poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział XIX

Rozdział XIX "To jest moje szczęśliwe zakończenie?"
Poczuła, jak całe życie przeleciało jej nagle przed oczami.
Trzęsąc się ze strachu i niespokojnie oddychając, powoli przewróciła oczami, by spojrzeć w twarz "morderczyni". Tam jednak nie było nikogo. Miecz wirował przez moment w powietrzu, opadając następnie na ziemię z hukiem. Wiedziała już, co się stało - ktoś ją uratował...Ale kto? Wydawało jej się, że gdzieś tam przeleciało kilka płomieni...a może to strach porusza jej wyobraźnię?
 - Panicz Natsu!? - Juvia odwróciła się, widząc Salamandra, w pełni gotowości do walki. Mara została odepchnięta lecącą w jej stronę kulą ognia, zdążyła jednak zadać siostrze ranę na szyi. Gorzej, gdyby przyjaciele nie zdążyli na czas... Na dachu zjawiały się kolejno Magowie. Najpierw przybył Natsu, którego już zdążyła zauważyć na terenie bitwy, potem Lucy i na końcu...Gray!? Ledwie powstrzymała się przed nagłym przypływem radości, skokiem i w rezultacie, pogorszeniem swojego stanu. Szyja piekła ją niemiłosiernie, tak samo jak twarz, z błyszczącymi od łez policzkami. Zdała się jednak na słaby uśmiech...mdlejąc ze zmęczenia. Czasu na pomoc nie było, wpierw musieli pokonać trzymającego się jeszcze o własnych siłach wroga.

Zacięta walka w pobliżu Fairy Tail trwała w najlepsze. Erza, z pomocą Zbroi Czarnego Skrzydła, unosiła się nad ziemią, pokonując właśnie jednego z latających Demonów. Acnologia wciąż krążyła nad miastem, o dziwo - nie atakowała. Lepiej jednak nie dmuchać na zimne - wszyscy inni Magowie Fairy Tail postarali się ewakuować jak najwięcej ludzi. We wnętrzu kwatery pozostało kilka osób, a Magowie Klasy S i Mistrz starali się zabezpieczyć miasto przed potworami. Póki co - z widocznym skutkiem. Erza właśnie przebijała z pomocą Księżycowego Cięcia kolejnego demona, gdy dostrzegła wydarzenia, mające miejsce na dachu. Niezbyt dokładnie - dwie postacie, walczące ze sobą i jednocześnie fizycznie łudząco do siebie podobne. Jedną z nich była właśnie Mara. Szkarłatnowłosa zachowała spokój, podmieniając zbroję na normalną.
 - Sprawdzę sytuację w gildii, wy dalej walczcie! - choć nie wspomniała o tym, co zobaczyła, reszta Magów domyśliła się wszystkiego. Niemniej jednak nie interweniowali w te sprawy i kontynuowali. Erza wbiegła do głównej sali gildii, w której wyprawiała się jeszcze gorsza batalia, niż na zewnątrz. Było wprawdzie mniej demonów, jednak zniszczenia, wyrządzone przez ludzi...są wiadome. Na szczęście wyglądało na to, że pokonali tam wszystkie. Natsu stał na tle płonącego stolika w pobliżu barku, Gray niszczył zamrożone monstrum, zaś Lucy odwoływała znajdującego się obok Saggitarius'a. Widząc szkarłatnowłosą, zaczęli myśleć, że się udało. Że wygrali, Acnologia została zniszczona, a ta psychiczna kobieta pokonana. - Jest na dachu... - oznajmiła, dysząc ze zmęczenia. Ledwie odnajdywała w sobie resztki magii, w ciągu całego dnia wiele razy już jej używała. Oparła się dłonią o ścianę, próbując ustać na nogach. - Walczy z kimś z naszych...Musimy pomóc! Pokonać ją... - zakaszlała kilka razy, tracąc siły w nogach. 
 - Erzo! - Lucy podbiegła do niej, kucając obok i dotykając dłonią czoła przyjaciółki. Była cała rozpalona...co dziwniejsze, jeszcze chwilę temu pozostawała w swojej normalnej kondycji, a teraz ledwie mówi. - Wendy! Wendy, jesteś tam!? - zaczęła nawoływać młodszą członkinię Fairy Tail, by uleczyła Tytanię, jak najszybciej. Nikt się nie odezwał. Poza ich drużyną, dwójką na dachu oraz najsilniejszymi nie było nikogo w pobliżu kwatery. - Gdzie ona jest!?
 - Albo walczy z innymi, albo ewakuuje mieszkańców. - Gray opierał się o drewnianą ścianę - pozbawiony nie tylko koszuli, lecz także spodni. Natsu odciągnął wzrok od Erzy, rzucając się na bruneta. Tę nagłą bójkę przerwała nie Scarlet, lecz Lucy, z nerwami na najwyższym poziomie krzycząc w ich stronę. Uspokoili się, a Salamander uniósł wzrok na sufit.
 - Nie możemy tak stać i czekać, musimy iść na ten cholerny dach i pozbyć się tej psychicznej s... 
 - Natsu! - blondwłosa wstała, chwytając jego dłoń i powstrzymując przed podpaleniem przypadkowego stolika...a także wypowiedzeniem kilku niecenzuralnych słów. Smoczy Zabójca zaprzestał "absolutnej demolki", lecz wciąż nie pozostawał spokojny. Heartfilia spojrzała na konającą Erzę z bólem w oczach. Położyła się w kącie na tyle wygodnie, by powoli odzyskiwać siły. Znała już powód nagłego osłabienia - ślady po kłach wężopodobnego demona na prawym nadgarstku. Nie wstrzykiwało jej to wprawdzie jadu, jak w podobnej sytuacji podczas dawnej walki z Oracion Seis, ale osłabiało na tyle, by nie była zdolna do walki. - Nie możemy jej tak zostawić. Musimy jej jakoś po...
 - Zostawcie mnie. - przerwała Erza, chwytając się za brzuch i wydając krótki, cichy jęk. Zamrugała kilka razy, patrząc nie na przyjaciół, lecz w podłogę. Nie licząc śladów po kłach, posiadała wiele drobniejszych ran, zadających dodatkowy ból. - Mogę tu zaczekać i wytrzymać, ale nie zniosę tego, jeżeli Mara pokona nas wszystkich tym podstępem, a oni wszyscy...tam walczący...zginą... - Magowie ledwie dostrzegli, jak głowa dziewczyny unosi się. Brązowe oczy wprawdzie były zakryte całkowicie szkarłatną grzywką, ale jednak widzieli w nich gromadzące się w Erzie uczucia. Ból, słabość, lecz także odwagę i determinację. - Na co czekacie!? Biegnijcie! 

 - Kolejne kukiełki!? - Mara stała w dziwnej pozycji, jakby szykując się do szpagatu. Prawa - i jej jedyna - dłoń utrzymywała się na ziemi, nie doprowadzając do upadku. Dyszała ciężko, każdego z osobna ilustrując w myślach. Powoli przeszła do pozycji stojącej, zwracając uwagę na miejsce, w którym powinna znajdować się lewa dłoń. Nie użyła jej w walce z siostrzyczką, wtedy byłaby bezużyteczna tak, czy owak. A teraz? Podano jej, jak na tacy, trójkę normalnych Magów. Krew utworzyła rękę, przechodząc z tej formy do czegoś, przypominającego miecz.
 - Dawaj... - Natsu wyszedł na przód, z płonącymi pięściami, których blask odbijał się w czarnych oczach. Gray złączył dłonie, rozpoczynając lodowe tworzenie, natomiast Lucy sięgnęła po jeden ze złotych kluczy. Mara prychnęła pod nosem, odgarniając kosmyk niebieskich włosów za ucho. Uśmiechnęła się delikatnie, parskając krótkim i cichym śmiechem.
 - Trzech na jedną? Taka walka nie jest zbyt sprawiedliwa, prawda? - wysunęła jedyną dłoń do przodu. Utworzyła na ziemi pod nią magiczny krąg o ciemnofioletowym zabarwieniu, z którego powoli wychodziły cienie, przemieniające się w przerażające demony. Nie wyglądały na zbyt silne, lecz groźne być mogły. A stworzyła ich dokładnie dwa, tak, żeby szanse zostały wyrównane. Choć tajemnicą nie jest, że gdyby sytuacje były odwrotne, wykorzystałaby okazję i dobiła swojego przeciwnika. Demony zaatakowały z osobna Gray'a i Lucy, natomiast Mara przystąpiła do pojedynku z Salamandrem. Mag Lodowego Tworzenia zeskoczył na odosobnioną część dachu, wiedząc, że do pokonania swojego demona nie potrzebuje dużego wysiłku. Na wcześniej poważnej twarzy zawitał uśmiech, a jasny, magiczny krąg przed złożonymi we właściwej pozycji dłońmi zaczął tworzyć lodowe lance, lecące z zawrotną szybkością w potwora. Przebiły go, powodując jego upadek, po którym zaczął przemieniać się w drobne, jasnofioletowe iskierki...aż sam zniknął. Lucy musiała się już bardziej wysilić - szczęście nie raczyło jej dopisać, gdy podczas biegu, jak najdalej od goniącego ją na czterech łapach, niczym zwierzę monstrum, potknęła się o wcześniej niewidoczny kamień, upuszczając pęk kluczy. W małych podskokach leżał dwa metry od niej, a zranione w tej "pomyłce" kolano nie dodawało otuchy. Odwróciła się, ze strachem spostrzegając czarne stworzenie, z wystającymi kośćmi, zmieniające co chwilę strony. "Wróg" Gray'a wyglądał prawie, że tak samo - z tym, że stał na dwóch nogach. Lucy wstała, sycząc przez ból w krwawiącym powoli kolanie - prawą dłonią "macała" swój skórzany pasek, szukając czegoś, co przydałoby się w walce. I znalazła.
 - Fleuve d'étoiles - Rzeka Gwiazd! - z satysfakcją, wyciągnęła zwinnym ruchem gładką w dotyku i niezbyt długą, czarną tyczkę, ze złotymi zdobieniami oraz zwisającą z niego, niewielką gwiazdką. W takiej formie wydawał się bezużyteczny, co zmieniło się, gdy "wyrósł" z niego bicz. Lśnił on błękitnym światem, sprawiającym wrażenie okalanego przez złociste gwiazdy - niczym Rzeka Gwiazd, jak sam tytuł wskazuje. Lucy podskoczyła wysoko w górę na lewej, "tej zdrowej" nodze, uderzając nim potwora wielokrotnie. To wystarczyło, by zniknął w milionach iskier. - Łatwo poszło... - rzuciła, cofając efekt broni i chowając ją na swoje miejsce.
~ * ~ 
Zacięta walka pomiędzy Ognistym Smoczym Zabójcą, a Koszmarem trwała. Natsu biegł, praktycznie cały w płomieniach, ciskając nimi w Marę. Była ona jednak szybsza, niż myślał - sama oczywiście "Wielkiego Salamandra" nie doceniała, bo ten z niebywałą łatwością unikał ataków zrobionym z krwi mieczem. Kobieta w unikach zapomniała o swoim ciosie ostatecznym, którym pokonywała większość przeciwników już na samym początku walki. Zatrzymała się z poślizgiem. Prawe oko zaświeciło czerwienią - zaczynała swoje przejęcie. Niewerbalna magia nie wymagała od niej wypowiadania formuł. Po prostu skupiła się na Natsu, zmuszonym do przerwania ataku. Jego płomienie nagle zgasły, a on sam tracił kontrolę nad swoim ciałem. Mara ponownie zaniosła się chciwym śmiechem, z psychizmem używając swojej magii.
 - Nie rozumiecie, że to dla was koniec!? - przyciągnęła Dragneel'a do siebie, by spojrzeć mu niedorzecznie w oczy, stopniowo unosząc do góry z pomocą jednej dłoni - Przechytrzyłam was. Nie pokonaliście mnie wtedy, jak resztę. Uciekłam! A teraz odnoszę swój triumf...Fairy Tail już nigdy nie odniesie zwycięstwa...Żegnaj, Salamandrze. - obróciła rękę, ukazując jej wewnętrzną stronę. Taki ruch służył do zabijania jej ofiar podczas kontroli. Mimo tego...nic się nie stało. Natsu opadł na ziemię, wciąż przytomny, zaś Mara zaczęła powtarzać coraz szybciej manewr. - Dlaczego to nie działa!? Powinieneś już nie żyć! - wiara w jej możliwości stopniowo malała. Salamander powstał, wracając do szczytu swoich mocy.
 - Myślałaś, że zwycięstwo przyjdzie dla Ciebie tak łatwo? - spytał, podchodząc do niej i szykując się do ataku. Mara odsuwała się do tyłu, co przerwała, wpadając na bramę. Gdyby nie ona, spadłaby wtedy z dachu niszczonej kwatery. - Przegrywasz. Już przegrałaś. - obróciła się, widząc coś, co zniszczyło jej wszelkie plany. Demonów nie było. Tylko Magowie, zmęczeni, lecz uśmiechnięci, z widocznymi emblematami Fairy Tail. Przecisnęła się przez stojącego przed nią różowowłosego, patrząc w niebo. Chmury odkrywały błękitne niebo, wraz ze słońcem, padającym na całą Magnolię. Acnologia leciała w przestworzach, wydając z siebie swój ostatni ryk, nim zniknęła. Nawoływała imię Smoka, jak szalona, ale on nie wracał.
 - Przegrałaś, Maro... - dziewczęcy głos Amandy, stojącej obok przerażał ją coraz bardziej. W białej sukience, trzymała za rękę odzianego w płaszcz tego samego koloru Seamus'a. Bez oszpecającej go blizny na twarzy. Powtórzył słowa młodszej przyjaciółki, aż zniknęli. Kręciła głową, nie dowierzając w to, co widzi. Zniknęli.
 - Ryk Ognistego Smoka! - ogniste tornado, lecące w jej stronę zlało się z krzykiem kobiety. Płomienie zniszczyły barierkę, a odepchnięta przez nie Mara spadała w dół. Czas zwolnił. Znowu widziała ich twarze, na niebie. Seamus i Amanda odchodzili. Mara mogła do nich dołączyć...coś ją uratowało. Chwyciło w ramionach, kiedy stała już na ziemi. Zachwiała się, próbując wyrwać z silnego uścisku dwójki mężczyzn. Rozpoznała ich po srebrnych hełmach i białych szatach, z granatowymi obwódkami. Armia Rady Magii ją dorwała. Słyszała słowa, ale nie rozumiała ich sensu. Ciągnęli ją do metalowej klatki na środku drogi, sznurem przywiązanej do rumaków o złocistych grzywach. Jej mroczna atmosfera nie pasowała do blasku Rady.
 - G-g-gdzie mnie zabieracie? - wyjąkała. Ci nie odpowiedzieli. Jedynie wrzucili ją siłą do środka, zamykając - powstała, chwyciła się krat, oświetlonych blaskiem zachodzącego zza chmur słońca. Odeszła w zapomnienie.
~ * ~
Zniszczeń...nie było zbyt wiele, o dziwo. Jedynie dach siedziby gildii wydawał się w opłakanym stanie, a także sala główna, mogli jednak uporać się z tym w kilka godzin. Mieszkańcy miasta wrócili do swoich domów, próbując zapomnieć o dzisiejszych wydarzeniach. Słuch po Acnologii ponownie zaginął - odleciał w przestworza, nic nie niszcząc. Dużo rannych z Fairy Tail nie było - w komnacie szpitalnej znajdowały się raptem dwie osoby, które zdążyły otrzymać lekarską pomoc od Wendy. Juvia - z opatrzonymi wszystkimi ranami - leżała w łóżku pod oknem, marudząc, że chce jak najprędzej stąd wyjść i pomóc w naprawianiu szkód. Nie wiadomo, czy z własnych dobrych intencji, czy wiadomych powodów do zobaczenia Sami-Wiecie-Kogo. Drugą osobą tutaj była Erza. Osłabiające znamię zostało usunięte, a sama czarodziejka odzyskała prawie wszystkie magiczne siły. I w przeciwieństwie do swojej towarzyszki, nie narzekała. Wolała porządnie wypocząć przez ten czas.
 - Nie mogę uwierzyć, że cała ta akcja z Torpid Nightmare skończyła się w taki sposób... - odparła Lucy, siadając na jednym z krzeseł wokół łóżka Tytanii. Natsu siedział pod ścianą, ze skrzyżowanymi rękoma, a Gray i Wendy stali obok. Erza w pozycji siedzącej wpatrywała się w widok za oknem.
 - Całe szczęście Rada zgarnęła tamtą kobietę... - dodał Gray, przysuwając z innego łóżka drugie krzesło, na którym usiadła Wendy. Nie do końca takie były jego intencje, ale nie będzie przecież zganiał małej dziewczynki. Natsu warknął coś niezrozumiale, patrząc spod byka na przyjaciół. Happy wleciał do pomieszczenia na swoich skrzydłach, unosząc się nad swoim właścicielem. Wiedział już, co zaraz powie.
 - Chciałem...z nią...Walczyć! - wstał, unosząc do góry płonącą pięść. Happy powtórzył ten ruch w powietrzu. Lucy i Gray tylko załamali ręce, Wendy zaczęła nerwowo przytakiwać, natomiast Erza odchyliła się do przodu, uderzając Salamandra w żebra. To przywróciło go na powrót o siad. Ale tylko na krótki moment, bo za chwilę znowu wybuchł, wiwatując słowem "walka". Tytania nie miała wyboru, zmuszona do tego czynu, uderzyła go jak najmocniej w czaszkę. Natsu opadł nieprzytomny na ziemię, śliniąc się przez "sen". Happy ustał na ziemi, podchodząc do niego i uderzając w twarz. Gdyby był silniejszy, mogłoby go to obudzić, na razie nie robiło mu żadnej krzywdy.
 - Erza...chyba go zabiłaś. - powiedział, zerkając ze smutkiem na kobietę-rycerza. Ta tylko wzruszyła ramionami, rozwiązując bandaż na swoim ramieniu. Nie było już śladów po ukąszeniu, jedynie malutka, ledwie widoczna opuchlizna. Wszyscy zaśmiali się, widząc pseudo-przerażoną minę Exceed'a. Happy nie podzielał tego szczęścia. Nie wiadomo, skąd wziął noszoną przez siebie w tym momencie, czarną szatę z białym kołnierzem. Kucnął przy Natsu, otwierając szarą księgę, z napisanymi złotymi literami "Poradnik Pogrzebowy". - Natsu...byłeś dobrym przyjacielem...chociaż nie dawałeś mi rybkiiii... - zaczął zanosić się płaczem, gdy także on stał się ofiarą ataku Erzy - Mama Rybka? - wymruczał, padając "trupem" na brzuchu Natsu. Oboje teraz spali, jak zabici, chrapiąc. Lucy zakryła usta dłonią, dopiero teraz dostrzegając Juvię. Milczała, z opuszczonym wzrokiem, zakrytym przez grzywkę niebieskich włosów. O ile wcześniej zadziwiała ją taka reakcja na temat Torpid Nightmare, tak teraz całkowicie rozumiała jej obecną sytuację. Zmieniła miejsce na krzesło obok jej miejsca spoczynku. Gray także podszedł, Wendy chciała uczynić to samo, jednak ciągnięcie za sobą ciała leczonego przez nią Natsu, z Happy'm na czele było ponad jej siły.
 - Wciąż myślisz o swojej siostrze, prawda? - spytała Lucy, kiedy Juvia zaczęła stopniowo podnosić głowę tak, by mogli widzieć jej twarz. Z zakrytym pod białą przepaską okiem i bandażami w miejscach poważnych ran. Lucy nie oczekiwała odpowiedzi i zadziwiła się, uzyskując jej. Juvia delikatnie się uśmiechnęła, odwracając się w stronę okna. Jednym wolnym na chwilę obecną okiem widziała zachodzące słońce i ulice Magnolii w jego świetle.
 - W sumie...nie. Teraz już nie. - ponownie zwróciła się do przyjaciół, zatrzymując się na dłużej przy Gray'u. Wzdrygnął się na myśl, że zaraz rzuci się na jego szyję, czego ostatecznie nie zrobiła. - Przeszłość zaskakuje w najmniej odpowiednim momencie. Juvia myślała, że ma to już za sobą i że będzie mogła wreszcie normalnie żyć. Było dla niej szokiem, że tak nagle się objawiła. Te wszystkie wspomnienia wróciły, ale...to już koniec. I Juvia sądzi, że może wreszcie zapomnieć i żyć dalej...Życie przeszłością...to co to za życie?
 - Masz rację. - przytaknęła Lucy, wracając na swoje poprzednie miejsce. Natsu z magiczną pomocą Wendy zaczął się przebudzać, Happy - najwyraźniej wolał pozostać  w krainie snów, pełnej ryb i Carl. Gray został na moment, chwytając dłoń przyjaciółki i szepcząc krótkie "dziękuje", odchodząc do reszty. A jak to się dla Juvii skończyło? Popadła w głęboki sen, pełen Gray'ów. - Swoją drogą...ciekawi mnie, co się stało z Marą. Zabrali ją gdzieś, nie wiadomo, gdzie...
~ * ~
Szpitale nigdy nie sprawiały przyjaznego wrażenia - wszędzie te białe korytarze, pokoje, do których można było zajrzeć przez miliony szyb na ścianach oraz ludzie, pochłonięci swoją pracą. Najmroczniej było w podziemnej części - ciemność, oświetlana przez przyczepione na kamiennych ściankach lampy, dające bardzo słaby blask. Żadnych mebli, tylko długi korytarz, niekiedy zaschnięta krew oraz masa zamkniętych na cztery spusty drzwi. W jednej z takich komnat znajdowała się dziewczyna. Opuchnięte, ciemnoniebieskie oczy krążyły dookoła białej sali, jakby całej zrobionej z twardego i niewygodnego w dotyku puchu. Biała, o wiele na nią za duża koszula, miała gdzie nigdzie czerwone, wyblakłe plamy. Czuła się, jak w psychiatryku. Nie. Ona była w psychiatryku. Bo przegrała z własną duszą. Nie mogła uciec, ze względu na metalowe kajdany, z niebieskimi kulami, które odbierały jej energię magiczną.
 - Powinnam ich wszystkich zabić za jednym zamachem, a nie się tak "bawić"... - warknęła, gdy niebieskie, brudne włosy okalały jej twarz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A morał z tego jest krótki i niektórym znany...Nie przywołuj Acnologii, bo zostaniesz zabrany!

No i oto ostatni rozdział pierwszej sagi. ;-) Jak widać, miała dziewiętnaście rozdziałów - a teraz powiem szczerze, iż obecnie w zapasie zaczynam pisać ten ze wdzięcznym numerkiem "dwadzieścia pięć". :D Mam nadzieję, że wszystkie ważne i mniej ważne kwestie, wprowadzone przeze mnie zostały rozwiązane. Pozostaje jeszcze kwestia medalionu Lucy od Elyon, co we wspomnianym chapter'ze zostaje wyjaśnione. ;3 Swoją drogą, co tam u was? U mnie cóż...zaczął się kolejny tydzień męk i tortur szkoły, zaczęłam oglądanie Glee, z czym długo zwlekałam, za to zaniedbałam kilka innych produkcji, które oglądałam, ale cóż...xD 

Za kilka dni wstawię tu pierwszy rozdział nowej sagi. Jej opis już się pojawił w zakładce O Blogu, prócz tego zachęcam do udziału w nowej ankiecie. Ot tak sprawdzić, która z bardziej ważnych złych postaci najbardziej przypadła czytelnikom do gustu. :3 Na koniec oznajmiam oficjalnie - możecie mnie uznawać za Trolla. I'm out! D: *wychodzi, zakrywając kurtynę*  

1 komentarz:

  1. Hej Trollku :D :* I oto przeczytała ostatni rozdział I sagi... już za nami...
    Przez to, że dopiero niedawno zaczęłam wszystko nadrabiać wydaje mi się krotka i troche mi z tego powodu smutno, no ale na szczęście na tym nie poprzestaniesz ;) Bardzo się z tego powodu ciesze ^.^
    Rozdzialik wspaniały, szczególnie jakoś rozmowa Lucy i Graya z Juvią przypadła mi do gustu. Hehe Mara w psychiatryku xD No tego się nie spodziewałam, dość nietypwe zakończenie :D. A za morał powinnaś dostać medal! Buziaki, czekam na kolejną sage :*

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą