poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział XVII

Rozdział XVII "Smok Apokalipsy"
Gdy tylko opuścili tajemniczą komnatę, dość prędko zorientowali się, w jakim są miejscu - zdziwili się, rozpoznając niechlujne i przesadzone przyozdobienia, typowe dla korytarzy w rezydencji rodziny Mishima. A krótko po tym Lucy przypomniała sobie zlecenie, związane z zegarem, którego ostatecznie nie zdobyli, zamiast tego skrócili czas uzbierania czynszu dla dziewczyny. Już wpadała w panikę, kiedy zdała sobie sprawę...że to jest dziwniejsze, niż myślała.
 - Cały ten dom jest taki...pusty. - stwierdził Gray, zakładając dłonie za głowę i obserwując dekoracje. Happy wykrzyknął krótkie "aye", napawając się odzyskanymi mocami i latając nad głowami wszystkich. - Nie ma żywej duszy.
 - Natsu, nie wyczuwasz nikogo? - spytała, jakby nigdy nic Heartfilia, poprawiając nieco swój wystrój. Niestety powrót z Edolas nie przywrócił im normalnego ubioru - wciąż musiała zmagać się ze skórzanym kombinezonem Lucy Ashley. Gray nie miał już problemu z gryzącymi swetrami, zrzuconymi przy pierwszej wolnej okazji. Salamander próbował wyłapać "trop" któregoś z mieszkańców posiadłości. Poczuł kilka zapachów. Pierwszy - dobrze mu znana woń męskich perfumów pana Mishimy. Kolejne dwa były jednak obce, jednocześnie jakby już kiedyś ich właścicieli spotkał. Cisza przeciągała się, kolejne pomieszczenia pozostawały opustoszałe. Pokój gościnny, salon, jadalnia, sypialna Mirandy...i Natsu w porywczym tempie zawrócił, z triumfalnym uśmiechem otwierając jedną z szufladek w pokoju. - Natsu, co Ty robisz!? - wrzasnęła Lucy, szybko zatykając usta. Jakby się bała, że ktoś ich przyłapie.
 - No jak to, co? Szukam jakiś dowodów na to, że córeczka tatusia tu była...co to? - z jednej z nich powolnym ruchem wyciągnął czerwony materiał, wykonany z koronki. Podirytowana Lucy wyrwała mu go z rąk, odkładając na swoje miejsce i zamykając szufladę.
 - Jak możesz tak grzebać w cudzych rzeczach!? - chwyciła jasnoróżową poduszkę, leżącą na seledynowym łożu i zaczęła obkładać nią chłopaka. Natsu nie pozostawał dłużny - zabrał kolejną, rozpoczynając bitwę. Szybko okrzyki złości zamieniły się w przyjazne śmiechy, a "wojna" stała się po prostu dobrą zabawą. Trwało to tak, dopóki z jednej poduszki nie wyleciała kartka. Zwinięta, zachęcająca wręcz do przeczytania wiadomości. Lucy niepewnie ją podniosła, zdając się na docinki Natsu, z typu "i kto tu teraz szpera w cudzych rzeczach". Blondwłosa nie zważała na to i czym prędzej odczytała treść. - O nie... - wyszeptała, pokazując przyjacielowi kartkę. Nim się zorientowali, do sypialni wkroczyli Erza, Gray i Happy, przetrzymując tonącego we własnych łzach Mishimę.
 - Moja córka... - ledwie dobierał słowa w tym stanie - Moja córka...musicie mi pomóc...
~ * ~
Schodzili kamiennymi schodkami do piwnicy posiadłości - Mishima prowadził ich na tyle, na ile pozwalał mu obecny stan emocjonalny. Według jego "majaczeń", Miranda zaczęła dziwnie się zachowywać, a w ciągu tych paru godzin nieobecności Magów - przebywała w piwnicy. Mishima, martwiąc się o nią, nie mógł dłużej czekać. Zajrzał tam, widząc to, czego z pewnością widzieć nie chciał. Więcej się nie dowiedzieli - muszą za to ratować Mirandę, nie ważne, czym jest to "okropne coś". Na końcu podziemnego korytarza znajdowały się drzwi - Mishima otworzył je, a pierwsze, co zobaczył, to Miranda, na tle czerwonego światła.
 - Miranda! - z uczuciem pewnego rodzaju ulgi, mężczyzna podbiegł do córki, która znalazła się w jego objęciach. Nie wyglądała na szczęśliwą - zdenerwowała się wręcz, gdy ojciec położył na niej ręce. Odepchnęła go. Magowie z Fairy Tail rozejrzeli się po piwnicy - o ile takie określenie pasowało. Czerwone światło w tle pochodziło z rozświetlonego przedmiotu, unoszącego się w powietrzu. Był to złoty zegar - ten, który mieli odnaleźć.
 - Nie jestem Twoją głupią córką. - oznajmiła z jadem. Jednym, zgrabnym ruchem wysuniętej do przodu dłoni unieruchomiła Mishimę, powoli odrywając go od ziemi. Wygląd Mirandy zaczął się zmieniać - po czarnych włosach pozostało jedynie kilka pasm w niebieskich, także barwa oczu znacznie ściemniała, a piegi na twarzy zniknęły. Zresztą, jej rysy także uległy zmianie.
 - Mara!? - sam widok wroga przywrócił "zdrowy rozsądek" Magom. Zaczęli przygotowywać się do ataku. A ona tylko się zaśmiała.
 - Seamus, teraz! - krótko po komendzie, z sufitu zaczęła zlatywać pewna osoba. Mishima zerknął w jej stronę z przerażeniem, i to był ostatni widok, jaki widział. Ostry nóż utknął w jego karku, powodując natychmiastową śmierć. Nie było już dla niego ratunku... - Zajmij ich. - dodała ciszej, odkopując nieżywego mężczyznę w ciemniejszy kąt pomieszczenia i biegnąc do zegara. A to wszystko zwiastowało tylko jedno...walkę.
 - Zabawimy się... - wysyczał Seamus z uśmiechem, puszczając "oczko" do Lucy i Erzy. Tytania nie czekała długo na rozpoczęcie pojedynku. Zniszczona suknia z Edolas przemieniła się w Zbroję Czarnego Skrzydła, zaś w prawa dłoń zdzierżyła ostry, jak brzytwa miecz. Seamus nie chciał dać za wygraną - skupił się na iluzji, wywołując przed sobą dwie, niskie kreatury, wyposażone w zbroje i parę noży. Jedyne, czym się różniły, to kolory - jedna była fioletowa, druga zielona. Przekazał im telepatycznie komendę: pozbyć się Tytanii Erzy.  Podczas, gdy one ruszyły na szkarłatnowłosą, Seamus odskoczył, wytwarzając pod sobą iluzjonistyczną barierę, pomagającą biegać przez ściany. Biegł najszybciej, jak tylko mógł, próbując dobiec do znajdującego się na końcu pomieszczenia zegara. Mara już używała czaru aktywującego, na szczęście nie dotykała przedmiotu. Według niej, tak duża dawka mocy bez pomocy drugiego Maga mogłaby ją zabić, a jeżeli ktoś jej pomoże - także zyska potrzebne moce. Problemem na chwilę obecną byli Natsu i Gray zamierzający zaatakować czarodziejkę.
 - Księżycowe Mignięcie! - Erza, z pomocą swojego miecza, z łatwością przecięła na krzyż twory, torując sobie drogę do ataku. Seamus usunął barierę, naskakując na chłopaków, przed tym jednak plany pokrzyżował mu różowy i wygodny puch pod nim.
 - Dobra robota, Aries! - wykrzyknęła Lucy do Gwiezdnego Ducha, stojącego obok w skulonej pozycji. Powiedziała tylko "przepraszam" - denerwując właścicielkę - i zniknęła. Heartfilia uśmiechnęła się, wyjmując kolejny klucz. - Otwórz się Bramo do Byka - Taurus! - po krótkim, złocistym blasku na sali pojawiła się bykopodobna istota, podtrzymująca topór. Początkowo wyglądał w miarę poważnie...dopóki nie przybliżył się do Lucy.
 - Panienko Lucy, wyglądasz dziś zadziwiają...
 - Nie teraz Taurus, załatw tego gościa. - przerwała z zażenowaniem, wskazując na Seamus'a. Byk kiwnął głową, podskakując do puchu, w którym uwięziony był mężczyzna. Seamus zaśmiał się, robiąc unik. Ostrze topora - zamiast w wroga - trafiło w zasłonę Aries, niszcząc ją. A po tym sam zniknął, podobnie było z samym Seamus'em. - Gdzie on jest!?

Tymczasem kilka metrów dalej, toczyła się walka Salamandra i Gray'a z Marą - nie wiele dawały ich ataki. Jakby odporna na nie, odbijała każdy w kierunku rzucającego urok. Ledwie unikali zadane przez siebie ciosy. Niebieskowłosa ignorowała ich, bacznie obserwując zegar i tworząc magiczny krąg pomiędzy sobą, a przedmiotem. Długo to nie zajęło, bo gdy skończyła, raczyła "zaszczycić" wszystkich udziałem w walce.
 - Krwawa Układanka! - prawa dłoń dziewczyny uniosła się do góry, tworząc falę zrobionych z krwi ostrzy. Nie było to jednak problemem dla "Wróżek" - Gray z łatwością zamroził ciecz, zaś Natsu otoczył swoje ciało płomieniami, by z pomocą Ostrza Rogu Ognistego Smoka uderzyć w członkinię Koszmaru. Nie zraniło jej, lecz dało czas na próby dezaktywowania zegara. Mara, robiąc unik, odskoczyła na drugi koniec "areny". Natsu i Gray skupili się przy zegarze.
 - Jak można to coś wyłączyć? - brunet przyjrzał się dokładnie składowisku magicznej mocy. Na zegarze wypisane były pewne insygnia, których on jednak nie rozumiał. Lucy nie mogła tutaj pomóc, skoro sama toczyła teraz walkę z Seamus'em. - Poważnie!? - widok Dragneel'a, próbującego wyjąć zegarek własną siłą był...niezbyt zadziwiający. Przerwał czynność, odepchnięty przez nieznaną siłę do tyłu.
 - Nie jesteście godni! - krzyknęła Mara, powstając i chwytając się za brzuch. Upadek nie był najprzyjemniejszy. - Seamus! - jak zawołała, tak Mag Iluzji przybył. Nikt nie zauważył chwili, podczas której przechwycił on Lucy, podtrzymując z tyłu i przykładając nóż do jej szyi. Robił to z szyderczym uśmiechem, a postrachu dodawała blizna na twarzy. Natsu przypomniał sobie pierwsze spotkanie z Seamus'em - był raczej cichym i trzymającym się na uboczu człowiekiem, a teraz wygląda to tak, jakby podmieniono mu osobowości z Marą. Prędzej do niej pasowałoby uprowadzenie przypadkowego członka ich drużyny, z groźbą zagrożenia jego życia.
 - Przestańcie nam przeszkadzać, a waszej Ślicznotce nic się nie stanie. - Lucy próbowała uwolnić się z pułapki, co uniemożliwiały jej iluzjonistyczne twory, wcześniej walczące z Erzą. Jedno z nich zerwało z paska klucze, rzucając je na ziemię. Wróżki nie miały wyboru i musiały odłożyć broń. - Doskonale. - brunet odsunął się, w miejscu więzienia Gwiezdnej Czarodziejki tworząc pilnującego ją klona. Podszedł do Mary i chwycił ją za dłoń.
 - Gotowy? - spytała, z powagą go obserwując. Przytaknął w odpowiedzi, a rytuał się rozpoczął. Czerwony blask otoczył ich, wspólnie także zaczęli wygłaszać formułę.
Czarny Panie, przybądź do nas...
Daj nam swoją siłę,
Swój żywot...
O, Czarny Panie, Zeref'ie...
Wstąp w nas, PRZYBĄDŹ. 
 - Dosyć! - Natsu stracił panowanie nad sobą. Pięści zapłonęły żywym ogniem, tworząc kule lecące w barierę otaczającą złe siły. Czar odbił się i ugodził Smoczego Zabójcę. Lucy krzyknęła rozpaczliwie jego imię, zaś sobowtór Seamus'a nie czekał. Nóż w szybkim tempie zaczął przybliżać się do szyi blondwłosej, lecz ostatecznie nie przebił się przez nią - szyki pokrzyżował mu złocisty blask, odsuwający od Heartfilii wszystkie iluzje, niszcząc je.
 - Loke! - uśmiechnęła się na widok swojego gwiezdnego przyjaciela. Gdyby tylko miała się jeszcze, z czego cieszyć - ten incydent odsunął myśli wszystkich od Mary i Seamus'a, ożywiających Zeref'a. Wokół kobiety zgromadził się blask, dając jej moc. U jej partnera było inaczej - wpierw wszystko zniknęło, otaczając go czarnymi iskrami, przeszywanymi malutkimi błyskawicami.
 - Mara, co się dzieje!? Dlaczego tylko Ty zyskałaś moc!? - wyrzut w jego głosie zmieszany był ze strachem. Iskry dosłownie pożerały go żywcem. Na twarzy Mary ponownie zagościł psychiczny uśmiech, a jej śmiech kpiny rozniósł się po całej sali.
 - Czy Ty naprawdę myślisz, że mogłabym podzielić się potęgą z Tobą!? Bzdura, to ja sobie zapracowałam na to wszystko, byłeś tylko pionkiem. Twoja chciwość sprowadziła na Ciebie zgubę? Trzeba było pomyśleć, zanim zawarłeś ze mną układ! Teraz za to zapłacisz, swoim życiem. - z każdym słowem, oczy Seamus'a rozszerzały się, a on, nim się odezwał, zniknął. Nie pozostało po nim nic. Zegar zaczął się trząść, zwiastując wybuch.
 - Na ziemię! - za poleceniem Erzy, wszyscy odskoczyli najdalej, jak tylko mogli od pola rażenia. Loke wziął Lucy na ręce, zaś Gray i Tytania polecieli w swoje strony. Jedynie Natsu nie musiał się trudzić, leżąc zraniony przy wrotach. Rodzinna pamiątka rozniosła się na strzępy. Dym unosił się jeszcze przez jakiś czas. Magowie z Fairy Tail powstali. Lucy podziękowała Leo, który zniknął w Świecie Gwiezdnych Duchów. Początkowo nic się nie działo - uwaga wzrosła dopiero, kiedy postać po środku składu dymu w komnacie powstała, bez kaszlu, bez jakichkolwiek obrażeń, poza ledwie trzymającym się, zniszczonym strojem. Spojrzała niepewnie na swoje dłonie - w postrzępionych rękawicach, rodem z bajki o księżniczkach. Ciemnoniebieskie oczy zaświeciły na moment czerwienią.
 - Udało się... - wyszeptała, spoglądając po Magach. Zaśmiała się cicho. Cichy śmiech przemienił się w głośny. A gdy się już uspokoiła, pozostało jej tylko jedno słowo do wygłoszenia. - Przysięgam, że gildia Fairy Tail...zniknie z tego świata, jako pierwsza...Wróżki z pourywanymi skrzydełkami będą moimi pierwszymi ofiarami! Acnologia! - wokół kobiety zebrała się mroczna aura, przemieniająca się w wir. Dach rozłożył się, jakby na życzenie, sprowadzając burzę, wraz z potężną ulewą. Mara uniosła się do góry, coraz wyżej i wyżej...aż zniknęła, wraz z wirem.
 - Ona...przywołała...go... - wyjąkała Lucy, podchodząc z resztą w głąb sali. Kucnęła, podnosząc leżące na ziemi, odłamki z wnętrza zegara. Natsu zacisnął pięść, odzyskawszy swoje siły.
 - Ktoś taki, jak ona nie może żyć na tym świecie...
 - Pierwszy cel...Fairy Tail. - dodał Gray, krótko po różowowłosym, obserwując zachmurzone niebo. Ciszę przerwał grzmot. Erza powróciła do codziennej zbroi, rozglądając się. Z kąta wyszedł Happy, przerażony tym wszystkim. Natsu chwycił go, uspokajając - Exceed zaczął przepraszać za swoje zachowanie, jednak nie to było teraz najważniejsze.
 - Musimy natychmiast jechać do gildii. Za mną! - wybiegli z sali, idąc schodami w górę do wejścia. Cały ród Mishima jednego dnia zginął. Posiadłość została zmasakrowana, na zewnątrz znajdowała się już tylko jedna karoca, z hałasującymi rumakami, przywiązanymi do niej. Erza zajęła miejsce prowadzącego, natomiast Gray, Happy i majaczący coś pod nosem na temat jazdy takimi środkami transportu Natsu usiedli wewnątrz.
 - Ej, a mogłabym się najpierw przebrać? To dość krępujące... - Lucy dłońmi podtrzymywała bluzkę, zniszczoną na tyle, że jeden podmuch wiatru mógłby ją po prostu zdmuchnąć. Erza zmierzyła ją morderczym spojrzeniem. Nim weszła do karocy, zaczerwieniona po uszy, obok niej pojawiła się różowowłosa pokojówka, z kajdankami nałożonymi na nadgarstkach. Lucy odetchnęła z ulgą, mając na sobie swój ulubiony, gwiezdny komplet. Podziękowała, ignorując pytanie o karę i odsyłając Ducha z powrotem. Teraz liczył się czas.
~ * ~
Fairy Tail, jak każdego dnia, tętniło życiem. Magowie przebywający wewnątrz gildii śmiali się, rozmawiali i pili, nie obyło się bez mniejszych bójek, szybko uspokajanych przez osoby trzecie. Na podwórzu przed wejściem, Romeo wesoło kopał piłkę, robiąc sztuczki z pomocą magii. Wszystko to robił na raz tylko dlatego, by zaimponować siedzącej na schodach, zmartwionej Wendy. Nie słuchał nawet pouczania Carli, chciał przyjaciółkę pocieszyć w zabawny sposób. Nikt nawet nie wiedział, co jest powodem takiego zachowania. Rana po Torpid Nightmare zdążyła już zniknąć.
 - Ja z nią porozmawiam. - powiedziała Mirajane, wychodząc na zewnątrz i obdarzając młodszego Maga serdecznym uśmiechem. Romeo kiwnął głową, biegnąc do stolika, przy którym siedział jego ojciec, zaś jasnowłosa usiadła przy Smoczej Zabójczyni. - Czy coś się stało, Wendy?
 - Powinni już wrócić z tej misji. To niemożliwe, by tak długo mogła trwać. - granatowowłosa dziewczynka zeskoczyła na schodek niżej, rozmyślając mocno nad Drużyną Natsu. Mira położyła jej rękę na ramieniu.
 - Jestem pewna, że jeszcze dziś wrócą cali i zdrowi. - te słowa poprawiły samopoczucie Wendy. Nie na długo jednak. Nagle, błękitne niebo zostało spowite ciemnymi, burzowymi chmurami. Sekundę później spadł potężny deszcz. Mieszkańcy Magnolii, idący ulicami miasta, zaczęli ukrywać się pod dachami, bądź szukać nakrycia, by nie zmoknąć. Także Mirajane, Wendy i Carla w pośpiechu wróciły do kwatery. Podeszły do okna, by zobaczyć widok miasta.
 - O nie... - Strauss zakryła usta, zanosząc się łzami na widok czarnego, przeszywanego błękitem smoka. Smoka Apokalipsy, Acnologii...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chapters gonna...chapt?

Jak obiecałam w zakładce z Liebster Awards, dodaję dzisiaj nowy rozdział. ;-) Wracając do samej nominacji - otrzymałam takowe dwie. Wprawdzie nie wzięłam udziału w całkowitej zabawie (czyli nie nominowałam jedenastki innych blogów), to odpowiedziałam na pytania, by nie wyszło, że jestem wredna, czy coś. :o Kolejny rozdział najprawdopodobniej wstawię jeszcze w tym tygodniu. :3

1 komentarz:

  1. I już koniec? Nie ma więcej? Ale co z tym smokiem... nie, to głupie pytanie - można się domyślać co zrobi. Skończyć w takim momencie, bezduszna jesteś. Wracając do rozdziału o Edolas był wręcz magiczny, ten natomiast zamroził mi krew w żyłach. Jak to mi przyszło na myśl czytając twoje opowiadanie, zacny i ambitny jest twój fanfik :D Teraz, jak już wszystko nadrobiłam postaram się komentować na bierząco :*

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą