piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział XXXIII

Rozdział XXXIII "Smoki, Gwiazdy i Uciekinierzy"
Negocjacje zakończyły się...fiaskiem. A komu dostanie się za to od Rady Magii? Oczywiście, że Fairy Tail. Bowiem to na nich spadł obowiązek uspokojenia "starych, dobrych znajomych" po niezbyt przyjaznym liście. Wracali do hotelu w niezbyt przyjaznych nastrojach. Makarov schodami w górę do swojego luksusowego apartamentu, a reszta do sypialni, ówcześnie przygotowanej dla Lucy i Erzy. Po zniszczeniach z pierwszej nocy w Crocus, Natsu i Gray musieli ostatnie dni spędzić w pokoju dziewczyn. Wkurzone na początku były jak najbardziej przeciwne tej idei - jeżeli już miały mieszkać z tą dwójką, to na określonych zasadach. Przede wszystkim - oni muszą spać na podłodze. Żadna nie zamierza spać w wersji "dwa na dwa". Ubrania chłopaków - zwinięte w kłębek i schowane do jednego worka, chociaż to nie miało znaczenia. Natsu wystarczył jeden, prosty komplet, a Gray...on równie dobrze mógłby chodzić po zaśnieżonej ulicy w bokserkach i nikt by nie zauważył. Przynajmniej w Magnolii. Ostatnia i najważniejsza reguła...
 - ...zero chrapania, bitew, kłótni i jęków. - wyliczała Erza. Stała przed kulącymi się rywalami, już ubrana w jasnofioletową piżamę ze wzorkiem mieczy. Marudzili coś o braku swoich praw i tolerancji, przepłacając to przytomnością na dobre kilka godzin. Lucy siedziała na brzegu łóżka, tuląc do siebie przywołanego Plue. Nie miała ochoty na żarty. W ogóle nie miała humoru...przez to całe Sabertooth. Minęło kilka godzin od spotkania, a wciąż miała przed sobą tą przytłaczającą mrokiem i nienawiścią twarz Jiemmy...Wyobraźnia lubi płatać figle. - Coś się stało? - Scarlet usiadła obok niej ze splecionymi dłońmi. Plue zniknął w złotych iskrach.
 - Nic takiego. - odpowiedziała niepewnie blondwłosa, wkładając z powrotem swój skórzany pas, do którego przypięła wszystko, co dla niej "niezbędne". Klucze, bat, Fleuve d'étoiles...Narzuciła na siebie także swój płaszcz, jednocześnie związując rozpuszczone dotychczas włosy w luźną i niezbyt urokliwą kitkę. - Pójdę się przejść. - pożegnała się słabym uśmiechem, otwierając drzwi i wychodząc z pokoju. W tym samym momencie ocknął się Natsu - przeszył wzrokiem cały pokój, następnie rozglądając się nerwowo na boki i wybiegając za przyjaciółką.
 - Czekaj Lucy, idę z Tobą! - krzyknął, doganiając dziewczynę. Zdecydował się na to z czystej przyjemności, wynikającej podczas odprowadzania kumpeli? Nie...bardziej bał się "potwora", przez którego do tej pory czuje silne pulsowanie w czaszce.

Erza wywróciła oczami na widok tego wszystkiego - zbyt dużo emocji, jak na jeden dzień. Wystarczy już, że wstydzi się samej siebie po aferze z Szablozębnymi. Nawet tacy Natsu i Gray mieli dość siły, by się wstrzymać z atakiem, podczas gdy ona...pokręciła głową na to wspomnienie. Padła niedbale na swoje posłanie, spoglądając na widok za oknem. Ciemność, pierwsze gwiazdy, ledwie widoczne słońce zachodu...odechciało jej się żyć, jednym słowem. Pomijając tą plamę z dziwnym wzorem, przyczepioną do szyby - wszystko wyglądało perfekcyjnie. Jak całe Crocus - ale takie ideały szybko się nudzą. Jako, że nie miała, gdzie zaprzepaścić spojrzenia, utkwiła je w tej dziwnej plamie. Choć bardziej przypominało kartkę - może komuś wypadła z rąk podczas wichury i wpadła akurat w to miejsce? Coś ją podkusiło do bliższego podglądu...wstała, powolnym krokiem zbliżając się do niej. Przymrużyła oczy, gdy odczytywała zapisane na niej słowo - "Erza".
 - Moje imię? - wyszeptała, odgarniając za ucho grzywkę. Nie zwlekała - powolne kroki i niepewność przemieniły się w hałaśliwe poszukiwania klamki. Musiała otworzyć to okno. Czym prędzej. Przebiegała w tą i z powrotem, odsuwając na bok wszystko, co tylko napotkała. Ciuchy, torby, książki - nic nie zostało oszczędzone, gdy ostatecznie trafiło na część należącą do Lucy. Powtarzała cichym głosikiem "klamka", nie przerywając poszukiwań. I w końcu ją znalazła - zakrytą przez komodę, po brzegi zapełnioną rzeczami osobistymi Heartfilii. Gdyby nie fakt, iż pokusa ujrzenia tajemniczej wiadomości jest na pierwszym miejscu, Erza nie odrzuciłaby mebla z całej siły za siebie, chwytając za pozłacany przedmiot poszukiwań i otwierając okno. Nocne powietrze ukłuło ją w twarz - nie narzekała. Chwyciła tylko za kopertę i bez zamykania, usiadła na podłodze. Oparta plecami o ścianę, koniuszkami palców przesuwała po liście. Jej imię napisane elegantszą, niż zazwyczaj czcionką, a pod nim - znacznie mniejsze - nazwisko nadawcy. "Jellal Fermandes". - Jellal...Ty idioto... - wymamrotała, niepewnie otwierając "pakunek". Nie spodziewała się żadnych drobniejszych prezentów - nawet ich nie chciała. Zwyczajna, biała kartka papieru z wiadomością. Zamrugała kilka razy, zadziwiona długością tekstu - co takiego Jellal chciał jej przekazać?
Droga Erzo, 
na wstępie proszę tylko, byś się o mnie nie martwiła. Chociaż i tak wiem, że to nieuniknione - w każdym razie, Rada nas nie wykryła. Jeszcze. Chcesz wiedzieć, co robiłem tamtej nocy, w Magnolii? Przede wszystkim musiałem pokazać Ci ten list gończy - nie powiedziałem jednak wszystkiego. Ultear i Meredy wiedzą tylko tyle, że Rada Magii wpadła na nasz trop. Nie widziały rozesłanych łapówek, by nas szybciej schwytano. Nie ważne, czy będziemy żywi, czy martwi - są w niepewności. Rozumiem, jeżeli teraz wściekasz się i wyklinasz moje imię pod nosem. Zasłużyłem na to. 
 ~ Jellal 
PS Zawsze Cię kochałem. 
Zdumienie. To właśnie odczuwała po przeczytaniu wszystkiego dokładnie. Z pewnymi powtórzeniami niektórych zdań. Szczególnie niemrawo wychodziło jej ostatnie. "Zawsze Cię kochałem" przechodziło jej co rusz przez myśli, zakłócając ważniejsze sprawy. Nie wiedzieć czemu, przed sobą widziała obraz z tamtej nocy. Rozmawiali. Kłócili się? Całowali...Pokręciła głową. Więc Ultear i Meredy nie wiedziały nic, poza tym, że ktoś wydał ich gildię Radzie Magii? To tym bardziej źle - równie dobrze już teraz mogą być obserwowane w ciemnych zakamarkach lasu. Atak z zaskoczenia zaowocuje brakiem przygotowania do obrony, a w rezultacie - pojmaniem. One mogą jeszcze zostać uwięzione...ale Jellal? Uciekał przez całe sześć lat, z tego, co wiedziała. On...może umrzeć.
I teraz nawet sama Erza nie poczuła, jak płacze. Jak płacze od dobrych kilkunastu minut...
~ * ~
Wiosną i latem, Crocus nocą dosłownie tętni życie - ale zimą? Zimą jest to najprawdziwsze w świecie przeciwieństwo radości. Ustępuje ona mrokowi. Taka straszna atmosfera w stolicy - czemu nie? Natsu i Lucy zdołali przejść około kilometr - i teraz ruszali w drogę powrotną do hotelu. Każdy pochłonięty swoimi myślami. To dziwne - cała ta misja bez Happy'ego była jakaś taka...mdła? Nawet bójki Smoczego Zabójcy z Gray'em wydawały się dla Heartfilii "wymuszone", a podirytowanie Erzy mniej okazałe, niż zazwyczaj. Och, kogo ona oszukuje? Oczywiste było przecież, że próbowała uciec od rozmyślań na temat Sabertooth. I nie tylko ona - Natsu, choć szedł teraz z uśmiechem na twarzy i splecionymi za głową dłońmi, także nie mógł pozbyć się tego nieprzyjemnego wrażenia, że są...obserwowani?
 - Natsu? - różowowłosy na widok zatrzymującej się przyjaciółki, z niemałym zdziwieniem uczynił to samo. Dziewczyna wpatrywała się bacznie w grupę ludzi, idącej na przeciwko nich. Było ich dokładnie trzech. Dwóch chłopców i jedna dziewczyna. Każdy na swój sposób...dziwny? Nie powinno ich to dziwić, w Crocus każdy ma taki gust, a nie inny - najważniejsze, że nikt się nie wtrąca w takie sprawy. Ale nie o to Lucy chodziło...widział, jak wskazywała ledwie widocznym ruchem na męską część drużyny. Pierwsze, co rzuciło się w jego oczy, to dość niecodzienny, jak na wczesną zimę, ubiór - blondwłosy młodzieniec najwyraźniej lubił się wyróżniać, skoro włożył niepasujące do siebie, ciemnogranatowe rękawice, skąpą bluzkę, czy też futrzaną kamizelkę. Mniejsza - bo po dłuższym przyglądaniu się zauważył ten znak. Biały symbol Sabertooth na jego lewym ramieniu. I kolejny, na pelerynie ciemnowłosego towarzysza. W napływie złości zacisnął pięści, złowrogo łypiąc na "wrogów" - bo kim innym byli? Grożą ich gildii, więc przyjaciółmi na pewno nie zostaną. Mimo wszystko, wstrzymał się z atakiem - Lucy położyła w uspokajającym geście dłoń na jego ramieniu. Nie mogą. Nie chcą. Nie chcą być tacy, jak oni. Choć Lucy musiała przyznać jedno - ta jasnowłosa dziewczyna wydawała się dziwnie znajoma. Może nie tyle znajoma, co intrygująca - wyczuwała od niej tą magiczną esencję. Coś, jak...
 - No proszę, kogo my tu mamy...
Nie Natsu i Lucy zaczęli złośliwą wymianę zdań, a ten jasnowłosy młodzieniec, z przybranym nieuprzejmym, wręcz sztucznym uśmieszkiem. Nie zauważyli, gdy cała piątka stanęła w miejscu na kamiennej drodze. Śnieg sypał bez przerwy, nikt także nie zdążył wyjść na zewnątrz. Byli sami. Idealnie - Sabertooth na moment uwolni się od wizerunku gildii idealnej tylko dla sprowokowania "konkurencji".
 - Czyżby to... - blondyn obrócił się wokół własnej osi, z przymrużonymi oczami spoglądając na "Wróżki". A uśmiech kpiny nie schodził z jego twarzy. - ...Natsu Dragneel? Ten wielki, Smoczy Zabójca, zwany "Salamandrem"? - wyrecytował z pokaźną dokładnością, wydając z siebie krótkie i ciche parsknięcie. Wprawdzie złożył niski ukłon, nie był on jednak na znak szacunku. Sabertooth nawet nie wie, co to szacunek. Zwyczajna rozmowa za kilka minut nie będzie mieć miejsca - u Natsu doszło do nawrotu waleczności, zaś Lucy już sięgała mniej pewnym ruchem po pęk z kluczami. Ciemnowłosy i jak dotąd milczący Mag prychnął coś pod nosem, odwracając wzrok. - Sting Eucliffe, a tuż obok Rogue Cheney. Bądź inaczej...Duet Zabójców Smoków. Prawdziwych zabójców. - przedstawił ich, krzyżując ręce na piersiach. Co najdziwniejsze, pominął mniej rzucającą się w oczy koleżankę, zapewne także Szablozębną.
 - Wy... - Ognisty Smoczy Zabójca z trudem wysyczał to słowo. Co dopiero wspomnieć o ich imionach? Sting po raz kolejny wybuchł śmiechem, natomiast reszta drużyny zachowała milczenie. Lucy wiedziała, co sobie pomyśleli - ot co, niewychowana gildia z identycznymi członkami, którzy nie potrafią nic więcej, poza przechwałkami na temat swoich umiejętności. Zachowanie Sting'a coraz bardziej ich prowokowało. Skierował spojrzenie na Rogue'a, mówiąc coś niezrozumiale i wskazując na "gości". I już odwracał spojrzenie z powrotem do przodu, gdy nieznajoma mu siła odepchnęła go do tyłu. Natsu nie potrafił już dłużej wstrzymywać swojej złości, dlatego też pobiegł wtedy do przodu, gdy Eucliffe nie obserwował przeciwników i uderzył go silnym ciosem w twarz. Rogue i "Ona" najwidoczniej wcześniej zauważyli początek zamachu, gdyż próbowali przerwać przechwałki Sting'a. Na próżno - on ich nie słuchał, z czego nie zyskał niczego, poza uderzeniem w ścianę któregoś kamiennego budynku...i w rezultacie utworzenie w niej wgniecenia. Dla Natsu to było dopiero rozpoczęcie bitwy - płonąc żywym ogniem, zmierzał do kolejnego ciosu...ale nie bez powodu Sting należy do "Wielkiej Piątki".
 - Pięść Białego Smoka! - jak na komendę, lewa pięść - nie zraniona po nagłym uderzeniu - pokryła się samoistnie jaskrawym światłem, atakując stojącego już dostatecznie blisko Salamandra z Fairy Tail w brzuch. On odskoczył w tył, zraniony, nie spodziewając się kolejnej próby kontrataku. Rogue nie był tylko "tajemniczą osobą od milczenia", służącą za ładną dekorację dla gildii. "Pięść Cienistego Smoka", zapewne tak wypowiedział swoje zaklęcie, wykonując podobny ruch do Sting'a. Z tą różnicą, że on wykorzystał prawą dłoń i wycelował w plecy różowowłosego. Lucy próbowała coś zrobić...ale nie mogła. Nie da rady, przeciwko tej dwójce. Na domiar złego, zostawała jeszcze srebrnowłosa nastolatka, na oko starsza tylko o kilka lat.
 - Lucy Heartfilia... - wyszeptała, mrużąc bursztynowe oczy i zdając się na delikatny uśmiech. W tym nie było nic z chciwości, czy też innej, negatywnej i dla Sabertooth typowej cechy. - To zaszczyt spotkać akurat Twoją osobę. - dodała, robiąc krótki ukłon. Taki, jak przystało. - Jestem Yukino Aguria. I jak się już domyśliłaś z mojej aury... - przerwała, sięgając ręką do czegoś, skrytego za płaszczem. Lucy nie ukryła zdziwienia, zauważając kolejny pęk, z trzema kluczami. Ta liczba nie może się równać z jej piętnastką - niestety, nie miała pojęcia, jak ta Yukino może się posługiwać tą magią. - ...też jestem Magiem Gwiezdnych Duchów. - dokończyła, już bez uśmiechu. Jak już wiedziała, ma trzy klucze. Wszystkie złote. Dwa na pewno należą do grona zodiakalnych, Wagi i Ryb, ale trzeci? Różnił się - złoty, lecz oplatany czarnymi pnączami. Nie mogła się pozbyć wrażenia, że konstrukcją przypomina klucze, należące niegdyś do Yin z Tartaros. Niezbyt przyjemne wspomnienie...Nie czas na wspominki! Ma przecież przed sobą przeciwniczkę, najprawdopodobniej wyszkoloną lepiej od niej w magii. Yukino sięgnęła po pierwszy z "normalnych" kluczy. - Otwórz się Bramo Wagi - Libra! - na ogół wszystko wyglądało tak samo, jak u Lucy podczas przywoływania Ducha. Przed właścicielem pojawiał się złoty blask z kręgu o podobnej barwie - i to z niego wyłaniało się stworzenie. W przypadku Wagi przytrafiła się ludzka postać - młoda kobieta o czarnych, spiętych w dwa dziwne koki włosach oraz opalonej karnacji. Ubrana w dość skąpy, ciemnozielony strój ze złotymi zdobieniami. Prócz tego dużo biżuterii i obwiązane wokół palców dwie niewielkie wagi. Lucy przypomniała sobie jej postać - podobna kobieta zjawiła się podczas jej uwięzienia w Bramie Snu i Jawy. Ryby też tam wtedy były! - Libro, zwiększ wagę celu. - z zamyśleń wyrwał ją nadzwyczajnie spokojny i stanowczy głos Yukino. Duch odpowiedział skinięciem głowy, układając dłonie w dziwny wzór. Kucnęła, wytwarzając dziwną aurę. Lucy spojrzała na niebo - to z niego leciały teraz dwa złociste promienie. A z nich dwa mniejsze, na przeciwko niej - tworząc okrąg magiczny, wywołały pocisk, coraz to większy i większy...aż poleciał w kierunku czarodziejki. Nie wiedziała nawet, ile szczęścia miała, gdy pewna osoba chwyciła ją w ostatniej chwili na ręce, odskakując w bok. Lucy zamrugała kilka razy, widząc twarz "ratownika". Rudawe, sterczące jak u lwa włosy i garnitur...
 - Loke! - nie mogła się wstrzymać z uśmiechem, kiedy te skryte pod niebieskimi okularami przeciwsłonecznymi oczy zerknęły na nią ciepło. Leo opuścił ją na ziemię - oboje powstali. Libra zniknęła, przepraszając właścicielkę, szykującą się do przyzwania kolejnego ducha. Rudowłosy wysunął do przodu dłoń, z palcami przykrytymi pod masą złotych pierścieni. Miał atakować, jednak położona na jego ramieniu dłoń Heartfilii powstrzymała go.
 - Lucy, wiem, że jesteś nadzwyczaj na świecie piękna...nawet w takiej sytuacji...ale uważam, że... - odchrząknął co jakiś czas w specjalnych przerwach, nim Lucy mu przerwała. Chwyciła za klucz od Bramy Lwa, odwołując zaklęcie. Loke mógł w każdej chwili wrócić - ale nie teraz. Yukino podeszła bliżej - nie komentowała niczego złośliwie.
 - Widzę, że Ty i Twoje Gwiezdne Duchy macie wspaniałomyślne relacje... - ciągnęła. Lucy kiwnęła głową, szykując się do przywołania. Bowiem już na początku tej krótkiej wymiany zdań, Aguria zabrała się za przyzwanie następnego stworzenia. Nie widać po niej śladów zmęczenia. Jest wytrzymała pomyślała, "zwracając się" do pęku swojej "kolekcji". Teraz przywoła Ryby. To pewne. Najlepszym przeciwnikiem mogłaby być Aquarius...nie, nie będzie jej przyzywała w śniegu. Nigdy nie próbowała, a nawet jeśli by się udało...długo by jej to wypominała. Albo zniknęła, nim walka rozpocznie się na dobre, broniąc się "randką". - Otwórz się Bramo Ryb - Pisces! - z magicznego kręgu światła wyłoniły się dwie, masywne postacie. Nie ludzie, a...ryby, prawie identyczne do prawdziwych. Jedna czarna, a druga biała - niczym Yin Yang. Obie posiadały na czołach symbol zodiaku, a także szczerzyły się w najlepsze. Nie miała czasu - zaraz wzniosą się w powietrze i ją staranują.
 - Otwórz się Bramo Byka - Taurus! - mogłaby szybko pożałować akurat takiej decyzji, chociaż on mógłby okazać się ostatnią "deską ratunku". I miała rację - podobna do byka postać równie szybko zjawiła się przed nią, wyciągając gigantycznych rozmiarów topór i powstrzymując Pisces przed wspólnym uderzeniem w przeciwniczkę ich "pani". Nie wiedziała, od kiedy Taurus potrafił zmieniać rozmiar broni - nie miało to teraz znaczenia, skoro była na tyle duża, by Ryby zderzyły się o nią głowami i zniknęły. Nim Taurus zdążył schować chęci do bitwy, podbiegł do Lucy z pożądaniem w oczach...od razu go odesłała, dziękując pośpiesznie za pomoc.Yukino nie mogła przegrać - przecież jest Szablozębną! Dziwne tylko, że Sting i Rogue - o ile kilka minut temu mieli przewagę nad osamotnionym Natsu - teraz wydawali się ją tracić. Co gorsza - nawet się nie starali. Pokazali, jak potężni są na początku, a później...nic. - Co się... - urwała. Tamci Magowie z Sabertooth...zniknęli!? No tak - reputacja. Kilkoro mieszkańców wyjrzało przez okna na awanturę z zewnątrz - to jasne, że Fairy Tail znowu coś zrobiło. Poobijany Natsu, ledwie utrzymujący się na własnych nogach zdenerwował gangsterską szajkę...Są sprytni. Aż nad to. Lucy pokręciła z niedowierzaniem głową, pomagając powstać Smoczemu Zabójcy. Nic już nie mówili. Ruszyli z powrotem do hotelu.
~ * ~
Wszystko go bolało...chociaż, dzięki temu bólowi Gray nauczył się jednej rzeczy. Nigdy więcej kłótni w pobliżu Erzy. Już sam widok burzy rozczochranych, szkarłatnych włosów, porozrzucanych na poduszce wprawił go w obłęd. Na szczęście Tytania spowita była we śnie, zajmując jedno z łóżek. Po Natsu i Lucy nie było śladu - ile on tak przespał na podłodze? Podrapał się po głowie, wzrokiem poszukując jakiegoś zegarka - nic. Wnioskując po niebie, jest dość późno.
 - Są na randce, czy co? - wymamrotał sam do siebie, wstając z puszystego dywanu i rozglądając na boki. Chrapanie Erzy było w tym momencie jedynym odgłosem. Nic się nie zmieniło - najwyraźniej Tytanii doszczętnie się nudziło, skoro posprzątała bałagan po ostatniej bójce...o ile taki był. Widział to, jak przez mgłę. Nic się nie zmieniło...poza jednym. Zauważył jakąś kartkę papieru, leżącą w zawiniątku na ziemi. Obok niej koperta...z imieniem "Erza"? Fakt, nie ładnie zaglądać do cudzych rzeczy, ale i tak wszystko sprowadziło się do przeczytania przez Gray'a wiadomości. Kilkukrotnie. Z rozszerzonymi do granic możliwości oczyma odczytywał imię nadawcy. To imię ledwie mu przeszło przez gardło, bo czego on mógł jeszcze chcieć? To jasne...ale pozostaje jeszcze pytanie, czemu Erza im nie powiedziała.- Jellal?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
This is the chapters for you!

I oto wita was wasza solenizantka. ^_^ Tak, tego właśnie dnia kończę piętnaście lat - urodzinowe szczęście od tygodnia mi sprzyja, oczywiście nie licząc choroby, dzięki której ominęły mnie dwa dni w szkole. xD Ah, urodziny w piątek...nawet fajne, chcę tak co roku. D: A wracając do poważniejszych spraw - pragnę wam zaprezentować rozdział XXXIII. W miarę rozwiązałam problem z niewiedzą w kwestii tego, co ma wydarzyć się na finał czwartej sagi. Lucy odpokutowała w dzisiejszym rozdziale mangi, zatem oszczędziłam ją i nie doprowadziłam do ostateczności tego, co ją spotka w ********* podczas ********, kiedy to ******** ******* w ******** *******. Cenzura, by wam nie zaspoilerować. :3 Mimo wszystko, wciąż nie darzę naszej Lucynki sympatią - tak, ciągle mnie wkurza. Ale o gustach postaci się nie dyskutuje, bo powstają wojny fanów...przedawkowałam telewizję. Znowu. :| 

Jedyne, na co teraz z "Igrzysk..." czekam, to ekranizacja drugiej części...w listopadzie tego roku. Przeczytałam całą trylogię (trzecia część trochę brutalna, nawet jak na mnie D: ), to trzeba czekać...eh...Trzeba sięgnąć po kolejną "lekturkę dla przyjemności" (bo nie zaliczam do nich tych szkolnych, których i tak nie zaliczam). ._. Mam kilka z biblioteki, ale nie sądzę, bym długo przy nich zabawiła (zastrzelę się, jeżeli znowu natrafię na Paranormal Romance >.<). 

No to...do następnego! :3  

3 komentarze:

  1. Ah, jak miło w końcu dogonić akcję! :D Smak wolności. Hi hi. Dobra, głupotki na bok. Rozdziały fantastyczne. *__* Przeczytałam. Ze szczegółami. I w nioski są dwa... Piszesz mega i nigdy więcej zakładów z moim bratem. O.o Nigdy... Kolejny Mag Gwiezdnych Duchów. Ciekawe... Oj Gray, nie ładnie czytać cudze listy!
    "Igrzyska śmierci" Ciekawa książka. Ja osobiście na razie przebrnęła tylko przez pierwszą część, jednak mam zamiar przeczytać kolejne. Mi także przypadła do gustu książka "Atramentowe serce". Trylogia dość ciekawa. Jest to tylko taka propozycja... Wiesz, nie musi ci się spodobać. Każdy ma inny gust, a o gustach się nie dyskutuje... :) A na film.. no cóż, trzeba poczekać. Myślę, że do listopada szybko zleci. Już wiosna się powoli zaczyna, więc tym bliżej do jesieni. :)
    No to weny, czasu, fajnych książek... A no i ciepłej herbatki, na wieczór deszczowy - u mnie, bo nie mam pojęcia jaki jest gdzie indziej. :P I miłego weekendu! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero teraz zajrzałam na twojego bloga, ponieważ wcześniej nie mogłam, niestety... No ale już jestem! Przynajmniej przez pewien czas...
    Rozdział cudowny taki~! Świetny! Poprzednie równie prześwietne, przecudowne! Nie mogę doczekać się następnych! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, nooo walka wyszła ci bardzo, mega bardzo fajnie :D Mimo wszystko rozdział wydaje mi się taki.. luźniejszy? Może przez to, że krótszy. Przeczytałam go raz dwa. I ciekawe jak się teraz Erza wywinie ze swojej "tajemnicy" przed kompanami ^.^

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą