piątek, 22 lutego 2013

Rozdział XXIII

Rozdział XXIII "Trzecia gildia się objawia"
Pentagram.
Symbol mrocznej gildii Sojuszu Balam, Tartaros.
Trójka jej członków stała w centrum wioski, gotowa do działania - nie ważne, jakich. Mógł to być specjalny atak na wioskę, albo po prostu nastraszenie ich. A może wiedzieli, że Fairy Tail kręciło się w pobliżu ich siedziby? To teraz nie miało najmniejszego znaczenia. Napadli na Komono bez skrupułów - to nie oznaczało niczego innego, jak natychmiastową walkę. A pierwszy do niej ruszył właśnie Natsu, wyskakując przez okno. Kolejni do ataku byli Elfman i Gray, potem Gajeel. Erza została na moment, zwracając się do Lisanny i Lucy. Bowiem nie należały one do tych ludzi, którzy mogli walczyć, kiedy tylko zechcą.
 - Wy idźcie po mieszkańców! - rzuciła na odchodne, przeobrażając strój na Zbroję Niebiańskiego Koła i wylatując. Dziewczyny kiwnęły głowami na znak zgody, wraz z Happy'm i Lily'm schodząc na dół i wybiegając z domu. To, co działo się na zewnątrz, przypominało małą wojnę - ludzie wybiegali ze swoich posiadłości, krzyczeli i próbowali chronić najmłodszych. Niekiedy przelatywały tam butelki z ciemnofioletowym płynem - wywoływały one nieszkodliwy dym, w którym ukrywał się zamaskowany członek Tartaros. Tymczasem, dwie identyczne, a jednocześnie tak różne dziewczyny rozdzielały się, unikając wszelkich ataków. Nie zadziałał Niebiański Okrąg Mieczy, zaserwowanych od Erzy. W zamieszaniu widoczne było światło lodu Gray'a i ognia Natsu, blask żelaza Gajeel'a oraz ryki Elfman'a w podstawowej formie Przejęcia Bestii. Happy i Lily z pomocą skrzydeł odprowadzali młodszych mieszkańców w bezpieczne miejsce - czyli na piętro sypialne w domu gościnnym, do którego nie trafił jeszcze żaden atak. Lucy pomagała wychodzić starszej parze, gdy Lisanna bacznie przyglądała się jednej z walk. Elfman - korzystając tym razem z Ramienia Bestii: Czarnego Byka, stanął na przeciw wrogich "przyjaciółek".
 - To będzie dosyć proste...aż będę czuła niedosyt. - powiedziała do samej siebie ta o mroczniejszej charakteryzacji. Zdezorientowany Elfman, ruszył do ataku. W tym czasie, obie połączyły swoje dłonie, tworząc okrąg magiczny. Wzorem kolorów przypominał Yin & Yang, narysowane na środku. Blask spowił obie z nich, w aurach dokładnie przeciwnych do ogólnego wyglądu.
Jak mrok ze światłem
Jak światło z ciemnością
Jak Yin & Yang ciemną nocą
Oświetl nas swą mocą!
Po tej krótkiej formule, blask z obu Magów przeszedł do kręgu, a z kręgu do strzały. Atak przeszył Elfman'a na wylot, ramię Bestii powróciło do ludzkiej formy, a sam opadł bezwładnie na ziemię. Lisanna widziała to wszystko dokładnie.
 - Braciszek Elf! - przerażona i zapłakana w tak krótkim czasie, zaczęła biec do mężczyzny. Został ranny - nie krwawił, ale i tak był słaby. Lisanna wiedziała już, co jej rodzeństwo musiało czuć podczas tamtego incydentu. Co czuła teraz. Smutek i strach, że utraci kogoś tak sobie bliskiego. Zbliżała się do brata...aż sama została dotknięta nagłym atakiem. Nie magicznym, a kolejną butelką z eliksirem. Padła z boku na ziemię, obserwując trunek. W przeciwieństwie do poprzednich, ten posiadał neonowy, zielony kolor, jak na znakach ostrzegawczych noszonych w zimowe wieczory przez dzieci. Trucizna...

Zamaskowany człowiek wyciągnął ze skrytego za płaszczem pasa kilka standardowych mikstur. Rozrzucił je na wszystkie boki w tym samym momencie, w którym Yin & Yang znalazły się przy nim. Butelki uległy zniszczeniu, uwalniając szary dym. Zniknęli. Pozostawiając po sobie wielu rannych.
~ * ~
Czuła ból.
Nic, żadne inne uczucie - po prostu ból, nasilający się z każdą sekundą.
I mówiąc szczerze, ostatni raz była w podobnej sytuacji podczas tamtej pamiętnej misji, ze swoim rodzeństwem. Gdy przeniosła się do równoległego świata Edolas, a na Ziemi uznano ją za zmarłą. Kto wie, czy teraz rzeczywiście nie umrze? Na jej ramieniu bowiem znajdowała się całkiem spora blizna, z której nieprzerwanie, lecz powoli lała się krew. Lucy i Erza zmieniały warty przy niej co jakiś czas, zmieniając opatrunek. Obok łóżka leżał stos czerwonych i mokrych bandaży. A po Magach z Tartaros nie pozostało praktycznie nic, poza śladami po butlach i kilkoma szkodami na dobytku innych. Z czasem ból Lisanny się uspokoił, natomiast Elfman zamrugał parę razy, wybudzając się.
 - Co się... - próbował wstać, lecz brak sił mu na to nie pozwalał. Jedyna jego rana znajdowała się na brzuchu - i nie należała do tych poważniejszych. Podnosił się, podskakując do góry ze strachu w momencie...wejścia Natsu. Nie tak cichego, bo na to go stać nie było - z hukiem drzwi i dyszeniem, spowodowanym zmęczeniem. Białowłosy skoczył tak wysoko, że przez moment sięgnął sufitu. Wskazywał z przerażeniem na Salamandra, chowając głowę w poduszkach. - Za-zabierzcie ode mnie tego potwora! - takim tekstem i zachowaniem wkurzył dostatecznie już złego Natsu. Gdyby nie bolesna interwencja Gajeel'a, chowającego się do tej pory w cieniu, Elfman zostałby zraniony dotkliwiej. Zaraz za Dragnel'em, w pokoju pojawił się Gray.
 - Wygląda na to... - przerwał, by móc złapać oddech. Bieg z podwórza na samą górę domu nie należał do przyjemności. - ...że mamy gości.
~ * ~
Wszyscy, nie licząc dwójki najmłodszych z rodzeństwa Strauss, wyszli na zewnątrz, zastygając nagle w ruchu - zdziwił ich widok czwórki Magów z ich gildii, zwłaszcza, że w nietypowych dla nich zachowaniach. Stały przy kilkuosobowym samochodzie w barwach moro - mógł być w dobrym stanie, niestety do prowadzenia nie zachęcała drastycznie zniszczona maska, ani nieprzerywalny odgłos zaciętego klaksonu. Levy siedziała pod drzewem ze skrzyżowanymi rękoma i nadętą miną, z widocznymi efektami zmęczenia. Włosy stały we wszystkich stronach, pomarańczowa sukienka była wygnieciona i brudna, a opaska wydawała się już dawno mieć w głębokim poważaniu swoje "przeznaczenie". Gdzieś tam z boku kręciła się Juvia, pracując nad dziwnym, czarnym przedmiotem. Kilka razy kończyło się to słabym, nieszkodliwym porażeniem, a w ostateczności wyrzuceniem "broni" w krzaki, z wnioskiem, iż jest bezużyteczna. Wendy i Carla spały na wiklinowej ławce pod jednym z domostw. Mirajane jako jedyna zachowywała pozory normalności - stała z uśmiechem, lecz także lekkim zakłopotaniem. Bo jak tu być spokojnym, gdy Twoje towarzyszki marudzą bez przerwy, a Ci, do których taką drogę przebyli, stali teraz i wbijali w nich swój wzrok?
 - Witajcie! - przywitała się pogodnie, zadziwiając mieszkańców wioski. Zapewne pozwolili im wstąpić do Komono ze względu na symbole Fairy Tail. Czyżby burmistrz im nie powiedział, że z rana mają się wynieść? A może to oni wciąż liczyli na pomoc, ignorując polecenia? Mira rozejrzała się po Magach, próbując odnaleźć swoją siostrę i brata. - A gdzie Lisanna i Elfman?
Nastało milczenie. Natsu i Gray drapali się po głowach, jakby nie słyszeli pytania, Gajeel skupiał swój wzrok na wszystkich innych, tylko nie na barmance z gildii. Lucy kopała nieśmiało kamień, Erza westchnęła, chcąc wszystko wyjaśnić.
 - Grupa wrogich Magów z gildii Tartaros napadła na wioskę. Nie skrzywdzili nikogo, ale Elfman i Lisanna mają kilka ran... - ugryzła się w język, mogła nie wspominać ostatnich wydarzeń. W niebieskich oczach Mirajane pojawiły się pierwsze łzy. Przycisnęła prawą dłoń do piersi, opuszczając głowę. Krople łez opadły na ziemię, pozostawiając po sobie ślady, a do najstarszej Strauss powróciła odwaga, by mogła spojrzeć Erzie w oczy.
 - Co się z nimi stało!? - niemal to wszystko wykrzyczała prosto w twarz Tytanii, łkając. Nie pozostawało to dla niej łatwe. Nie jeden raz musiała patrzeć na ich cierpienie, nie mogąc nic zrobić. Demoniczna strona "uaktywniła" się - jasne loki dziewczyny uniosły się do góry, a w oczach pojawił się demoniczny błysk. Chwyciła szponami szyję dawnej rywalki, a drugie szykowała już na atak. - Pytałam, co się z nimi sta... - pięść Miry została zablokowana przez przywołany miecz Erzy. Stały w takiej pozycji przez minutę, dopóki czarodziejka nie uspokoiła się, wracając do normalnej postaci. - Przepraszam...poniosło mnie... - wyszeptała, klęcząc i ukrywając twarz w dłoniach. Natsu podszedł do niej, pomagając wstać.
 - Są na górze. Idź do nich. - te dwa krótkie zdania i sympatyczny uśmiech uspokoiły Mirajane, która odwzajemniła ten gest i pognała szybszym krokiem do gościnnego budynku. Levy uspokoiła nerwy, podchodząc do reszty. - Dlaczego tak właściwie tu przyjechałyście? Z tego, co wiem, to miała być tylko misja dla na...
 - Natsu! - Lucy musiała ponownie powstrzymać przyjaciela przed nagłym wybuchem - Pozwólmy im wyjaśnić... - dodała, zaglądając do wnętrza niby-działającego samochodu, przejeżdżając po przednim siedzeniu i kierownicy dłonią. Irytujące dźwięki ustały już dawno, niebo powoli jaśniało porannymi barwami, błyszcząc ostatnimi gwiazdami. McGarden wyjęła z włosów swoją pomarańczową opaskę, wkładając ją tam ponownie, tym razem - poprawniej, niż przedtem. Przetarła dłońmi oczy, pod którymi znajdowały się już cienie zmęczenia. Mimo to, uśmiechnęła się.
 - Mirajane martwiła się o was i postanowiła tu przyjechać, by sprawdzić, jak sobie radzicie. A ja postanowiłam jej pomóc... - urwała, zauważając zdumionego Gajeel'a, zajmującego jeden z dachów. Odchrząknęła, kładąc jedną dłoń na biodrze i odwracając się od chłopaka, przenikliwym spojrzeniem zerkając na bok. - Nie, żebym się martwiła, czy coś w ten deseń. - pokręciła głową, pozwalając lokom opaść na zarumienioną twarz. Smoczy Zabójca wciąż pozostawał nie wtajemniczony, jakby interesując się czymś zupełnie innym.
 - Wypadałoby naprawić ten samochód... - Lucy wskazała na stojące w miejscu "zwłoki" auta. Faktycznie, gdyby działało tak dobrze, jak to Jet i Droy zapewniali, a co mijało się z prawdą, podróż powrotna do Magnolii byłaby przyjemniejsza, niż długi chód lasem i jazda pociągiem ze zniszczonej stacji. Może nie dla Natsu, ale on mógłby polecieć za nimi na Happy'm. A Gajeel...Gajeel ma Lily'ego. Wnętrze pojazdu jest dość pojemne. Redfox westchnął ciężko, zeskakując na dół i otwierając zgniecioną maskę.
 - Da się z tym coś zrobić. - wychrypiał, krzyżując ręce. Spokojna rozmowa nie trwała długo, bo z wnętrza domu rozniósł się okrzyk. Okrzyk przerażenia, należący do Mirajane. Wendy i Carla obudziły się, biegnąc za resztą do środka. Nie było czasu na czekanie - każdy pchał się do drabiny, niektórzy próbowali doskoczyć, bądź wdrapywać się. To, co ujrzeli, przenosiło ich najśmielsze oczekiwania. W tym momencie majaczący ze strachu Elfman nie pozostawał zdziwieniem. Lisanna szeptała cicho i niewyraźnie imię Miry. Miejsce rany na ramieniu przemieniło się w coś gorszego. Cała prawa ręka, od dłoni, aż po ramię z blizną po ostatniej walce przypominała część ciała potwora. Porośnięta zielonkawymi łuskami, dodatkowo pokrytymi bordową sierścią. Pazury lśniły, niczym najczystsze złoto. Lucy i Erza podbiegły do Mirajane, klęczącej przy łóżku siostry i kładącej głowę na pościeli, chwytając tą drobniejszą, ludzką dłoń Lisanny.
 - Jaki kolor... - Levy przełknęła ślinę, zastanawiając się, czy to na pewno dobry moment na takie pytania. Mogła wiedzieć, co stało się z przyjaciółką ich wszystkich... - ...miał ten eliksir? - zapadło milczenie. Elfman wybełkotał coś, wybuchając krzykiem i płaczem. Łzy lały się praktycznie strumieniami, i to nie z powodu obecnej tragedii, której jest świadkiem.
 - Zielony... - zaczął spokojniej, dygocząc zębami, jakby z zimna - ...niczym jad! Trucizna! Zginiemy-y-y... - załkał w poduszkę, niczym małe dziecko. Wendy podeszła do mężczyzny, dotykając dłońmi jego czoła. Błękitne światło powoli go uspokajało. Levy oparła brodę o dłoń, zamyślając się. Przypomniała sobie po kolei wszystkie eliksiry z książki, którą niedawno czytała.
 - Zielony? - powtórzyła, z zadowoleniem ze swojego sukcesu - Zielony działał, jako trucizna. Zgodnie ze stopniami barw, im bardziej jaskrawy odcień ma, tym gorsze jest jego działanie. Ten, który wstrzyknięto Lisannie, musi przemieniać w bestię. Stadium "choroby" rozwija się przez kilkanaście godzin...reasumując, potrzebne jest antidotum. A takowe znajdowało się w książce... - uderzyła się dłonią w czoło, rozzłoszczona - ...której ze sobą nie wzięłam. Jest szansa, że tamten gość od eliksirów mógł korzystać z tej samej księgi.
 - Czyli musimy po prostu włamać się do ich siedziby i spuścić im łomot! Napaliłem się! - Natsu triumfalnie skoczył na posłanie, płonąc.
 - A wiesz może, co z tym gościem? - Gray wskazał na Elfman'a. Zdążył zasnąć, lecz wciąż zachowaniem przypominał nieszkodliwego człowieka, w dodatku strachliwego. - Czar rzuciły jakieś dwie identyczne do siebie dziewczyny. - streścił, co pomogło Levy w filozofowaniu. Wszystko układało się powoli w jedność...
 - Starożytny czar Yin & Yang... - usiadła w tureckiej pozycji na podłodze, wyjmując z kieszeni sukienki długopis i pisząc nim coś na ziemi. Mniejsza, że burmistrz się zirytuje - nie daje znaku życia od kilku godzin. Pierwszy malunek przedstawiał symbol Yin & Yang, z kilkoma podstawowymi informacjami na temat obu stron. - Jeżeli dwie, odmienne od siebie zupełnie osoby, lecz mające silną więź osoby go opanują, mogą przemienić osobowość danej ofiary. Każda cecha zamienia się ze swoją odwrotnością. To dowodzi, dlaczego Elfman jest...jaki jest.
 - A można to jakoś cofnąć? - spytała Mirajane, już uspokojona. McGarden zastukała kilka razy spodem długopisu o podłogę, kontynuując rozmyślania.
 - Według tego, co wiem, Ci, którzy rzucają czar, mogą cofnąć urok...
 - Więc mamy plan. - oznajmiła Erza, poprawiając ochronną część zbroi, przypiętą do lewej dłoni - Ktoś z nas musi udać się z Levy do ich siedziby i odnaleźć księgę, by móc przyrządzić antidotum. Reszta pójdzie do lasu odszukać pozostałych członków Tartaros...
~ * ~
Nad ranem, las był nadzwyczaj spokojny. Żadnych hałasów, ani spacerujących ludzi. Bez huków owiec i nieustannego dźwięku "cudownej piosenki" świerszczy. Ciszę przerwały szelesty na tutejszej, niezbyt wielkiej polanie. Tej, przy której stała wieża - pozostałości po legendarnym zamku. Z cienia wyszła grupa ludzi. Wcześniej już znany, zamaskowany mężczyzna oraz dwie tajemnicze dziewczyny. Prócz tego szły jeszcze dwie osoby - młodzieniec o kruczoczarnych włosach, z różnokolorowymi pasmami, wśród których przeważał róż. W czarnych szatach i rękawiczkach ze skóry. Wokół prawego nadgarstka zawieszony był srebrny łańcuszek. Druga kobieta przypominała jego siostrę - także miała niebieskie i bystre oczy. Bardzo długie, czarne włosy powiewały na wietrze. Na lewym ramieniu błyszczała srebrna bransoleta, z wyrytymi trzema napisami w nieznanym języku. Zrobiona z lekkiego materiału, czarna suknia posiadała lekko przyduże rękawy, odsłaniające ramiona, a twarz zakrywał welon w barwie ogółu stroju. A ta kobieta - imieniem Thalia - trzymała w dłoniach szklaną kulę lacrimy, z widocznymi sylwetkami grupy Magów. Dwoje leżało w łóżkach, rannych. Jeden - mężczyzna, o białych włosach, z blizną przy oku - kulił się ze strachu, a dziewczyna przypominająca jego damską wersję rozpoczynała etap przemiany. I jeszcze jedna wyglądała, jak oni - zdeterminowana, lecz smutna kobieta z długimi lokami, w ciemnoróżowej sukni. Thalia uśmiechnęła się na ten widok.
 - Widać, że plan idzie, jak należy... - wyszeptała, mocniej ściskając kulę. Pod wpływem siły pękła na tysiące kryształowych kawałków, unoszących się w powietrzu i opadających na ziemię. - Opadli ludzie, jak płatki śniegu, zrzuconego z nieba...Jak krople deszczu, czekające na śmierć...Pora zacząć kolejną część.
 - Mam przeprowadzić kolejny szturm na wioskę? - odezwał się ciemnowłosy, powodując pasrknięcie dziewczyny, zwanej Yin. Dopiero teraz zauważył, że przywiązała do bransoletki pełnej ćwieków linę. - Co Cię tak śmieszy? - spytał spokojnie, wkładając dłonie do kieszeni płaszcza. Yang uśmiechnęła się, odgarniając za ucho grzywkę białych włosów.
 - Chodziło jej najwyraźniej oto, drogi Yami, że za dnia Twoja magia jest bezużyteczna... - oznajmiła cicho, wciąż w anielskim nastroju. Yami prychnął pod nosem, odchodząc od pozostałych. Yin usłyszała za sobą serię głośnych warknięć, nie należących do ludzi. Zdenerwowana pociągnęła mocniej za swoją linę, najwyraźniej raniąc monstra, targane za sobą. W ciemności drzew błysnęły czerwone oczy. Zamaskowany Mag wyciągnął ze swojego skórzanego paska, do którego przypięte były eliksiry, białą kredę. Mieniła się niebieskimi iskrami. W błyskawicznym tempie ukończył rysowanie na ziemi magicznego kręgu.
Minęła minuta.
Poranne słońce zaniknęło, przemieniając się w księżyc.
Walka się zaczęła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Let's get it started, huh! Let's get it started, hey! 

Wreszcie piątek - czyli weekend, który serio jest mi potrzebny. A to dlatego, że wczoraj było zebranie z rodzicami - zmora każdego ucznia, bo nie ważne, jak dobry, i tak pozostaje pewien stres z tym związany. Tak było ze mną, bo chociaż mam dobrą średnią i oceny, to rodzice i tak byli trochę źli o trójkę z polskiego. Sama muszę się teraz z tego na czwórkę na koniec wyciągnąć, bo sobie nie wybaczę. ;_; Albo utworzę swój własny polski, gdzie liczą się moje prawa pisania i są moje typy lektur - takie najlepsze rozwiązanie! xD No ale cóż, przeżyłam, źle nie jest. :3 

Oznajmiam także, iż - jak dobrze pójdzie - dzisiaj ukończę pisanie finałowego rozdziału tej sagi i zacznę rozmyślania (bądź od razu rozpoczęcie) trzeciej. Mam już pewien pomysł, ale jeszcze poczekacie, zanim go zdradzę... >:D   

EDIT: Dodałam nową ankietę, odnośnie tych zapowiadanych od dawna one-shot'ów. Póki co mam ich cztery - a raczej pięć, lecz ten ostatni postanowiłam jakoś wykorzystać w opowiadaniu. >:D  

2 komentarze:

  1. Niezła akcja z Lisanną i Elfmanem... szczególnie z nim ^.^ Chciałabym go zobaczyć w takiej strachliwej wersji ;p Czekam na ciąg dalszy :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Woooow! Ty to masz pomysły! Wciągający rozdział, gratuluję ;)

    OdpowiedzUsuń

Bo czarodzieje zostawiają po sobie ślad. :D

Wyżsi Rangą