścisz tym głosem, jak roczny bachor i co, jeszcze uganiasz się za starym zboczeńcem!?
 - Wstrzymaj te swoje pogardy i gadaj, czego ode mnie chcesz! - nie wytrzymała. Opierając się o plat stołu, powstała, wykrzykując w twarz to, co chciała. Nie pozwoli, by "Panicz Gray" był obrażany. Nie pozwoli, by ktokolwiek z Fairy Tail był obrażany. Uspokoiła się, nerwowo spoglądając za siebie. Nie zareagowali, wolała jednak spokojniej do tego podejść. Wróciła niepewnie na swoje miejsce.
 - Słyszałaś może o Smoczych Zabójcach? - na to pytanie tym razem Juvia zareagowała zirytowaniem. Jakby to nie było oczywiste - przecież w Fairy Tail jest troje Smoczych Zabójców, jednego zna bardzo dobrze, jakby mogła nie wiedzieć, kim oni są? Odpowiedziała milczeniem. - Dobrze, czyli tak. Doprawdy, dziwna jest ta magia...machają sobie tymi żywiołami, jakby byli lepsi od zwyczajnych Magów.
 - Bo są lepsi. - przerwała czarodziejka, krzyżując ręce i niechętnie słuchając tego, co Mara ma to powiedzenia. Uwięziona zaś tylko wywróciła oczami, kontynuując.
 - Może i tak. I wiesz, co? - specjalnie przetrzymała ciszę, by zniecierpliwić "Młodą" i dodać nieco tajemniczości tej sytuacji. Przechyliła na moment głowę do przodu, szepcząc. - Wiem, czym jest Lumen Histoire. Ten wielki sekret Twojej grupy Muszek. - w tym momencie złość Juvii sięgnęła zenitu. Nie chciała wszczynać walki - zamiast tego wstała, kierując się ku drzwiom wyjściowym. Nim to jednak zrobiła, odwróciła się do Mary.
 - Kłamiesz. - wysyczała z bólem. Kto by pomyślał, że kiedyś będzie musiała to powiedzieć własnej siostrze? - Jak zwykle. - podeszła, machając głową w zaprzeczeniu. Oczy ją zapiekły - łzy poleciały po zaczerwienionych policzkach, a jej głos stał się załamany. - Co się z Tobą stało, Maro? - zaczęła się lekko ksztusić przez te łzy. Ale nie zaprzestała kontynuacji słów. - Juvia Ci coś zrobiła? Jej gildia Ci coś zrobiła!? W dzieciństwie byłyśmy...jak przyjaciółki. A teraz tak skończyłaś... - zamrugała kilka razy zmrużonymi i zaczerwienionymi oczami - No powiedz coś!
 - Wiesz, może lepiej jednak będzie, jak już sobie do Muszek wrócisz. I tak w rzeczywistości obchodzę Cię tyle, co zeszłoroczny śnieg. - powiedziała niezwykle spokojnie, zachrypniętym głosem. Juvia zacisnęła wargi, powstrzymując się przed kolejnymi atakami i opuszczając komnatę. A Mara? Mara została zaprowadzona z powrotem do tej okropnej celi...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Święta, święta i po świętach!


Coś za szybko to zleciało i w środę - niestety - powracam na tortury. :/ Na powitanie kilka sprawdzianów i okropne towarzystwo...ah, ta kochana inaczej szkoła. <3 Wczoraj jednak trafił we mnie potężny grom weny i tak oto zaplanowałam być może ostatnią sagę. Chociaż...kto wie, co mi do głowy jeszcze strzeli. Ten rozdział jest pierwszym z najnowszej, którą obecnie w dalszym ciągu piszę. Jestem kilka rozdziałów do przodu, jak mam okazję, to piszę - nie wiem jednak, czy aby nie wydłużyć czasu dodawania chapterów, by tak za szybko nie dojść do końca. :P Bez obaw, mam jeszcze pomysły na inne "pomniejsze opowiadania", na zbyciu kilka one-shot'ów...coś tam jest. :3


Mimo, iż dzisiaj już Wielkanoc dobiega końca, wciąż odsyłam do moich wczorajszych życzeń. ;-) Zwłaszcza, że naszukałam się trochę za "Keep Calm and..." z tej edycji. xd Aaa, i mam nadzieję, że Mara po przejściach w psychiatryku was nie przeraziła. Bo w mojej wyobraźni...O.O


Na koniec pragnę złożyć przeprosiny - notka miała pojawić się wczoraj po południu, no ale cóż...troszeczkę się zapomniałam. Także teraz (znowu...) mam pewne problemy z blogger'em - co zapewne widać przy czcionce tej notki. :/ Próbowałam to naprawić, ale niezbyt mi wyszło, bo w następnej chwili okno się zacinało i musiałam wyłączać. Nawet teraz wszystko się tnie (jakie to smutne - mój blog jest emo ;-;), podkreślane są poprawnie napisane wyrazy...to wkurzające. >.> EDIT: A jednak, z pomocą Chan Lee, udało mi się doprowadzić czcionkę do porządku. ;3     
 

2 komentarze:

  1. Gray i jego "idealne zlecenie" oraz Erza w dziecieństwa w tym "nietypowym" stroju - cudo :D I co ja widzę, Tygryski się zdenerwowały? ^.^ Najbardziej jednak podobała mi się końcówka - ciekawe czy Mara rzeczywiście wie czym jest Lumen Histoire... tym mnie strasznie zaciekawiłaś... A może ona tylko tak palnęła na Prima Aprilis?xD
    Rozdział długi (<3) i jak zawsze świetny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne ! :D Zresztą tak jak zwykle ale nie da się inaczej tego opisać. No może jest jeszcze cudowne, świetnie się czyta i jest bardzo ciekawe:D
    Naprawdę, nie mogłam oderwać wzroku gdy zaczęłam to czytać
    pozdrawiam ^.^

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą