czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział XXXI

Rozdział XXXI "Crocus"
Zaledwie jedna chwila wystarczyła, by zepsuć Erzie resztę dnia.
Nim opuściła teren kwatery, słońce nie opuszczało horyzontu - wpuszczało swoje światło do wnętrza budynku, rozweselając pozostałych tam Magów. Nie zdziwiłaby się, gdyby z nieba sypały pojedyncze płatki śniegu, mogące w kilka godzin zasypać całe miasto. Ale dlaczego teraz w najlepsze padał deszcz? Jest początek zimy - a miała wrażenie, jakby rozpoczynała się wiosna. Swoją drogą, same dzisiejsze wydarzenia nie wywołały na niej pozytywnego wrażenia. Sabertooth - pamiętała jeszcze, jacy byli przed siedmioma laty. Raczej spokojna i sympatyczna gildia, miała okazję ich poznać podczas jednej z misji. Niestety - nie byli "znani". Większość Magów słabo szkoliła się w nauce magii, także nie mieli zbyt dużo zleceń - w większości pozostawały one mało opłacalne. Erza przypomniała sobie słowa, które krzyknęła w ich stronę, opuszczając niewielką tawernę, stanowiącą ich siedzibę - "Żebyście wkrótce byli w gronie najsilniejszych." Wtedy jeszcze na to zasługiwali. Teraz? Niezbyt. Sam fakt, iż wysyłają Fairy Tail pogróżki mocno ją zirytował. I miała teraz nadzieję na jedno - że czym prędzej Mistrz załatwi tą sprawę i nie będą się musieli martwić "najsilniejszą gildią".
 - Erza?
Zatrzymała się na samym środku drogi, rozglądając po bokach. Przez tak ulewny deszcz ledwie, co widziała - po jednej stronie kawałek portu oraz Sciliory, kołyszące się na wietrze łodzie oraz widok na zachmurzone, nocne niebo. Po drugiej - tylko kamienice, ze zgaszonymi światłami. Wzruszyła ramionami, kontynuując drogę. Była przemoczona do suchej nitki - szkarłatne włosy przy twarzy przyklejały się do niej, natomiast przywołany Podmianą płaszcz chyba nigdy już nie wyschnie, będąc w stanie do włożenia. Stukot butów odbijał się w kałużach. Przechodziła obok krótkiej "przerwy" pomiędzy jednym blokiem, a drugim, gdy poczuła nagłe pociągnięcie za ramię. Omal nie wywaliła się w tym ciemnym zaułku przez zakapturzonego mężczyznę w ciemnogranatowej pelerynie. Nie zamierzała czekać, aż zrobi...nie wiadomo, co. Spróbowała przywołać jedną ze swoich broni - nie zdążyła. Zamachowiec przycisnął ją do ściany, trzymając za oba nadgarstki, co uniemożliwiło jej ruch. Chwilę później podniósł głowę, ukazując twarz. Erza go pamiętała. Niebieskie włosy, ciemne oczy, z czego pod jednym znajdowało się rozpoznawalne znamię.
 - Jellal? - widząc, że się uspokoiła, puścił ją, osuwając się do tyłu. Dlaczego znowu jest w Magnolii? Myślała, że on, wraz z resztą Crime Sorciere ukrywają się w innej lokalizacji. Zważając na fakt, iż ostatni raz przebywali w Magnolii kilka tygodni temu - Jellal powinien być w innej, znacznie dalszej części Fiore. Erza wzięła kilka głębokich wdechów, zbierając się na tak...niekomfortową rozmowę. - Gdzie są Ultear i Meredy? Co w ogóle robicie w Magnolii!? - zabrzmiała poważniej i groźniej? W każdym razie, nie tak miało być. Chłopak tylko przyłożył palec do swoich ust, w geście, by zachowywała się ciszej. No tak - jeszcze się ukrywa. Wskazał niemrawo na bok. Erza uczyniła to samo - i przeraziła się widokiem, jaki tam zastała. Na kamiennej ściance wisiał pewien list gończy. Konkretniej trzy - każdy przedstawiał jednego członka Crime Sorciere, perfekcyjnie naszkicowanego na pożółkłej kartce papieru. Nagroda za ich odnalezienie - żywego, bądź martwego - była wysoka, a na samym środku tych poszukiwanych widniała twarz Jellal'a.
 - Właśnie dlatego musiałem się z Tobą spotkać. Teraz. - oznajmił zadziwiająco spokojnie. Erza zmarszczyła brwi i przymrużyła oczy - ciężko się rozmawiało w deszczu, ale nie mogli iść do żadnego spokojniejszego miejsca. Wróżkowe Wzgórza? Nie - i tak dzieliła ją dostatecznie ciężka i długa droga samotnie, co gorsza, gdyby musiała ciągnąć za sobą uciekiniera. Niemniej jednak nie mogła go tak zostawić. Przynajmniej, dopóki nie wysłucha tego, co ma do powiedzenia. Jellal wziął szybki, lecz głęboki oddech, kontynuując. - Ktoś z miasta nas widział. Ultear próbowała cokolwiek odczytać z jego myśli - najprawdopodobniej zdążył powiadomić Radę.
 - Najprawdopodobniej!? - Erza z wyrzutem wskazała na list gończy. Jej złość rosła z każdą sekundą, nawet pozory spokoju przestały działać. - Powinieneś się teraz ukrywać, zamiast spotykać ze mną! Gdzie Ultear i Meredy!? - ponowiła swoje poprzednie pytanie. Faktycznie, pozostałych dwóch członkiń niezależnej gildii nigdzie nie było. Jellal ponownie chwycił ją za ramiona - niby to ją krępowało, ale jednocześnie...uspokajało? A co najdziwniejsze, moment później niebieskowłosy szybko ją...pocałował. Od kiedy ich relacje zaszły tak daleko?
 - Nic im nie będzie. - powiedział po tej "błogiej" chwili, która choć krótka, dla Erzy wydłużała się w nieskończoność. Chciała się odezwać, lecz kolejny gest milczenia - tym razem złożony na jej lekko zapuchniętych od pocałunku ustach - powstrzymał ją. - Mnie też nie. - dokończył ciszej, osuwając się powoli w cień. Aż całkiem zniknął.
~ * ~
Lochy - nigdy nie należały do przyjemnych miejsc. Fakt, gorsze niż sale psychiatrycznie być nie mogły, oba warianty jednak posiadają mnóstwo podobnych cech. Korytarz ciemny, jak noc, oświetlany pochodniami przyczepionymi do ścian, obok każdej celi. I takie znajdowały się po obu stronach ścian, przypominających bardziej te w jaskiniach. Z nimi połączono kraty - tak, by nikt ich nie zniszczył. Bowiem wyburzenie przynajmniej jednej doprowadzi do rozłamu całego budynku. O tej porze wszyscy już spali - niewielka grupka Mrocznych Magów, strażnicy...właśnie, strażnicy. Co normalnego jest w tym, że w momencie, gdy mają największą szansę na ucieczkę, ignorują wartę? Faye zapomniała o jednym - że szans na ucieczkę nie ma. Ile siedziała już w celi na samym końcu długiej ich wiązanki? Miesiąc? Może więcej? Całymi dniami siedziała na skałce przy kratach, opierając głowę o ścianę i rozmyślając. Falowane, kruczoczarne włosy okalały jej bladą i nieco mizerną twarz, z przymrużonymi, jasnozielonymi oczami. Patrzyły one na płomienie, oświetlające ją w całości. Poszarpana u spodu, kremowa sukienka z bufiastymi u góry ramionami była jedynym, co teraz posiadała. Poza całkowicie nienadającymi się do użytku, pasiastymi rajstopami pełnymi oczek i znoszonymi doszczętnie, czarnymi pantofelkami, które utraciły swój dawny blask. Dziewczyna ta może była niegdyś urodziwa - niestety, czas spędzony w takich warunkach nigdy nie działa na korzyść. Grunt, że miała kogoś do towarzystwa - nawet, jeżeli ją i Saphirę dzieli granica wieku, pozornie nie do przejścia, to zawsze lubiła słuchać jej przygód. Tych baśni o księżniczkach, Smokach, wróżkach...niby tylko fantazja, ale w jej ustach brzmiąca, niczym prawda. Nie mogła uwierzyć, iż granice wyobraźni sięgają tak daleko. Być może nie ma ich wcale - Saphira bowiem cisnęła na język to, co tylko przyjdzie jej do głowy. A Faye to lubiła. Czy byłoby tak samo, gdyby nie musiały siedzieć uwięzione we wspólnym lochu? Nie wiadomo. Pewnie nie, bo dziewczynka na chwilę obecną nie ma żadnego celu. To, czy odnajdzie siostrę, pozostało pod znakiem zapytania. Możliwe, że wiedzie ona zupełnie inne życie - ma rodzinę, przyjaciół, nikt jej nie więzi. Dlaczego w ogóle tutaj jest?
 - Czasami ludzie są naprawdę złożeni... - próbowała jej objaśnić Saphira. Jak zwykle osunięta w cień - siedząc w ciemniejszym kącie ściany. Według opowieści z dawnych lat, w młodości musiała być naprawdę piękną kobietą. Podobno miała długie, jasnoniebieskie włosy, sięgające do połowy pleców oraz układające się w delikatne loki. Zawsze wpinała w nie spinki, zrobione z białych kwiatów, kwitnących w jej ogrodzie. Brązowe oczy na pewno były bystre, a cera jasna, w niektórych miejscach opalona. Saphira miała córkę - tyle wiedziała. Ale podczas masakry w swojej rodzinnej posiadłości musiała ją opuścić. Więcej szczegółów nie znała. Wiedziała tylko, iż ta "niespełniona pisarka" stała się wrakiem człowieka. Mimo młodego dość wieku - czterdziestu czterech lat - przypominała starszą, niż w rzeczywistości. Włosy nie miały swojego blasku, końcówki dotykały ziemi nawet, kiedy stała. Oczy wyrażały niechęć do życia, zaś strój to tylko czarna szata z błyszczącymi refleksami. Ostatnia, która jej została.
 - Co masz na myśli? - wtrąciła dziewczynka, przerywając rozmyślania. Zmieniła miejsce - tym razem siedziała pod skałką-krzesłem, splatając dłonie wokół kolan i opierając na nich głowę. Saphira westchnęła ciężko, przysiadając bliżej niej. Bliżej krat. Bliżej światła. A to światło mogło w pełni ukazać jej pełną zmarszczek twarz ze zmęczonym jej wyrazem. Oczy - opuchnięte, zaczerwienione u spodu. Faye zrobiło się żal tej "nieznajomej". Chociaż, jakby na to nie spojrzeć, znały się znacznie dłużej, nie znając jedynie głębszych faktów o samych sobie. Nie miała łatwego życia, prawda?
 - Mogli nas porwać... - kontynuowała, spoglądając na rozmówczynię tylko, co jakiś czas - ...bo chcą nas wykorzystać. Mogą nas trzymać w tych lochach nawet lata, a i tak zostaniemy wykorzystane dopiero, gdy oni zechcą. Ty, moje dziecko... - niespodziewanie chwyciła dziewczynkę za jej drobną dłoń. Wzrok Faye skierował się wpierw na splecione w krótkotrwałym uścisku ręce, a następnie na oczy Saphiry. Tak - wciąż posiadały ten blask wyobraźni. - ...Ty masz w sobie wielki potencjał magiczny. Oni...oni chcą go wykorzystać. Może uczynić jedną z nich? Och tak, z pewnością byłabyś silnym Magiem...
 - Ale ja nie chcę! - naburmuszenie wzięło w niej górę. Wyrwała dłoń, gwałtownie wstając i przypadkowo padając z lekkim hukiem na ścianę. W przeciwieństwie do korytarzy, te tutaj zostały zrobione z solidnego kamienia, a nie jaskiniopodobnej skamieliny. Nie musiała się martwić o zawalenie pomieszczenia podczas snu, bądź innej czynności. - Nie chcę przyłączyć się do tej gildii...oni są źli. - wysyczała ostatnie słowa z pogardą, siadając z powrotem na skałce. Saphira wywróciła ledwie widocznie oczami, klękając. Nie miała sił na powstanie - była już zbyt słaba...
 - Wszystko zależy od Ciebie. - oznajmiła uspokajającym tonem, zdając się na słaby uśmiech. Faye, nie wiedząc, dlaczego, postanowiła go odwzajemnić. Otarła rękawem spływające po zarumienionych policzkach łzy. - Nie płacz. Pamiętaj, że siła i umysł tworzą nas. Nasze osobowości. Jeżeli będziemy je odpowiednio doszlifowywać...wiedz, że osiągniesz potęgę... - zamilkła. Musiała się namyślić, co do swojej decyzji. Czy nauka tak młodej osoby będzie dobrym pomysłem? Faye to takie dobre, delikatne dziecko...nie chce jej zepsuć nagłym przypływem magii. Jednocześnie jednak jej potencjał nie może zostać zmarnowany. - Postanowiłam... - wyszeptała, wyciągając dłoń ku kratom. Chwytając się ich, zdołała zebrać dość odwagi oraz wstać. Faye spojrzała na nią z nadzieją, lecz i smutkiem. Nie chciała narażać "współlokatorki" na jakieś kłopoty, byle by jej się lepiej "żyło". Wzięła ostatni głęboki oddech. Aż w końcu powiedziała, co zamierzała... - Postanowiłam nauczyć Cię mojej magii. Magii Wodnego Smoczego Zabójcy.
 - Jakiej!? - jeżeli miała spodziewać się wszelkiej możliwej reakcji...to na pewno nie mogła to być ta. Dziesięciolatka po raz kolejny opuściła "stanowisko", krążąc niecierpliwie dookoła celi. Saphira nigdy nie wspominała, że jest Magiem. Ani, że posiada tak rzadki jej rodzaj. I jak miała mieć to jej za złe? Nijak. Zwłaszcza, jeżeli teraz złożyła jej taką ofertę...Podeszła do niej, chwytając za ramiona i delikatnie potrząsając. - Wiesz przecież, że magia nie jest mi do szczęścia potrzebna. Nawet, jeżeli nie muszę do nich dołączać, nie chcę jej. Magia czyni z ludźmi zło - to tyle, czego się nauczyłam. - poczuła, jak głos zaczyna się załamywać. Łzy powróciły, we wzmożonej ilości. Saphira z poruszeniem otarła te, które spływały po kruchej twarzyczce.
 - Obiecuję Ci...że nigdy taka nie będziesz. - wyszeptała, przytulając do siebie Faye. Zakołysały się przez moment, jednak nie przerywały. - Magia nie zawsze niszczy człowieka. To człowiek musi się nauczyć odpowiednio z niej korzystać.
~ * ~
Crocus znajdowało się dość...daleko. Dalej, niż inne miasta, do których Drużyna Natsu miała okazję zabawiać. W stolicy także nigdy nie byli - może poza Erzą, która wykonując misje Klasy S, nie jeden raz była związana z tą miejscowością. Podróż pociągiem...nie ukrywali, iż przebywała ona tak samo, jak pozostałe. Pomijając Makarov'a, zapatrzonego w plakaty z magazynów dla czarodziei, każdy zajmował się tym samym, co zazwyczaj. Pozbawiony przytomności Natsu leżał na kolanach Erzy, rozmawiającej z Lucy o codziennych sprawach. Sama blondwłosa przytulała do siebie Plue, zaś Gray...Gray to już w ogóle inna bajka, skoro ignorował każde ich słowo, mamrocząc coś od czasu do czasu. Niemniej jednak dotarli na czas przed godziną szóstą wieczorem. Normalnie latem taka pora mogłaby być idealna na spacer - o zachodzie słońca, wśród kwitnących roślin i wielu atrakcji, wartych zobaczenia. Nie, takie rzeczy nie zimą - gdzie niebo było już ciemne i zachmurzone, a ulice zaśnieżone. Lucy nie lubiła tej pory roku - wieczny mróz potrafił dobić nie jednego człowieka, zwłaszcza, jeżeli to zwyczajna siedemnastolatka, lubująca w bardziej przewiewnych ubraniach.
 - Doprawdy, Lucy, mogłabyś się inaczej ubrać. - wspomniała Erza, kiedy stali przed pensjonatem z wynajętymi pokojami. Crocus był na tyle "rozbudowanym" miastem, że dziewczyny i chłopcy otrzymali oddzielne sypialnie. W pamięci Heartfilii pozostawał, między innymi motel z Heiwy. Gdzie w niewielkich rozmiarów, brudnym pokoju znajdowały się dwa łóżka na...ilu ich tam wtedy było? Sześciu? Potrząsnęła głową w nawrocie wizji swojego snu pomiędzy Natsu, a Gray'em. Okropność.
 - Dobrze, sądzę, że dzisiaj raczej nic już nie zobaczymy. - Makarov stanął na samym środku holu. W przeciwieństwie do innych hotelów, w których bywali, ten był zadbany. Jasnoróżowe ściany, przyozdobione wzorkami czarnych kwiatów, podłoga jakby szklana, ukazująca lustrzane odbicie całej sali. Wszędzie pełno rozmawiających ludzi, meble wyższej klasy, automaty oraz kręte schody, wiodące ku celowi tej jednodniowej wędrówki. Erza i Gray nachylili się nad Mistrzem, który wręczył im dwa klucze. Pierwszy - purpurowy, ze złotym numerkiem "205" - oraz drugi, bardziej matowo niebieski, mający o wiele mniejszą liczbę, bo "4". Sam trzymał podobny przedmiot ze srebrną plakietką "VIP". Nikt się temu nie dziwił - jeden z Dziesięciu Świętych Magów ma prawo do najwyższych swobód. - Rozdzielamy się na te kilka godzin. Pamiętajcie, że jutro punkt dwunasta idziemy do kwatery Sabertooth, radziłbym się wyspać. - uśmiechnął się w stronę podopiecznych, ruszając w kierunku schodów. Nim zniknął na drugim piętrze, odwrócił się z mrocznym gestem twarzy w stronę "Wróżek". - Jeszcze jedno: niczego nie zdemolujcie, jak już tam będziecie.
~ * ~
 - Przytulnie tu.
Szkarłatnowłosa Tytania pchnęła do przodu zrobione z ciemnego drewna drzwi, posiadającą złotą plakietkę "205". To na pewno była sypialnia przydzielona dziewczynom. I musiały przyznać - postarali się. Puszysty, biały dywan, wypełniający całą podłogę był niezwykle przyjemny w dotyku, natomiast fiołkowe ściany z zawieszonymi ciemnoszarymi obrazami dawały przepiękny efekt. Obie strony pokoju przypominały odbicie w lustrze - każda wyglądała tak samo, zawierając to, co najważniejsze dla odwiedzających kobiet. Łóżko, z białą pościelą - aż żal było się na takim kłaść, perfekcyjnie ułożonym. Drzwi prowadzące do oddzielnych łazienek. Lucy nie mogła się powstrzymać przed zajrzeniem do jednej z nich. Mimo, iż nie grzeszyły wielkością, zmieściły wannę przypominającą jacuzzi, czy też zwierciadło pozwalające na przejrzenie całej postury. Ostatnie były szafy z wysuwanymi drzwiczkami. Jedyne tutaj okno dawało widok na ogród z tutejszego parku.
 - Kocham ten hotel. - czarodziejka Gwiezdnych Duchów rzuciła się na swoje łoże i jak małe dziecko zaczęła wymachiwać rękoma oraz nogami. Erza podzielała jej radość, sama kładąc się plecami na swoim miejscu.
 - Pewnie chłopcy mają takie same luksusy...

 - ...to jakiś koszmar.
No tak - numer "cztery" nigdy nie oznaczał czegoś dobrego. Mogli od razu domyśleć się, że sypialnia z tak niską liczbą nie będzie najwyższych lotów. Pokój niewielki, bo raptem dla jednej osoby. Błękitne ściany z białymi płótnami...praktycznie bez obrazów. Łazienka jeszcze mniejsza - prysznic i nic więcej. Najgorsze było jednak to jedno łóżko. Dla jednej osoby. Nie dla dwóch - dla jednej. I to miało ich pocieszyć na duchu?
 - No nic, ktoś chyba musi spać na podłodze. - oznajmił Gray, zarzucając splecione dłonie za głowę i ruszając w jedną ze stron. Nim Natsu się obejrzał, jego rywal rozłożył się w najlepsze na jedynym łóżku. Najgorsze - że w samych bokserkach. Salamander już sam nie wiedział, kiedy Gray pozbył się ubrań - przed wejściem do hotelu, czy po. Teraz myślał tylko o jednym...
 - Złaź z mojego łóżka, Zboku z Lodu! - w porywie agresji - co dla niego dziwne nie było - podszedł do bruneta, jednym pchnięciem zrzucając go na posadzkę. Triumf nie trwał długo - Gray, przeskakując przez łóżko, stanowiące pomiędzy nimi granicę, rzucił się na Natsu, obrzucając go pięściami. Ze wzajemnością. Bo zniszczenie tego pokoju było teraz kwestią czasu...
~ * ~
Nie sądziła, że wypoczynek może być tak...nudny.
Fairy Tail bez większości Magów, to nie ta sama gildia, którą znała. W kwaterze - cicho i pusto, bez awantur i szaleństwa. Nawet, jeśli Carla tego nie tolerowała, to na swój sposób te orgie są...takie specjalne. Można ich nie lubić, ale gdy ich nie ma czuje się, jakby straciła jakąś część siebie. Happy - wiedziała już, że Gajeel i Levy przypadkowo zaciągnęli go na swoją misję zamiast Lily'ego. Ten Exceed całymi dniami przesiadywał w domu właściciela, czekając na jego powrót.
 - Jakby na to nie spojrzeć...gdzie tak właściwie pan Gajeel mieszka? - Wendy siedziała na molo w Magnolskim porcie, wymachując nogami nad lodową pokrywą, "zastępującą" podczas zimy wodę. Nie wiedziała, co mogłaby teraz robić - żadnego przyjaciela w pobliżu, a jak już jacyś są, to zajęci. Ogółem zimę ze wszystkich pór roku lubiła najmniej - fakt, iż na początku jest przyjemnie i radośnie przez śnieg znika, gdy ten biały puch staje się miękką ciapką brudu, a powietrze zaostrza się na tyle, że jest niezdatne do zjedzenia przez nią. W końcu Niebiańska Smocza Zabójczyni może sobie na to pozwolić. Odpowiedzi na pytanie o Gajeel'u nie zyskała. Zamiast tego usłyszała, jak jakiś dziecięcy głos nawołuje jej imię. Obróciła do tyłu głowę, widząc biegnącego w jej stronę, uśmiechniętego Romeo. Oj, pamiętała, jaki był przed Tenrou...sześcioletni chłopiec, wielbiący swojego ojca ponad życie, a także "wielki fan" Natsu Dragneel'a. Teraz wydoroślał...i trochę przypominał wspomnianego chłopaka. Nie tylko z ubioru, ale też i z zachowania. Dziwnie to wyglądało - on, jako jedyny w spowitej zimą Magnolii, ubrany jedynie w bordową kamizelkę obwiązaną w talii białą chustą, wściekle zielone spodnie oraz pomarańczowy szalik. Wydoroślał...
 - Hej, Wendy! - dziewczynka chciała wstać podczas rozmowy - Romeo ją ubiegł i usiadł obok. Rybacy spoglądali na dzieci dziwnie, do czasu zauważenia symbolu Fairy Tail na ramieniu Conbolt'a. No tak, to ta dziwna gildia...A co robił sam Romeo? Czy on się...czerwienił?
 - Coś się stało? Dziwnie się zachowujesz. - mimo, iż Carla zareagowała krótkim i cichym prychnięciem na rozmowę, Wendy postanowiła ją kontynuować. Zarumieniony Romeo chwycił się za tył głowy, odwracając wzrok z uśmiechem. - Romeo? - raz jeszcze zawołała jego imię. Otrząsnął się, próbując pozbyć efektu "zauroczenia". No nic, z marnym skutkiem. Wolał kontynuować i udawać, że nic się nie stało.
 - Wiem, że masz przerwę i w ogóle, ale... - zamyślając się, sięgnął do kieszeni kamizelki i wyciągnął lekko pożółkłą, poszarpaną po kątach kartkę papieru. Krótka informacja, sama treść zapowiadała raczej przyjemne i łatwe zlecenie. - ...chciałabyś wykonać ze mną misję? Wiesz, ta jest dobrze opłacalna, jak na nasze standardy, zatem...
 - Chętnie. - odwzajemniła uśmiech. Oboje wstali - Romeo wręczył przyjaciółce dokładne informacje o zleceniu, a następnie skierował swoje kroki ku gildii. Jedynie Carla cały dialog przemilczała, wpatrując się w określony punkt na morzu. Cała ta wizja, sprzed kilku nocy...pamiętała ją tak dokładnie... - Carlo, źle się czujesz? - otrząsnęła się na dźwięk głosiku Wendy. Powiedzieć jej? Chyba tak wypada...choć Marvell nie zawsze dobrze radzi sobie z tak dużego kalibru wiadomościami, nie może tego w sobie tłumić do końca życia.
 - Miałam wizję. - oczy Wendy powiększyły się do granic możliwości. Spojrzała po bokach - może molo nie jest dobrym miejscem na taką rozmowę. Jakby jednak na to spojrzeć z innej strony, wszyscy byli pochłonięci w codziennej pracy. Kucnęła przed Exceedką, by ich twarze były w równej odległości. Biała kotka westchnęła, chwytając się dłonią za lewe ramię. - Widziałam płomienie. Otaczały jakiś budynek, nie widziałam, jaki. I smoka.
 - Smoka!? - uniosła łapkę uspokajająco. Widziała te uczucia w jej oczach. Strach, zmieszany całkowicie z podekscytowaniem. Wendy nie mogła się doczekać dnia ponownego spotkania z Grandine.
 - Nie prawdziwego. - te słowa zasmuciły dwunastolatkę. Mimo wszystko, starała się zachować odważniejszą pozycję. Wysłuchiwała dalej. - Był zrobiony z żywiołu wody. I jeszcze była tam jedna kobieta...nie mogłam się dokładnie przyjrzeć, stała w płomieniach. Uśmiechała się. Odstraszająco... - na samo wspomnienie poczuła, jak zaczyna się trząść. Wendy chwyciła ją za maleńkie "ramiona", uśmiechając się pocieszająco.
 - Może to był tylko sen? Jedna taka "wizja" nie oznacza jeszcze, że to się wydarzy. Prawda? - Carla odważyła się zerknąć na właścicielkę. Humor poprawił się - nie wprawdzie na tyle, by odwzajemnić jej nastrój. Po prostu poczuła...że jakoś jej lżej na duchu, skoro mogła to komuś powiedzieć...
~ * ~
Od kiedy tylko wstała, ogarniała ją jakaś dziwna...euforia? W dodatku pełna radości. Radości z tego, że w końcu jej życie zaczynało...nabierać sens? Saphira zacznie ją uczyć magii - w dodatku rzadko spotykanej. Niesamowitej. Potężnej...

Nie mogła się doczekać, aż rozpocznie praktyczne działania. Miała świadomość, iż na początku zostanie zapoznana ze swojego rodzaju teorią - jaką to Smoki posiadały siłę, dlaczego nauczyły ludzi tej magii...może nawet, jaka była Smoczyca, która nauczyła Saphirę tej sztuki. Faye oczami wyobraźni widziała siebie - jako Wodną Smoczą Zabójczynię. Wizja tak niesamowita...z łatwością mogłaby wtedy uciec. Zyskać siłę i szacunek. Odnaleźć siostrę...
 - Dużo rozmyślałaś nad tym, prawda? - Saphira wcale nie była zła przez nadmierną niecierpliwość. Wręcz przeciwnie - sam zapał do nauki tak ją ucieszył...Faye miała jeszcze tyle czasu. Nie to, co ona - czuła, że jej pobyt na Ziemi powoli dobiegał końca...Mimo wszystko, nie może zostać ostatnią posiadaczką swoich umiejętności. A Faye była obecnie jedynym środkiem jej przekazania. Posiadała potencjał magiczny oraz swoiste ambicje. Skinęła głową, gdy obie siały na przeciwko siebie. Na samym środku celi. Saphira kątem oka przejrzała straże - nikt ich teraz nie pilnował. Miały trochę czasu. - Zacznijmy może od tego, co Ty byś chciała wiedzieć, drogie dziecko. - Faye zastanowiła się, wbijając spojrzenie w sufit. Co poznać na początek? Rodzaje zaklęć? Skutki uboczne ich nadużywania? Czy są jacyś inni Magowie. Nie...znalazła właśnie idealne pytanie. Wzięła głęboki oddech, wzdychając.
 - Co się stało z...Twoją Smoczycą?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*bum* 
...
A mówiłam, żebyś nie tykał rozdziału...

Święta, święta i po świętach - my, młodzież, powracamy do szarej, szkolnej rzeczywistości. It's so sad. ;c Dwa dni zdołały mnie już wykończyć, został jeszcze jeden, potem dwa dni wolności, by znowu nas wadzili do tej okropnej, gimnazjalnej klatki. Hejty na moją szkołę, nauczycieli i towarzystwo lecą 24 / 7...powinnam na tym zarabiać.

Jutro jednak po godzinie 13:35 zostanę uwolniona, dzięki zwolnieniu z dwóch ostatnich lekcji. Hura Ja! :D ... Trochę pusto to zabrzmiało. xD A tymczasem na poprawę humoru zaczynam pisać oraz dodaję kolejny rozdział. :3 Po finale ostatniej sagi ujawniłam swój pierwszy "pewny kanon" - Jerza! *brawa* Dziękuję, dziękuję. *kłania się, by po chwili powrócić na miejsce* Także tutaj ją umieściłam. Tyle, że w nieco...mniej łagodnych okolicznościach. Co do pory roku - cóż, zimę w Fairy Tail opisuje mi się równie nieprzyjemnie, jak i obserwuje to, co widnieje za moim ogniem. Aż odechciewa się patrzeć na ten biały puch...Na koniec kwestia nowej Smoczej Zabójczyni - dopóki Faye nie pozna tajnik tej magii, władzę nad elementem wody posiada Saphira. Zwłaszcza ta druga postać jest jakoś związana z gildią Wróżek - ale nie zamierzam zdradzać nic więcej. ;3 

Na koniec chwalę się, iż weszłam w posiadanie trzeciej - i ostatniej już - części igrzysk, Kosogłosa. Jestem właśnie przy dziesiątym rozdziale, a sama książka jest, póki co, z biblioteki. Nie psuje to jednak przyjemności z poznawania kolejnych faktów. Finnick jest taki...awwwww. *o*  

1 komentarz:

  1. " Co do pory roku - cóż, zimę w Fairy Tail opisuje mi się równie nieprzyjemnie, jak i obserwuje to, co widnieje za moim ogniem."
    ... oknem chyba kochanie :D No i racja, fajnie opisywać zimę jak ma się ją przed sobą, tylko że u nich faktycznie jest zima a u nas wiosna do cholery xD Przynajmniej alergicy nie narzekają... póki co :P
    Bardzo, bardzo, BARDZO spodobała mi się akcja Z Faye, Saphirą (nie wiem czemu omal nie napisałam Sophiya... :D) tylko zdziwiło mnie, że jednak nie tylko smok, ale i Smoczy Zabójca jest w stanie uczyć tej magii. No ale jakby się nad tym zastanowić to chyba normalne jest :D Jerza, Jerza, Jerza <3 :D
    I widzę czyżby u Romeo i Wendy też coś ten teges? Choć bardziej zainteresowała mnie wizja Carly - smok z wody... widziałam to oczami swojej wyobrazni xD I to też bardzo mi się spodobało :P
    Nieźle się uśmiałam przy opisywaniu pokoi, szkoda tylko że nie opisałaś tego VIP :D
    Czekam na ciąg dalszy, życzę weny i cierpliwości do szkoły :D :*

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą