Rozdział XVIII "Echo wspomnień i sumienia"
Karoca pędziła przez leśną drogę, ku Magnolii. Mroczna atmosfera wdawała się we znaki - deszcz nie przestawał padać, a gdy już wjechali na teren miejscowości, nie zobaczyli żadnej żywej duszy. Lucy niepewnie wyjrzała przez okienko, by dostrzec zachmurzone niebo. Nim jęknęła, wskazując na czarny kształt, unoszący się prawie nad nimi, rozniósł się z niego donośny ryk. - Zbliża się... - wyszeptał Gray, opierając się o ściankę. Muszą jak najszybciej dotrzeć do gildii i ostrzec wszystkich. O ile nie jest jeszcze za późno, kto wie, co Mara mogła wymyślić w locie.
- Nie ma czasu do stracenia. - Erza wstrzymała jazdę. Rumaki posłusznie zatrzymały się, zaś szkarłatnowłosa wyskoczyła z pojazdu. Pozostali uczynili to samo, biegnąc do kwatery. Dzieliło ich tylko kilka metrów, nie zauważyli nawet, jak przekroczyli jej próg. - Nie ma czasu na wyjaśnienia, musicie uciekać, atakuje...
- ...Acnologia. - dokończył Mistrz Makarov, siedząc po turecku na barze. Wszyscy milczeli, siedząc na swoich miejscach, z bojowym nastawieniem. - I uciekać nie zamierzamy. - dodał, popijając trunek ze swojego kufla. Drużyna Natsu stanęła, jak wryta, powtarzając w myślach słowa starca. Natsu i Gray chcieli się przeciwstawić, uspokoił ich jednak ruch dłonią, by się nie mieszali. - Czy w bitwie z Phantom Lord uciekliście, gdy grozili Załamaniem Otchłani? Czy uciekliście z Tenrou, by przeżyć? Czy ucieklibyście przed wszystkim, nie zważając na dobro swoich towarzyszy? Nie - Fairy Tail nie ucieka od walki. Fairy Tail walczy o dobro nas wszystkich, w tym także przyjaciół. Ucieczka byłaby dla nas hańbą...
- Ale Mistrzu...
- Nie, Erzo. - przerwał jej Makarov, powstając z poprzedniej pozycji - Wszyscy stawimy temu czoła. Bez wyjątku. - zapadła cisza. Magowie kiwnęli na znak zgody, a już wtedy usłyszeli jak coś próbuje dobić się do wejścia. Ci, którzy znajdowali się przy oknach, dostrzegli cienie, dotykające szyb, niczym nocne zmory. Demony...te, które przywołać mógł tylko Zeref. - Pamiętajcie, kim jesteśmy. W honor naszej gildii! - na znak, wszyscy powstali, powtarzając słowa Mistrza. Wraz ze swoimi magiami ruszyli do ataku. Drzwi zostały wyważone, każdy ruszył w wir walki.
~ * ~
- Doskonale...
Mara stała na grzbiecie lecącego Smoka Apokalipsy, obserwując z góry kwaterę Fairy Tail. Jej "zabawki" zaczynały działać - wszystko tak, jak należy. - Zniż lot. - zwróciła się do stworzenia, które posłusznie ryknęło, powoli lecąc w kierunku dachu budynku. Jej plan wreszcie się ziści, potęgę już zyskała - dlaczego zatem miała takie dziwne uczucie, że czegoś nie dokonała?
- Powinnaś się cieszyć. - ledwie powstrzymała się od krzyku, odwracając głowę do dziewczynki, która także znajdowała się na Acnologii. Amanda wyglądała tak, jak zwykle Mara mogła ją widzieć - w swojej ciemnozielonej sukience, pełnej skórzanych elementów i zapięć. Czarne włosy powiewały na wietrze. Niebieskowłosa przyjrzała się jej zdziwiona - czy to jest sen? To wszystko?
- Nie powinno Cię tu być... - powiedziała półszeptem, następne słowa już wykrzykując - Ty nie żyjesz. Nie żyjesz!
- Gdy człowiek jest nieszczęśliwy...sumienie musi mu przypomnieć, co właściwe. - "Amanda" zaczęła chodzić dookoła, rozglądając się pustym wzrokiem po całym krajobrazie - Poświęciłaś życie praktycznie całej naszej, niewielkiej gildii. Mistrz nie żyje...Seamus nie żyje... - każde słowo akcentowała dokładnie, łagodnym głosem - Czyli to są Twoje marzenia, tak? Potęga i wybicie całej swojej rodziny? Pomyśl tylko...Zrobisz to i co potem? Będziesz nieśmiertelna i silna, to fakt. Ale szczerze powiedziawszy, ja bym nie wytrzymała...Pomyśl, Maro. Nie musisz tego robić, możesz się wycofać. Wyzwól się z tego piętna. Odwołaj Acnologię i wszystkie te demony. Tylko pozwól im przeżyć...
- Zamilcz! Nie wiesz, ile straciłam, chcę chociaż raz coś zyskać! - podeszła do "ducha" swojej dawnej towarzyszki - Ty nie istniejesz! - wraz z tymi, rozniesionymi przez wiatr i echo słowami, zepchnęła Amandę, która rozpłynęła się w powietrzu. Acnologia zniżyła lot. Mara zeskoczyła na dach gildii.
~ * ~
Członkowie Fairy Tail rozproszyli się dosłownie po całym budynku - rozdzieleni na drużyny, zaczęli przeszukiwać każdy kąt kwatery, by odnaleźć główne zło, które do tego doprowadziło. Rodzeństwo Strauss, Cana, Levy i kilkoro innych członków Fairy Tail rozpoczęło ewakuację mieszkańców Magnolii na wypadek, gdyby mieli podzielić o wiele gorszy los, niż oni, wtedy na Tenrou. Natsu, Gray i Lucy walczyli z demonami na opustoszałym, dolnym piętrze, zaś Makarov i Magowie Klasy S zmierzyli się z potężniejszymi, próbującymi wdrapać się na szczyt przez ściany. Nikt nie zwracał w tej chwili uwagi na Juvię, niepostrzeżenie zakradającą się schodami w górę. Musiała sama ją odnaleźć - Mara od kiedy tylko dowiedziała się, że jednak ma jeszcze jakiegoś "krewnego", skazała go na śmierć. I tylko z jej powodu Fairy Tail na cierpieć?
Weszła na dach, rozglądając się na boki. Deszcz padał tak, jak jeszcze za czasów Phantom Lord - nie wiedziała, czy ma go traktować bardziej, jak pomoc w odzyskiwaniu sił, czy raczej utrudnienie.
- Spodziewałam się, że to Ty mnie pierwsza odnajdziesz... - głos Mary odbijał się echem w jej głowie, gdy tak zmierzała w jej kierunku. Teraz już w swoim dawnym stroju, była przeciwieństwem skromnie ubranej Juvii. Dopiero po chwili dostrzegła trzymane przez nią, dwa wykute ze stali miecze. - Woda i krew. Żadna z nas nie zostanie zraniona fizycznie, nie zamierzam także korzystać z psychicznych sztuczek. Och, nic z tych rzeczy. - uniosła wyżej jeden z mieczy, by rzucić go w stronę Juvii. Ledwie udało jej się chwycić broń, obracając ją wokół osi, jakby była najbardziej pożądanym skarbem świata. Czy to Mara miała na myśli? Walkę wręcz? - Te miecze zostały wykonane ze specjalnej stali. Potrafią zranić każdego, a jedno cięcie przetnie nawet potężny kamień. Walka na śmierć i życie. Nie ma od niej odwrotu...
- Juvia rozumie. - powiedziała z powagą, mrużąc oczy. Czy ta kobieta naprawdę jest jej siostrą, za którą tak długo tęskniła? Która była elementem wielu jej marzeń z dzieciństwa?
Walka się zaczęła. Pierwsza w jej wir rzuciła się Mara, biegnąc z zawrotną szybkością w kierunku siostry i używając miecza do stworzenia świeżej rany na jej ramieniu. Juvia syknęła z bólu, chwytając się w takowe miejsce. Więc te miecze faktycznie ranią każdego... pomyślała, odwracając się za siebie i odskakując na bok, robiąc przy tym niespodziewany przewrót. Dzięki temu manewrowi Mara chybiła kolejną próbę zranienia Maga Wody. Wzięła się w garść, robiąc pożytek ze swojej broni. Podbiegła po nią, leżącą tam, gdzie stała na początku rozmowy. Czarodziejka Koszmaru podskoczyła wysoko w górę, w powietrzu zamachując się tak, by ostrze miecza przeszło przez ciało przeciwniczki. Juvia powtórzyła ten ruch, co spowodowało, że zraniły się nawzajem - o ile jednak Mara została ugodzona tylko w lewe udo, tak "Wróżka" miała piekącą ranę, przechodzącą przez prawe oko. Musiała jednak wytrzymać, znała przecież stawkę tej batalii.
- Jesteś wytrzymała... - wysyczała Mara, ocierając dłonią krew, "osiadłą" w okolicach ust. Juvia tylko skinęła głową na gest szacunku, wznawiając atak. Obie niebieskowłose ponownie zaczęły ranić siebie. Miecz przejechał przez plecy Mary, która postawiła na nieczystą grę - znajdując się dostatecznie blisko siostry, zamiast użyć miecaza właściwie, uderzyła nim Juvię w głowę, powodując rozcięcie na niej. Młodsza z sióstr Lockser upadła na ziemię, oszołomiona od tylu ran, zadanych na twarzy. Obraz powoli się rozmazywał, czuła, jak "ta starsza" stała nad nią, zamachując miecz, by wkrótce zadać cios ostateczny. Szok Mary nie mógł być porównywalny z żadnym innym - Juvia w ostatniej chwili zatrzymała dłonią broń, morderczym wzrokiem mierząc kobietę.
- Myślisz, że członkowie Fairy Tail poddają się tak łatwo, mimo tylu ran? - wypowiadając te słowa, wykorzystała ostatni sił do kopnięcia Mary w brzuch, tak, by obiła się o ścianę. Przy okazji wyrwała jej z ręki miecz, zakrwawiony i stępiony. Podeszła powolnym krokiem do kulącej się ze strachu i widzącej przed oczami śmierć Mary. Miała zaatakować...
Dwie niebieskowłose dziewczynki stały przy stoliku w dziecięcym pokoiku. Ściany miały tam jasnoróżowy odcień, a podłoga, zrobiona z drewna, przykryta była puszystym dywanem o kształcie uśmiechającej się pandy. Dookoła leżały lalki, misie i zabawkowe domki, a na stoliku, okupowanym przez te bliskie sobie osóbki, leżała rozwinięta mapa nocnego nieba.
- To druga gwiazda na prawo... - rzekła jedna z nich. Wyższa, w białej koszuli nocnej. Starsza - Mara Lockser - posiadała długie, falowane włosy. Ta młodsza, Juvia ubrana była w "pożyczone" z szafy mamy zimowe futro. Jej włoski były krótko ścięte, a grzywka zakrywała prawie oczy, gdyby nie podmuchiwała jej w zabawny i na swój sposób uroczy sposób. Tylko to je wyróżniało - poza kolorem włosów, obie miały ciemnoniebieskie, duże oczy i cerę jasną, jak u Śnieżki.
- Czy Nibylandia naprawdę istnieje? - spytała piskliwym głosikiem Juvia, dotykając miejsca, w które wskazała Mara. Starsza siostra rozczochrała jej włosy, śmiejąc się.
- Oczywiście, że tak. Marzenia są tym, co napędza naszą wyobraźnię. A wyobraźnia to pierwszy krok do spełnienia tego, czego sobie życzysz... - uśmiechnęła się przyjaźnie do Młodej, odchodząc na moment, by zgasić światło. Zwinęły mapę, udając się pod potężne okno, z którego dokładnie obserwowały spowite gwiazdami niebo.
- Ale w Nibylandii żyją sami chłopcy! - wtrąciła Juvia, spoglądając wyrzutnie na Marę - Jak możemy się tam dostać, skoro dziewczynek tam nie ma?
- Są wróżki. - przerwała, siadając na parapecie okna - Może Ty zostaniesz Dzwoneczkiem? Będziesz moją małą wróżką...
Ostrze zatrzymało się przy szyi "ofiary". Mara zdruzgotana i zmieszana powoli uniosła wzrok na stojącą nad nią Juvię, wciąż trzymającą broń. Po policzkach siedemnastolatki poleciały łzy.
Biegła dookoła płonącej posiadłości, zanosząc się łzami. Futrzany płaszcz, o wiele za duży na tak drobną dziewczynkę, ledwie wieszał się na jej ramionach.
- Maro! Maro! - krzyczała, nie wiedząc, dokąd się udać. Dziecięcy głosik załamywał się, a kolejne słowa były niezrozumiałe przez ciągły szloch. - Maroooo! - uklękła na ziemi, przechodząc do pozycji leżącej. Wciąż żyła. Ale oni już nie...Słyszała głosy. Ktoś tu idzie? To ludzie z pobliskiej miejscowości dostrzegli pożar...Wzięli ją pod opiekę...a potem ulewa zaczęła się w najlepsze...
Miecz opadł na ziemię z hukiem obijającego się metalu. Rozpłakała się na dobre. Powinna to zrobić. Powinna pozbyć się zła na zawsze. Ale wciąż były rodziną...
Dziesięcioletnia dziewczynka siedziała na parapecie okna w małej sypialni. Wszystko - mimo, iż minęło już tyle lat - wciąż było dla niej takie obce. Nawet, jeżeli pokój w sierocińcu, w którym obecnie mieszkała przypominał ten, w którym kiedyś mieszkała. Jasnoróżowe ściany, z malunkami przypominającymi ciemnozielone pnącza. Biały, futrzany dywanik na drewnianej podłodze, gdzie leżała otworzona, cienka książka. Akurat na stronie, na której widniał napisany dużymi literami tekst oraz zdjęcie ręcznie robionej, białej lalki z obwiązaną wokół głowy, różową kokardą i uśmiechem. Taką właśnie dziewczynka sama próbowała uszyć. Ponieważ setka podobnych znajdowała się w szafie, ubrania - w większości granatowe sukienki, każda o kroju dostosowanym do danej pogody - leżały na łóżku z tęczową kołdrą. Zabierało jej to miejsce na sen, zastępowane przez biurko, przykryte pościelą i poduszkami. Żadnych zeszytów szkolnych, ani nic. Życie to cała codzienna monotonia.
"Jesteś tu, siostrzyczko?"
Niedokończona zabawka upadła na ziemię, wraz z igłą i nićmi. Odwróciła się, odciągając dłonią szare zasłony i spoglądając na pogrążone we śnie miasto. Deszcz padał nieustannie, co bardzo jej ciążyło. Myślała, że gdzieś tam ją słyszała. Ale nie...- Mara? - mimo wszystko powiedziała to imię. Rękawem otarła łzy. Nie mogła sobie teraz na to pozwolić.
- Nie mogę... - załkała, połykając własne łzy - ...Cię zabić... - oczy Mary rozszerzyły się w najlepsze, sama powstała, czując napływającą furię - Wciąż jesteś moją...siostrą...My nie zabijamy...swojej rodzi...
- Ty głupia...Ty parszywa! - głos ten rozniósł się po całej Magnolii. Mroczny Mag przyśpieszył, przyciskając szyję Juvii i nią samą, próbującą nałapać powietrza do ściany. - Powinnaś mnie zabić już tamtego dnia! - cisnęła nią o ziemię, podnosząc dwoma rękoma swój osobisty sztylet, leżący w kącie dachu - Giń! - ostrze poleciało w ruch. Juvia obróciła głowę w geście uniku, wiedząc, że nie ma już ucieczki.
Tamta dziesięciolatka szła ulicą, przez którą żaden samochód nie przejeżdżał. Gdzie nie było żadnych ludzi. Gdzie była sama. Prawa dłoń ściskała rączkę różowego parasola, zdobionego serduszkami, a lewa przytrzymywała przy piersi pluszowego misia bez jednego, guzikowego oczka. Przy zapięciu brązowej, skórzanej kurtki, dawającej ciepło przyczepiona była lalka, wyszywana kilka godzin temu.
A z niebieskich oczu leciały łzy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Everybody go to the chapting!
Kolejny rozdział zawitał na tym blogu. Tak, głównie wspominki - kolejny najprawdopodobniej będzie ostatnim z tej sagi. A potem zaczynamy drugą. :3 Wcześniej ta strona "powieści" była trochę krótsza, dlatego dodałam tą trochę...no nie wiem, łzawą (?) końcówkę. I rozpaczam, ponieważ niektórzy mają dopiero swoje dwa tygodnie wolności, a ja? Ja cieszę się tylko z weekend'u. ;_; No cóż, nic już tym nie zrobię, niestety. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Do następnego! :3
O rety, rety, rety! Acnologia leci! I pojawiła się Amanda! A raczej jej duch... Mniejsza z tym. Druga połowa czyli Mara vs Juvcia, Boże widzisz i nie grzmisz! Przecież ja zawału prawie dostałam. Zabiłaś Juvcie? Nie rób jej tego, nie dobra ty :( No i właśnie skoro sprawy dobrnęły tak daleko spodziewałam się, że może to być końcówka, na szczęście czeka nas jeszcze przynajmniej jeden rozdział z tej sagi, a po niej kolejna. (kurcze, dobrze, że nadrobiłam tą sage przed zakończeniem xD). Buziaki ;*
OdpowiedzUsuńJak mogłaś ty, ty~ Aż zechciało mi się w końcu ruszyć tyłek i to skomentować >.< Ja ci dam jak mi tylko Juvię zabijesz >:( Chociaż jej nie lubię xD Jeny~! Co nas wszystkich wzięło na melancholijne rozdziały o tej porze? Alex... Nie jesteś sama. Też mogę się już tylko cieszyć weekendem, bo właśnie skończyły się moje święte ferie. Ja nie chce do szkoły~ A była taka wolność od niektórych ludzi. Bu! T_T
OdpowiedzUsuńEkchm! Mam nadzieję, że jedank Juvia nie zginie. Może coś ją uratuje i w to właśnie wierzę ^^
Pozdrawiam i życzę weny! ;***