Autor: Alex
Główni bohaterowie: Fairy Tail
Raiting: T
Fabuła: Chyba wszyscy znają serię How It Should Have Ended - seria krótkich filmików, przedstawiających alternatywną wersję zakończenia danej produkcji. A co by było, gdyby przedstawiono takie wersje w opowiadaniu serii Fairy Tail? Jak mogłyby w humorystyczny sposób zakończyć się znane nam sagi?
Saga Macao
Lecieli. Nie orientował się już, jak długo.Co się teraz dla niego liczyło?
Uratować ją.
Nie znał Lucy zbyt długo - właściwie, nie minął nawet dzień od ich pierwszego i zapewne ostatniego spotkania. Harpagon to miasto portowe w Magnolii, jedno z nielicznych, w którym można bez problemu zaopatrzyć się w łodzie i przyjemne towarzystwo. Sęk w tym, że nie znajdzie tu jednego. Magii. Dla niego nie było to problemem, w końcu zabawił tutaj całkiem przypadkowo - gdyby nie to, co zamierzał teraz zrobić, już dawno leżałby na hamaku w swojej chatce, rozmyślając nad nowymi rodzajami ryb z Happy'm. Lubił łowić - nawet bardzo. I co rusz w Sciliorze znajdował nowe gatunki tych oto stworzeń. Nie ważne, że zagrożone - było, co jeść, prawda? Plan na czas najbliższy - uratować Lucy z rąk tego niegodziwca, Bory, a później wrócić do gildii i zemścić się na tym idiocie, od którego wydobył informacje na temat Igneel'a.
Happy służył za jego "transport" - choć nie tak określał przyjaciela za czasów dzieciństwa. Po prostu jego magia, zwana Aerą, była bardzo przydatna, zwłaszcza, że Natsu nie tolerował pociągów, samochodów i innych tego typu maszyn. Ba - zwyczajne niesienie przez kogoś na rękach przyprawiało go o mdłości!
- Jesteśmy, Natsu. - wybudził się z zamyślenia na temat własnej osoby, słysząc głos niebieskiego kota. Bo był kotem...prawda? Wyglądał jak kot, jadł jak kot...Nie ważne. Przelatywali tuż nad eleganckim jachtem, należącym do Bory i jego szajki. Bora...wydalony z gildii Titan Nose za używanie zakazanej kilka lat temu magii uroku. Światło księżyca padało tuż nad konstrukcją, a przez okna przelatywały neonowe kolory. Pewnie odprawia jakieś rytuały hipnozy...pomyślał właściwy Salamander, zlatując niżej i opuszczając progi Happy'ego. Złapał się nerwowo za usta, podtrzymując napływające mdłości - nie uchroniło go to przed pozostawieniem drobnej niespodzianki na podłodze. Zebrał w sobie ostatnie siły, wykopując drzwi wejściowe do największej kajuty. A to, co zobaczył...
- Że co, do jasnej cholery!? - wyklinał tak przypadkowe słowa na widok tego, czego nikt by się nie spodziewał. Neonowe światła przechodziły ze specjalnej, srebrnej kuli, zawieszonej na suficie. W pomieszczeniu, udekorowanym, niczym na przyjęcie z wyższych sfer, tańczyły wszystkie dziewczyny, Bora oraz jego pracownicy. Czyli...nie chciał ich wszystkich uprowadzić? To była tylko impreza!? I dlaczego Lucy wykonuje jakieś dziwne ruchy na jednym ze stolików, pozbawionym w przeciwieństwie do innych zastawy. Zobaczył koniec śnieżnobiałego obrusu, wystający przez otwarte okno. No tak...ktoś tu najwyraźniej potrzebował miejsca do tańczenia. I ten ktoś użyczył sobie stolik, ówcześnie pozbawiając go sprzętu. Natsu mógłby albo "uratować" Heartfilię, albo podbiec do balkonu i pozbyć się kolejnych nawrotów dzisiejszego obiadu. Łatwo się domyślić, co uczynił...
Saga Daybreak
Zadawał sobie teraz tylko jedno pytanie......po co zaprowadził ją do Fairy Tail?
Ich najnowsza misja pozornie wydawała się bardzo prosta...i na dodatek opłacalna. Tak dobrze, że całość starczyłaby na wszystko, czego mogliby na chwilę obecną zapragnąć. Natsu i Happy...ah, już widzieli te wizyty w najelegantszych restauracjach. Oni dwoje, siedząc przy najlepszym stoliku i delektując się najznakomitszymi potrawami...Najlepsze jest to, że obyliby się bez gonitwy z właścicielem lokalu, żądającego zapłaty, której zrealizować nie mogli. Lucy za to opłaciłaby czynsz na kilka miesięcy - i przestałaby marudzić w gildii o swoich brakach finansowych. No właśnie, Lucy...to teraz ona im najbardziej wadziła. Mieli wykraść tylko jedną książkę z rezydencji niejakiego Duke'a Everlyue'a. "Daybreak". Po kilku niepowodzeniach dotarli do biblioteki - całkiem okazyjnej. Na tyle, że nie znaleźliby w te kilka minut lektury o nazwie "Daybreak"...ale były gorsze rzeczy. Lucy, biegająca od jednego regału do drugiego z miną seryjnego szaleńca. Książki leciały w powietrzu - te ciekawe wpadały w ręce dziewczyny, przeglądającej każdą z osobna, zaś te, które nie przypadły jej do gustu kończyły w różnych miejscach. Najczęściej na głowie Natsu.
- Em...mam jedno pytanie. - różowowłosy odwrócił głowę od kłopotliwej towarzyszki, zerkając na niskiego mężczyznę w średnim wieku. Elegancki garnitur, ulizane, kasztanowe włosy i "ekstrawagancki" wąsik...to na pewno ten Everlue. Póki co nie sprawiał problemów, jednak na wszelki wypadek pięść Salamandra zapłonęła, uniesiona w górę. A Duke kontynuował. - Wiem, że to moja rezydencja i równie dobrze mógłbym teraz przywołać Virgo, by was stąd wygoniła, ale...jak z nią wytrzymujesz? - w odpowiedzi, młody Mag wzruszył ramionami. Gdy Lucy wyskoczyła ze sterty ksiąg, wykrzykując pełne fascynacji i radości "Znalazłam!", płomień poleciał prosto na "skarb". Na żółtą książkę, z napisanym czarnymi, pogrubionymi literami "Daybreak", poleciała wcześniej przywołana kula płomieni. Podręcznik przeobraził się w proch, a Lucy - wciąż z wyciągniętymi ku górze rękoma - wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać.
I dobrze.
Saga Lullaby
Nie tak to miało wyglądać...Pozornie wszystko przebiegało, jak każdego dnia. Wieczór. Las. Zapalone ognisko, obóz, przyjazna atmosfera, misja dobiegająca końca...Natsu i Gray - nadzwyczajnej w świecie - obrzucali się na prawo i lewo coraz to dziwniejszymi wyzwiskami. Erza uspokajała ich na krótko jednym krzyknięciem...i nie tylko ona. Zirytowana Lucy też potrafiła co-nieco pokazać...
...szkoda tylko, że w tak krępującej sytuacji.
Przywiązani wszyscy razem do drewnianego kijka i obracani bez przerwy dookoła własnej osi, nad garścią palącego się drewna...Nie tak plan przechwycenia Eisenwald miał się zakończyć.
Saga Galuna
Wreszcie ta przeklęta misja dobiegła końca...Lucy postanowiła sobie jedno. Nigdy więcej zadań Klasy S. Mimo, iż w Fairy Tail jest od niedawna, w tak krótkim czasie przekonała się o niskim stanie własnych umiejętności. Przynajmniej na chwilę obecną. Nawet o tym nie myślała - bardziej interesował ją ten złoty kluczyk do Bramy Saggitarius'a, który teraz dzierżyła dumnie w dłoni. Nad ranem przypłynął piracki statek - oczywiście pod wodzą Erzy Scarlet, wściekle łypiącej na klęczącego Natsu i Happy'ego. Nie codziennie Magom "odbija" na tyle, by zabierali nieodpowiednie dla swojej rangi zadania. Wszystko było teraz na swoim miejscu, czyż nie? Na Wyspie Galuna nareszcie nastał zasłużony spokój - mieli pojazd, mogli bezpieczne wrócić do domu...ale kogoś brakowało.
- Gdzie jest Gray? - Erza na moment opuściła całującego piasek, niczym najukochańszą rzecz na ziemi, Natsu. Nie lubił podróży statkami prawie tak samo, jak pociągiem. Faktem jednak jest, iż od kilkunastu minut po Lodowym Magu nie było żadnego śladu...dopóki z wnętrza lasu nie rozległ się przeraźliwy dźwięk. Krzyk...to na pewno był krzyk... - Idziemy! - zawołała. Nie czekając, cała drużyna rozpoczęła bieg w kierunku odgłosów. Stawały się coraz gorsze...i gorsze...aż zauważyli przyczynę. Gdzieś poza terenem wioski, kilka dziewczyn z Galuny - w demonicznej formie i rytualnych maskach - krążyło dookoła totemu. Bardzo starego, może jeszcze za czasów starożytności. A któż inny mógłby być do niego przywiązany, jak nie Gray i kartka z napisem "We Love Ice-Mage"?
- Błagam... - wyszeptał, spuszczając głowę. Był zarumieniony? Nie...to najwyraźniej tym nagłym fankom zachciało się zrobić ranę na jego czole i z niej sączyć...krew!? - ...pomóżcie, one są nienormalne...
Saga Phantom Lord
...Czy oni nie mieli czasem jakiegoś zadania do wykonania?Nie wiedzieli. Głównie ze względu na brak zegarka.
Krople deszczu obijały się o szyby tutejszej kawiarenki - póki co, opustoszałej do samego końca. Ludzie nie chcieli przebywać w jednym budynku z potężnym Czwartym Elementem, który - zamiast pracować na zlecenie Mistrza - zajmował jeden ze stolików, zajmując się swoimi sprawami. Milczeli - cała czwórka. Aria kończył właśnie opróżnianie ostatniej paczki chusteczek, odrzucając ją za siebie na całą stertę podobnych białych pudełek, z jasnoróżowymi kwiatami w ozdobie. Juvia próbowała - bez skutku - naprawić swój różowy parasol, mamrocząc pod nosem niemrawe "kapu, kapu, kap". Totomaru...on wolał siedzieć z nogami narzuconymi na stół, wsłuchując się w nowoczesną melodię najnowszych słuchawek z esencją magii muzyki. A Sol...on tylko przeglądał katalogi geograficzne, w poszukiwaniu kraju, zwyczajami podobnego do tych, które on sam przyjmował. Ale nie każdy musi lubić ciszę i już chwilę później lider Czwartego Elementu, elitarnej drużyny Phantom Lord, zadał pytanie. A mianowicie...
- ...jaka jest wasza ulubiona pora roku? - tak szybko, jak wypowiedział te słowa, tak w równym tempie Magowie odpowiedzieli. W tej samej kolejności, w której zostali wymienieni wcześniej. - Jesień.
- Zima.
- Lato.
- Wiosna, non, non, non!
Wiadomym było, do czego aż taka różnorodność zdań doprowadzi...szczęście dla niewinnych cywili, że kawiarnia była wtedy opustoszała. Każdy Mag zawzięcie bronił swojego zdania - nie miało to pozytywnych skutków. Totomaru w złośliwości podpalił ostatnią, pozostałą do użytku chusteczkę Arii - nie spotkał się z kontratakiem. W końcu teraz lider grupy musiał trzymać magię w odpowiedniej ilości, zamiast wdawać się w bójki z mniej ważnymi ludźmi...no właśnie, dlaczego on utrzymywał magię? I tak wszystko skończyło się na tym, że Juvia - po tym, jak Sol zakopał pod ziemię jej parasol - zerwała Totomaru słuchawki z uszu i wyrzuciła przez okno, ówcześnie je rozbijając. Prawie doszło do batalii na pięści, gdy o czymś sobie przypomnieli...nie mieli czasem brać udziału w najeździe na Fairy Tail?
Saga Loke
Chyba jednak jej starania skończą się fiaskiem...Obiecała, że mu pomoże...prawda?
To dlaczego w takim razie stała teraz tutaj, nad wodospadem, w letnią noc - obserwując, jak jej przyjaciel zanika, rozsypując się na tysiące złotych iskier!? Co jeszcze ma zrobić, by przekonać widniejącego wśród chmur na nocnym niebie Króla Gwiezdnych Duchów? Przywołała wszystkie stworzenia z kluczy, które posiada. Wykrzyczała każdy dobry uczynek, wyrządzony przez Loke'a, od kiedy tylko przybyła do Fairy Tail...Jak ma tego starca przekonać!? Cisza przeciągała się, z nutą niepewności. Mężczyzna, niegdyś będący najpotężniejszym ze zodiaku, leżał teraz na kamienistej ziemi, słabnąc. Gwiezdne Duchy - tworząc półokrąg - były coraz bardziej niepewne planów swojej właścicielki. Niepewne, to mało powiedziane. Na usta Aquarius cisnęły się coraz gorsze wiązanki przekleństw w stronę blondwłosej czarodziejki, Virgo z zażenowania zaczęła bawić się kajdankami przykutymi do jej nadgarstków, a Taurus ledwie powstrzymywał się przed podbiegnięciem do Lucy i zdarciem z niej wszelkiego materiału. Co robił sam obiekt zainteresowań? Stał w luźniejszej pozycji, ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i naburmuszonym wyrazem twarzy. Władca Gwiazd westchnął, jakby ze zrezygnowaniem - nie wiedział bowiem, co począć z Lucy Heartfilią, tą, która przywołała go tylko po to, by ułaskawić zużytego Ducha...Mógł sobie sprawić nowego, prawda? ... Jak się robi Duchy?
- Podaj mi choć jeden powód, dla którego mam go ułaskawić. - rzekł w końcu, posyłając siedemnastolatce złośliwy uśmieszek. Lucy początkowo zirytowała się jeszcze bardziej - przecież jeszcze kilka minut temu podała mu całą masę powodów! Otworzyła usta, by kontynuować kłopotliwą dyskusję, kiedy to Król kontynuował serię pytań. Tupnęła niedbale nogą, wracając do poprzedniej pozycji. - I nie - nie chodzi mu tutaj o te "niby dobre uczynki" z gildii. Zrobił coś dla Ciebie, że tak go bronisz? A może nasz Leoś znalazł sobie przez te trzy lata dziewczynę? - w tym momencie zwrócił się bardziej do rudowłosego, niż Lucy. Wciąż uśmiechnięty, jakby cała ta sytuacja była jednym, wielkim żartem. Lucy miała już tego wszystkiego serdecznie dość. Król nie zauważył, kiedy to wszystkie przywołane Duchy zniknęły w świetle, wraz z Loke'm. Lucy wymamrotała coś pod nosem, zaciskając dłonie w pięści i ścieżką w dół opuszczając wodospad. Król? Król tylko śmiał się w najlepsze... - Doprawdy, Leo, zapewniłeś mi świetne przedstawienie, wracasz...pomyślał, także znikając.
Saga Wieża Niebios
Cisza...Cisza...
I jeszcze raz - Cisza!
Gwiazdy migotały wesoło na niebie, ocean był dzisiaj zadziwiająco spokojny. Atmosfera całkiem odmienna od tej, która panuje właśnie w Wieży Niebios. Już nie potężnej, kamiennej konstrukcji, położonej około kilometr dalej, na małej wysepce. Efekt Etherion'u zrobił swoje - przeobraziła się w wysoką "wieżę", utworzoną z tysiąca, jak nie więcej, kryształów o jaskrawo błękitnym zabarwieniu. Gdzieś tam rozgrywała się bitwa ostateczna - wewnątrz pozostali tylko Natsu, Erza, Simon...i oczywiście Jellal, Jaśnie Pan, który był odpowiedzialny za całe zamieszanie. Czekanie na rozwój sytuacji nie należało do przyjemnych czynności - zwłaszcza, że jedyną wolną i w miarę bezpieczną przestrzeń stanowiła niewielka, drewniana łódka. Lucy nie mogła już wytrzymać otaczającego ją towarzystwa - Gray po raz kolejny stracił ubrania, a Juvia z zachwytu o mało nie wpadła do głębin. Shou zmartwiony wypatrywał czegoś za horyzontem, Millianna z nieznanych przyczyn miauczała do księżyca...nie mogła pominąć Wally'ego, rzucającego w stronę Happy'ego wiązankę całkiem okazałych przekleństw, których nawet Heartfilia po dłuższym pobycie w Fairy Tail nie znała. W końcu przyszło co do czego i sytuacja się uspokoiła, gdy usłyszeli donośny huk - dochodzący oczywiście z Wieży.
- Co to było? - Millianna, jakby na zawołanie, zareagowała strachem. O ile wcześniej klęczała na krawędzi łodzi, tak teraz kuliła się przy rufie, z dolegliwościami w postaci drgawek i niezrozumiałego majaczenia. Czy to spadająca gwiazda leciała, tam na niebie? Nie wiadomo...była trochę większa, wręcz masywna. I miała taki ludzki kształt...
- Eee... - Gray spojrzał po twarzach milczących przyjaciół. Każdy z nich błądził wzrokiem dookoła, niektórzy wciąż zatrzymali się przy martwym punkcie, w który nieznany obiekt trafił. - Powinniśmy się tym przejąć?
...
Cisza.
- Nie...
- Nie, nie sądzę.
- To nie Erza, nic jej się nie stanie.
...
- Dlaczego to nie mogła być Panienka Lucy...
- Przestań!
Saga Festiwal Walk
- Nie wierzę... - wymajaczyła, ledwie utrzymując się na własnych nogach. Promile z ostatnich godzin zrobiły swoje. - Nie wierzę, ja w to normalnie nie wierzę! - wrzasnęła jeszcze głośniej. Chociaż teoretycznie powinna już dawno leżeć na ziemi, to mentalnie wciąż myślała, jak należy. - Pierwszy raz, kiedy wszyscy są upici, ja jestem trzeźwa... - wyszeptała, szybkim ruchem przysuwając w swoją stronę krzesło i siadając na nim. Z okolicy barku widziała dokładnie, co dzieje się na terenie gildii. Niepewnie poprawiła malutkie skrzydełka, przypięte do jasnoróżowej sukienki - nie dobrze było jej od tej słodyczy i świecidełek, które stanowiły strój do karcianego powozu. Po Festiwalu Plonów odbyła się Fantasia - a po Fantasii impreza w kwaterze. Nie wiedziała, skąd, ani kiedy pojawiło się tutaj tyle alkoholu. Wiedziała tylko jedno - od czasów przygotowań wypiła tylko kilka kieliszków, podczas gdy reszta Magów opróżniła już paręnaście beczek.Co rusz, obok przechodził ktoś, kto przesadził. Przeważnie albo majaczył, dolewając więcej i padając na ziemię...albo padając od razu, nim doszedł do składu. Kto włamał się do jej skrytki? Oczywiście Laxus, który przed odejściem z gildii postanowił zarobić, sprzedając jej zapasy. Najchętniej walnęłaby go w tą pustą głowę...gdyby miała choć trochę siły, by powstać. Nie robiła zatem nic innego - po prostu siedziała i obserwowała widowisko. Na początek przyjrzała się trzem kandydatkom z konkursu miss - Lucy, Bisca i Levy zajmowały jeden z nielicznych stolików, które nie leżały roztrzaskane pod ścianą. Śmiały się przy tym tak głośno, że w normalnych okolicznościach usłyszałaby je połowa tutejszej dzielnicy. No ale w noc Fantasii wszyscy balowali - jedni mniej, a inni bardziej hucznie. Różowo-białe sukienki, upodobnione do tych noszonych przez cheerleaderki, od dobrych dwóch godzin były wygniecione i bez blasku, zaprezentowanego na paradzie. Macao i Wakaba - zamiast kłócić się, jak na co dzień, o zarobki - urządzili konkurs picia. Oczywiście zapomnieli o biednej Canie, tęskniącej za smakiem alkoholu. Alzack, Jet oraz Droy ćwiczyli "sztuki podrywu" - niekiedy spoglądając w stronę naszych missek. Nawet Mirajane przestała się hamować, kiedy to bez opamiętania bawiła się magią transformacji, siedząc na ramieniu Elfman'a. Swoją drogą...
- Elfuś, dlaczego wykrzykujesz "Sparta"? - spytała niemrawo samą siebie, dotykając na ślepo dłonią blatu barku. Pustego, bez chociażby szklanki z ostatnią kroplą.
Natsu, Gajeel i Gray toczyli kolejną batalię - jak zawsze, z tą różnicą, że teraz dookoła latały przedmioty, zarówno użytku gildii, jak i te osobiste. Jaśnie Juvia wzięła sobie do serca rolę królowej lodu, bo teraz to ona zarządzała pojedynkami, siedząc na pozostałościach po tronie z parady. A co się stało z Makarov'em i Erzą?
- Oj, spodziewałam się, że wygonicie tego palanta, zamiast z nim pić... - wymamrotała z lekką chrypą, spoglądając ostatni raz na alkoholową skrytkę. Gromowładni powrócili do dawnych nawyków, Mistrz i Tytania pili gdzieś na tyłach, a Laxus? - Satysfakcja, satysfakcja...Dawaj mi moje sake!
Saga Oracion Seis
Kłótnie, kłótnie, kłótnie wszędzie!Skaliste tereny, nieopodal lasu. Dość spora grupa Magów, z czego Lamia Scale i Blue Pegasus zniknęły, a na miejscu pozostało Fairy Tail z dwoma członkiniami Cait Shelter. A na domiar złego oni - armia, przysłana przez Radę Magii. Szczerze mówiąc, gdyby nie prawo, Lahar już dawno stałby w płomieniach. Kłótnia toczyła się bowiem o Jellal'a - jedyną osobę, która nie należała do żadnej z podanych organizacji. Wręcz przeciwnie - przestępca, który teraz nie mógł sobie przypomnieć praktycznie nikogo. Rada chciała go pojmać, a Fairy Tail - wręcz przeciwnie, zażądało od niego wolności. Batalia słowna stawała się coraz ostrzejsza, a nikt nie zauważył, kiedy to Salamander biegł w kierunku dowódcy, z podpalonymi pięściami i bojowym wyrazem twarzy. Słowa, jakie wydostawały się z jego ust - zarówno podczas planowania ataku, jak i przerwania go przez Gray'a - nie należały do cenzuralnych, sam kamerzysta musiał co sekundę pikać. Właśnie...co tu robi kamera?
Ostatecznie decyzja miała należeć do Erzy. Osoby, która była dla Jellal'a najbliższa w tym gronie. Stała niepewnie, ze złączonymi dłońmi. Nieśmiało spoglądała to na przyjaciół, to na armię...na Jellal'a już w ogóle. Wzrok wbiła w ziemię, próbując przemyśleć wszystko, co Fermandes zrobił. Groźby pod pretekstem jej przyjaciół...Kłamstwa...To, jak chciał ją oddać "w ofierze"...Zabicie Simon'a...Zdecydowała. Podniosła wzrok. Spojrzała w oczy Lahar'owi, a następnie...po prostu poszła w odwrotnym kierunku, z obojętnością machając dłonią.
- A bierzcie go.
Saga Edolas
Gdyby tylko był odważniejszy...z pewnością powiedziałby, co myśli o tym wszystkim.Kwatera, którą cały dzień przenosili na swoje miejsce, bardziej przypominało rosłe drzewo o pozieleniałej korze. Różniło się tylko małymi drzwiczkami wejściowymi oraz zawieszoną nad nimi, pomarańczową tabliczką z białym logiem, narysowanym kredą. We właściwe miejsce dodarli dopiero późnym wieczorem. Królewskie Miasto znajdowało się dobre kilkadziesiąt kilometrów, a gdyby nie poganiania damskiej kadry edolańskiego Fairy Tail - cóż, z pewnością ta podróż zajęłaby im więcej, niż dzień. A teraz? Cóż...teraz wszyscy praktycznie spali. Wszyscy, poza chłopcami, którzy - nim sami udadzą się na spoczynek - muszą posprzątać w sali głównej. Niezliczona ilość nagłych teleportacji, a teraz droga przez mękę z pewnością nie oszczędziły leżących dookoła mebli. Godziny mijały, a coraz więcej osób łamało podyktowane im zasady - w końcu na miejscu zostali już tylko Natsu Dragion i Gray Surge. Oboje nie byli już skorzy to rozmów. Gray, nie zważając już na swój osłabiony organizm, zrzucił z siebie całą górną część garderoby. Wprawdzie odniósł przy tym kilka drgawek, lecz - kolejne wizje stawały się coraz bardziej kuszące. On, sam, bez tego kłopotliwego nakrycia - w stronę damskiej części kwatery, zmierza do tej jednej, jedynej sypialni...A tam czeka...
- Gray, o-ogarnij... - wyjąkał różowowłosy, siedząc na środku pomieszczenia. Nie lubił być brutalny. Przynajmniej nie, gdy w pobliżu nie ma jego ukochanego auta. A teraz, biedne, nie ma magii...i zapewne Lucy wyrzuci je na złom. Uroki nowego Edolas. Wrócił do wcześniej wykonywanej czynności - czyli prób naprawiania jednego z krzeseł, które nie przetrwało ostatniej ucieczki przed Łowcą. Próbował przymocować nóżkę do reszty mebla...ale bez skutku. - Wiesz, co Gray? Tego chyba się nie... - odwrócił głowę, spodziewając się, że ujrzy swojego przyjaciela, zmagającego się z inną pracą. Nic bardziej mylnego. Po Gray'u pozostała tylko sterta kurtek, szalików i swetrów. On serio tam poszedł? spytał siebie na początku, nim dostrzegł...że został zupełnie sam. Przynajmniej jest ciepło...pomyślał. I wtedy drzwi, wraz z okiennicami otworzyły się szeroko, wpuszczając do środka potężne podmuchy nocnego wiatru. Drgawki zmusiły go do skulenia się i zapięcia do końca czerwonej kurtki ze skóry. P-przynajmniej je-est...Ja-s-sno...zapeszył. Światła w tym samy czasie zgasły. A on został sam. - L-Lucy? G-G-Gray? ... C-Cana? Maca-ao? Ktokolwiek tutaj jest!?
Saga Tenrou
Szykowali się na koniec...Chwycili się za dłonie...
Wyczekiwali najgorszego - Acnologia zaraz pozbędzie się ich raz na zawsze. Tenrou zniknie z powierzchni Ziemi. A oni...wraz z wyspą...
Wydał ryk.
I...
Nic się nie wydarzyło.
Magowie początkowo stali w tej samej pozycji, z kurczowo zamkniętymi oczami. Otworzyli je dopiero po upływie pięciu minut, jak nie więcej - przyglądali się sobie po twarzach, próbowali cokolwiek dostrzec. Ślady zniszczeń...nic. Zero. Ale Smok nadal tam stał, jakby zdezorientowany.
Milczeli.
...
- Czy to ma być żart!? - spytali równocześnie. Awanturowali się, zebrani w grupę obserwowali, jak Smok Apokalipsy na nowo próbuje wydać ryk. Za pierwszą próbą odsunęli się do tyłu, jakby w obawie, że tym razem faktycznie zginą. Nic. Drugi - też nic. Kolejne starania przynosiły ponowne efekty. Nikt nie wiedział, że gdzieś tam, na pobliskiej wysepce znajdują się dwie kobiety. W świetle zachodu słońca, obserwowały Tenrou. Początkowo ze zmartwieniem - później ze zdezorientowaniem, a na końcu z radością. Więc się nie udało - Ultear i Meredy doskonale wiedziały, w czym rzecz. Bo przecież z łatwością mogły dostać się do opuszczonego poduszkowca Grimoire Heart, uderzyć Zeref'a w głowę, a tym samym pozbawić go przytomności, jak i władzy.
Saga X791
Wszystkiemu towarzyszyły krzyki i kłótnie - nie dziwne, skoro nieznana siła nagle wybudziła ich ze snu. Pełna dwudziestka Magów wymierzała pomiędzy sobą wzajemne oskarżenia, odnośnie wydarzenia, które - według nich - miało miejsce kilka godzin temu. Przybyła szóstka nie potrafiła nic wskórać, oznajmiając im, iż upłynęło...siedem lat. Nikt nie wierzył w to, że Bisca i Alzack - jak dotąd para zakochanych w sobie i nieśmiałych nastolatków - są małżeństwem i mają córkę. Nikt nie wierzył w to, że Jet dojrzał, a Droy doprowadził swoją osobę do stanu nędzy. Natomiast Max i Warren...oni zostali zignorowani. Skończyło się na wrzaskach i błaganiu o pomoc, płaczu, krwi, próbach ucieczki, niektórzy nawet omdleli. Nie tak nowo przybyła Mavis wyobrażała sobie pierwsze spotkanie z podopiecznymi trzeciej generacji...Saga Wielki Turniej Magiczny
*CAM1 SCENA 1: Prolog*Zaśmiał się podczas kończenia przygotowań - bo jakżeby inaczej, pytania do zwycięzców muszą być, prawda? Dla Bickslow'a była to świetna okazja do śmiechu...i oczywiście zarobienia kilku klejnotów od Mistrza. Pod warunkiem, że owe wywiady przejdą w miarę odpowiedniej atmosferze oraz schludnym miejscu. Pokoik nagrań nie grzeszył rozmiarami - każda ściana miała może cztery-sześć metrów, zrobione z cegieł, dopuszczały do środka wieczorny chłód. Drewniane drzwiczki od zewnątrz zasłonięte były bordowym prześcieradłem. Wewnątrz znajdowały się tylko trzy meble - fotele, oddzielone między sobą jedynie malutkim stolikiem z dwiema szklankami wody. Na koniec wszczepiona w odpowiednie miejsce kamera - tak, by widzieć "zaproszonego" rozmówcę. Podłogi nie było - zamiast niej trawa, w miejscu, na którym budynek wybudowano. Ah, ta tania siła robocza...
- Zaczynamy! - zawołał, nakładając srebrną przyłbicę i wysuwając język w stronę obiektywu. Widniał na nim czarny symbol gildii Fairy Tail - tej zwycięskiej. Magom, biorącym udział w ostatnim wyzwaniu turnieju, dano tylko kwadrans na uleczenie ran i przygotowanie do rozmowy. Bo tak, nikogo nie obchodził możliwy napad Smoków... - Mówi do was Bickslow, z Fairy Tail. Jedziemy z tym! - dodał na koniec. Nim światło z lampy naftowej zgasło, lalki Maga powtórzyły tylko jego ostatnie słowa...
*CAM1 SCENA 2: Wielce nieszlachetna Ty(r)
W większości Magowie musieli być wpychani do sali siłą...Nikt nie chciał dobrowolnie przeprowadzać wywiadów. Nie, kiedy bitwa o całe królestwo czaiła się w pobliżu. Ostatecznie jednak Mistrzowi Makarov'owi udało się udobruchać Drużynę Fairy Tail i tym samym nakłonić do pojedynczych odpowiedzi na specjalnie dobrane pytania. Kto padł na pierwszy ogień? Oczywiście liderka składu - w tym wypadku, Erza Scarlet. Trzeba było przyznać - tego wieczoru nie błyszczy tak samo, jak zawsze. Schludnie dobrany strój w postaci ciemnogranatowej spódnicy i białej bluzki z eleganckim kołnierzykiem nie pasował do obandażowanych ran i drewnianej kuli, która umożliwiała szkarłatnowłosej chodzenie. Pojedynek z Minervą, to jedno - ale przy samodzielnym starciu z Kagurą, jej stopa z pewnością nie powróci do dawnej świetności...Mimo wszystko, posłała do kamery przyjazny uśmiech, odgarniając do tyłu rozpuszczone włosy. Zajęła wyznaczone miejsce, ze spokojem czekając na pytania.
- Zatem, droga Erziu...
- Proszę, mów mi "Erza". - przerwała mu, wciąż nie tracąc gardy dobrego humoru. Bickslow wyszczerzył się, poprawiając wcześniejszy błąd i rozsiadając się na swoim fotelu, z narzuconą nogą na nogę. Dłonie trzymał na oparciach, radość najwyraźniej mu dopisywała.
- Zatem, droga Erzo... - kontynuował, już z bardziej oficjalnym akcentem. Choć...ten "oficjalny akcent" bardziej brzmiał, jak parodia. - Nie mamy dużo czasu, za moment najwyraźniej nadlecą Smoki... - "dzieciaczki" zaśmiały się cicho, lewitując za jego głową. Erza zignorowała przypomnienie o nadchodzącej tragedii, wysłuchując towarzysza z gildii. - Pytanie pierwsze: Ile trupów masz na kącie? - pozornie, taka sugestia mogłaby przestraszyć człowieka. Albo go zirytować - żadne z tych określeń nie pasowało teraz do panny Scarlet, zamyślonej i przechodzącej wzrokiem po suficie. Zamrugała kilka razy, postukała palcem o brodę ze skrzyżowanymi rękoma...i na powrót się uśmiechnęła.
- Jeden, może dwóch się przewinęło. Ogółem jednak nie lubię mordować tych, z którymi walczę. To niehonorowe, a i o tamtym jednym, czy dwóch wymsknięciach nie lubię zbytnio wspominać. - odpowiedziała, przybliżając się do oparcia fotela i odkładając na bok kulę. Lalki Bickslow'a zamilkły z lekka zdumione tą sytuacją, a ich właściciel...wciąż wyglądał, jakby miał się zaraz roześmiać. Odchrząknął, powstrzymując "napad" i wymyślając kolejne pytania o prywatne życie Erzy.
- Pytanie drugie:... - zamilknął. Cisza. Cisza, nadająca niepewność. Otworzył usta, wysunął na moment język, szczycąc się symbolem Wróżek. Zamknął je i przeszedł do mowy. - ...Jak bardzo zdesperowana jesteś, by zostać mężatką? - i znowu milczenie. Uśmiech po raz pierwszy od chwili zwycięstwa opuścił twarz Erzy, teraz zaczerwienionej po uszy i kulącej się na swoim miejscu. Słowa Bickslow'a dudniły jej w głowie, niczym jedna melodia. Jak bardzo zdesperowana jesteś, by zostać mężatką? Ona, zdesperowana!? Wcale nie! Tylko...lubiła patrzeć na suknie ślubne...I oglądać śluby...Nagranie z wesela Alzack'a i Biscii oglądała chyba setki razy...
- P-p-przejdźmy do ostatniego pytania! - odparła z lekkim zająknięciem. Wpierw była zestresowana odpowiedzią na drugi fakt, a teraz? Teraz aż się w niej zagotowało. Jakby wszystkie te negatywne uczucia pragnęły ataku. Ale nie...nie przy kamerach...a raczej kamerze. Mniejsza. Nie powinna teraz ukazywać złości, nie w takim stanie. Bickslow przyciemnił nieco lampę. Powstał częściowo z fotela, nachylając się nad stolikiem i Erzą. Spojrzał prosto w jej oczy. Brązowe, trzęsące się z powodu jakiegoś uczucia oczy.
...
- Czy nosisz coś pod swoimi zbrojami?
Spokój dobiegł końca. Pięść rozwścieczonej Tytanii dotknęła zarówno przyłbicę Bickslow'a, jak i jego głowę, twarz, brzuch...i okienko kamery.
*CAM2 SCENA 3: Zepsuta Lodówka!*
Wymienianie kamery nie było tak trudne, jak myślał. Nie, kiedy miał już opatrzone rany, a Erza została siłą wyprowadzona z pomieszczenia nagrań, nim doszło do gorszego czynu. Nikt nie chciał, by liczba trupów zwiększyła się do dwóch, czy trzech, prawda? Ostatecznie skończyło się na poprawianiu mebli, ułożenia kamery, jak i wizerunku samego prowadzącego. Zasiadł z powrotem na swoim fotelu, oczekując następnego gościa. Gray nigdy nie wyglądał na tak zmęczonego, jak teraz. Nie dziwne, skoro dzisiaj stoczył dwie walki, wymagające dość dużo siły. Nie miał nawet siły na zdejmowanie ubrań...ani ich dobieranie. Bo jak bluzka z motylkiem miała pasować do jego wizerunku? Nijak. Niech mam już to za sobą...pomyślał, zajmując wyznaczone miejsce. Bickslow od razu poznał po nim, że nie zamierzał zbyt długo rozmawiać. Miał teraz wybór: albo pośpieszy się z pytaniami, albo specjalnie przetrzyma go tu przez godzinkę. No, może dwie...Nie, nie będzie już taki chamski. Trzy szybkie pytania, niszczące wizerunek starczą. Niech tylko obejdzie się bez wymieniania kamery...Aż tak dużego budżetu nie ma.
- Więc tak, Gray... - nie wiedzieć, dlaczego, tym razem strój Bickslow'a - zamiast kompletu, przypominającego zbroję rycerza - przypominał ciemnofioletowy, przeszyty elegancją garnitur. Zacmokał kilka razy, ignorując zniecierpliwionego gościa. - O cóż by Cię tutaj spytać, co? Nie, to nie zalicza się do tych trzech pytań. - dodał natychmiastowo, co idealnie powtórzyły lalki. One także ucierpiały podczas wzrostu agresji u Erzy - część z nich miała widoczne rysy, niektórym poodrywano skrzydełka...
- Streszczaj się!
- No dobrze, już dobrze... - tylko tego brakowało. By zdenerwować Gray'a, jeszcze przed rozpoczęciem wywiadu...Namyślił się dobrze. Mam to! zakomunikował z radością w myślach, uśmiechając się chciwie i zacierając ręce. - Czy to prawda, że Twój nawyk do bycia per Zboczeńcem wziął się z treningów przy skąpo odzianej mentorce, czy też z przedawkowania plakatów do "Tygodnika Czarodzieja"? - Gray nie znajdował się w komfortowej sytuacji. O ile Erza dopiero w połowie zaczęła się denerwować, tak teraz młody Mag Lodu miał ochotę zadźgać Bickslow'a na samym starcie.
- Nie chcę na to odpowiadać. - rzekł z krótkim sykiem. Odwrócił wzrok na bok, przykładając pięść do ust. Oboje myśleli teraz o zupełnie odrębnych rzeczach: o co spytać następnym razem oraz jaki rodzaj walnięcia będzie najbardziej szkodliwy. Zielonooki zaśmiał się, poprawiając przyłbicę.
- Po drugie: ... - znów zamilknął. Dopiero mordercze spojrzenie Fullubuster'a przekonało go do szybszej reakcji, niż specjalnego przedłużania. - Jesteś napaleńcem, to wiemy. Czy to prawda, że teraz to napaleństwo przechodzi na pewną niebieskowłosą dziewoję z Twojej druży...
- Wymyśl coś normalnego! - wrzasnął, przerywając pytanie. Bickslow machnął dłonią na znak pokoju. Gray znowu musiał odsunąć się jak najdalej od spojrzenia kamery, by ukryć nagły rumieniec. Dla członka Gromowładnych - uśmiechającego się tajemniczo w stronę ukrytego sprzętu - była to idealna okazja do następnego pytania. Sięgnął dłonią do kieszeni garniturowych spodni, szykując się do ostatniej kwestii.
- Na sam koniec chciałbym spytać... - mówiąc to, wyciągnął poszukiwany przedmiot. Pognieciona kartka papieru, z niewyraźnie pisaną czcionką. Najwidoczniej ktoś wcześniej wyrwał ją z, na przykładzie, notatnika. Bickslow bez wahania zaczął odczytywać wiadomość. - Ostatnimi czasy wszystko jest dziwne. Zapałka i Śrubokręt znowu coś tam blablabla wariują i rozwalają blablabla Zapałka jest dojblablarzalsza i chyba jest w związku z bla, a mi się coś w miejscu serca i żołądka blablakręca. Blabla, nie wiem co się dzieje, bla. chyba się bla...
[.....]
Przepraszamy za usterki.
*CAM2 SCENA 4: Chyba śrubokręt gdzieś się zagubił, sialalalala...blabla*
Szczęście, że druga kamera okazała się znacznie wytrzymalsza od swojego poprzednika - pomijając już fakt, iż okienko musiało zostać sklejane specjalną taśmą. Nie każdy lubi oglądać filmy z pęknięciami po uderzeniach na pierwszym planie, prawda? Kolejna kwestia nieoczekiwanego szczęścia - ochrona, która natychmiastowo wyprowadziła czerwonego, jak Zapałkę i wkurzonego, jak Śrubokręt Gray'a z pomieszczenia. Bickslow uchronił się przed ranami i zmianą stroju, obiecując, że tym razem będzie nieco bardziej delikatny w pytaniach.
- Zacznijmy od czegoś delikatnego. - oznajmił na powitaniu, gdy tym razem miejsce rozmówcy zajął Gajeel. Redfox chciał stąd wyjść, pogłaskać Lily'ego i myślami powrócić do wieczornej kolacji przy świecach, żelazie i głośnej, metalowej muzyce. Bickslow spojrzał ukradkiem za siebie, jakby upewniając się, że ochrona w postaci pozostałych Gromowładnych - Evergreen i Freed'a - jest aktualna. Odchrząknął i rzekł: - Lily to dorosły kot. Jak zareagowałeś na jego romans z przytulającą go dnia czwartego tych jakże niezacnych igrzysk, niejaką Levy McGarden, zjeżdżając w dół wzgórza i mając randkę z niejakim cmentarzyskiem niejakich Smoków sprzed niejakich czterystu niejakich lat? - nie odpowiadał. Zirytowany odwracał co rusz wzrok, dłonią wodząc przy czymś za oparciem. Bickslow wychylał się na boki, by to "coś" ujrzeć - bo kto inny, jak nie Gajeel, próbowałby przemycić żelazo w papierku? Postawił jedną, jasną zasadę - nie odpowie na pytania Bickslow'a, choćby wytrącały go z równowagi. Ominą go trzy krótkie i niezbyt przyjemne dla jego osoby dialogi, a i... - Czy Twój dostawca żelaza wie, że podjadasz po nocach - a może sam osobiście Ci to zalecił, bo jest Twoim trenerem od bycia niejedynym facetem? - zacisnął mocniej palce na opakowaniu od "przekąski". Bez agresji, bez szaleństw...wmawiał sobie. Ale ostatnie pytanie doprowadziło do tego, że - gdyby nie nagła interwencja run Freed'a - Bickslow już dawno leżałby uduszony pod ścianą, z twarzą w sinych barwach. A mianowicie...
...Z kim byś spał, gdyby Lily'ego prąd trzasnął, a Levy - po ówczesnym wykorzystani...tylko tyle zdołał usłyszeć, nim rzucił się na znajomego z gildii Maga. Grunt, że kamera tym razem ocalała...
*CAM2 SCENA 5: Ale kurtki przeciwdeszczowej, to mi nie zostawili, chamy jedne...*
Wprawdzie uniknął uduszenia...ale nie zmieniało to faktu, iż jego szczęka - mimo noszonej przyłbicy - ucierpiała znacznie bardziej. Czy stracił jeden ząb? Jeszcze nie, choć czuł, jak kiwa się, obijając o sąsiednie - lód w woreczku, przykładany w miejsce bólu nic, a nic nie pomagał. Jak miał potraktować fant, że tym razem trafiła mu się Juvia - najspokojniejsza w tym gronie wariatów? Jeżeli jej nie wkurzy, to obędzie się bez obrażeń...ale on kocha wkurzać ludzi! Poprawiła czapkę oraz sukienkę, pozornie grzecznie zasiadając na swoje miejsce.
- Dobrze, zacznijmy jakoś tak spokojnie, bez kontrowersji i szału... - oznajmił. Uśmiechnął się dopiero po dłużej chwili, zajętej przez poprawę przyłbicy i odłożenie z trudem lodu. I nawet ten uśmiech nie lśnił, jak dawniej - obolały ząb rozruszał się z nieznanych powodów i opadł w przestrzeń jamy ustnej...czemu towarzyszyło niekontrolowane kasłanie. Juvia z niepewnością oczekiwała pytania. Bickslow powrócił do dawnej gardy, by móc kontynuować. - Nie należałaś do Fairy Tail od zawsze. Jak zareagowałaś na wieść o tym, iż Gray i niejaka Lucy Cosplay Heartfilia byli ze sobą...blisko? - jak to się skończyło? Tym, że jego woreczek na lód zniknął nagle ze stołu, znajdując się w posiadaniu Deszczowej Kobiety...ściskającej go tak mocno, że prawie pękał.
- Juvia odmawia odpowiedzi. - wysyczała, patrząc przed siebie, w ścianę. Okej, delikatne wkurzanie, sekwencja druga, zakodował w myślach, wymyślając coś następnego. Może już tak biednego Gray'a nie pomęczy...
- Czy to prawda, że Twoje imię znaczy "deszcz"? Jeśli tak - jak wielką winą obdarzasz swoich rodzicieli, gdy dowiedziałaś się, iż to oni wymyślili Ci imię? - pokręcił to tak bardzo, że worek w ostateczności pękł. Drobinki roztopionego lodu opadły na trawę, a sama "zainteresowana" wyglądała, jakby miała Bickslow'a zabić wzrokiem. - Na koniec... - zastanowił się. Co może być ciosem poniżej pasa? Już Cosplay'a nie wykorzysta, wkurzała go...Perfekt! - Ekhem, zatem...Jaka była Twoja reakcja na to, że Gray jest odmiennej orientacji i dyszy na platynkę z Lamia Scale?
- Że co!?
W oko, w ząb...nie. Ten cios był o wiele gorszy. Chciał poniżej pasa, to miał...
*CAM2 SCENA 6: Piorunochron by się przydał...*
...
Wywiad jest niedostępny, gdyż Laxus'a piorun trzasnął.
...
The End?
...
No. Not yet.
...
*CAM3 SCENA 7: Run, Lucy, Run!*
To wszystko działo się stanowczo...za szybko.
Kto był taki głupi, by umieścić kamerę w ścianie korytarza zamku? No kto!? Bo na pewno nie Bickslow, na pewno nie...
Coś tam przebiegło...
Wendy, Exceed'y...Natsu, ziejący ogniem we wszystkie strony...Mirajane, nawołująca Yukino...jacyś żołnierze z królewskiej armii...No i na samym końcu Lucy - tylko dlaczego jej ubrania się paliły, a ona wrzeszczała, jak opętana?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Run...Chapter, Run! Chapter - Run! Chapter, Run!
Dzisiaj - zamiast rozdziału z głównej fabuły - prezentuję wam moją wersję zakończeń poszczególnych sag w "Fairy Tail"! :D Wzorowałam się oczywiście na filmikach z serii How It Should Have Ended?, w których to głównie wykorzystuje się motywy z filmów / gier. Mam nadzieję, że te parodie przypadły wam do gustu. I przepraszam także za tak późne opublikowanie - wolałam z dwojga złego odczekać do końca tygodnia, a i z pisaniem mam ostatnio małe problemy. Nie brak weny, a rodzice, którzy zganiają mnie z laptopa, bo u nich odłączono internet. I tak oto nie mam możliwości do częstego pisania. :C
Jeżeli ktoś nie może się domyślić, o co chodzi w niektórych momentach - już wyjaśniam. :3 *uwaga, spoilery są tutaj...* Saga Macao - tutaj przekręciłam porwanie na jachcie Bory w prawdziwe przyjęcie, którego to bywalczynią stała się Lucy. Natsu próbował ją uratować, ale cóż - choroba lokomocyjna znowu wygrała. Daybreak - po krótce, zamiłowanie Lucy do książek może okazać się zgubne. Lullaby - jeżeli ktoś ogląda anime i wie, jak to twórcy lubią poprzekręcać i pododawać niektóre wątki - wie, iż grupa uchodźców z Eisenwald próbowała zjeść Happy'ego. Tutaj powtórzyłam sytuację...ale z całą drużyną. Galuna - cóż...psychofanki Gray'a wymyśliłam już jakiś czas temu. Widać to w tej historyjce, którą opublikowano na blogu Yashy. Psychofanki Gray'a są już wszędzie...Phantom Lord - cóż, tu głównie chciałam ukazać, jak roztrzepany (moim zdaniem) jest Czwarty Element. xd Loke = wnerw Lucy. Wieża Niebios - przedstawiam bliżej to, co działo się na łódce w trakcie wielkiej bitwy Erza x Jellal x Natsu. Festiwal Walk - wydarzenia z imprezy po Fantasii oczami Cany. Oracion Seis - jak Jellal trafił do więzienia według mnie, skoro Erza w kanonie na to pozwoliła...czego wciąż jej nie wybaczyłam. Edolas...Natsu, bojący się ciemności - to, co spotkało edolańskie Fairy Tail po odejściu tego ziemskiego. Tenrou - nieudany ryk Acnologii. A później X791 rok i histeria Magów z wyspy.
Na sam koniec najdłuższe - wywiady z członkami zwycięskiej w igrzyskach Drużyny Fairy Tail. Z pomocą w wymyślaniu pytań, które mogłyby ich najbardziej wkurzyć, przyszły mi: Yasha (oraz jej chłopak, który wymyślił ostatnie pytanie, dotyczące Gray'a i jego "związku" z Lyon'em...
Hahaha, poprawiłaś mi humor, nie ma co :D Wiedziałam, że to będzie genialne, ale nie ża aż tak xD Cały czas lałam się jak idiotka, uśmiech nie schodzi mi z twarzy!
OdpowiedzUsuńTo było świetne xD Czytam to drugi raz, a uśmiałam się jak cholera... Tobie takie rzeczy wychodzą po prostu genialnie xD
OdpowiedzUsuńAch, nie mogę... Bickslow, ty też jesteś świetny, wiesz? *Robi mu okłady z ldu i bandażuje go*
Bickslow : Ale czemu to ja najbardziej ucierpiałem?
Cóż... Tak chciała Alex... Mnie nie pytaj.
Buziaa ~~ <3
~Smexy Reneé
Hahahaha! Rewelacja! Hah! Nie no przebój. A te pytania... Komedia. :D Totalna komedia. Nie mogłam do końca dojść, bo za śmiechu z krzesła spadałam i podnieść się nie mogłam. xD Hah. Genialne! :D
OdpowiedzUsuń